– Właściwie racja – wymamrotała. – To ci dobrze zrobi. Nie miałam niczego w planach, ale Berni od dawna mnie namawia… Okej! Tylko ja stawiam bilety, zgoda? To będzie mój urodzinowy prezent dla ciebie.
Tym razem ja straciłam wątek. Zwłaszcza że urodziny mam w marcu.
– Jakie bilety?
Poszłam za jej wzrokiem. Johnny Deep w pirackim kostiumie miał kolczyk w uchu i ogniste spojrzenie Janka Machty. Które tym razem wpłynęło na mnie depresyjnie.
– Co to, Gośka, psychoterapia? Nie wybiorę się do żadnego kina w moim stanie!
– Do kina? – zdumiała się Gośka. – Myślałam, że chcemy na Karaiby?
Na tym polega różnica pomiędzy pesymizmem Gośki a moim optymizmem. Ona uważa, że świat jest wredny, pokopany, ponury i jedyne, co może nas uratować, to pływanie we własnym basenie lub wyjazd pod palmy kokosowe. A to kosztuje kupę forsy. Ja zaś uważam, że świat jest piękny, sympatyczny, życzliwy, choć od czasu do czasu psuje się pogoda, miłość odchodzi, psychopata wyskakuje ci zza pleców. I to się ma za darmo.
– Gośka, dziewczyna na ławce! Ta w czerwonej sukni.
– Ach, dziewczyna! – Gośka odetchnęła.
– To psychopatka! Damski Hannibal Lecter! Wszędzie ją spotykam, wyobrażasz sobie? Moja kobieca intuicja mówi mi, że ona ma z tym coś wspólnego. I nie mów, że nie ma, bo ma!
– Nie mówię – zapewniła Gośka. – Ale z czym ma?
– Ze zniknięciem Pedra. Może to z nią właśnie uciekł ode mnie?
– Jak mógł z nią uciec, skoro ona tu siedzi? Nie widzisz?
Zastanowiłam się. W moim rozumowaniu była luka, faktycznie. Ale moja kobieca intuicja nie mogła pobłądzić, gdy idzie o mężczyznę życia.
– W takim razie ona jest tym czymś paskudnym z przeszłości, co on sobie przypomniał.
– Czemu paskudnym? Chuda, ale ładna.
– Gośka! – wrzasnęłam. – Czyją jesteś przyjaciółką? Moją czy jej? Bez przerwy ją spotykam. Na wieczorze autorskim, wszędzie! Nie powiesz, że to przypadek!
– Może chce twój autograf.
– Nie chce. Pytałam. – Westchnęłam boleśnie. – To biała dama. Chryste, już w Paryżu ją sobie przepowiedziałam. Zmyliło mnie, że nosi czerwoną suknię. Ja wiem, czego ona chce ode mnie! Chce mi odebrać Pedra. Niepotrzebnie chwaliłam się miłością przed całym światem w tej durnej książce. Teraz mam za swoje.
Rozszlochałam się bez opamiętania.
– Nie płacz, Do. – Gośka rozszlochała się razem ze mną. -Nie ma powodu do płaczu. Damy sobie radę we dwie. To nie może być biała dama. Ja też ją widzę. Białe damy nie istnieją. Jest południe.
– No to co, że południe?
– One straszą o północy. W południe nie zrobią nic groźnego, najwyżej w nocy. Ale i tak nie istnieją, Do. Nie płacz.
Przykucnęłam przy lufciku, żeby jeszcze raz zerknąć na ulicę. Już samo to wołało o pomstę do nieba. Czy któreś z was musi kucać, żeby wyjrzeć przez okno?
– Nie bądź niemądra, Gośka – powiedziałam, wycierając nos z determinacją. – To nie taka biała dama jak myślisz. Takiej bym się nie bała. To taka, która chce się wkręcić do ślubu zamiast ciebie, rozumiesz? Stanąć w białej sukni koło twojego faceta. Idę do niej!
– Co ty wymyślasz? – zaprotestowała Gośka. – Nie puszczę cię samej.
Bez słowa otworzyłam drzwi wyjściowe.
– Pokopało cię? Na dworze jest zero! Włóż chociaż płaszcz! Włożyłam płaszcz, który Gośka mi podała, i zeszłam na półpiętro.
– Buty! – usłyszałam za sobą.
Gośka zbiegła za mną z parą butów. Założyłam je, przysiadłszy na stopniu.
Potem bez słowa ruszyłam w dół.
– Poczekaj! – wrzasnęła za mną z góry Gośka. – Torebka! Klucze! Idę z tobą! Pozapinaj się, zanim wyjdziesz na ulicę! Jest zimno! Ty możesz dzisiaj dostać gorączki od samego myślenia!
Gośka została pod domem, ja przeszłam na drugą stronę ulicy. Uważałam, żeby nie wywalić się na śnieżnej mazi, ponieważ idiotyzm sytuacji przekroczyłby wtedy dopuszczalne normy. Siedząca na swoim żółtym plecaczku Żyrafa oglądała przez chwilę moje buty, zanim przeniosła spojrzenie na twarz. Oczy błyszczały jej psychopatycznie.
– Jakieś wiadomości dla mnie? – zapytałam podchwytliwie. Wzruszyła ramionami i wskazała podbródkiem na mój brzuch.
– Masz krzywo zapięty płaszcz.
Spojrzałam. Rzeczywiście, w pośpiechu pomyliłam dziurki i guziki. Ludzie porzuceni powinni używać zamków błyskawicznych. Dotychczas nie miałam pojęcia, że to tak jest.
– Nie szkodzi – orzekłam dumnie i usiadłam na ławce. – Czekasz na mnie?
– Nie.
– Więc co tu robisz?
– Siedzę. Widocznie lubię. Zapalisz?
Nie wspomniała o Pedrze, przebiegła gówniara. Jakby nic jej nie było wiadomo, że przyciąga idealnych facetów. Przyszła tu tylko zapalić. Myślałby kto!
Ale skoro siedzi tu, żeby wabić Pedra, nie może mieć nic wspólnego z jego zniknięciem. Wiedziałaby, że nie ma już kogo wabić. A może ja źle rozumuję w moim opłakanym stanie ducha? Czy to, co teraz dzieje się w mojej głowie, to rozumowanie?
– On odszedł – powiedziałam, żeby jakoś nawiązać rozmowę. Nie przychodził mi w tej chwili na myśl żaden inny temat, mimo że to może żałosne, żeby rozmawiać z rywalką o odejściu faceta. Czyżby to czerwone coś naprawdę było moją rywalką? Zastrzelę się!
– Pedro puścił cię w trąbę?
– Wiesz o tym?
– Nie jestem zaskoczona. Wiem, co bym zrobiła na jego miejscu.
Po drugiej stronie ulicy Gośka nie spuszczała ze mnie wzroku i przytupywała na zimnie z dłońmi schowanymi pod pachy. Orientowałam się, że to Gośka i orientowałam się, skąd się wzięła pod moją kamienicą. Zbiegła razem ze mną z góry, niosąc moje buty, mój płaszcz i moje klucze od mojego mieszkania. Mój mózg zarejestrował to bezbłędnie. Zatem nie było ze mną tak źle. Nie wiedziałam tylko, co ja tu robię. Czego chcę od tej psychopatki oprócz tego, że chętnie bym ją udusiła. Zasztyletowała. Otruła. Najlepiej wszystkiego po trochu.
– Więc wiesz, że on odszedł? – szepnęłam. – Nie zaprzeczaj, wygadałaś się. Dlaczego mi robicie takie świństwo?
Żyrafa wstała, zarzuciła na ramię swoją żółtą torbę. Przydepnęła niedopałek.
– Nic ci nie robię. Na jego miejscu dawno bym odeszła – powiadomiła. – Coś ty z nim zrobiła? Wykroiłaś z życia prawdziwego faceta romansidło, drętwego harlequina.
– Robercie się podoba.
– To ciesz się, bo więcej radości już z niego mieć nie będziesz.
– Dlaczego? – zapytałam żałośnie i zrobiło mi się żal samej siebie.
– Twój czas minął. Teraz ja.
– Co ty?
Nie miałam pojęcia, o co chcę ją spytać, poza tym wydawało mi się, że zaraz zasnę. Pamiętałam z Konopnickiej – a może z Prusa? – że nie powinno się zasypiać na mrozie. Człowiek już nigdy się nie budzi. Zamarza na kamień i zjadają go wilki.
– Znajdę go – powiedział z daleka wilk w sukni Czerwonego Kapturka. – Nie jesteś go warta. On potrzebuje prawdziwej kobiety, której da szczęście i wspaniałe dzieci.
Ta wzmianka o szczęściu otrzeźwiła mnie. Nawet nie wzmianka. Samo brzmienie tego słowa. Przecież razem z Pedrem odeszło moje wymarzone szczęście! Nie pozwolę go sobie odebrać!
Zerwałam się z mokrej ławki na równe nogi. Wystająca spod kusej kurtki suknia Żyrafy czerwieniła się na skrzyżowaniu. Nad nią czerwieniła się sygnalizacja świetlna. Życie to ciągły pościg za czymś! Machnęłam ręką na Gośkę.
– Idziemy za białą damą? – upewniła się Gośka. – Czyli jest zamieszana w Pedra?
Читать дальше