• Пожаловаться

Jan Wolkers: Rachatłukum

Здесь есть возможность читать онлайн «Jan Wolkers: Rachatłukum» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Современная проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Jan Wolkers Rachatłukum

Rachatłukum: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Rachatłukum»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Największym atutem "Rachatłukum" jest niewątpliwie główny bohater, który do końca pozostaje bezimienny, właściwie anonimowy. Przez całą książkę opowiada nam o miłości swojego życia – rudowłosej Oldze. Właściwie powieść nie ma wątków pobocznych, jedynie drobne epizody. Jeśli jednak ktoś myśli, że to kolejna mdła, romantyczna paplanina, jest w sporym błędzie. Wolkers operuje językiem jakby nieprzystającym do tej tematyki. Obrzydliwym i obscenicznym, właściwie momentami wulgarnym, gdyż po prostu ta…

Jan Wolkers: другие книги автора


Кто написал Rachatłukum? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Rachatłukum — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Rachatłukum», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zapałki bezpieczeństwa

Po całej tej męce i zamieszaniu upłynęło dużo czasu, zanim znowu powoli przyszedłem wreszcie do siebie. Ale już nie brałem się więcej za lepienie matek z dziećmi albo Persefon. Nad Amstelem na tamtejszych wysypiskach wyszukiwałem na wpół zardzewiałą siatkę z płotów i kurników, popsute zabawki, zużyte sprzęty domowe, kawałki kafli, korka, porządkowałem to w atelier na drewnianych podstawach, łączyłem jedno paskudztwo z drugim, zalewałem smołą, złocistym lakierem albo skrapiałem zawiesiną pyłu kamiennego w żywicy syntetycznej. Potem puszczałem na to płomień z palnika acetylenowego. Aż bulgocząca i wrząca pod grubą skórą masa przetapiała się w gorącu na kawał wypalonej ziemi. l obraz był gotowy. Takim sposobem robiłem ich czasem dwa albo trzy w ciągu dnia. Aż atelier było zabudowane ze wszystkich stron i zaczęło być podobne do jaskini nietoperza. Obrazami, których bali się miłośnicy sztuki, ze względu na sam ciężar. Kiedy mi się odmieniło, kiedy na sam zapach tych paskudztw mało nie puszczałem pawia, wtenczas ładowałem całą serię do mojego starego rileya (wózek dziecięcy jeszcze za czasów Olgi załamał się pod ciężarem płodów mojego ducha) i zatapiałem w Amstelu tak jak niegdyś, tyle że teraz sam i w środku nocy. (Kiedyś Olga, widząc, jak kaczki nurkowały w tym miejscu, powiedziała: „Idą na wystawę"). l przez to opętańcze załatanie, zaniedbany smoluchowaty wygląd i śmietnikowy błysk w oczach od wyszukiwania odpadków najwyraźniej zaczynałem upodabniać się do cudzoziemskiego włóczęgi, bo podczas zbiórki na walkę z rakiem bystra niewiasta, która dzwoniła puszką z miedziakami, zmieniła na mój widok recytowany tekst: „Na raka… na raka… the can-cer… the cancer!" Gdy wychodziłem z kawiarni, gdzie wypiłem tylko kawę, jakaś starsza damulka syknęła mi: „Wódka to trucizna". Żadnych panien nie brałem już do domu. Ostatnie dwie odeszły z kłótnią na ustach. Wtedy postanowiłem: koniec z tą kocią muzyką w moim domu. To już lepiej chodzić do kurew. Zresztą to taniej. Im nie potrzebuje człowiek stawiać trunków ani nie musi godzinami wysłuchiwać jakiegoś pieprzenia trzy po trzy. Po półgodzinie jesteś z powrotem na ulicy i możesz brać się od nowa do roboty. A tak ładnie się zaczęło z tamtą Szwedką Astrid. Na początku byłem podejrzliwy, bo zostawiała w popielniczce takie długie, doszczętnie zgniecione niedopałki. Ale tak wspaniale się prezentowała, jak wcielona delikatność ze Szwecji, jak idealna dziewczyna z fotosu, że zlekceważyłem to ostrzeżenie. Pierwszego wieczora wszystko wyglądało tak pięknie. Myślałem wręcz, że może zostanie drugą Olgą. Powiedziałem, że napiszę jej na brzuchu wyznanie miłosne po szwedzku. l jej wiśniową szminką napisałem na tej niezwykłej tarczce, którą chciało się odchylić włożywszy kciuk do tego dołeczka: SAKERHETS TANDSTICKOR! Potraktowała to całkiem poważnie, ale skąd ja miałem, do cholery, wiedzieć, jak jest po szwedzku „kocham cię"? Na początku była miła. Milutka i delikatna. Ale co rusz przybywało jej krytycyzmu. Planowała umościć sobie na dobre gniazdko. Już jej nie wystarczało, że rano brałem prysznic, ale domagała się, żebym się jeszcze opłukał, zanim poszliśmy do łóżka. Albo kupiła zdrowotną szczoteczkę do zębów z taką kądzielą włosów, że mi się rzygać chciało, jak to włożyłem do ust. To znowu z prześcieradłami było coś nie tak. Trzeba było wszystkie koniecznie zmienić. Kiedy powiedziałem, że nie da rady, zaraz zrobiła się sztywna i zimna jak sopel loda. Leżąc na łóżku koło zgarniętych już na kupkę prześcieradeł. Parę dni później, kiedy wstała z łóżka, żeby pójść do ubikacji, skoczyło jej na łydki tyle kocich pcheł, że wyglądało, jakby miała na nogach ciemne pończochy. W tym swoim podbiegunowym angielskim zaczęła na mnie krzyczeć i kląć, a ja aż zadarłem nogi z uciechy. Wytarła łydki i wyiskała się do czysta, włożyła swoje szykowne ubranie na figurę o należytych wymiarach i znikła z mojego życia. A z Theą, jednym z ostatnich kwiatów, jakie zakwitły na niwie mojego łóżka, poszło jeszcze szybciej. Kiedyś strzeliliśmy sobie partyjkę i potem siedząc na brzegu łóżka z bananem w ręku, który jak zawsze przecięła w połowie i wyjadała łyżeczką jak jajko, opowiedziała mi, że gdy usłyszała przez radio wiadomość o śmierci Marylin Monroe, to chyba z godzinę płakała. Usiadłem w łóżku i zamarłem, bo też słuchałem tamtych wiadomości i wtedy tak się poczułem, jakby nagle przestała istnieć Olga. Jakby wraz z tę wiadomością na zawsze przepadła. Żeby pokryć zmieszanie, powiedziałem, że prawdopodobnie gdybym miał umyć i ubrać Marylin po śmierci, to nie obeszłoby się u mnie bez erekcji. (Buf stiff back or stiff knees, You stand straight at Tiffany's). Skoczyła na równie nogi, jakby jej pod siedzeniem poruszył się skorpion, i zaczęła mnie chlastać wszędzie gdzie popadło otwartymi dłońmi. Najpierw pozwoliłem jej się wyszaleć, ale kiedy kropnęła mnie w kość nosowa, że mało nie.padłem, tak się nagle wściekłem, że wywlokłem ją z łóżka i nagą wypchnąłem na wietrzny wieczór, ciskając w ślad za nią ubranie. l na tym się ostatecznie skończyło. Żadnej już nie wpuściłem. Tego samego dnia wysypałem do śmieci zawartość pudełka ze szpilkami do włosów, kolczykami i broszkami, które z biegiem czasu znajdowałem pod i za łóżkiem. Zachowałem jeden jedyny klips w kształcie konika morskiego, który przyczepiała mi zawsze do chuja podczas łóżkowych baraszkowań Ans, Wies czy też Riekie. Jeśli potem potrzebowałem kobiety, chodziłem na miasto, aż znalazłem taką, która była wystarczająco sympatyczna, ale przy tym miała własny dom czy pokój. Tak doszło do tego, że w pewnym domu na Apollolaan, wypchanym lśniącym drogim różowym kiczem, gdzie człowiek mógł golusieńki sturlać się po podłogach ze skór i weluru od sufitu do piwnic i ani razu o nic się nie uderzyć, znalazłem się w łóżku z babą tak wytworną, takim żaglowcem, gdzie maszt przeważał nad rufą, że sam nie wiem, kiedy mi się wyrwało po skończonym dmuchaniu w te żagle: „Czy pani również szczytowała?" l z biegiem czasu poznałem w całym mieście najbardziej niedostępne dziewczęce pokoiki, gdzie do pokonania krętych schodków trzeba było mieć zręczność kozicy i jurność kozła. Przeważnie części poddasza z frontu albo od podwórka, niechlujnie oddzielone przepierzeniem z desek, dokąd trzeba było przemykać w egipskich ciemnościach między suszącym się praniem sąsiadów z dołu ku smużkom światła ze szpar. Prawie zawsze na ścianie reprodukcja sepiowego rysunku tancerki marokańskiej Delacroix, scena teatralna Toulouse-Lautreca albo parę baletnic Degasa. Słyszę ich głosy, jak mówią rzeczy, które mi utkwiły w pamięci: „Teraz się odwróć", „Chodź, będziemy sobie wtykać do środka różne rzeczy", „To coś, co oni mają, wygląda czasem dziesięć lat starzej niż oni sami". Gertie, ze świrem jak helikopter, która jedną ścianę swojego pokoju na poddaszu wykleiła muszelkarni i swoim nagim przodem czochrała się o te ostre rożki, kiedy ja miałem szpicrutą wymierzyć jej parę mocnych chlaśnięć i szturchnięć w pośladki, przy czym krzyczała: „Biczuj mnie, władco! Biczuj!" Najpierw pracowała w zakładzie, gdzie musiała opiekować się stworzeniami, z którymi nie można się było porozumieć mową, które tylko leżały, śliniły się i paskudziły, a które nazywali „roślinkami". Ale później przeszła kurs dla nauczycieli dzieci z mongolizmem. Nad jej biureczkiem wisiała kartka, na której wielkimi literami było napisane na kształt aforyzmu: MONGOLIZM TO JEDEN CHROMOSOM ZA DUŻO. A pod spodem prawie nieczytelnym pismem odręcznym: Mongolizm nie bierze się więc z alkoholizmu albo chorób wenerycznych, albo późnego macierzyństwa. Jest to błąd w podziale redukcyjnym . Mówiła o tych pulchnych hałaśnikach od kociej muzyki, że czasem trzeba było się do nich zabierać dość sadystycznie, bo często były zbyt leniwe, nawet żeby się rozebrać z kurtki, takie były rozpuszczone przez rodziców z poczucia winy. Brała takiego smarkacza i sadzała na całe przedpołudnie na szafie. Ale po niedługim czasie tak się do niej przywiązały, że kiedy przychodziła rano, hurmem wybiegały do niej na korytarz i jedno przez drugie koziołkowały dookoła niej z radości. A stamtąd moja tułaczka zawiodła mnie do przygnębiającego pokoju od podwórka w dzielnicy Zachodniej z widokiem na werandy obwieszone bielizną, zastawione cynkowymi wanienkami i motocyklami w foliowych pokrowcach. Do tamtej rozwódki z trojgiem przedszkolaków zasmarkanych po pas. Skoro tylko tam dotarłem ze słodyczami dla dzieci, które mnie nazywały wujkiem, ona natychmiast lokowała mnie w rozlatującym się plecionym foteliku, jakbym musiał nie wiem jak długo wracać do sił, zanim wylądujemy w sypialni. Nastawiając radio mówiła wtenczas: „Siadaj sobie wygodnie w foteliku i posłuchaj muzyczki, a Ina przyniesie ci zaraz miseczkę pożywnej zupki". No i siedziałem godzinami z tym drobiazgiem na kolanach wciąż gadając, aż czułem przez nogawki spodni ich mokre pupcie. A kiedy jej pomagałem przy zmywaniu i wyjmowała suchą ścierkę do naczyń, mówiła: „Sekundkę, chłopcze, zaraz dostaniesz od Iny spragnioną ściereczkę". Przykre uczucie, że to nie może długo potrwać. Że ich drugi tatuś też lada moment da drapaka. Więc nieraz tak długo byłem poza domem, że kiedy spuszczałem w ubikacji wodę, ze spłuczki leciała rdzawa zupka, jak po powrocie z wakacji, a kot, kiedy go odebrałem od sąsiadów, wszystko obwąchiwał w domu, jakby był tu pierwszy raz. l tak ciągle trafiało się coś innego. Inne spotkania, inne dzieci, inne pokoiki. l te pierwsze święta po odejściu Olgi, Boże Narodzenie, przez które bym skonał z melancholii, gdybym miał je spędzić sam. Kiedy na podwóreczku biedniutkiego mieszkania na niskim parterze u surinamskiej mamusi z sześcioletnią córeczką jak marzenie – jej czarny rycerz zostawił ją na lodzie – babrałem się z martwym królikiem. Powodowany pychą powiedziałem, że potrafię oprawić to zwierzę na sposób surinamski tak jak jej mąż i nie było odwołania. Skóry się nie zdejmuje, tylko goli (i niech Bóg broni zaciąć), a potem pompką do roweru pompuje powietrze między skórę a ciało, l tak ze wszystkim w środku i na wierzchu daje się to do pieca. Nie mogłem uwierzyć, że przedtem nie trzeba wyjąć całych tych flaków. Ale ona upierała się, że to naprawdę tak ma być. Bo inaczej nie ma sposobu, żeby utrzymać tam powietrze. Ale sprawy nie zaszły aż tak daleko. Bo kiedy wśród strzępów futerka stałem z brzytwą jej męża w lepkich od potu rękach i wcale by mnie wtedy nie zdziwiło, gdyby ktoś z sąsiadów, którzy podglądali mnie zza oświetlonych perforowanych gwiazd betlejemskich, zadzwonił do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, wtedy naraz mnie odrzuciło. Kiedy pomyślałem, że tego półłysego sinego trupka, który ze wszystkiego najbardziej przypominał nieudanego noworodka, będę musiał jej napompować, żołądek podszedł mi do gardła. Miałem naraz tego dość. Wziąłem z kuchni duży nóż, zdarłem z królika skórę, rozciąłem brzuch, wyciągnąłem cały środek i podziabałem na chybił trafił na kawałki. Bardzo była rozczarowana moja czarna księżniczka. l wieczorem przy ubieraniu choinki dla córeczki była milkliwa. Ale kiedy leżała w łóżku blisko mnie, powiedziała, że to nic takiego, że jutro będzie dobrze smakował po holendersku. Spojrzałem ponad nią przez plamki witraża na ulicę, gdzie w świetle latarni zobaczyłem padający pierwszy śnieg tego roku. l powiedziałem jej, że mam dla niej na rano w pierwszy dzień świąt niespodziankę. Kiedy zapytała, co to takiego, najpierw nie chciałem powiedzieć, ale w końcu ustąpiłem: „Boże Narodzenie po lodzie". Odwróciła się i razem patrzyliśmy na padający śnieg, l zaczęła nucić coś z „l'm dreaming of a white Christmas". A ja, cholera jasna, śpiewałem jej do wtóru. Bo jeśli masz za sobą jak ja rok udręki i kurewskiej kołowacizny i nie potrafisz w takim brudnym i zakichanym kącie miasta wystękać pseudokiczowato takiego utytłanego, zaślinionego Binga Crosby, toś niewart funta kłaków, człowieku.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Rachatłukum»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Rachatłukum» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Janusz Wiśniewski: Molekuły Emocji
Molekuły Emocji
Janusz Wiśniewski
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
Carlos Fuentes: Instynkt pięknej Inez
Instynkt pięknej Inez
Carlos Fuentes
Colleen McCullough: Czas Miłości
Czas Miłości
Colleen McCullough
Alessandro Baricco: Jedwab
Jedwab
Alessandro Baricco
Julie Ortolon: Po Prostu Idealnie
Po Prostu Idealnie
Julie Ortolon
Отзывы о книге «Rachatłukum»

Обсуждение, отзывы о книге «Rachatłukum» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.