Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kilka miesięcy później spełniło się pragnienie Mietka. Umarł. „Inwentarz żywy”, zwierzęta na naszym utrzymaniu, to zajęcie, rozrywka i obowiązek chorych. Nasz inwentarz to okoliczne psy, które przychodzą na teren sanatorium w poszukiwaniu dobrego żarcia, koty, które potrafią wyżyć same. Po grubych gałęziach winorośli wchodzą na piętra, przechodzą po gzymsach, przez otwarte okna lub drzwi balkonowe dostają się do sal chorych i kradną mięso lub wędliny leżące na oknie lub na półce szafki przyłóżkowej.

Psy chodzą po żebraninie. Chodzi taki żebrak przed pawilonami i patrzy w okna, czekając na jałmużnę. Ale to nie jest zwyczajny żebrak. To żebrak-arystokrata. Stanie, popatrzy po oknach – czeka dwie, trzy minuty, a gdy nie dostanie nic, przechodzi dwadzieścia metrów dalej – znów stoi i z zadartym do góry łbem czeka, kto mu rzuci coś dobrego do jedzenia. Ktoś rzucił słodką bułkę. Pies podchodzi majestatycznym krokiem, wącha i powoli odchodzi.

– Ach, ty cholero – woła ofiarodawca ze złością – to ty słodkie j bułki nie chcesz żreć. Wont! Uciekaj!!!

Ale pies się tym krzykiem nie przejmuje. Stoi w pobliżu budki i patrzy na okna. Znów coś wyrzucono. Pies podchodzi, wącha i zjada powoli. Tym razem wyrzucił ktoś wczorajszą obiadową porcję mięsa. Inny wyrzuca kiełbasę, która jeszcze nie śmierdzi, ale już jest nieświeża, z „kolorkiem”. Po co pies ma jeść słodkie bułki, jak dostaje wędliny i mięso. Przy końcu pawilonu stoi inny pies. Czeka, aż ten pierwszy odejdzie. Jeśli przyjdzie wcześniej, wtedy awantura murowana. Silniejszy odpędzi słabszego, a ten drugi jest o wiele mniejszy. Wreszcie żebrak-arystokrata odchodzi. Po chwili jest już ten drugi. Stoi i patrzy na okna. Wyrzucona bułka też się nie zmarnuje. Już ją wróble obrabiają, ptasie chuligany. Jeden porwał kawałek bułki, ale już trzy inne atakują i zabierają. Bułka leży, a wróble się biją. Korzysta z tego inny wróbel. Porywa bułkę i ucieka.

Z samego rana żerują kawki. Podchodzą do okien tylko wtedy, gdy chorzy jeszcze śpią. Żarcie dla ptaków wykładamy na parapetach okien, na balkonach, a zimą do balkonowych skrzynek na kwiaty. Raz kawka ukradła koledze skarpetę. Wieczorem uprał skarpety i położył na parapecie okna, żeby szybciej wyschły. Jedna „wyschła” dokładnie!

– Złodziejka, psiakrew! – wrzasnął kolega, gdy zobaczył, jak kawka w locie, nie siadając na oknie, porwała skarpetę.

Salowe i sprzątacze niechętnie patrzą na dokarmianie ptaków. Mają dodatkową robotę z zamiataniem balkonów, a sprzątacze z zamiataniem dolnego tarasu i trawników.

Osobno dożywia się sikorki, są one dla nas najmilszymi ptaszkami. Do winorośli lub do górnego balkonu przywiązuje się sznurek, do którego uczepiamy kawał słoniny lub kawał urasta zawinięty w gazę lub w wydrążonej skórce chleba. Sikorki jedzą, huśtając się na zawieszonym tłuszczu. Dwie, trzy, a nawet cztery równocześnie. Odważniejsze wlatują przez otwarte okno do pokoju, przeważnie z rana, gdy jeszcze wszyscy leżą w łóżkach, ale są i takie, które wchodzą o każdej porze. Usiądzie na stoliku, skubnie masła, popatrzy na siedzącego tuż obok właściciela. Przefrunie na inny stolik, poszuka, popatrzy, a gdy stwierdzi, że dla niej nic nie ma, przenosi się w inne miejsce. My tymczasem rozmawiamy i chodzimy po pokoju. Wreszcie, gdy już jest najedzona lub wystraszona, siada na poprzeczce otwartego okna, podziękuje po ptasiemu i leci do parku. Po pewnym czasie znów przylatuje i rządzi się w pokoju jak u siebie w domu.

Sikorki cieszą się największą sympatią chorych, którzy twierdzą, że to jedyne stworzenia, które nie uciekają przed ludźmi chorymi na gruźlicę.

– Chłopaki! – krzyknąłem, wchodząc na werandę. – Patrzcie, co stoi na korytarzu.

– Co takiego? Co stoi? – pytają zaciekawieni.

– Cudo stoi, mówię wam, cudo. Takiej babki dawno żaden z was nie widział. Coś eleganckiego!

– Nie bujaj – mówią koledzy, ale już dwóch wyłazi z leżaków, żeby zobaczyć cudo.

Wrócili i również pochwalili, a Tadzio krzyczy z zachwytem:

– Oddałbym się jej bezinteresownie – na czczo, z rana, o północy.

– To nie dla ciebie – odpowiedziałem Tadziowi. – Zobacz, jak ona ubrana. Gdybym ją rozebrał, to za to, co ma na sobie, mógłbym, nie pracując, żyć pięć lat. Widziałeś te pierścienie? Jak myślisz, ile za to można dostać?

– Cztery lata – odpowiada Tadek. – Pierścieni lepiej nie dotykaj

– Kto to jest? – pytają koledzy.

– Nowa pacjentka. Dopiero przyszła na oddział.

– Będą miały baby z nią los – powiedziałem głośno. – Personel też. Zobaczycie, jakie ona będzie miała wymagania: „Osobny pokój, proszę, z widokiem na góry”.

– Ale tu nie ma gór – przerywa mi kobiecy głos.

,- Nie szkodzi – odpowiadam. – Muszą wybudować, bo lala żąda. Męska obsługa – ciągnę dalej – i nieograniczone w ilości i w godzinach wizyty „braci” i „kuzynów” – bo na pewno ma dużą rodzinę.

– Dlaczego pan tak sądzi? – zapytała jedna z leżących na werandzie kobiet.

– Ma się ten węch, moja pani.

– Czy pan myśli, że jak ładna i dobrze ubrana, to musi być taka?

– A jeśli nie będzie taka, niech mi kaktus na nosie wyrośnie!

– Już ja pana widzę z kaktusem na nosie! – Wkrótce się przekonamy.

Po skończonym werandowaniu w trzech weszliśmy do dyżurki pielęgniarek.

– W którym pokoju umieściła pani tę śliczną?

– W żadnym. Już wyjechała. Zrezygnowała z leczenia.

Spojrzałem ironicznie na kolegów, ale ci jeszcze nie rezygnują z kaktusa na nosie.

Dlaczego? – pytają.

– Żądała dla siebie osobnego pokoju, twierdząc, że jeśli sama za siebie zapłaci, to jej się to należy. Doktor mówił jej, że dla sanatorium to obojętne, kto płaci: sam chory czy ubezpieczalnia. Chorych traktuje się tu jednakowo, a jedynym kryterium otrzymania lepszych warunków jest tylko ciężki stan zdrowia pacjenta. To ona znów mówiła, że musi zarabiać na utrzymanie rodziny, a niemożliwe będzie wykonywanie robótek w ośmioosobowym pokoju…

– A nie mówiła, o jakie robótki jej chodzi? To ciekawe! Samopłacąca, rodzina na utrzymaniu, brylanty na palcach – i chce dorabiać! Pielęgniarka spojrzała do karty i czyta głośno dane personalne. W rubryce- „zawód” napisano: – nie pracująca.

Na oddziale widać dużo nowych twarzy. W każdy czwartek opuszcza oddział kilku wypisanych, a na-ich miejsce przychodzą nowi. W naszym pokoju pozostał tylko Janek – „szoferak” i ja. Na miejscach „sztywniaków” już leżą inni chorzy.

Krótko w naszej sali leżał młody chłopak – Heniek, który miał w płucach niewielkie zmiany, ale umierał dwa razy na dobę – raz w czasie dnia, drugi raz w nocy – na duszność. Miał jakieś schorzenia oskrzeli. Gdy dostawał ataku duszności, natychmiast wzywaliśmy lekarza, a w nocy lekarza dyżurnego. Lekarz robił zastrzyk i atak mijał. Heniek zdawał sobie sprawę z tego, że każda wizyta lekarza w nocy wszystkich nas wybija ze snu. Przepraszał nas za to i starał się przetrzymać atak bez wzywania lekarza. Gdy oddech jego stawał się gwiżdżący, ktoś z nas budził się i naciskał przycisk dzwonka, żeby wezwać lekarza.

Moje łóżko stało obok łóżka Heńka. Jedne j nocy obudził mnie gwiżdżący oddech Heńka. Popatrzyłem na salę – wszyscy śpią. Zdziwiło mnie, dlaczego Heniek leży, a nie siedzi, jak zawsze gdy dostawał ataku duszności. – Zawołać doktora? – zapytałem.

Nie odpowiada. Poruszyłem jego rękę i pytam jeszcze raz. Nie odpowiada. Zapaliłem światło. Patrzę, a Heniek siny i nieprzytomny. Nacisnąłem dzwonek, raz, drugi, trzeci. Po chwili znów kilkakrotnie alarmuję. Równocześnie obudziłem kolegów. Jeden zapalił górne światło, a inny pobiegł po lekarza. Po chwili przyszedł lekarz dyżurny,już z ampułką i strzykawką. Wiedział, że jeśli alarm z naszego pokoju, to tylko do Heńka. W kilka minut po zastrzyku oddech wyrównał się, a wkrótce Heniek odzyskał przytomność. Dostał od nas dobry „wygawor”, gdy powiedział, że nie wzywał lekarza, bo widział, że wszyscy smacznie śpią, więc nie chciał nas budzić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x