• Пожаловаться

J. Ballard: Fabryka bezkresnych snów

Здесь есть возможность читать онлайн «J. Ballard: Fabryka bezkresnych snów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Современная проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

J. Ballard Fabryka bezkresnych snów

Fabryka bezkresnych snów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fabryka bezkresnych snów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fabryka bezkresnych snów to najlepsza powieść Ballarda; jedna z niewielu naprawdę kultowych książek. To bajeczna przypowieść o znaczeniu i potrzebie marzeń, magii i fantazji w naszym życiu. Przygody Blakea – bohatera książki- mogą być tylko urojeniami chorej wyobraźni, ale też mogły zdarzyć się naprawdę. To nasze życie to przecież mieszanina snów, jawy, fantazji i rzeczywistości. Marzenia są piękne. Sny bywają okrutne. Fantazja jest potrzebna każdemu z nas.

J. Ballard: другие книги автора


Кто написал Fabryka bezkresnych snów? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Fabryka bezkresnych snów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fabryka bezkresnych snów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przed wyjazdem musiałem jednak zdobyć ubranie. – W klinice dostaniesz garnitur na zmianę, choć twoi uczniowie ze szkoły pilotażu mogą cię w nim nie poznać. – Po chwili Miriam dodała kawalarskim tonem: – Celowo staram się być tajemnicza. Boję się, żebyś nie wyskoczył z samochodu. – Jeśli tylko garnitur nie należał do jakiegoś nieboszczyka. Twój ksiądz nie byłby zadowolony, że po raz drugi tego popołudnia ktoś kusi opatrzność. – Ty wcale nie kusiłeś opatrzności, Blake – ciągnęła da-lej Miriam obojętnym głosem, starannie dobierając słowa. – W klinice ludzie właściwie nie umierają, mamy tam tylko dziennych pacjentów. Wierz mi, cieszę się, że nie było cię wśród naszych pierwszych podopiecznych. Mamy w klini-ce oddział geriatryczny. Tych troje dzieci przebywa tam czasowo na badaniach specjalistycznych, bo nikt inny nie chciał ich przyjąć. Przepraszam, że się tak wygłupiały, ale zanim trafiły do nas, były okrutnie maltretowane. Lekarka wskazała trzypiętrowy budynek za parkingiem kliniki. Na tarasie, na wózkach inwalidzkich, siedzieli sze-regiem pacjenci, starsi ludzie, kiwający głowami w stronę słońca. Odżyli natychmiast na widok mojego poszarpane-go kombinezonu, po czym zaczęli pokazywać mnie palca-mi i sprzeczać się między sobą. Przypuszczałem, że widzieli, jak cessna spadła w drzewa nad rzeką.

Czekaliśmy na parkingu, żeby dzieci mogły nas dogo-nić. Nie zdając sobie sprawy, że bacznie ją obserwuję, dok-tor Miriam oparła się o pierwszy lepszy samochód i wydłu-bała płatek brudu zza paznokcia kciuka. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, być może na skutek gorącego świa-tła, odbitego od błyszczącej karoserii i mojego na wpół na-giego ciała, poczułem się nagle opętany tą młodą kobietą, spękanym lakierem na jej paznokciach u nóg, plamami od trawy na piętach, odurzającym zapachem jej ud i pach, a nawet tajemnymi pozostałościami funkcji fizjologicznych jakiegoś pacjenta na jej białym kitlu. Strzepnęła brud spod paznokcia na trawę, jak gdyby zwracając parkowi część szczodrobliwej natury, przelewającej się nieustannie poprzez pory jej ciała. Uznałem, że brudne stopy lekarki i otaczają-ca ją aura niechlujstwa nie są skutkiem braku dbałości o higienę, lecz wynikają z całkowitego zaangażowania we wszelkie najpospolitsze zjawiska natury. Wiedziałem, że leczy pacjentów okładami z ziemi i śliny, które miesza w swoich silnych dłoniach, a następnie rozgrzewa między udami. Zauroczony zapachem dziewczyny, chciałem ją po-siąść jak ogier, kryjący przesyconą łąką klacz. – Blake?… – Przyglądała mi się nie bez sympatii, jak gdyby wiedziała, że nie jestem zwyczajnym pilotem, i cał-kiem świadomie pozwalała sobie odczuwać do mnie po-ciąg erotyczny. Kiedy przybiegły dzieci, schyliła się i uści-skała je serdecznie po kolei, uśmiechając się ze stoickim spokojem, gdy lepkie palce dziewczynki błądziły po jej ustach.

Dziewczynka była ślepa. Pojąłem teraz, dlaczego tych troje upośledzonych dzieci trzymało się razem: łączyły w ten sposób rozmaite sprawności. Najbystrzejsza z całej trójki była właśnie dziewczynka o czujnej, wyrazistej twarzy i żwa-wym, ciekawskim nosku. Większy z dwóch chłopców, któ-ry prowadził ją ostrożnie między stojącymi na parkingu sa-mochodami, przysadzisty mongoł o masywnym czole, przy-pominającym schron przeciwlotniczy, był jej oddanym jak pies przewodnikiem, pozostającym zawsze w zasięgu ręki. Pomrukiwał nieustannie pod nosem, komentując wszystko dookoła i przedstawiając zapewne swojej niewidomej to-warzyszce obraz przychylnego, przyjaznego świata, rodem jak ze snu.

Trzecie dziecko, drobny chłopczyk o włosach w kolorze piasku, wpatrywał się w niebo przymrużonymi oczami z niezwykłym podekscytowaniem, jak gdyby w każdej sekun-dzie odkrywał na nowo czystą radość ze wszystkiego, co dzieje się wokół niego. Gdy patrzył na wypełniony słoń-cem park, każdy listek i każdy kwiat zdawał mu się obiecy-wać niezwykłą rozkosz. Klamry ortopedycznej, przykutej do prawej nogi, używał niczym osi, wokół której obracał się z niejakim wdziękiem.

Patrzyłem, jak uciekają i rozbiegają się wokoło, wsiada-jąc i wysiadając z kolejnych samochodów. Spodobała mi się ta samowystarczalna trójca i zapragnąłem im pomóc. Przypomniałem sobie kompleks Szczurołapa. Kto wie, może gdzieś w tym parku kryje się jakiś miniaturowy raj, jakieś sekretne królestwo, gdzie niewidomej dziewczynce mógł-bym przywrócić wzrok, chłopcu z porażeniem mózgowym silne nogi, mongołowi zaś inteligencję.

– O co chodzi, Rachel?… – Doktor Miriam schyliła się, żeby słyszeć jej szept.

– Rachel bardzo chciałaby się dowiedzieć, jak wyglą-dasz. Nie udało mi się jej całkiem przekonać, że nie jesteś osobistym wysłannikiem archanioła Michała. Zręczne dłonie dziewczynki, odznaczające się szczegól-ną gibkością w przegubach, kreśliły już w powietrzu zarysy mojej twarzy. Podobnie jak obaj chłopcy, zdawała się wkra-czać w rzeczywistość jak gdyby z boku. Wziąłem ją na ręce i przygarnąłem do piersi, częściowo dlatego, by utwierdzić się w przekonaniu, że jej drobne ręce nie mogły posinia-czyć moich żeber. Dyszała mi w twarz wątłym oddechem, a jej palce przebiegały po moich policzkach i czole jak zelek-tryzowane ćmy, które cisnęły mi się do nozdrzy i ust. Kiedy dotknęły warg, odczułem ostry ból niemal jak przyjemność. Trzymałem ją mocno, przyciskając uda dziewczynki do mojego brzucha.

Mongoł szarpał mnie za nadgarstki. Pod jego przeciążo-nym czołem widziałem zaniepokojone oczy. Dziewczynka krzyknęła przeraźliwie, odsuwając gwałtownie niewidomą twarz od moich ust.

– Blake! Zostaw ją! – Doktor Miriam wyrwała mi dziec-ko z rąk. Spojrzała na mnie przeciągle, zdumiona i niepew-na, czy zawsze zachowuję się w ten sposób. Pięćdziesiąt jardów dalej szedł przez park ojciec Win-gate. Przystanął pod drzewami, trzymając w silnych dło-niach turystyczne krzesełko i wiklinowy kosz. Przyglądał mi się, niczym zbiegłemu przestępcy. Zrozumiałem, że wi-dział, kiedy chwyciłem dziewczynkę w ramiona. Doktor Miriam postawiła dziecko na ziemi.

– David, Jamie… Zabierzcie ją stąd.

Dziewczynka odeszła, chwiejąc się na nogach, bezpiecz-na w zasięgu opiekuńczego wzroku mongoła, który najwy-raźniej nie był pewien, czy rzeczywiście przeraziłem Ra-chel. Potem dzieci pobiegły razem do parku, a dłonie dziew-czynki kreśliły w powietrzu profil jakiejś niesamowitej twarzy.

– Kogo zobaczyła?

– Sądząc po jej gestach, kogoś w rodzaju dziwacznego ptaka.

Doktor Miriam stanęła między mną i dziećmi, na wszel-ki wypadek, gdyby wpadło mi do głowy, by za nimi pobiec. Ręce ciągle drżały mi z wysiłku, jaki włożyłem w uścisk dziecka. Wiedziałem, że doktor Miriam dobrze zdaje sobie sprawę z seksualnego szaleństwa, jakie mnie na moment ogarnęło, i spodziewa się chyba, że zaraz zaciągnę ją na tylne siedzenie najbliższego samochodu. Czy broniłaby się bardzo zawzięcie? Trzymała się blisko mnie, kiedy wcho-dziliśmy do kliniki. Bała się, że mógłbym zaatakować jed-ną z jej podopiecznych, które właśnie wsuwały się do po-czekalni, powłócząc nogami.

Ale gdy byliśmy już w jej gabinecie, celowo odwróciła się do mnie plecami, jakby się poruszała, żebym objął ją w pasie. Wciąż była odurzona emocjami, które wzbudziło w niej moje awaryjne lądowanie. Zachowywała się skromnie, ale jej dłonie nie przestawały mnie dotykać, kiedy słuchała mojego serca i płuc. Przyglądałem się jej niemal jak we śnie, gdy przyciskała moje ramiona do aparatu rentgenow-skiego. Wytworny pieprzyk, niczym piękny nowotwór po-niżej lewego ucha, urzekające czarne włosy, które zgarnęła z czoła, żeby nie przeszkadzały, niespokojne oczy, sterowa-ne jej wysokim czołem, błękitna żyłka na skroni, pulsująca jakimś kapryśnym uczuciem… chciałem powoli badać wszystkie te miejsca, smakować woń jej pach, na zawsze zachować odstający płatek skóry z jej wargi, który zawie-siłbym sobie w fiolce na szyi. Nie tylko nie byłem obcy tej kobiecie, lecz czułem, że znam ją od lat. Zgodnie z obietnicą przyniosła mi ubranie na zmianę i patrzyła, jak się przebieram, przyglądając się otwarcie mo-jemu nagiemu ciału i na wpół wzwiedzionemu penisowi. Wciągnąłem spodnie i marynarkę z czarnego samodziału – dostarczony z pralni chemicznej strój duchownego albo ka-rawaniarza, wyposażony w niezwykłe kieszenie, przezna-czone na jakiś sekretny różaniec albo datki od nieutulonych w smutku żałobników.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fabryka bezkresnych snów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Liz Fielding: Ocalić marzenia
Ocalić marzenia
Liz Fielding
Mercedes Lackey: Snow Queen
Snow Queen
Mercedes Lackey
Ronald Malfi: Snow
Snow
Ronald Malfi
Charles Snow: The New Men
The New Men
Charles Snow
Marina Diaczenko: Rytuał
Rytuał
Marina Diaczenko
Отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów»

Обсуждение, отзывы о книге «Fabryka bezkresnych snów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.