J.G. Ballard - W pośpiechu do raju

Здесь есть возможность читать онлайн «J.G. Ballard - W pośpiechu do raju» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W pośpiechu do raju: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W pośpiechu do raju»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dr Barbara Rafferty, brytyjska lekarka, zaangażowała się bez reszty w ochronę ginących albatrosów, wybijanych masowo podczas budowy baz wojskowych na Pacyfiku. Udaje się jej zgromadzić fundusze i śmiałków, którzy gotowi są wyruszyć z nią na ocean, aby odbić z rąk Francuzów wysepkę, na której wielkie ptaki zakładają gniazda. Determinacja członków wyprawy i poparcie opinii światowej sprawiają, że kolejny szturm na wyspę kończy się sukcesem. Pojawia się szansa na stworzenie ekologicznego raju w miejscu, które miało stać się francuskim poligonem atomowym. Jednak w czasie budowy rezerwatu wolnego od eksperymentów nuklearnych, turystyki i zanieczyszczeń środowiska ekolodzy-zapaleńcy uświadamiają sobie, że wydarzenia przybierają niespodziewany obrót, a ich przywódca, dr Barbara, ma być może zupełnie inne plany.

W pośpiechu do raju — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W pośpiechu do raju», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Neil, znudzony przedłużającym się czekaniem, przyciągnął liście powalonej palmy, osłaniając nimi płytkie legowisko jak siatką myśliwego. Leżąc na plecach, uniósł pałkę i wycelował w największego z albatrosów krążących nad wrakiem trawlera. Już zamierzał wypuścić swoją „strzałę”, gdy w tumanie kurzu liście gwałtownie się rozsunęły i spocona Monique przypadła obok niego do ziemi.

– Neil, co ty robisz? To nie są żarty!

Podczołgała się pod koronę palmy. Jej twarz była pobrudzona ziemią. Jak zawsze podczas ataków na hipisów zgubiła się w gęstym podszyciu i odreagowywała agresją.

– Gdzie są Saitowie? Neil! Czy dla ciebie to zabawa? Doktor Barbara kazała mi ciebie pilnować. – Spoglądała oczami krótkowidza na otaczające ich paprocie, jak udręczona stewardesa, która pogubiła pasażerów. Nawet na Saint-Esprit jej świat zdawali się zaludniać awanturniczy turyści, odmawiający zapięcia pasów, i krnąbrne jak Neil nastolatki czy aspołeczne osobniki, mogące przemienić się w groźnych bandytów. – Czy Saitowie jeszcze tu są?

– Od pół godziny stoją obok strumienia. – Neil wskazał na nich dłonią. – Wszyscy możemy nieco odpocząć.

– Nie ma na to czasu. – Monique podczołgała się wyżej, napierając na chłopca ramieniem i pośladkiem. Spoglądał na ciemne piegi na jej szyi i na bliznę na lewym uchu. Czyżby to był ślad po ugryzieniu przez przystojnego pilota podczas upojnych chwil spędzonych w jakimś hotelu w przerwie lotu? Za bardziej prawdopodobne Neil uznał, że to efekt pieszczoty jednego z zawsze napalonych niedźwiedzi Monique. Ale kobiece rzęsy Francuzki stanowiły uderzający kontrast z ostrymi, dziko rosnącymi brwiami. Silny zapach jej ciała i widoczne spod rozchełstanej koszuli piersi sprawiły, że kryjówka myśliwego zamieniła się w altankę, w której zaczęła dochodzić do głosu młodzieńcza pobudliwość seksualna. Nagle Monique trąciła Neila łokciem w głowę. – Ruszamy! David daje znak…

Od miejsca, w którym koczowali hipisi, dzieliło ich jakieś trzydzieści metrów. Gęstniejący dym z ogniska, rozpalonego, żeby przygotować posiłek, mógł napawać optymizmem, ale niewiele było do jedzenia. Przy ogniu siedziały Trudi i Inger z nieodłącznym dzieckiem. Świeciło słońce, lecz one były ospałe i posępne, ledwie zdolne do odpędzania obsiadających ich twarze much. Czwórce Niemców i Gubby’emu dawało się we znaki chroniczne niedożywienie. Nie mieli siły, żeby wylać wodę z „Parsifala”, który powoli tonął, stojąc na kotwicy. Błagali o jedzenie załogi odwiedzających wyspę jachtów, lecz ewentualnych dobroczyńców odstręczał wynędzniały wygląd hipisów i ich pokłute strzykawkami ciała. Zdawało się, że nawet ocean objawia wobec nich niechęć, leniwie tocząc w czasie przypływu swoje przybrzeżne wody po czarnym piasku.

Werner siedział samotnie na plaży, wpatrując się w pokryty psychodelicznymi malunkami jacht, z którego płatami odpadała farba. Czas spędzał na rozmyślaniu w szałasie skleconym z drewna wyrzucanego przez fale albo na doglądaniu mikroskopijnych plantacji marihuany wśród pobliskich palm. Wolfgang zaś przemierzał wybrzeże, poszukując puszek z jedzeniem, które Neil zepchnął buldożerem do oceanu.

– Neil! Ruszamy! Vite! Vite!

Saitowie w jednej chwili zjawili się na plaży. Carline pędził do szałasów Niemców wybrzeżem, rozpryskując długimi nogami wodę. W ręku trzymał swój srebrzysty pistolet. Zerwał z szałasu Wernera płócienną markizę, która stanowiła dach, i zawlókł ją do morza, po czym cisnął w twarz nie reagującego Niemca garść czarnego piasku. Monique, szarpiąc Neila za podkoszulek, wypadła z paproci i zaczęła wrzeszczeć na Niemki ochrypłym głosem, który brzmiał jak zniekształcony przez mikrofon komunikat nadawany dla pasażerów z kabiny obsługi samolotu. Neil biegł za nią, wymachując pałką. Siedzące przy ognisku Trudi i Inger nawet nie drgnęły. Na widok pokrzykującego Carline’a Gubby wywracał oczami i chichotał. Saitowie również podeszli do ogniska. Trzęśli się z oburzenia. Japończyk ciskał groźne spojrzenia na obojętne kobiety, jakby to były najgorsze studentki, a jego żona z zajadłością rozrzuciła kopniakiem żarzące się drewno. Neil pomachał uspokajająco do Trudi, poklepał dzieciaka po głowie i ruszył do odwrotu, zamachnął się przy tym szeroko pałką, która nieszczęśliwie trafiła w pokryty solą ekran telewizora na wpół zagrzebanego w piasku. Wszyscy przestraszyli się nagłej eksplozji. Gubby zaczął płakać. Trudi kołysała go w ramionach. Wolfgang przestał szukać puszek w przybrzeżnych falach i brnął z wysiłkiem do brzegu. Werner kręcił głową z powodu niezdarności Neila.

Akcja wyspiarskich komandosów dobiegła końca. Pod wodzą Carline’a, który skonfiskował hipisom ostatnie puszki z żywnością, biegli do pasa startowego. Neil cisnął pałkę do morza. Przeskakiwał przez poletka marihuany, nie chcąc jej podeptać.

– Yukio, brawo! Monique, świetna robota!

Carline już stał za buldożerem. Jego niebieskie oczy błyszczały z podniecenia. Kimo, choć był zawodowym policjantem, odmawiał udziału w obławach na hipisów, ale David znajdował w nich niemal chłopięcą przyjemność. Zagrzewał uczestników do maksymalnego wysiłku niczym harcmistrz swoich podopiecznych w czasie międzyszkolnych zawodów, choć uważał, żeby nikomu nic się nie stało. Chromowany pistolet to był jego gwizdek sędziego. Neil przypuszczał, że na Saint-Esprit Carline odkrył swoje prawdziwe powołanie. Amerykanin, mimo odziedziczonej po przodkach fortuny, włącznie z firmą farmaceutyczną ojca, i mimo prestiżu, jakiego przydawał mu udział w misjach w Afryce i Ameryce Południowej, po raz pierwszy w życiu poczuł się użyteczny jako organizator ataków na hipisów. No cóż, takie „zabawy” zawsze stanowią śmiertelnie poważną sprawę dla ludzi dziedziczących bogactwo z pokolenia na pokolenie.

– Neil, nic ci nie jest? Masz przeciętą stopę. – Carline wskazał dłonią na krew na białej nawierzchni pasa. – Czy ugryzła cię któraś z kobiet? Uważaj na tych Niemców. Będą walczyć do upadłego.

– To od telewizora. Uderzyłem w ekran niechcący.

– Na pewno oglądali jakieś świńskie programy. Niech doktor Barbara obejrzy ranę. Tak czy owak, spisałeś się na medal, synu. Już więcej nie odważą się nas okradać.

Amerykanin ruszył pasem startowym, a za nim Monique i Saitowie. Każdy niósł łup w postaci puszki. Nie mogli się doczekać gratulacji od doktor Barbary przed rozpoczęciem tak przyziemnego zajęcia jak przetrząsanie wyspy w poszukiwaniu ignamów i batatów.

Neil czekał, aż umilkną triumfalne okrzyki wojowników, oczyszczając stopę z odłamków szkła. Gdy zapanował spokój, wrócił do koczujących na plaży hipisów. Pomógł Inger i Trud i odbudować szałasy, rozpalił im nowe ognisko, a potem bawił się z dzieckiem.

Ataki na Niemców to była farsa, lecz spełniały konkretne cele – jednoczyły uczestników i tworzyły iluzję, że rezerwat jest oblegany przez wrogów. Te „plemienne” popisy wprowadzały w monotonię życia na wyspie błogosławione chwile napięcia, wszystko bowiem zdominowała praca, a zwłaszcza nie kończące się poszukiwania roślin jadalnych. Zespół doktor Barbary, dzięki zapasom gromadzonym w zamykanym na kłódki magazynie i świeżym owocom, dostarczonym kilkakrotnie przez załogi przybywających na wyspę z wizytą jachtów, potrafił utrzymać się przy życiu, co utwierdzało lekarkę w przekonaniu, że należy odciąć się od świata. Grupa była teraz bardziej scementowana, zdyscyplinowana, obsesyjnie pochłonięta sobą i całkowicie oddana ciężkiej pracy. Jednak, ku zaskoczeniu Neila, wszystko to irytowało doktor Barbarę. Sądził, że lekarka cieszyć się będzie z karności, jaka zapanowała w zespole, lecz ją szybko znudziły sporządzane przez Carline’a i profesora Saito rozkłady zajęć oraz listy zadań do wykonania. Klomby kwiatowe, założone przez panią Saito wokół kliniki i magazynu, ozdobne chodniki, ułożone przez Monique z kamyków, a także coraz głębsze rowy odpływowe, kopane przez Kima – wszystko to wyprowadzało ją z równowagi. Fetyszyzując samodyscyplinę i etos pracy, uczestnicy ekspedycji uczynili z rezerwatu instytucję i tłumili swoje anarchistyczne skłonności, które przywiodły ich na Saint-Esprit. Neila uderzała zwłaszcza surowość Monique i skłonność Kima do izolowania się w namiocie, gdzie marzył o niepodległym królestwie Hawajów, istniejącym teraz, jak sądził chłopiec, właśnie na tej mikroskopijnej powierzchni. Saitowie rzadko opuszczali laboratorium hodowli roślin, podczas gdy Carline, przeciwnie, z upodobaniem spacerował samotnie po wyspie. Jego wysoką, długonogą sylwetkę można było zobaczyć zwłaszcza w miejscach, w których pozostały ślady po rdzennych mieszkańcach wyspy, jakby polował na kolejnych przeciwników.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W pośpiechu do raju»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W pośpiechu do raju» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
James Ballard - La forêt de cristal
James Ballard
James Ballard - Le monde englouti
James Ballard
J. Ballard - High Rise
J. Ballard
J. Ballard - Crash
J. Ballard
J. Ballard - Concrete island
J. Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
libcat.ru: книга без обложки
James Ballard
J. Ballard - Hello America
J. Ballard
Отзывы о книге «W pośpiechu do raju»

Обсуждение, отзывы о книге «W pośpiechu do raju» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x