Kiedy wreszcie dotarliśmy na dworzec, nikt nie pamiętał, gdzie miała się odbyć zbiórka. Mama poszła do informacji i po kilku minutach wszyscy mogli usłyszeć upokarzający komunikat, który rozległ się z megafonów:
„Organizatorzy wyjazdu na ferie zimowe dla dzieci specjalnej troski proszeni są o zgłoszenie się po chłopca w okolice dworcowego zegara. Podajemy rysopis: niski jak na swój wiek, nieproporcjonalnie zbudowany. Włosy kręcone, nazbyt obfite. Z wyglądu niezadowolony. Powtarzam: nieproporcjonalny i niezadowolony!”
Nigdy tego mamie nie wybaczę! Pod zegarem pojawiły się dzikie tłumy tarzających się ze śmiechu podróżnych. Czułem się jak małpa w klatce albo kobieta z trzema jądrami, taką wzbudzałem sensację. Po tym anonsie mogłem już zapomnieć o jakimkolwiek prestiżu.
Na szczęście organizatorzy też poczuli się urażeni i za chwilę rozległo się sprostowanie, że to wyjazd nie dla dzieci specjalnej troski, ale dla sierot społecznych z patologicznych rodzin. Na to wkurzyła się mama, ale dzięki Bogu kierownik dworca odłączył megafon i mógłbym wreszcie wsiąść do pociągu, gdybyśmy tylko nie zostawili mojej walizki w domu. Nastąpiła gorączkowa narada i rodzice ustalili, że mój bagaż przyjedzie następnego dnia wraz z opiekunem, który dziś nie zdążył, bo musiał z żoną wybierać kafelki do łazienki.
W pociągu nie było dla mnie miejsca w przedziale i całą drogę spędziłem na skrawku podłogi przed toaletą, z której już po godzinie zaczęło coś wyciekać. Miałem przy sobie tylko ten rum od pani H., no więc go wypiłem, żeby pozbyć się zbędnego bagażu. A dalej to już nie pamiętam.
Ocknąłem się przed chwilą z niewyraźnym wspomnieniem, że jakiś Murzyn taszczył mnie pod górę, brnąc w zaspach. Jest to zapewne początkowa faza delirium tremens , tylko białe myszki zastąpili u mnie kolorowi, bo zawsze byłem bardzo wrażliwy na kwestie rasistowskie.
Jak tylko przestanie mi się kręcić w głowie, pójdę na zwiad.
Wieczór
Umęczony do nieprzytomności poszukiwaniem czegoś do picia, trafiłem w sam środek narady wojennej poświęconej… mojej osobie! Debatowano zaciekle, co ze mną zrobić. Do najbardziej humanitarnych propozycji należało dyscyplinarne odesłanie mnie do domu. Dowiedziałem się, że mój stopień demoralizacji przechodzi najśmielsze oczekiwania, a w mojej moralnej zgniliźnie mogą unurzać się inne dzieci. Tylko jedna opiekunka o twarzy zagubionej myszki z bardzo dużą wadą wzroku (zez rozbieżny), prezentowała chrześcijański światopogląd, że nawet największemu grzesznikowi należy się druga szansa, a poza tym nie można mnie odesłać, bo zasypało drogę i wydostaniemy się stąd na wiosnę, albo za pięć lat, jak doprowadzą tu wyciąg. Potem zapytano, czy mam coś do powiedzenia. Oczywiście, jak każdy erudyta, zawsze mam coś do powiedzenia, ale na moje nieszczęście właśnie wtedy odbiło mi się rumem, więc czknąłem rozdzierająco, czym wywołałem ogłuszający aplauz jakiejś bandy z tatuażami i w bandanach na głowie. Najgłośniej śmiał się Murzyn, ten sam, którego przyłapałem w ogródku przed domem na śpiewach gospel. A więc jedno mam z głowy, nie mam jeszcze delirium i nie muszę iść na odwyk.
W taki oto sposób zostałem guru prawdziwych „gangsta”. Nie wiem, czy udźwignę tę sławę, bo w stosowaniu przemocy fizycznej zawsze byłem kiepski. Muszę zatem walczyć jak Woody Allen – intelektem.
Noc
Śpimy na werandzie, bo tłok w schronisku niemożliwy a wszystkich zbłąkanych wędrowców trzeba przyjąć. Jest tak zimno, że gęsia skórka zrobiła mi się nawet na dziąsłach. Za to mam niezły widok na niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie.
Mój nowy przyjaciel, Ozyrys, podzielił się ze mną butami, więc marznie nam tylko jedna noga. Ozyrys tak naprawdę nie jest egipskim bogiem, tylko ma tak na imię po swoim dziadku – afrykańskim Egipcjaninie. Poza tym wszystko inne ma polskie. Matkę też, więc nie grozi jej atak mojego ojca zgłębiającego swoją wiedzę o orientalnych kobietach.
Największym marzeniem Ozyrysa jest odnalezienie własnego ojca, który przed laty poszedł na obronę lekarskiego dyplomu i już nie wrócił. Ponieważ uratował mnie przed zamarznięciem na śmierć w leśnej głuszy i nie zostawił pijanego w górach, obiecałem, że zrobię wszystko, by mu w tym dopomóc. Rozważyliśmy nawet wynajęcie detektywa, ale póki co, oni nie działają w fundacjach charytatywnych. Na koniec pokazał mi swoje sznyty na rękach, a ja, nie mając się czym zrewanżować, zdecydowałem się na prezentację swojej wady zgryzu. Potem streściłem mu historię mojej pierwszej zawiedzionej miłości. Ozyrys wykazał duże zainteresowanie. Stwierdził, że chętnie pozna tę cizię. Mam mieszane uczucia. Jest na to zbyt przystojny. Uścisnęliśmy sobie grabę i poszliśmy spać.
Czuję, że zaczyna się fundamentalna zmiana w moim życiu. Nadchodzi czas prawdziwej męskiej przyjaźni, braterstwa, omerty i jeśli trzeba – krwawej vendetty.
Auć! Weszła mi drzazga w pośladek!
Ranek. Poniedziałek, 3 lutego
Obudziły nas straszne przekleństwa dobiegające z dworu. Rzuciliśmy się wszyscy do okien i zobaczyliśmy faceta rozebranego do pasa w pięciostopniowym mrozie. Był objuczony jak wielbłąd, pot lał się krystalicznym strumieniem po jego purpurowej twarzy i z furią kopał przed sobą monstrualnych rozmiarów walizę. Była już tak zmasakrowana, że wokół walało się pełno porozrzucanych łachów. Zarykiwałem się z chłopakami, radząc mu nawet, żeby spuścił ją w przepaść, póki nie rozpoznałem swojej kaszmirowej kamizelki. Dostałem ją kiedyś od Bulwiaka i stanowiła najbardziej ekskluzywny element mojej garderoby. Zabrałem ją na wypadek, gdyby jednak udało mi się zorganizować w tej głuszy na przykład spotkanie z Miłoszem. Teraz była tylko sponiewieraną i ubłoconą szmatą. Facet stał przed schroniskiem i darł się wniebogłosy:
– Gąbczak! Niech cię tylko dorwę w moje umęczone łapy!
To na pewno ten nowy opiekun. Czy zawsze muszę na swojej drodze spotykać samych psychopatów?
Popołudnie
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moja garderoba w strzępach, a buty suszą się nad ogniskiem. Ale za to stoję przed niepowtarzalną szansą rozwoju duchowego. Schronisko „Katharsis” prowadzą zwolennicy Hare Kriszny. Mam zamiar nawiązać z nimi intensywny kontakt. Został mi tydzień na uaktywnienie wszystkich czakramów. Kobieta prowadząca bar powiedziała mi dziś rano, że wyczuwa we mnie nieharmonijne wibracje w obszarze energii seksualnej. Hm… nie wiedziałem, że to widać gołym okiem. Ozyrys umówił się z nią na masaż. Mam nadzieję, że okaże się prawdziwym przyjacielem i opowie mi wszystko z detalami.
Noc
Płonie ognisko w lesie… a wraz z nim moje buty. Zostały mi już tylko czarne lakierki ze ślubu babci. Równie dobrze mógłbym chodzić po górach w trzewikach tancerek flamenco. Obóz się jeszcze nie zaczął na dobre, a ja ponoszę, jak dotąd, same straty. Poszedłem do kierownika i zapytałem go, kiedy może mi przeprowadzić skrócony kurs samodoskonalenia duchowego. Wyraźnie mnie zbył. To chyba taki test. Jak będę konsekwentny, to zasłużę na jego szacunek i zostanie moim mistrzem duchowym. Wrócę starszy o kilkadziesiąt lat i brzemienny w wiedzę tajemną.
Ozyrys jeszcze nie wrócił. Boję się myśleć, co sobie masują.
Poranek
Żałuję, że nie mam gruźlicy. Tutejsze powietrze jest wprost wymarzone do rekonwalescenci. Żałuję też, że nie jestem poetą. Tutejszy krajobraz jest wprost wymarzony do pracy twórczej. Żałuję, że nie jestem alpinistą. Tutejsze góry… za cholerę nie wiem, co ja tu robię!
Читать дальше