Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Rzeczy Ostatnich: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Rzeczy Ostatnich»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Relacja Anny Blume z odrealnionego miasta-państwa gdzieś z początków przyszłego tysiąclecia wprowadza nas w koszmar fizycznego i duchowego upodlenia, beznadziejności. "Luksusem" jest możliwość zaplanowania własnej śmierci. Elektrowniami miasta są krematoria zwłok ludzi zmarłych z głodu i wycieńczenia; surowcem energetycznym tej skazanej na zagładę społeczności są także ludzkie ekskrementy; zbierający je "fekaliści" mają status urzędników państwowych. Annie udaje się utrzymać przy życiu i zachować godność dzięki wierze w wartość i moc słowa.

W Kraju Rzeczy Ostatnich — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Rzeczy Ostatnich», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Och, drogie dziecko – powiedziała nieznajoma, z wahaniem wyciągając dłoń ku mojej twarzy. – Skaleczyłaś się, dziecinko. Skoczyłaś staruszce na pomoc i zrobiłaś sobie krzywdę. A wiesz, dlaczego? Dlatego, że ja przynoszę pecha. Wszyscy to wiedzą, ale nie mają serca mi powiedzieć. A ja i tak wiem. Wiem wszystko, nawet to, czego nikt mi nie mówi.

Kiedy padałyśmy na ziemię, zawadziłam głową o kamień, więc z lewej skroni ciekła mi krew: nic poważnego, nic takiego, żeby trzeba było wpadać w panikę. Miałam już się pożegnać i odejść, ale na myśl o rozstaniu z nieznajomą poczułam bolesne ukłucie.

Może powinnam odprowadzić ją do domu, pomyślałam, dopilnować, żeby po drodze nie spotkało jej nic złego. Pomogłam jej wstać i przyprowadziłam wózek, który został po drugiej stronie placu.

– Ferdynand będzie wściekły – powiedziała. – Trzeci dzień z rzędu wracam z pustymi rękami. Jeszcze parę takich dni i będzie po nas.

– Tak czy owak powinna pani chyba wrócić do domu – stwierdziłam. – Przynajmniej na troszkę. W tej chwili i tak nie ma pani siły pchać wózka.

– Ale Ferdynand dostanie szału, kiedy zobaczy, że znowu nic nie znalazłam.

– Spokojna głowa – odparłam. – Sama mu wytłumaczę, co się stało.

Oczywiście nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, ale powodował mną jakiś przemożny impuls, nagła fala litości, głupie pragnienie, żeby zaopiekować się tą kobietą. Niewykluczone, że stare opowieści o ratowaniu cudzego życia mówią prawdę: gdy kogoś uratujesz, stajesz się za niego odpowiedzialny, i czy chcesz, czy nie, łączy was odtąd dozgonna wieź.

Powrót do jej domu zabrał nam blisko trzy godziny. Normalnie trwałoby to dwa razy krócej, ale Izabela szła tak wolno, tak niepewnie, że słońce pomału już zachodziło, gdy wreszcie stanęłyśmy u celu. Izabela nie miała „pępowiny” (podobno zgubiła ją kilka dni wcześniej), toteż wózek co chwila wymykał jej się z rak i odjeżdżał, podskakując na wybojach. W pewnym momencie jakiś człowiek o mało go nie ukradł, wiec postanowiłam jedną rękę trzymać na jej wózku, a drugą na własnym, co jeszcze bardziej spowolniło nasz marsz. Idąc skrajem szóstego rewiru ominęłyśmy ostrym łukiem pagórki rogatek w Alei Pamięci i powlokłyśmy się przez Sektor Urzędowy na Piramidalnej, tam gdzie mieszczą się dziś koszary policji. Izabela sporo mi o sobie opowiedziała – po swojemu, czyli chaotycznie, skacząc z tematu na temat. Jej mąż zarabiał dawniej malowaniem szyldów, ale wiele firm zbankrutowało, a przynajmniej tak podupadło, że nie mogło już sobie pozwolić na szyld, więc Ferdynand od kilku lat był bez pracy. Przez pewien czas ostro pił: pieniądze podkradał w nocy z torebki Izabeli albo kręcił się koło gorzelni w czwartym rewirze i czasem kapnęło mu parę glotów od robotników, których zabawiał tańcem i opowiadaniem śmiesznych historyjek, aż w końcu paru mężczyzn pobiło go i odtąd zaszył się w domu. Zaparł się, że nie wyjdzie, i dzień za dniem przesiadywał w małym mieszkanku, prawie się nie odzywając, nie dbając o to, czy on sam i Izabela w ogóle przetrwają. Uznawszy, że sprawy praktyczne niegodne są jego uwagi, pozostawił je żonie i bez reszty poświęcił się swojemu hobby: montowaniu miniaturowych statków w pustych butelkach.

– Są takie piękne – powiedziała Izabela – że właściwie ma się ochotę wszystko mu wybaczyć. Takie piękne stateczki, doskonałe miniaturki. Człowiek aż chciałby się skurczyć do rozmiarów szpilki, zakraść się na pokład i odpłynąć… Ferdynand jest artystą – dodała – więc zawsze był zmienny, nieobliczalny. Raz w euforii, raz w dołku: byle co wystarczało, żeby go pchnąć ze skrajności w skrajność. Ale gdybyś widziała, jakie malował szyldy! Zamówienia sypały się zewsząd, najrozmaitsze firmy chciały mieć szyld spod jego pędzla: małe domy towarowe, sklepy spożywcze, kioski z papierosami, jubilerzy, restauracje, księgarnie, mogłabym wyliczać bez końca. Miał własne atelier w śródmieściu, w dzielnicy starych magazynów: uroczy kącik. Dziś nie ma już śladu po tej pracowni, znikły piły, pędzle, puszki farb, zapach trocin i lakieru. Podczas drugiej czystki w ósmym rewirze wszystko to przepadło, raz na zawsze.

Nie rozumiałam połowy z tego, co mówiła, ale uzupełniając luki własną wyobraźnią i dopowiadając sobie to i owo ustaliłam, że miała troje lub czworo dzieci, z których jedne już nie żyły, a inne uciekły z domu. Kiedy Ferdynand stracił pracę, została szperaczką. Na zdrowy rozum kobieta w tym wieku powinna się zapisać do śmieciarzy, lecz ona, o dziwo, wybrała rupieciarstwo. Stwierdziłam bez ogródek, że gorzej już chyba zrobić nie mogła. Brakowało jej szybkości, sprytu, kondycji. Przyznała mi rację, ale zapewniła mnie, że jakoś nadrabia te niedostatki: pewien osobliwy instynkt mówi jej, dokąd i kiedy warto pójść, szczególny węch pozwala wynajdywać cenne przedmioty w miejscach, które inni lekceważą, jakiś wewnętrzny magnes wskazuje czasem właściwy kierunek. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale faktem jest, że trafiło jej się parę zdumiewających znalezisk: cała torba koronkowej bielizny, dzięki której ona i Ferdynand przeżyli prawie miesiąc, saksofon w idealnym stanie, zapieczętowane pudło skórzanych pasków, nowiuteńkich, jakby prosto z fabryki (chociaż ostatnia taka fabryka upadła przed z górą pięcioma laty), Stary Testament na papierze ryżowym z pozłacanymi brzegami, oprawiony w cielęcą skórę. Wszystko to jednak są stare dzieje, a od pół roku stopniowo traci ten dar. Jest już bardzo zmęczona, nie może długo stać ani chodzić, i taka rozkojarzona, że myśli o wszystkim, tylko nie o pracy. Prawie codziennie stwierdza nagle, że idzie zupełnie nie znaną ulicą, skręca za róg nie wiedząc, gdzie przed chwilą była, wchodzi do jednej dzielnicy, a myśli, że jest w innej.

– To istny cud, że się akurat zjawiłaś – powiedziała, kiedy przystanęłyśmy przed jakimiś drzwiami, żeby chwilę odpocząć. – Cud, ale nie przypadek. Tak długo się modliłam, że Bóg w końcu zesłał mi cię na ratunek. Wiem, w dzisiejszych czasach już się nie mówi o Bogu, ale nic na to nie poradzę, że myślę o nim dzień w dzień, modlę się co noc, kiedy Ferdynand dawno śpi, w głębi duszy nieustannie przemawiam do Boga. Odkąd mąż przestał się do mnie odzywać, Bóg jest moim jedynym przyjacielem i słuchaczem. Rozumiem, że nie może marnować czasu dla takiej staruchy jak ja, ale to przecież dżentelmen, no i ma mnie na liście. Dziś złożył mi wreszcie wizytę. Przysłał ciebie na znak, że mnie kocha. Jesteś słodką dziecinką zesłaną od Boga, więc będę się tobą opiekować, zrobię dla ciebie, co tylko zdołam. Dość już spania na dworze, dość włóczenia się po ulicach od rana do nocy, dość złych snów. Wszystko to już skończone, słowo ci daję. Odtąd zawsze będziesz miała dach nad głową i nie zaznasz głodu, W ten sposób odwdzięczę się Bogu za to, że wysłuchał moich modłów, słodka dziecinko, miła Anno, posłanniczko Boża.

Ich dom stal w Cyrkowym Zaułku, w głębi labiryntu wąskich uliczek i gliniastych ścieżek, które biegły zygzakiem przez środek drugiego rewiru. Była to najstarsza część Miasta, a ja prawie nigdy do niej nie zaglądałam. Szperacz nie miał szans tam się obłowić, a zresztą bałam się zgubić w plątaninie zaułków. Domy były przeważnie drewniane, co dawało rozmaite dziwne efekty. Podczas gdy gdzie indziej ze stosów rozsypujących się cegieł sterczały poszczerbione kamienie, a każdą powierzchnię pokrywała warstwa kurzu, tutaj wszystko chyliło się i osiadało, uginało pod własnym ciężarem i z wolna wkręcało w ziemię. W innych dzielnicach domy tak jakby stopniowo się zniszczały, lecz w drugim rewirze raczej więdły niczym słabnący starcy – artretycy, którzy ledwo już stoją. Wiele dachów zapadło się, gonty zgniły i zrobiły się gąbczaste, tu i ówdzie całe domy pochylały się na kształt ogromnych równoległoboków i trwały w ryzykownej pozie, o krok od ostatecznego upadku; zdawało się, że wystarczy trącić je palcem, chuchnąć, a runą z trzaskiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Auster - Invisible
Paul Auster
Paul Auster - Lewiatan
Paul Auster
Paul Auster - Mr. Vértigo
Paul Auster
Paul Auster - Sunset Park
Paul Auster
Paul Auster - Timbuktu
Paul Auster
Paul Auster - Leviatán
Paul Auster
Paul Auster - City of Glass
Paul Auster
Paul Auster - Brooklyn Follies
Paul Auster
Отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x