• Пожаловаться

Jan Wolkers: Rachatłukum

Здесь есть возможность читать онлайн «Jan Wolkers: Rachatłukum» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Современная проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Jan Wolkers Rachatłukum

Rachatłukum: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rachatłukum»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Największym atutem "Rachatłukum" jest niewątpliwie główny bohater, który do końca pozostaje bezimienny, właściwie anonimowy. Przez całą książkę opowiada nam o miłości swojego życia – rudowłosej Oldze. Właściwie powieść nie ma wątków pobocznych, jedynie drobne epizody. Jeśli jednak ktoś myśli, że to kolejna mdła, romantyczna paplanina, jest w sporym błędzie. Wolkers operuje językiem jakby nieprzystającym do tej tematyki. Obrzydliwym i obscenicznym, właściwie momentami wulgarnym, gdyż po prostu ta…

Jan Wolkers: другие книги автора


Кто написал Rachatłukum? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Rachatłukum — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rachatłukum», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Gwoździe klątwy

Zabawa w tatusia i mamusię urwała się nagle z tamtym nowym rokiem. Nie mogłem już całych nocy spędzać poza domem. Ponieważ sam zostałem ojcem. Przez zagapienie. Co prawda nie moje i tylko mewim. Pracowałem właśnie w atelier, rękawy miałem zawinięte i ręce upaprane po łokcie, gdy wtem usłyszałem zgrzyt hamulców. Wyszedłem na dwór i zobaczyłem przed drzwiami mikrobus. Kierowca stał obok, a u jego stóp leżała mewa. Powiedział, że nie rozumie, co się stało. Nawet nie było muśnięcia. Stała na jezdni dziobiąc rozjechaną kanapkę i zahamował, bo za wolno uciekała. Przetrzepotała mu tuż przed przednią szybą i nagle spadła. Poruszył biały kształt butem i powiedział, że wydaje mu się, że ptak nie żyje. Że prawdopodobnie zmarł ze strachu. Powiedziałem, że zabiorę go do domu, żeby się dokładnie przyjrzeć, odszedłem szybko, żeby opłukać sobie ręce, i wróciłem z pudełkiem, do którego włożyłem mewę, i zabrałem do środka. Była to mewa śmieszka. Dziób i łapki były ostro czerwone, a koło oka miała parę plamek w czekoladowym kolorze. Na razie nie miałem czasu, żeby się nią zajmować, bo zasechłby mi cały pojemnik bryi, którą właśnie paćkałem na drewno. Gdy to robiłem, poczułem naraz na sobie czyjś wzrok. Kiedy uniosłem głowę, mewa stała patrząc na mnie zza krawędzi pudełka. Z zaciekawieniem, no bo pierwszy raz była świadkiem powstawania obrazu. Kiedy skończyłem, podszedłem do pudełka. Przysiadła i skurczyła się. Ostrożnie obmacałem skrzydła, ale nie wyczułem żadnego złamania. Więc rzuciłem ją lekko w powietrze. Ale upadła z trzepotem na podłogę i leżała u moich stóp na boku rozpostarłszy skrzydła. Podniosłem ją i zaraz dostałem pierwsze chlapnięcie na podłogę. Wstawiłem pudełko do samochodu i pojechałem do weterynarza, tego samego, który kiedyś operował w środku nocy naszą rodzącą kotkę. Jeszcze to pamięta – mówił, obmacując mewę. Nie mógł stwierdzić przyczyny uniemożliwiającej ptakowi latanie. Była wtedy burza, to też pamiętał. Pytał, czy udało nam się utrzymać kocięta przy życiu. Odpowiedziałem, że doglądaliśmy ich oboje z wielką miłością. Że dostawały ciepłe mleko do ssania z buteleczki po przyprawie do zup. Uważał, że mewa za parę dni znów zacznie fruwać, że widocznie chwilowo straciła orientację. Gdy wychodziłem z pudełkiem, powiedział, żebym koniecznie pozdrowił żonę. Skinąłem głową i pomyślałem sobie, że to pewnie z powodu tamtego namiętnego pocałunku, jakim z wdzięcznością obdarzyła go Olga. Bo czegoś takiego się nie zapomina. W domu zostawiłem mewę w pokoju frontowym. l tak nic w nim nie stało, a nie przypuszczałem, żeby jej przeszkadzało powiedzonko pozostawione przez tamte amerykańskie siksy: ONE WHO PUTS SALT IN THE SUGAR BOWL IS A MISANTHROPE – które wciąż jeszcze tkwiło na ścianie, ledwie czytelne na pożółkłym papierze. Mogłem co najwyżej zmienić to na: „One who puts a seagull in the sugar bowl is a misanthrope", ale i tak nikt do mnie nie przychodził, a sobie samemu wystarczyło pomyśleć. Postawiłem na środku miednicę do zmywania naczyń napełnioną wodą i parę razy na dzień przychodziłem karmić mewę siekaną rybą. Na początku nie chciała jeść mi z ręki, ale kiedy wygłodniała, rwała mi jedzenie z wyciągniętych daleko palców. Potem zawsze ruszałem w jej stronę licząc, że może w ucieczce przede mną zerwie się do lotu. Ale nie, szybciutko maszerowała przede mną z cykaniem łapek o linoleum, które wkrótce zamieniło się w śmierdzącą biało-brązową polepę. (Kładłem nawet kawałki sklejki na podłogę, żeby stworzyć nowy typ obrazów: wzór ze śladów ptasich łapek w naturalnych nieczystościach, ale nie chciał tego kupić pies z kulawą nogą. Miłośnicy zwierzyny rzadko są miłośnikami sztuki. l Bogiem a prawdą, trzeba było mieć upośledzony zmysł węchu, żeby nie kojarzyć sobie tych dzieł z kurnikiem, ustawionym w rybnym sklepie). Kiedy wieczorem wracałem do domu i wchodząc do pokoju włączyłem nagle światło, stała na jednej czerwonej nodze w miednicy z wodą. l zdawałem sobie sprawę, że wiele trudu będzie mnie kosztowało wypuszczenie jej na wolność, jeśli kiedykolwiek zacznie na nowo latać. Na początku owego roku – mewiego roku, mógłbym powiedzieć, bo gościłem tego miłego ptaka przez osiem miesięcy, bardzo się do niego przywiązałem, a nawet kot się z czasem przyzwyczaił – dotarło do mnie trochę wyrywkowych wiadomości o Oldze. Że w kilka miesięcy po rozwodzie na łeb na szyję chciała wychodzić za maż w Szkocji. Ale że w ostatniej chwili zrezygnowała i postanowiła spokojnie odczekać ustawowe dziewięć miesięcy. Natomiast jej matka jeszcze na obchodne zapragnęła powiedzieć ostatnie słowo. Z całą jadowitością. Przysłała mi rachunek. Przez swojego adwokata. Chciała cholera, żebym jej zapłacił za linoleum, które przed dwoma laty podarowała Oldze na urodziny. Dziewczyna przestąpiła ze sraczkowego koloru kuchennej podłogi na promienny błękit śródziemnomorski. Ale prędko wydeptała swoimi szpilkami mnóstwo dziurek i w niektórych miejscach było wręcz perforowane, l za to miałem jeszcze płacić. Zaraz poszedłem do adwokata. Nie do tego skorumpowanego spuchlaka od rozwodu. Tym razem trafiłem na porządnego gościa, który wystosował uprzejmy, ale druzgocący list do jej adwokata: Mój klient oświadcza mi, iż dostawa, na którą opiewają wymienione przez pana rachunki, została przez pańską klientkę spowodowana dla okazania szczodrości wobec klienta i swojej córki oraz że nie może być mowy o tym, jakoby uiszczenie tych rachunków przez pańską klientkę miało być założeniem za klienta. Wobec powyższego mój klient nie widzi żadnego powodu dla dokonania jakichkolwiek wpłat na jej dobro . No i mogła się podetrzeć swoim rachunkiem. l pewnie to zrobiła, bo nic więcej o tym nie słyszałem. Jesienią owego Roku Mewy (wskakiwała mi nawet na kolana, kiedy miałem w ręku rybę) w Bijenkorfie zobaczyłem Olgę. Pod pachą taszczyłem jak fakir gwoździową rzeźbę z Kongo, którą właśnie wymieniłem z przyjacielem na obraz o tej samej wadze. Bałem się zostawić to w samochodzie, bo żadne drzwi tego wehikułu nie dały się już zamknąć na klucz. W korpus nawbijane było mnóstwo zardzewiałych gwoździ, a w brzuchu tego jeżozwierza tkwiło lusterko, jak wbudowany telewizor. Zobaczyłem nagle Olgę, jak przebierała w koszu z rękawiczkami. Męskie rękawiczki – przeleciało mi od razu przez głowę, zanim sobie uświadomiłem, że to nie mogła być Olga, bo była blondynką. Długo na nią patrzyłem, nim za nią stanąłem i powiedziałem: „W domu mam jeszcze kopertę z twoimi rudymi włosami". Obróciła się, jakbym był obmacywaczem pośladków. Zmieszała się okropnie i zaczerwieniła. Zaraz jednak jej twarz przybrała sztywny wyraz i spojrzała na mnie jak na kogoś z tłumu. A ja nie mogłem nie przypomnieć sobie tego, co powiedział mi ktoś, kto ją niedawno spotkał: „Nie ma już w jej oczach tego ciepła". Przekonałem się, że to prawda, ale nie chciałem się po prostu poddać. Udało mi się zaprowadzić ją do windy i zawieźć do baru kawowego, postanawiając, że słowem nie wspomnę już o tych rudych włosach. Więc siedzieliśmy mając widok na miasto i przed sobą na stoliku rzeźbę między filiżankami. Było mi wściekle smutno, bo na początku nie było śladu tego, co kiedyś. Jakbym rozpoczynał kolejną łóżkową przygodę. Jakbym za godzinę znów miał czuć w ustach tamten posmak pośpiesznych skoków do domu. l nie mogłem tego znieść w stosunku do Olgi. Tamtej Olgi. Zapytałem, komu kupowała rękawiczki, a ona odparła: „Tak tylko patrzyłam". Po czym nie gasząc niedopałka, tylko zapalając od niego nowego papierosa, zapytała, co to za rzecz. Powiedziałem, że ta rzeźba z lusterkiem jest siedzibą duchów. l że te gwoździe to gwoździe klątwy. Że wbija się je, jeżeli źle się życzy jakiemuś wrogowi. Bez uśmiechu powiedziała, że pewnie ich się sporo jej dostało ode mnie. To mnie rozśmieszyło i powiedziałem, że wniosłem tego zwierza do Bijenkorfu łysego, ale gdy zobaczyłem ją tam stojącą, wpakowałem mu od razu wszystkie. Kiedy na nią patrzyłem, ona nie patrzyła na mnie. Przez te włosy. Z trudem hamowałem gniew na jej widok. Jak ona mogła to zrobić. Głupia gęś. Widać było, że jest załamana. Wyglądała żałośnie. Ale i nieprawdziwie. Jak podbarwione zdjęcie. Gdy opowiedziałem jej o mewie, która pokrywała podłogę pokoju coraz grubszą warstwą nieczystości, zaczęła nagle mówić o swojej matce. Pewnie dlatego, że się wstydziła z powodu tamtego rachunku za linoleum. Powiedziała, że jej matka jednak jest też miła. Że zawsze może na nią liczyć, jeżeli znowu musi wracać do domu. Ale że bierze za dużo firmowych pieniędzy, gdy tymczasem interesy nie idą najlepiej. A ona co roku w pełnym rynsztunku musi jak ta Wesoła Wdówka kosztować z przyjaciółką sportów zimowych w Austrii. Z personelem ma stale zatargi. Kiedy raz z toalety zginął ręcznik, nie pozwoliła powiesić na to miejsce innego, dopóki tamten nie został zwrócony. Pod haczykiem nalepiła kartkę z napisem: RĘCZNIK, KTÓRY TU WISIAŁ, ZOSTAŁ SKRADZIONY 26 MAJA. Kiedy zapytałem, jak ona sama się czuje i czy jeszcze jest miła, odparła patrząc wyzywająco: „Przecież widzisz. Namiętność aż promieniuje mi z oczu". Ale już po chwili opowiadała z pewnym przygnębieniem historię swojej pierwszej przygody. Że to krótko trwało, bo z niego był taki mięczak. Był żonaty z Angielką. Na początku strasznie mu to imponowało i próbował nawet mówić po holendersku tak jak ktoś przebywający dwa lata na emigracji. Ale nie odważył się na rozwód, bo mu ojciec zagroził, że go wydziedziczy. Był po prostu impotentem ze strachu przed ojcem. Płakał przed nią rzewnymi łzami, że jego synek to nieszczęśliwe dziecko i że nie może zostawić go własnemu losowi. Powiedziała, że tak mu było żal samego siebie, że kiedy byli razem w hoteliku w Kijkduin, próbował na jej oczach popełnić samobójstwo. Tabletkami nasennymi. Studiując własne odbicie w lustrze nad umywalką. Wszystko to było na pokaz, ale ponieważ tak się sobie w tej roli podobał, niechcący połknął za dużo. Musiała dzwonić po karetkę, żeby go zabrała do szpitala. Zrobili mu płukanie żołądka. Kiedy jeszcze zatelefonował jego ojciec i powiedział, że-dosyć tego dobrego i pora kończyć, że synalek urządza trzy-cztery podobne draki rocznie, miała go nagle dość. Nawet go nie odwiedziła w szpitalu. Ale jej matka się wściekła. Bo nie dość, że córka wracała na jej wikt, to jeszcze firma straciła wszystkich klientów tego sklepu w Rotterdamie. Gdy ją spytałem, dlaczego wtedy do mnie nie wróciła, powiedziała: „Nie mogłam. Chciałam po prostu żyć w spokoju, tak żeby się dobrze czuć. l nic poza tym. Czasem gdzieś pójść, posiedzieć przy barze. Po prostu pobyć między obcymi". Powiedziałem, że gdy usłyszałem o jej nowym małżeństwie, byłem pewien, że wyszła właśnie za niego. Pokręciła głową i powiedziała, że po całym tym przedstawieniu nie mogłaby znieść jego oddechu na swojej szyi. Teraz była żoną stałego odbiorcy z Alkmaaru. Ten mężczyzna interesował się wyłącznie piłką nożną i Churchillem. Wiedział na te tematy wszystko. Kiedy zapytałem, czy szanowna mamusia znowu maczała w tym palce, ostro mnie zaatakowała: „Tobie się wciąż zdaje, że wszystkiemu winna jest moja matka. Ten człowiek bywał u nas od dawna". Pomilczeliśmy chwilę, ona pomanipulowała palcami przy gwoździach w rzeźbie i powiedziała, że w lusterku można by sobie z powodzeniem zrobić makijaż. Nieoczekiwanie zapytałem, czy jest szczęśliwa. Skinęła głową i wtedy odkryłem w niej coś z dawnej Olgi, jak opowiadała, że miała małego zielonego żółwia wodnego w akwarium z kawałkami kory, a że chciałaby bardzo mieć takiego, który może się cały schować w swej skorupie, tak jak to kiedyś widzieliśmy w Artis: żółw pudełkowy. A że na wiosnę chciała mieć małą kózkę. Śmiejąc się zapytałem ją, czy wreszcie zobaczyła pusty basen kąpielowy, bo kiedyś, gdyśmy przechodzili koło Pływalni Mirandy, powiedziała: „Gorąco pragnę zobaczyć basen bez wody". Opowiedziałem jej, że dlatego zeszłej zimy wszedłem do takiego basenu, kiedy były otwarte drzwi. Że to wszystko było dziwne i przytłaczające, te wielkie płaszczyzny seledynowych kafelków, kupy suchych liści w kątach i te wszystkie puste kabiny. Że tylko opuszczone boisko wyglądało przyjaźniej i przypominało o lecie. Jakby brykały tam jeszcze cienie tamtych grubych fok, przychodzących o siódmej rano na pływanko i trochę niezgrabnych ćwiczeń na odchudzenie. Pamiętała jeszcze, jak raz zimą użądliła ją osa. Na śniegu w Lasku Amsterdamskim. Zapomniała rękawiczek i dlatego odwinęła mankiety. A osa tam spędzała zimę. Nagle wrócił jej poprzedni chłód. Nie chciała sobie pozwolić na zbytnią poufałość i rozmawianie o przeszłości sprzed dwóch lat, która wydała się tak strasznie odległa. To nawet nie pasowało do niej, jaka teraz była, jak wyglądała. Ale nie mogłem stłumić uczucia tryumfu i pomyślałem: „Jeszcze przyjdziesz". Tylko że przedtem życie będzie jej musiało dobrze złoić skórę. Poszła ze mną do samochodu i od razu się w nim zakochała. Spytała, czy jeszcze pamiętam, że pewnego razu, kiedy dostałem zaliczkę a konto nowego zamówienia, poszliśmy oglądać z ogłoszenia samochód, starego jaguara wyprodukowanego tuż po wojnie. Powiedziałem, że właściciel się obraził, bo za te siedemset guldenów żądaliśmy, żeby ten trup jeździł. Wybuchnęła śmiechem i na chwilę usiadła na moim miejscu za kierownicą. Wciskała pedał gazu, hamulce, sprzęgło. Patrzyłem na jej poruszające się nogi i przypomniał mi się tamten pierwszy raz, jak się spotkaliśmy. Kiedy mnie zabrała. Ale zaraz wysiadła mówiąc, że to nie jest strój do takiego samochodu. Że do niego trzeba mieć spodnie i bluzkę. Ale że to już niemożliwe. Teraz musi być panią. Gdy lokowałem z drugiej strony kolczastą rzeźbę w samochodzie, nachyliła się do środka i oglądała obraz, który stał na tylnym siedzeniu. Zapytała, czy robię teraz takie rzeczy i czy ktoś to ode mnie bierze. Powiedziałem, że dużo ich sprzedaję. Młodym intelektualistom świeżo po ślubie, którzy wprowadzają się do nowych bloków na peryferiach. Bo działają tam dźwiękochłonnie. Ale że też całymi samochodami topię je czasem w Amstelu. Tak jak kiedyś wózkiem. Wzruszyła ramionami i powiedziała, że musi iść. Podała mi rękę, a ja bez wahania i naturalnie wyciągnąłem swoją, bo nawet przez chwilę nie spodziewałem się, że się na pożegnanie pocałujemy. Powiedziała, że się na pewno jeszcze kiedyś na siebie natkniemy. Potem zniknęła między ludźmi. Przez pierwsze tygodnie po tym spotkaniu czułem się strasznie podle. Wydawało się, jakby jej opowiadanie o tym pierwszym romansie spowodowało, że męki, jakie wtenczas przeszedłem, nie miały powodu. Jakby ta cała historia okazywała się banalna jak zasmarkany melodramat. l oczywiście znalazłem pocieszenie u mewy. Nie to, jakiego szukają przyjaciele zwierząt, którzy wszeptują kosmatym uszkom swoją nienawiść do ludzi i uczą papugi kląć. Po prostu spokój. Czułem się jak w dioramie Heimansa w Artis, siedząc na starym krześle z trawą wyłażącą z siedzenia i patrząc na mewę, która bez poruszenia stała na warstwie własnego nawozu jak na wyspie. Albo wiosłując energicznie czerwonymi łapkami pływała w kółko w miednicy i skrzydłami rozpryskiwała wokół siebie wielkie perły wody. A kiedy pewnego ranka wszedłem, wzleciała do góry bijąc szeroko i mocno skrzydłami i zaczęła mnie okrążać. Przestrzeń była jak potłuczona na kawałki. Czubkami skrzydeł jakby rozpychała ściany pokoiku. Wciąż oblatywała mnie wokoło. l wtenczas zacząłem beczeć. Wypłakiwałem całą skurwysyńską udrękę minionych dwóch lat. Z kamienną gębą zawiozłem ją, w pudełku na Dijk nad Amstel. Tam na piaskowym nasypie, z mewami daleko nad łachą, otworzyłem pudełko. Natychmiast wzbiła się w przestrzeń. l jak przystało na żegnającego się ptaka, zatoczyła parę kręgów nad moją głową. Po czym została przyjęta przez całe stado krzyczących i piszczących towarzyszek. Chciałem wołać, krzyczeć, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Jakby ktoś stanął za mną, otoczył mi dłońmi szyję i z całej siły zacisnął palce na krtani.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rachatłukum»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rachatłukum» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Janusz Wiśniewski: Molekuły Emocji
Molekuły Emocji
Janusz Wiśniewski
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Carlos Fuentes: Instynkt pięknej Inez
Instynkt pięknej Inez
Carlos Fuentes
Colleen McCullough: Czas Miłości
Czas Miłości
Colleen McCullough
Alessandro Baricco: Jedwab
Jedwab
Alessandro Baricco
Julie Ortolon: Po Prostu Idealnie
Po Prostu Idealnie
Julie Ortolon
Отзывы о книге «Rachatłukum»

Обсуждение, отзывы о книге «Rachatłukum» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.