Patrzyłam z niesmakiem, jak z zadowoleniem kończył zupę. Kelnerka zabrała puste talerze i postawiła na stole karafkę czerwonego wina. Nie słyszałam, kiedy Joss zamawiał wino, ale teraz przyglądałam mu się, jak napełniał dwa kieliszki, i zwróciłam uwagę na jego długie palce o łopatkowatych zakończeniach. Mogłam wyobrazić je sobie przy pracy w drzewie lub nad starymi pięknymi wyrobami, jak nadają im kształt, mierzą czy polerują. Podniosłam kieliszek z winem, które pod światło przeświecało czerwono jak rubin.
– Czy tylko to robisz w Porthkerris? Odnawiasz meble Grenville’a Baylissa?
– Ależ skąd. Otwieram tu” sklep. Udało mi się wynająć lokal na terenie portu jakieś sześć miesięcy temu. Od tej pory już tu mieszkam. Próbuję doprowadzić to do porządku na tyle, by przed Wielkanocą, Zielonymi Świątkami czy kiedyś w lecie uruchomić interes.
– Czy to będzie sklep z antykami?
– Nie, raczej współczesny, z meblami, szkłem i tekstyliami. Z tym, że na zapleczu będę prowadził też konserwację antyków. Mam tam już warsztat. Mam też małe gniazdko na pięterku, gdzie teraz mieszkam, dzięki czemu mogłaś zająć mój pokój u pani Kernów. Może pewnego dnia, kiedy uznasz, że można mi ufać, wdrapiesz się po chwiejnych schodkach i będziesz mogła to zobaczyć.
Zignorowałam tę wycieczkę osobistą.
– Jeżeli pracujesz tutaj, to co robiłeś w tamtym sklepie w Londynie?
– U Tristrama? Już ci mówiłem, to mój znajomy. Wpadam do niego, ilekroć jestem w mieście.
Zasępiłam się. Za dużo tu było zbiegów okoliczności. Nasze drogi życiowe wydały się nimi tak oplatane jak paczka dobrze obwiązana sznurkiem. Przyglądałam mu się, jak kończył wino, i znów czułam ten sam niepokój, co wcześniej tego wieczoru. Wiedziałam, że powinnam zadać mu masę pytań, ale zanim zdążyłam pomyśleć, kelnerka pojawiła się ponownie przy naszym stole. Przyniosła befsztyki z jarzynami, frytkami i sałatą. Upiłam trochę wina i obserwowałam Jossa, a kiedy kelnerka odeszła, spytałam:
– Co robi teraz Eliot Bayliss?
– Eliot? Prowadzi autokomis w High Cross. Specjalizuje się w używanych samochodach wysokiej klasy, jak mercedesy czy alfa romeo. Jeżeli tylko masz odpowiednią książeczkę czekową, on jest w stanie dostarczyć ci wszystko.
– Chyba go nie lubisz.
– Nigdy nie powiedziałem, że nie.
– Ale jednak go nie lubisz.
– Będzie bliższe prawdy, jeśli powiem, że to on nie lubi mnie.
– Dlaczego?
. Spojrzał w górę z rozbawieniem w oczach.
– Nie mam pojęcia. Jedz lepiej ten befsztyk, póki nie wystygnie.
Odwiózł mnie do domu. Wciąż padało i naraz poczułam się śmiertelnie zmęczona. Pod drzwiami pani Kernów Joss zatrzymał samochód, pozostawiając włączony silnik. Podziękowałam mu, powiedział „dobranoc” i poszłam w stronę drzwi, ale podbiegł jeszcze do mnie. Odwróciłam się, aby zobaczyć, o co mu chodzi. Powiedział:
– Co do jutra. Wybierasz się do Boscarvy?
– Tak.
– Zawiozę cię.
– Mogę pojechać tam sama.
– Nie wiesz, gdzie to jest, a to jest kawał drogi pod górę. Podrzucę cię samochodem. Może być około jedenastej?
Doszłam do wniosku, że z równym powodzeniem mogłabym dyskutować z walcem parowym, a że byłam zmęczona, dla świętego spokoju odpowiedziałam:
– Dobrze.
Otworzył drzwi i pchnął je tak, aby były szeroko otwarte.
– Dobranoc, Rebeko.
– Dobranoc.
– Do zobaczenia jutro.
W ciągu nocy wiatr nie ustał. Jednak po przebudzeniu zobaczyłam przez małe okienko mojego pokoju u pani Kernów kwadrat bladoniebieskiego nieba, po którym pędziły białe wydęte obłoki. W pokoju było bardzo zimno, lecz odważnie wstałam, ubrałam się i zeszłam na dół w poszukiwaniu pani Kernów. Znalazłam ją na małym podwórku za domem, gdzie wieszała pranie na sznurze. Początkowo, zajęta walką z trzepoczącymi prześcieradłami i ręcznikami, nie zauważyła mnie. Moje pojawienie się między koszulą a skromną dzianą halką mocno ją zaskoczyło. Rozbawiona zaniosła się piskliwym śmiechem, jakbyśmy razem odgrywały jakąś scenkę.
– Aleś mnie zaskoczyła! Myślałam, że jeszcze śpisz. Było ci wygodnie? Ten przeklęty wiatr wciąż dmucha, ale chwała Bogu, że już nie pada. Zjesz śniadanie?
– Napiłabym się herbaty.
Pomogłam jej rozwiesić resztę bielizny, potem starsza pani wzięła pusty koszyk i przodem poszła do domu. Usiadłam przy kuchennym stole, a ona zapaliła gaz pod czajnikiem i zaczęła smażyć bekon.
– Zjedliście wczoraj dobrą kolację? Byliście „Pod Kotwicą”, prawda? Tommy Williams świetnie to prowadzi, czy lato, czy zima. Słyszałam, jak Joss cię odwoził. To uroczy chłopak. Tęskniłam za nim, kiedy się wyprowadził. Jeszcze i teraz czasem chodzę do niego, żeby mu posprzątać i zabrać brudną bieliznę do uprania. To przykre, że taki młody człowiek musi mieszkać sam i nie ma nikogo, kto by się o niego troszczył.
– Wydaje mi się, że Joss sam może zadbać o siebie.
– To nie jest w porządku, kiedy mężczyzna musi robić babską robotę. – Pani Kernów najwyraźniej nie była zwolenniczką równouprawnienia kobiet.
– Poza tym ma wystarczająco dużo roboty u pana Baylissa.
– Pani zna pana Baylissa?
– A któż go nie zna? Mieszka tu już od prawie pięćdziesięciu lat. To jeden z najstarszych mieszkańców naszego miasteczka. Zanim się rozchorował, był świetnym malarzem. Co roku urządzał wystawę swoich prac, na którą przyjeżdżali różni ludzie, nawet bardzo ważne osoby z Londynu. No, ostatnio to już go tak często nie widujemy. Już nie może tak chodzić pod górę i z góry jak kiedyś, a Pettiferowi trudno jest prowadzić taki wielki samochód przez te wąziutkie uliczki. W lecie jest tu taki ruch i tylu turystów, że człowiek nie może ruszyć się krokiem. Aż się od nich roi. Czasem wydaje ci się, że połowa ludności naszego kraju upchnęła się w tym miasteczku.
Zrzuciła usmażony bekon na ogrzany talerz i postawiła go przede mną.
– Jedz, zanim wystygnie.
– Pani Kernów, pan Bayliss jest moim dziadkiem – powiedziałam.
Spojrzała na mnie, wysoko unosząc brwi.
– Twoim dziadkiem? – spytała, a potem dodała:
– To czyją jesteś córką?
– Lizy.
– Dziecko Lizy! – przyciągnęła do siebie krzesło i powoli usiadła. Widać było, że jest wstrząśnięta. – Czy Joss wie o tym?
– Tak, powiedziałam mu o tym wczoraj. – Wydawało mi się to bez związku ze sprawą.
– Liza była śliczną dziewczynką! – Tu przyjrzała się mojej twarzy. – Jakbym ją widziała… tylko że ona miała ciemne włosy, a ty jasne. Było nam jej brak, kiedy wyjechała i już nie wróciła. Gdzie ona jest teraz?
Opowiedziałam jej, co się stało. Kiedy skończyłam, zapytała:
– A czy pan Bayliss wie, że tu jesteś?
– Nie.
– To musisz iść tam zaraz. Chciałabym być tam i zobaczyć wtedy jego twarz. Jak on uwielbiał twoją matkę…
W jej oku zabłysła łza. Toteż szybko, zanim obie pogrążyłybyśmy się w sentymentalnych rozważaniach, zmieniłam temat:
– Nie wiem, jak tam trafić…
Kiedy próbowała mi to wyjaśnić, zaplątała się całkiem, aż w końcu znalazła starą kopertę i ogryzkiem ołówka narysowała na niej rodzaj mapy. Pamiętałam, że Joss obiecał o jedenastej przyjechać po mnie swoim rozklekotanym mikrobusem, ale naraz wydało mi się lepszym pomysłem, aby pójść tam samej, i to już. Wczoraj wieczorem byłam zbyt potulna i uległa, a tak bezgranicznemu egoiście jak Joss nic się nie stanie, jeżeli przyjedzie po mnie i pocałuje klamkę. Ta myśl bardzo mnie podniosła na duchu, toteż poszłam na górę po płaszcz.
Читать дальше