Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Był taki okres, kiedy wszyscy robili zabawki. Ceratowe zwierzątka wypchane watą. Psy, króliki, gęsi, konie, słonie i co tylko kto potrafił wymyślić. Kiedy indziej znów modne były siatki do noszenia produktów. Pacjentki robią piękne obrusy niciane. Ta praca wymaga jednak dużych umiejętności.

Inna dziedzina to wyroby z klisz rentgenowskich. Samoloty, pudełka o różnych kształtach i przeznaczeniu, zakładki do książek, albumiki do zdjęć – wszystko precyzyjnie wykonane. Okręt lub albumik robi się całymi tygodniami. Wszystko to malowane lub wydrapywane w piękne wzory. Tylko skąd brać klisze? Dyrekcja zabroniła wykonywania robót z klisz. Z laboratorium rentgenowskiego można otrzymać klisze prześwietlone lub z popsutych zdjęć. Ale zapotrzebowanie jest większe! Chorzy często w ramach terapii zajęciowej pracują przy porządkowaniu archiwum lekarskiego, z którego ukradkiem wynoszą stare klisze rentgenowskie. Niewyczerpane źródło. Jeden, uczciwszy, zabierze klisze po sprawdzeniu, że chory zmarł. Inny nie sprawdza, lecz bierze często aktualne jeszcze zdjęcia. Nie wszyscy jednak mają możność dotrzeć do archiwum. Co wtedy robią? Często korzystają z okazji, że nikogo nie ma w gabinecie lekarskim, a na wierzchu leżą klisze. Chowa taki kilka nowych zdjęć, dotyczących leżących chorych, zamyka się w łazience, a po piętnastu minutach wychodzi niosąc w ręku czyste klisze bez emulsji. Ponieważ takie wypadki zdarzały się dyrekcja zabroniła korzystania z klisz.

Poznałem bliżej chłopaków z innego oddziału; po kilku rozmowach byliśmy już kolegami. To Józiek z Czerniakowa, Czesiek z Woli i Roman z Otwocka. Leżą w jednym pokoju.

– Masz chęć łyknąć kielicha?- zagadnął mnie Czesiek na korytarzu. – Nie, nie piję.

Mają pół literka. Jeden, nachylony przy szafce, nalewa w szklankę, z której kolejno piją. Po wypiciu pustą butelkę Józiek chowa do szafy.

– Czesiek! – woła Józiek. -Trzeba gdzieś te flaszki upłynnić. Jak znajdą, będzie draka. Tu już pod ciuchami leży chyba z piętnaście butelek.

– To wy tak mocno pijecie? – pytam. – Pije się.

– Przydałoby się jeszcze pół literka dzisiaj przeciągnąć – jakby od niechcenia proponuje Józiek i woła patrząc w swoją gorączkową kartę: Czekajcie! Już mi się wczoraj rimifon skończył. Idę do oddziałowej, niech daje następną porcję. Ty, Czesiek, mówiłeś, że masz kupca. „Opędzluj” i forsa będzie.

– Ja biorę dopiero w przyszłym tygodniu – powiada Czesiek po przestudiowaniu swojej karty gorączkowej, na której wpisuje się ilość codziennie przyjętych leków.

Za sto tabletek rimifonu dostał Czesiek 80 złotych, wziął równocześnie zadatek na swój lek, który ma otrzymać w przyszłym tygodniu, i teraz z całą forsą poszedł do sklepu po wódkę.

Starałem się przemówić im do rozumu.

– To głupota sprzedawać lekarstwo na wódkę. Nie róbcie tego. Można wypić od czasu do czasu, ale nie codziennie, tak jak wy to robicie. A już w żadnym przypadku nie można sprzedawać leków, po to tylko, żeby kupić wódkę.

– Daj spokój, nie bądź głupi – mówią prawie równocześnie. – Ty wierzysz, że to ci pomoże? Są tacy, co żrą lekarstwa na kilogramy, i diabli ich biorą. Inni nic nie biorą i żyją. Jak masz żyć, to i tak będziesz żył.

Wieczorem, pół godziny po zgaszeniu świateł, usłyszeliśmy uderzenia spadających z góry na ziemię przedmiotów:… łup, łup, łup, łup, łup!!!.

– Czym to rzucają z góry? – zapytał ktoś w pokoju. – Jakby ktoś wyrzucał butelki?

Stanęliśmy w otwartym oknie. W wielu oknach pozapalały się światła i ludzie patrzyli na trawniki przed pawilonem, żeby zobaczyć, co to spada: Rano zobaczyliśmy rozrzucone wachlarzem puste butelki od wódki. Wachlarzem – żeby nie można było rozpoznać, z której linii okien wyrzucono.

– Nie boicie się, że wreszcie was nakryją? -zapytałem następnego dnia. – Za frajerzy na to, żeby nas nakryć. Żaden nie upije się tak, żeby coś narozrabiać. A jak nawet złapią, to co? Przecież nie zabiją. Najwyżej wypiszą karnie. Też wielkie zmartwienie.

Józiek wkrótce umarł. Roman też. Czesiek żyje. Słabo – ale żyje. Pije jak poprzednio i twierdzi, że wódka nie szkodzi.

Dwóch chorych, którzy w okresie ostatnich lat przechodzili leczenie v sanatorium, znają wszyscy. Znają ich dlatego, że przebywają oni w sanatorium od kilku lat.

Jeden to Stasio zwany „Niemowa”. Drugi – nazwę go Mietek. Stasio chodzi w mundurze wojskowym. Podobno były żołnierz. Po gruźliczym zapaleniu opon mózgowych porażoną miał prawą stronę ciała i stracił mowę. Słyszy dobrze, rozumie, co się do niego mówi, ale nic nie mówi. wleje na prawą nogę, a prawa ręka jest bezwładna. Przebywał w sanatorium chyba cztery lata. Wyleczonego z gruźlicy nie można było wypisać, bo niezdolny był do pracy zarobkowej, a w kraju nie miał żadnej rodziny, która mogłaby go przyjąć.

Stasio w warunkach sanatoryjnych się rozleniwił. Denerwował się, gdy chciał coś powiedzieć i nikt nie mógł zrozumieć, o co mu chodzi.

– Co chcesz? – pytają.

– U-u-u-u – mówił z odpowiednim grymasem twarzy, pokazując na szafy.

– O ubranie ci chodzi?

– Y-y-y-y – kręci przecząco głową.

Teraz padają różne pytania, na które odpowiada dłuższym lub krótszym „u-u-u” lub „y-y-y-y”.

Wreszcie domyśliliśmy się, co chciał powiedzieć. Jeden chory schował drugiemu do szafy ranne kapcie – ten szukał i klął, a Stasio chciał powiedzieć, gdzie kapcie są schowane.,

– Stasiu, baranie – tłumaczyłem grzecznie – siedzisz tu tyle czasu, lenisz się, morda ca rośnie, a nie weźmiesz się do nauki. Lewą rękę masz zdrową. Pisać umiesz.

– U-u-u-u – odpowiada. Kiwa głową, że tak, i pokazuje bezwładną prawą rękę.

– Mógłbyś uczyć się pisać lewą ręką. Znam ludzi, którzy stracili prawą rękę, a pracują zawodowo jako urzędnicy pisząc lewą ręką. I oni mówią, a ty nie. Zamiast złościć się, gdy ktoś nie rozumie, o co ci chodzi, mógłbyś lewą ręką napisać i już wiadomo. Pisz jedną literę dziennie. Po. pewnym czasie nauczysz się pisać biegle.

– U-u-u-u – znów mówi Stasio z grymasem twarzy, który ma oznaczać, że to wcale nie jest łatwa sprawa.

Gdy przyjeżdżałem dopełnić odmę, ile razy spotkałem Stasia, zawsze pytałem, czy uczy się pisać. Uśmiechał się radośnie, ale łbem kręcił, że nie. Teraz Stasio wyjeżdża. Sanatorium wyszukało dla niego miejsce w jakimś zakładzie dla inwalidów. Było to możliwe dopiero po całkowitym wyleczeniu z gruźlicy, bo żaden zakład dla inwalidów nie chce przyjąć chorego w obawie przed zakażeniem otoczenia, a nie mają warunków do izolacji i leczenia.

Mietek. Ten jest ciężko chory. Były uczestnik walk w Hiszpanii i walk armii polskiej. Leży już prawie cztery lata. Mimo wysiłków lekarzy stan jego zdrowia pogarsza się. Mietek stał się złośliwy w stosunku do innych chorych i wymaga od personelu wszelkich przysługujących i nie przysługujących mu usług. Skarży lekarzom na chorych i na pracowników. Z tego powodu nie cieszy się niczyją sympatią. Potrafiłem znaleźć z nim wspólny język. Często prosi, żeby przyjść do niego na pogawędkę. Żali się wtedy na swój „garbaty los”. Całą rodzinę wymordowali Niemcy. Nie ma absolutnie nikogo. Raz na jakiś czas odwiedzi go jakiś kolega z wojska – to wszystko.

– Ja już nie mam płuc – mówi – zostały już tylko ramki. Sam się dziwię, jakim sposobem jeszcze żyję, czym oddycham. Wiem, że mnie nie lubią, że jestem złośliwy. A jaki mam być po czterech latach pobytu w sanatorium? Dokuczają mi. Denerwująco działa na nich mój ciężki stan. Niejeden widzi we mnie obraz swojej przyszłości. To ich denerwuje, a ja chciałbym, ale już nie potrafię być inny. Wiesz, ja naprawdę już chciałbym umrzeć. Pragnę tego i czekam śmierci jak zbawienia. Stąd innego już wyjścia nie mam. Gdyby mnie wypisano, to tylko do innego sanatorium. Nigdzie i do niczego już się nie nadaję.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x