Przełknął więc dumę, strach i poczucie klęski.
– Naprawdę nic ci nie jest? – zapytał łagodnie.
Cassie owinęła sobie kabel telefoniczny wokół przegubu jak bransoletkę.
– Naprawdę. – Spojrzała na sylwetkę księdza, rysującą się w drzwiach. – Muszę kończyć.
Ogarnięty paniką Alex mocniej ścisnął słuchawkę.
– Zadzwonisz znowu? – zapytał. – Niedługo?
– Zadzwonię – odparła Cassie po krótkim zastanowieniu, myśląc o dziecku i o tym, że Alex ma prawo wiedzieć. – Zadzwonię, kiedy będę chciała, żebyś po mnie przyjechał.
Ona chce, żeby po nią przyjechał. Chce z nim być.
– To kwestia dni? Tygodni? – zapytał. Następne słowa zabarwił uśmiechem. – Bo wiesz, po dzisiejszym wieczorze mam zawalony terminarz.
– Jestem pewna, że będziesz mógł ustalić priorytety – odparła Cassie. Wahała się, czy ofiarować Alexowi dar, który pomoże mu przetrwać najbliższe miesiące. – Tęsknię za tobą – szepnęła z powagą. – Tak bardzo za tobą tęsknię. – Rozłączyła się, nim Alex zdążył usłyszeć, że się załamała.
Alex wpatrywał się w swoje Oscary. Dowody jego sukcesu walały się po podłodze, na drewnie widniały rysy w miejscach, gdzie upadły. Trzecia statuetka wciąż stała obok telefonu. Cassie przerwała połączenie, w słuchawce rozlegał się tylko sygnał. Alex nie zauważył, kiedy zaczął płakać. Przez godzinę trzymał słuchawkę niczym amulet, nawet kiedy pozbawiony ostrości głos powtarzał, by odłożył słuchawkę i spróbował ponownie.
Cyrus powtarzał osiem razy trzecią klasę nie przez swoją ograniczoną inteligencję, ale dlatego, że w latach dwudziestych dwudziestego wieku na tym kończyło się nauczanie w szkole w rezerwacie. Nabył podstawy czytania i pisania, ale matematyka poza dodawaniem i odejmowaniem była dla niego czarną magią, a pisał fonetycznie. Jego specjalnością była historia: nie historia białego człowieka, którą, jak mówił Cassie, misjonarze próbowali im wbić do głów z podręczników, ale ta prawdziwa.
Dorothea dużo czasu spędzała w pracy i Cassie często zostawała sama z Cyrusem. Odnosiła wrażenie, że staruszek cieszy się z towarzystwa; odkładał robótkę i czasami strugał patyczki podczas wspólnych spacerów, ale głównie mówił. Opowiadał jej historie, które przekazał mu ojciec: indiańskie mity, chłopięce opowieści o Szalonym Koniu, pochodzące niemal z pierwszej ręki relacje o bitwie nad Little Bighorn i tragedii w Wounded Knee.
Wczoraj Cassie poprosiła Cyrusa, żeby zabrał ją na Paha Sapa, Czarne Wzgórza. Wiedziała, że kiedy w ich pobliżu znaleziono skamieliny, wybuchł spór, czy należy zabierać je ze świętej ziemi rezerwatu. Nie planowała wielkich wykopalisk, które rada plemienna z całą pewnością by oprotestowała, ale miała wielką ochotę sprawdzić, czy nie ma tam śladów, które pozwolą jej uwierzyć, że coś kryje się pod powierzchnią: poryta skała, bujna roślinność. Czuła, że ma obowiązek wykorzystać swój pobyt u Siuksów, niedaleko świętych cmentarzysk. Przez lata jej koledzy usiłowali uzyskać dostęp do takich miejsc i raz po raz spotykali się z odmową.
Dzisiaj pożyczyła od Abla Mydło wojskowego dżipa i przygotowała piknik. Na wszelki wypadek, jak sobie mówiła, wrzuciła do samochodu szpadel i kilof, które Abel dał jej ze swojej szopy. Cyrus wskoczył na siedzenie ruchem o wiele młodszego człowieka.
– Wiesz – powiedział – Siuksowie wierzą, że w Złej Krainie mieszka straszydło.
– Zaryzykuję – odparła Cassie z uśmiechem.
Ale kilka godzin później, kiedy zobaczyła łańcuch gładkich skał, bez trudu mogła zrozumieć, dlaczego łatwowierne dzieci wierzą w takie opowieści. W przeciwieństwie do pozostałej części Czarnych Wzgórz Zła Kraina była gładka i niska, jakby zbiór potężnych głazów z upływem czasu stopił się w jedno. Wiatr jęczał pomiędzy sosnami rzadko rosnącymi na grani i wpadał jak wir w sękatą dolinę.
– Idziesz tam? – zapytał Cyrus, stając obok Cassie na półce skalnej.
– Dlaczego? Ty nie idziesz?
– Do diabła, nie. Znam lepsze miejsca na śmierć.
Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie.
– Co to znaczy? – zapytała, ale Cyrus zawrócił już do dżipa i nie słyszał jej.
Wrócił z kilofem i łopatą.
– Potrzebujesz tego?
Potwierdziła, wsuwając narzędzia za pas pożyczony od Cyrusa. Przyzwyczaiła się do noszenia cudzych ubrań, bo własne już na nią nie pasowały. Cyrus z koszyka wyjął kawałek pieczeni i po turecku usiadł na ziemi. Cassie ostrożnie zaczęła schodzić w dolinę, trzymając się skały i szukając podparcia pod stopy. Przesuwała rękami po kamiennych ścianach, gładkich jak marmur i pożyłkowanych porostami.
– Powinienem był ci dać koszulę do Tańca Duchów! – zawołał z góry Cyrus. – W niej złe duchy by cię nie dorwały.
– Dobry pomysł – odparła zadyszana, nie mając zielonego pojęcia, o czym starzec mówi. – A jak jakiegoś znajdę, sprzedam go kaznodziejom głoszącym dzień Sądu Ostatecznego w Alei Gwiazd i zarobię fortunę. – Stopa osunęła się jej na kolejnym stopniu tej naturalnej drabiny. O mało nie skręciła kostki na półokrągłej powierzchni głazu, jednego z tych, które pokrywały dno doliny.
– Nie śmiej się – powiedział Cyrus. – Lud wierzy, że naprawdę są koszule, które czynią cię niewidzialnym. Mój pradziadek miał taką. Były modne w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku, wkładano je do tańca, który miał sprowadzić z powrotem zmarłych wojowników i bizony, cały nowy świat bez białego człowieka. – Cyrus wstał i przechylił się przez krawędź półki. – Będziesz jadła pieczeń? – zawołał.
– Nie – odparła Cassie, przysłaniając oczy dłonią. Cyrus spoglądał na nią z wysokości sześciu metrów, jakby jego zainteresowanie gwarantowało jej bezpieczeństwo. – Możesz iść.
– Tak czy owak, mój pradziadek nauczył się Tańca Ducha od szamana plemienia Paiute i przeniósł go do Siuksów. I miał tę koszulę, malowaną w słońce, gwiazdy, księżyc i sroki. Dorothea gdzieś ją spakowała. Dopóki masz na sobie koszulę, nic złego ci się nie może stać.
– To jak podkowa – odparła Cassie, kopiąc kilofem w zagłębieniu w skale. Myślała, że nawet jeśli coś znajdzie, z pewnością będzie to mastodont, a nie pradawny człowiek.
– Taa – zgodził się Cyrus – tylko że koszula nie działała tak, jak powinna. Biała armia myślała, że skoro to taki potężny amulet, Siuksowie pewnie planują atak. No i zakazali Ludowi wykonywania Tańca Ducha.
Cassie czuła słońce grzejące ją w czubek głowy, a to przypomniało jej pierwsze dni z Alexem w Tanzanii, kiedy wierzyła, że nie może wydarzyć się nic złego, że naprawdę są niezwyciężeni. Kimże była, by oceniać indiańską koszulę? Miłość, przynajmniej na samym początku, może być równie potężna jak amulet.
– Słyszałaś o Siedzącym Byku? – zapytał Cyrus. – Właśnie tak zginął. Żył według starych zasad, wykonywał Taniec Ducha przy Standing Rock, i agenci rządowi kazali policji plemiennej go aresztować. Jego pobratymcom. – Pokręcił głową. – Kiedy się opierał, policjanci zaczęli strzelać. Siedzący Byk zginął i mnóstwo Siuksów razem z nim.
Cassie podniosła głowę, kiedy Cyrus wybuchnął śmiechem; to był ostatni odgłos, jakiego by się spodziewała na zakończenie takiej historii. Kilof znieruchomiał w jej dłoni.
– Wyobraź to sobie – ciągnął starzec. – Wszyscy się rozglądają, próbując zrozumieć, co się dzieje, a tu nagle pojawia się koń i zaczyna krążyć w kółko.
Читать дальше