– Protekcjonalny drań – mruknął. Na tej stronie nie było więcej zdjęć, Will wrócił więc na początek. Na stronie 36 czasopisma widniały dwie fotografie: na jednym była odkryta ręka z dłonią Cassie rozpostartą obok dla porównania, na drugim Cassie stała pod słońce, w ulubionej przez fotoreporterów z „National Geographic” pozie, z lekko uniesioną brodą. Will położył kciuk na jej szyi. Na zdjęciu nie widać było oczu. Oddałby wszystko, żeby zobaczyć jej oczy.
Zastanawiał się, jak kobiecie, która na afrykańskiej sawannie czuje się jak u siebie, może odpowiadać wścibskość paparazzich na premierach filmowych. Zadawał sobie pytanie, jak można przejść od pisania prac naukowych do szukania w „Enquirerze” artykułów zniesławiających męża. Do diabła, ciekawe, gdzie Alex Rivers poznał Cassandrę Barrett, co robią oboje w niedzielne poranki, kiedy są tylko we dwoje.
Will zostawił artykuły na stoliku, zabrał natomiast zdjęcie Cassie. Złożył je, korzystając z chwili, gdy bibliotekarka wpatrzona była w ekran komputera, i schował do kieszeni dżinsów. Myślał, że zanim dojdzie do domu, fotografia przetrze się na krawędziach i on ledwo będzie w stanie zobaczyć twarz Cassie.
Kiedy Cassie otworzyła drzwi, zobaczyła najpiękniejszą kobietę świata. Na początku mogła się tylko wpatrywać w jej długie błyszczące włosy i jasnozielone oczy; kobieta miała na sobie koszulę barwy melona casaba, kaszmirowy beret i olbrzymi szal, zamotany wokół bioder.
– Możesz w to uwierzyć, Cass? – odezwała się cienkim, piskliwym głosem, nie pasującym zupełnie do jej wyglądu. Wyminęła Cassie, trzymając się lewą ręką za prawą, jakby było to coś, czego chętnie by się pozbyła.
Prawą rękę kobiety od nadgarstka do łokcia okrywał czarny gips.
– Powiedz mi – pisnęła – co mam zrobić z cloroksem?
– Z cloroksem? – mruknęła Cassie, wchodząc po schodach do kuchni za nieznajomą, która otworzyła lodówkę i nalała sobie soku do szklanki.
– Co się dzieje? – prychnęła kobieta. – Alex znowu nie dał ci przez pół nocy spać, bo gadał o sobie?
Dłonie Cassie obronnie zwinęły się w pięści. Nie miała pojęcia, kim jest ta kobieta, za to Alex okazał niewiarygodną troskę. Wczoraj, kiedy Cassie zasnęła na plaży, polecił Johnowi, kierowcy, pozbierać wszystkie albumy i slajdy, które były w domu. Gdy się obudziła, usiadł z nią w mrocznej, cichej bibliotece. Łączył nazwiska z obcymi twarzami, w prostych zdaniach szkicował przeszłość, dłużej zatrzymując się na ważnych chwilach. Cassie, oparta swobodnie o jego ramię, z zamkniętymi oczyma patrzyła, jak jej życie eksploduje kształtem i kolorem.
Kobieta wypiła sok, po czym usiadła na wysokim klonowym taborecie, owijając wokół niego nogi. Cassie zmrużyła powieki, usiłując przypomnieć sobie fotografie z czasów college’u, które wczoraj pokazał jej Alex.
– Czy przypadkiem nie byłaś przedtem blondynką? – zapytała.
Kobieta zmarszczyła nos.
– Milion lat temu. Chryste, co się z tobą dzieje?
Alex pojawił się za plecami Cassie tak bezszelestnie, że jedynym znakiem, świadczącym o jego nadejściu, był cień przesłaniający oczy kobiety. Poza ręcznikiem przewiązanym w pasie nic na sobie nie miał.
– Ophelia – powiedział chłodno, obejmując ramiona Cassie. – Nie ma to jak widzieć cię z samego rana.
– Jasne – prychnęła Ophelia. – Cała przyjemność po mojej stronie.
Cassie obserwowała ich zafascynowana. Nic dziwnego, że nie czuła się zagrożona. To była najpiękniejsza kobieta, jaka kiedykolwiek zapukała do drzwi Cassie, ale poświęcała Alexowi tyle uwagi co sokowi pomarańczowemu, a on z kolei marzył wyłącznie o tym, by zniknąć jej z oczu.
Wskazał czarny gips.
– Zapalenie ścięgna? Nadwerężenie? Jakieś inne ryzyko zawodowe?
– Pieprz się – odparła Ophelia lekko. – Pośliznęłam się na chodniku.
Alex wzruszył ramionami.
– Mogło być gorzej.
– Gorzej? W przyszłym tygodniu mam kręcić reklamę cloroksu do telewizji ogólnokrajowej i prawą ręką nalewać wybielacz do cholernej miarki…
– Ty też jesteś aktorką?
Ciche pytanie Cassie sprawiło, że Ophelia przerwała swoją tyradę.
Spojrzała na Alexa.
– Do diabła, coś ty jej zrobił?
Alex uśmiechnął się do Cassie uspokajająco.
– Ophie, czy ty w ogóle czytasz gazety, a może poziom twojego wykształcenia na to nie pozwala?
– Od czytania robią się kurze łapki. Oglądam wiadomości w telewizji.
Alex oparł się o marmurowy blat w środku kuchni, krzyżując ramiona na piersiach.
– W zeszłą niedzielę Cassie miała jakiś wypadek i uderzyła się w głowę. Gliniarz znalazł ją na cmentarzu, ale nie pamiętała, jak się nazywa. Wciąż po kawałku odzyskuje pamięć.
Ophelia otwierała oczy coraz szerzej, aż Cassie zobaczyła biały krąg, otaczający zieloną tęczówkę.
– Dla ciebie to szalenie wygodne, Alex – oznajmiła kobieta. – Nie wątpię, że przedstawiłeś się jako święty.
Ignorując jej słowa, Alex pochylił się i pocałował Cassie w czoło.
– Nazywa się Ophelia Fox, choć to nie jest jej prawdziwe nazwisko, ale z drugiej strony, sama w większości nie jest prawdziwa. Pracuje w reklamie, głównie wykorzystują jej dłonie. Była twoją najlepszą przyjaciółką w college’u i współlokatorką w czasie, kiedy się poznaliśmy, a z mojego punktu widzenia także jedyną skazą, jaką znalazłem na twoim charakterze. – Poprawiając ręcznik, ruszył w kierunku schodów. – Wiesz, Ophelio, jeśli będziesz dla mnie naprawdę miła, złożę ci autograf na gipsie – dodał z uśmiechem.
Cassie usiłowała dociec, jak studentka antropologii mogła zaprzyjaźnić się z dziewczyną w rodzaju Ophelii Fox, zanim jednak zdążyła ubrać to pytanie w słowa, Ophelia do niej podeszła. Przesunęła długimi, wypielęgnowanymi paznokciami po blednącej ranie na skroni Cassie.
– Dzięki Bogu, nie będziesz miała blizny.
Cassie wybuchnęła śmiechem. To akurat była najmniejsza z jej trosk. Zrobiła krok do tyłu, przyglądając się bacznie twarzy Ophelii, tym razem szukając znajomych rysów.
– Jesteś piękna – powiedziała szczerze.
Ophelia machnęła lekceważąco dłonią.
– Oczy mam za blisko osadzone i nos o pół centymetra skrzywiony w prawo. – Wyciągnęła zdrową rękę, jasną, niemal całkowicie pozbawioną włosków, z doskonale ukształtowanymi paznokciami, zakończonymi białymi tipsami w kształcie półksiężyców. – One są piękne. Za każdym razem wykorzystują większy kawałek. W ostatniej reklamie doszli do ramienia, więc myślę, że to tylko kwestia czasu.
Nawet Alex, który przecież należał do gwiazd pierwszej wielkości, nie był aż tak pochłonięty sobą jak Ophelia. Ze śmiertelnie poważną miną poruszała lekko palcami i Cassie musiała się uśmiechnąć.
– Masz jeszcze na coś ochotę? – zapytała, wskazując pustą szklankę.
Ophelia podeszła do szafki, otworzyła ją i wsunęła głowę do środka. Pogrzebała chwilę i wyciągnęła angielską mufinkę.
– Wezmę to. Wiem, gdzie co jest.
– Doskonale – powiedziała Cassie. – Możesz mnie oprowadzić.
Ophelia, która stała przy tosterze, spojrzała na nią z niepokojem.
– Boże, Cass, jak długo to potrwa? To musi być straszne.
Cassie wzruszyła ramionami.
– Mam Alexa.
– Faktycznie, bardzo ci pomoże – mruknęła Ophelia.
Cassie zaczęła kroić truskawkę na osiem maleńkich kawałków, wsłuchana w szczęk noża o marmur.
– Dlaczego się nienawidzicie? – zapytała.
Читать дальше