William Golding - Władca Much

Здесь есть возможность читать онлайн «William Golding - Władca Much» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Władca Much: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Władca Much»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowieść paraboliczna o grupie młodych chłopców, którzy ocaleli z katatastrofy lotniczej w okresie nieoznaczonego konfliktu nuklearnego. Rozbitkowie znajdują schronienie na nieznanej, egzotycznej wyspie. Pomimo różnic charakterologicznych, podjęta zostaje przez nich próba rekonstrukcji cywilizacji w obcym zakątku świata. Niestety rozsądne i roztropne wysiłki części chłopców obracane są w niwecz, gdy grupa stopniowo upada w barbarzyństwo i dzikość.
Książka opatrzona wstępem autorstwa Stevena Kinga, nagrodzona literackim Noblem w 1983 roku.

Władca Much — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Władca Much», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Sam, Eryk, Sam, Eryk.

W końcu pomieszało mu się, bliźniacy trzęśli głowami i wskazywali wzajem na siebie, a tłum się śmiał.

Wreszcie Ralf przestał trąbić i siedział z pochyloną głową i muszlą zwisającą w dłoni. Gdy zamarły echa wezwania, ustał także śmiech i zapanowała cisza.

W diamentowej mgiełce plaży poruszało się niezdarnie coś ciemnego. Ralf spostrzegł to pierwszy i zaczął się wpatrywać z takim napięciem, że wszystkie oczy skierowały się w tamtą stronę. Potem ów stwór wyłonił się z mgły i wówczas okazało się, że to coś ciemnego nie było jedynie cieniem, lecz przede wszystkim ubraniem. Tym stworem była grupa chłopców maszerujących równo parami i ubranych, w dziwnie ekscentryczne stroje. Szorty, koszule i inne części garderoby nieśli w rękach, ale każdy miał na głowie czarną kwadratową czapkę ze srebrnym znaczkiem. Okryci byli sięgającymi po pięty czarnymi pelerynami z długim srebrnym krzyżem przez pierś z lewej strony i kołnierzem wykończonym kryzą. Chłopiec, który im przewodził, ubrany był tak samo, ale na czapce miał znaczek złoty. Gdy jego grupa znalazła się niedaleko płyty granitu, rzucił rozkaz i chłopcy zatrzymali się zdyszani, zlani potem, słaniając się w bezlitosnym słońcu. Przywódca wyszedł naprzód, wskoczył na płytę powiewając peleryną i zdumiony wytrzeszczył oczy.

– Gdzie ten pan z trąbką?

Ralf, domyślając się, że oślepiony słońcem chłopiec nic nie widzi, odpowiedział:

– Tu nie ma żadnego pana z trąbką. Tylko ja.

Chłopiec podszedł bliżej i przyjrzał się Ralfowi wykrzywiając przy tym twarz z wysiłku. Widok jasnowłosego chłopca z kremową muszlą na kolanach widocznie go nie zadowolił. Odwrócił się szybko z furkotem peleryny.

– Więc okręt nie przypłynął?

Powiewna peleryna okrywała postać długą, szczupłą i kościstą, a spod czarnej czapki wyglądały rude włosy. Twarz miał zmarszczoną i piegowatą, brzydką, ale niegłupią. Z tej twarzy patrzyło dwoje niebieskich oczu, oczu teraz zawiedzionych i gniewnych lub na pograniczu gniewu.

– Nie ma nikogo starszego?

– Nie – odrzekł Ralf do jego pleców. – Robimy zebranie.

Chodźcie do nas.

Grupa chłopców w pelerynach rozsypała się. Wysoki chłopiec krzyknął:

– Chór! Do szeregu!

Znużeni chórzyści posłusznie wrócili do szeregu i stali dalej w słońcu, słaniając się. Niektórzy jednak zaczęli słabo protestować:

– Ależ, Merridew. Słuchaj, Merridew… dlaczego nie możemy?…

Potem jeden z chłopców padł twarzą w piach i szereg się załamał. Podnieśli zemdlonego, dźwignęli na płytę i położyli w cieniu. Merridew patrzył na nich wytrzeszczonymi oczyma i wreszcie dał za wygraną.

– No, dobrze. Siadajcie. Zostawcie go w spokoju.

– Ale, Merridew…

– On zawsze udaje, że mdleje – rzekł Merridew. – W Gibraltarze i w Addis Abebie, i na jutrzniach przy kantorze.

Te ostatnie słowa wznieciły chichot wśród chórzystów, którzy pousiadali jak czarne ptaki na krzyżujących się pniach palmowych i z ciekawością patrzyli na Ralfa. Prosiaczek nie pytał ich o imiona. Onieśmielała go mundurowa wyższość i bezceremonialna władczość w głosie Merridewa. Schował się Schował się za Ralfa i przecierał okulary.

Merridew zwrócił się do Ralfa:

– Nie ma żadnych starszych?

– Nie.

Merridew siadł na pniu i spojrzał na otaczający go krąg.

– No to musimy sami myśleć o sobie.

Bezpieczny za plecami Ralfa Prosiaczek odezwał się lękliwie:

– Dlatego właśnie Ralf zrobił zebranie. Żebyśmy mogli postanowić, co robić. Znamy już imiona. To jest Johnny. Ci dwaj… oni są bliźniacy, Sam i Eryk. Który jest Eryk? Ty? Nie…ty jesteś Sam…

– Ja jestem Sam…

– A ja Eryk.

– Najlepiej dowiedzmy się, jak się wszyscy nazywają – rzekł Ralf-ja jestem Ralf.

– Większość imion już znamy – wtrącił Prosiaczek. – Właśnie się dowiedziałem.

– To dziecinada – powiedział Merridew. – Czemu ja miałbym być Jack? Ja jestem Merridew.

Ralf spojrzał na niego bystro. To były słowa kogoś, kto wie, czego chce.

– A więc – ciągnął Prosiaczek – ten chłopiec jest… oj, zapomniałem…

– Za dużo gadasz – uciął Jack Merridew. – Zamknij się, Tłuściochu!

Podniósł się śmiech.

– On nie jest Tłuścioch – krzyknął Ralf – on się naprawdę nazywa Prosiaczek!

– Prosiaczek!

– Prosiaczek!

– Oooch, Prosiaczek!

Zerwał się huragan śmiechu, śmiały się nawet najmniejsze dzieci. W tym momencie chłopcy tworzyli ścisły krąg solidarności, który nie obejmował Prosiaczka. Ten bardzo poczerwieniał, pochylił głowę i zaczął przecierać okulary.

Wreszcie śmiech ucichł i wymieniano dalej imiona. Był więc Maurice, drugi po Jacku wśród chórzystów co do wzrostu, ale tęgi i stale uśmiechnięty. Był szczupły, nieśmiały chłopiec, którego nikt nie znał, a który trzymał się osobno, skryty, zamknięty w sobie. Wymamrotał, że się nazywa Roger, i znowu umilkł. Był Bili, Robert, Harold, Henry; a chórzysta, który zasłabł i siedział teraz oparty o pień palmy, uśmiechnął się blado do Ralfa i powiedział, że się nazywa Simon.

Następnie zabrał głos Jack:

– Musimy postanowić, co robić, żeby nas uratowano.

Powstała wrzawa. Jeden z maluchów. Henry, powiedział, że chce do domu.

– Zamknij się -rzekł Ralf w roztargnieniu. Podniósł do góry konchę. – Zdaje się, że potrzebujemy wodza, który będzie o wszystkim decydował.

– Wodza! Wodza!

– Ja powinienem być wodzem – powiedział Jack arogancko bo śpiewam w chórze kapituły i jestem kierownikiem chłopców. Biorę czysto C.

Nowa wrzawa.

– No więc – rzekł Jack – ja…

Zawahał się. Ciemnowłosy Roger poruszył się i przemówił:

– Zróbmy głosowanie.

– Tak!

– Głosowanie na wodza!

– Głosujmy…

Ta zabawa w głosowanie była prawie tak przyjemna jak trąbienie na muszli. Jack zaczął protestować, ale wrzawa, która przedtem wyrażała ogólne pragnienie wodza, stała się teraz świadectwem, że wybór padł na Ralfa. Żaden z chłopców nie mógłby znaleźć dostatecznego uzasadnienia tego wyboru; cała inteligencja, jaką dotychczas przejawiono, była udziałem Prosiaczka, prawdziwym zaś przywódcą był Jack. Ale Ralf miał w sobie jakiś spokój, który go wyróżniał w grupie, kiedy siedział pośród nich, poza tym był duży, o miłym wyglądzie; a wreszcie czynnik najważniejszy, choć bardzo niepozorny: koncha. Ten, który na niej trąbił, a potem czekał na nich z muszlą na kolanach, był istotą wybraną.

– Ten z muszlą!

– Ralf! Ralf!

– Ten z trąbą niech będzie wodzem!

Ralf podniósł rękę, by się uciszyli.

– Dobra. Kto chce, żeby Jack był wodzem?

Z ponurym posłuszeństwem chór podniósł dłonie.

– Kto chce mnie?

Natychmiast wszyscy prócz chóru i Prosiaczka unieśli ręce. Potem, niechętnie, również Prosiaczek wyciągnął dłoń w górę.

Ralf zliczył głosy.

– No, to jestem wodzem.

Krąg chłopców rozbrzmiał oklaskami. Klaskał nawet chór, a piegi na twarzy Jacka pokrył rumieniec upokorzenia. Chłopiec wstał, ale rozmyślił się i siadł znowu wśród grzmotu oklasków. Ralf zwrócił się do niego chcąc mu osłodzić przegraną:

– Oczywiście, chór należy do ciebie.

– Mogą być armią…

– Albo myśliwymi…

– Mogą…

Rumieniec spełzł z twarzy Jacka. Ralf znowu nakazał ciszę.

– Jack jest kierownikiem chóru. Oni będą… czym oni mają być?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Władca Much»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Władca Much» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Władca Much»

Обсуждение, отзывы о книге «Władca Much» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x