Po południu zawiozłam ją Gośce w prezencie. Wieczorem zadzwoniłam, żeby mi powiedziała, co sądzi. Na zdaniu Gośki najbardziej mi zależało.
– Do, nie zdążyłam jej otworzyć. Musiałam wydepilować się, zrobić masaż karku tymi kulkami na sznurku. Dom jest na mojej głowie, nie myśl!
Jeżeli ma się na głowie dwanaście pokoi, dwa tarasy, ogród, basen i ludzi, którzy się tym wszystkim zajmują za nas, a czyta się z wydepilowanymi łydkami, to nie ma lekko.
– Czyli nie ciekawi cię?
– Naturalnie, że mnie ciekawi, Do. Tylko nie pamiętam, gdzie ją położyłam.
Po godzinie zadzwoniła, że książka się znalazła. Dobrał się do niej Berni. Czyta zamknięty w gabinecie. Horror! Nie chce oddać, ale Gośka zabierze mu siłą. Powiedziałam jej, żeby nie była paskudna i zostawiła książkę mężowi. To mój pierwszy fan.
– Racja – zgodziła się. – Wezmę „Światowy Szyk" z zeszłego miesiąca. Jego nie ustąpię Berniemu! Przegrzałby się! To tylko facet, mimo że sylabizuje tę twoją książkę.
Berni skończył po tygodniu. Mnie powiedział, że świetne, Gośce, że takie sobie. Ciekawe, po co dorwał się jak łysy do grzebienia? Ostatni utwór, jaki przeczytał, to lektura „Janko Muzykant", więc jak mogłam wypaść korzystnie bez lipowych skrzypków?
Gośka czytała moją powieść przez trzy tygodnie, za to miała przemyślenia.
– Doskonała! – Obcałowała mnie. – Świetnie to podpatrzyłaś. Faceci właśnie tacy są!
– Jacy?
– Tacy wredni, jak opisałaś! Jak ten pożal się Boże Pedro! Popatrzyłam na nią ze zdumieniem. Nawet z lekką zgrozą.
– Jak to wredni? Przecież to jest mój Pedro – przywołałam ją do przytomności.
– Aha – zreflektowała się. – Pedra i Berniego naturalnie wykluczam. Inni faceci tacy są jak w książce. Absolutni dranie! Jak ten bohater!
– Jaki bohater?
– Literacki, a jaki?! Marnie kontaktujesz jak na przyszłą noblistkę!
Co to jest, że wszyscy znajomi człowieka, który coś naskrobał, wpadają na ten sam dowcip? Na domiar złego okazało się, że cała moja klasa przeczytała książkę o miłości do Pedra. Chcą podyskutować
– Więc to tak! – zagaił Rapcuchowicz. – Już zupełnie stanęła pani przeciwko nam po stronie Mickiewicza! Kiedyś jeszcze wypoci pani jakieś „Dziady" i nasze dzieci będą się z tym od nowa męczyły!
Uśmiechnęłam się na wszelki wypadek. Z lekturowymi pisarzami łączyła mnie póki co ciągłość finansowa. To znaczy nadal kasowałam pensję za ich dzieła. Za „Pany Tadeusze", „Balladyny", „Wesela", „Nieboskie komedie". No i raz na kiermaszu Pilch podpisał mi „Pod mocnym aniołem". Ale co z tego? Gdybym to ja podpisała Pilchowi…
– Nie przesadzaj, Rapcuchowicz – powiedziałam. – Twoje dzieci poradzą sobie lepiej od ciebie. Trudno gorzej. W połowie semestru masz pięć jedynek!
– Ale jedną za zeszyt!
– Ale cztery nie za zeszyt!
– Mnie szkoła mierzi! Dobre oceny są oznaką demoralizacji ucznia. Czy pani wie, co my myślimy, czytając „Dziady"?
– Tylko proszę cię, bez wyrazów, Rapcuchowicz – upomniałam go.
– Co ten pik Mickiewicz napisał?! Nudne jak pik i do tego za pik nie wiadomo, o co chodzi? Kogo dziś te piki obchodzą? Się nie dziwię, że były zabory, skoro naród takie pik pik pik czytał. Tak myślę, exactly. A wie pani, co piszę do zeszytu? – Przekartkował z odrazą zeszyt. – „Moim zdaniem «Dziady» to najwspanialszy utwór naszego romantyzmu. Piękno języka idzie w parze z doniosłością problematyki, co sprawia, że dramat wciąga czytelnika od pierwszej sceny. Należy do dzieł, które pozwoliły Polakom przetrwać zabory. Nie sposób się przy nim nudzić, odłożyć bez głębszej refleksji…". Dostałem od pani plus za te bogoojczyźniane łgarstwa.
– Chcesz powiedzieć, że moja książka jest bogoojczyźniana? – Pogubiłam się.
– Chcę powiedzieć, że szkoła uczy nas kłamstwa! Czy korona by wieszczowi spadła, gdybyśmy powiedzieli, co myślimy? W życiu liczy się prawda. Szkoła wychowuje ludzi, którzy uczciwość chowają na lepszą okazję. A „Dziadów" i tak nie znają!
– Dobrze, Rapcuchowicz – powiedziałam kwaśno. – Pozwalam ci powiedzieć o mojej książce to, co myślisz. Nie będzie konsekwencji, ponieważ nie jestem Mickiewiczem, choć ty nas mało rozróżniasz, zdaje się?
– E tam! – Zdegustowany Rapcuchowicz machnął ręką. – To bez sensu. Exactly!
Nie miałam odwagi spytać go, co bez sensu. Nasza dyskusja, moja powieść czy odróżnianie mnie od Mickiewicza.
Pedro również przeczytał książkę o miłości do siebie. Nie miałam pewności, czy powinien. Któregoś popołudnia nabrał ochoty i nic się nie dało zrobić.
– Było inaczej – zawiadomił mnie przy kolacji. – Byłem przy tym i wiem.
– Przesadzasz, Pedro. Naoczni świadkowie czepiają się szczegółów. Dla literatury jest mało ważne, gdzie wtedy byłeś. Romeo i Julia też byli przy tym, jak się kochali, a Szekspira nie było. I czyje zdanie dzisiaj się liczy?
Pedro przestał zbierać talerze po kolacji i zupełnie nie a propos pociągnął mnie na łóżko.
– Mniejsza o to. Co wolisz? Stracone zachody miłości czy poskromienie złośnicy? Nigdy dotąd nie robiłem tego z Szekspirem.
Nie ukrywam, że najbliżsi mieli do mojej książki tak zwany stosunek seksualny. Lepiej sprawdzali się obcy czytelnicy. Miałam dwa wieczory autorskie, na których dostałam kwiaty, brawa, dociekliwe pytania. Niekiedy wykluczające się wzajemnie. Pewien młodzieniec zapytał, czy pierwowzór Pedra jest tak samo beznadziejny jak postać z książki. Dziewczyna za to spytała, czy spodziewam się, że czytelnicy uwierzą w taki chodzący ideał. Wyjaśniłam jej, że ideały są na świecie, wbrew temu, co się sądzi. Sztuka pisarska polega na odnalezieniu ich w pozornie szarym tłumie.
Najpierw wydawała mi się śmieszna. Paliła papierosa za papierosem i przypominała Płonącą Żyrafę Dalego. Dobre metr osiemdziesiąt wzrostu plus krwistoczerwona wełniana suknia do kostek. Ale kiedy po wieczorze podeszła do mnie, z żółtym plecaczkiem i kusą kurteczką przerzuconą przez ramię, już nie wydawała mi się śmieszna.
– W którą stronę idziesz? – zagadnęła. – Zapalisz?
Nie zapaliłam i szłam w przeciwną stronę, ale jej to nie zraziło.
– Wgląda na to, że czujesz pociąg do idealnych facetów. Zauważyłaś? Ideałofilia. Freud szczegółowo analizował taką kobietę. Ze mną jest odwrotnie.
– Tak? Ciebie nie analizował?
– Odwrotnie w tym sensie, że oni czują pociąg do mnie. Idealni faceci.
Dobierała starannie słowa, choć ze swoimi błyszczącymi oczami nie sprawiała wrażenia osoby zrównoważonej. Nie uwierzycie, skąd mogłabym ją znać. Z filmu o psychopatce z Manhattanu. Która myślała, że wszyscy chcą ją zamordować, toteż postanowiła ich uprzedzić. Wszystkich. Zaostrzonym drutem do robótek. Ta miała suknię robioną na drutach.
– Dać ci autograf? – Spróbowałam dyskretnie zmienić temat.
– Na co mi autograf? Daj mi adres Pedra, wystarczy. Zatkało mnie. Przyszło mi do głowy, że czerwona suknia jest dla niepoznaki. Tak naprawdę Żyrafa ma w szafie przygotowaną ślubną z falbankami i potrzebuje tylko Pedra do kompletu. I bukieciku fiołków. Jest następną białą damą na mojej drodze do szczęścia. Tym razem już groźniejszą. Podbudowaną teoretycznie. Młodziutką. Bezczelną.
Wydukałam, że Pedro wyjechał do Paryża, nie mam z nim chwilowo kontaktu, poza tym muszę teraz zrobić makijaż. Będę miała wywiad dla telewizji, może przyjedzie sama Fajkowska albo, nie daj Boże, Kamel, a ja nieumalowana.
Читать дальше