W domu wypytywał mamę, skąd zna instruktorkę. Mama od- powiedziała z kokieteryjnym uśmiechem, że zna ją już od dłuższego ' czasu. Jaromil wypytywał dalej, ale mama wciąż odpowiadała wymijają- co: wyglądało to tak, jak wtedy, gdy kochanek pyta kochankę o jakiś ' intymny szczegół, a ona irytująco zwleka z odpowiedzią; w końcu mu powiedziała: ta sympatyczna kobieta odwiedziła ją mniej więcej przed czternastoma dniami. Bardzo podziwia Jaromila jako poetę i chce nakręcić o nim film krótkometrażowy; byłby to wprawdzie film amatorski, wyprodukowany pod patronatem zakładowego klubu milicyjnego, ale miałby i tak zapewnioną znaczną liczbę widzów.
– Dlaczego przyszła do ciebie? Czemu nie zwróciła się wprost do mnie? – dziwił się Jaromil.
Nie chciała mu się podobno naprzykrzać i chciała jak najwięcej dowiedzieć się od niej. W końcu, któż może wiedzieć więcej o synu, niż jego matka? Zresztą, ta młoda dama była tak miła, że poprosiła mamę o faktyczną współpracę nad scenariuszem; tak, wymyśliły wspólnie (ukrywały to przed Jaromilem) scenariusz o młodym poecie.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałyście? – pytał Jaromil, dla którego połączenie matki z instruktorką było instynktownie nieprzyjemne. – To pech, żeśmy cię spotkały; miałyśmy to dla ciebie przygotowane jako niespodziankę. Pewnego dnia wróciłbyś do domu, a tutaj byliby filmowcy z kamerą i tylko by cię nakręcili.
Cóż miał Jaromil począć? Kiedyś przyszedł do domu i podał rękę dziewczynie, w której mieszkaniu siedział przed kilkoma tygodniami, i czuł się tak samo biedny jak wówczas, chociaż tym razem miał pod spodniami czerwone spodenki (od czasu wieczoru poetyckiego u milicjantów już nigdy nie włożył ohydnych gaci). Jednakże, kiedy stawał twarzą w twarz z instruktorką, zawsze coś je w ich roli zastępowało; gdy spotkał ją na ulicy z matką, wydawało mu się, że niczym obrzydliwe gacie otaczają go rude włosy jego dziewczyny, a tym razem w błazeńskim geście zamieniły się w kokieteryjne mowy i wymuszoną gadatliwość matki.
Instruktorka oświadczyła (nikt nie pytał o jego zdanie), że dzisiaj będą nakręcać materiał dokumentalny, fotografie z dzieciństwa, do których mama doda komentarz, bowiem cały film – jak mu mimochodem oznajmiły – jest pomyślany jako opowiadanie mamy o synu poecie. Chciał zapytać, o czym mama chce opowiadać, ale bał się to usłyszeć; rumienił się. W pokoju oprócz niego i dwóch kobiet znajdowali się jeszcze trzej mężczyźni, stojący w pobliżu kamery i dwóch wielkich lamp; zdawało mu się, że go obserwują i uśmiechają się posępnie; nie miał odwagi, by się odezwać.
– Ma pan wspaniałe zdjęcia z dzieciństwa. Najchętniej bym je wszystkie wykorzystała – powiedziała instruktorka i wertowała rodzinny album.
– Czy to wyjdzie na płótnie? – pytała mama z fachowym zainteresowaniem, a instruktorka zapewniała ją, że nie ma się czego obawiać; potem wyjaśniła Jaromilowi, że pierwsza sekwencja filmu będzie zwykłym montażem jego fotografii, na których tle niewidoczna mama będzie opowiadać swoje wspomnienia. Później zobaczymy samą mamę, a potem dopiero poetę; poetę w rodzinnym domu, poetę piszącego, poetę w ogródku wśród kwiatów i wreszcie poetę na łonie natury, w miejscach, gdzie bywa najchętniej; tam, w ulubionym zakątku otwartego krajobrazu, będzie recytował niemej rozmowy przez cały czas miał brzmieć mamy komentarz), a kiedy stwierdziła, że wyraz twarzy Jaromila jest niezbyt uprzejmy, zaczęła opowiadać mu o tym, że niełatwo jest być matką takiego chłopca jak on, takiego nieśmiałego samotnika. "Jak to? Wcale jej nie lubię" – odciął się, lecz nikt nie traktował go poważnie).
Jaromilowi okropnie się ten scenariusz nie podobał i proponował, że sam chciałby nad nim jeszcze popracować; zarzucał, że jest zbyt konwencjonalny (pokazywać fotografie rocznego dziecka jest przecież rzeczą śmieszną!); twierdził, że zna bardziej interesujące problemy, na których należałoby się skupić; pytały się, co ma na myśli, lecz on odparł, że nie potrafi wymienić ich teraz z głowy i właśnie dlatego chciałby wstrzymać się jeszcze z nakręcaniem.
Za wszelką cenę pragnął filmowanie jakoś odłożyć, ale nic nie wskórał. Mama objęła go za ramiona i powiedziała do swej czarnowłosej współpracowniczki:
– To jest mój wieczny malkontent! Nigdy z niczego nie był zadowolony…
A potem czule nachyliła się ku jego twarzy:
– Prawda`?
Jaromil nie odpowiadał, a ona powtarzała:
– Prawda, że jesteś mój mały malkontent, przyznaj się, że tak jest! Instruktorka powiedziała, że niezadowolenie jest cnotą autorów, jednakże tym razem autorem nie jest on, lecz one dwie i gotowe są podjąć wszelkie ryzyko; niech tylko pozwoli im zrobić film tak, jak one go sobie wyobrażają, tak samo, jak one pozwalają mu pisać wiersze tak, jak on je sobie wyobraża.
A mama dodała, że Jaromil nie musi się obawiać, żeby ten film, miał mu przynieść ujmę, ponieważ one obie, mama i instruktorka, tworzą go z największą sympatią dla niego; powiedziała to bardzo kokieteryjnie i nie było jasne, czy bardziej kokietuje jego, czy nową przyjaciółkę. W każdym bądź razie kokietowała. Jaromil nigdy jej takiej nie widział; jeszcze przed południem wstąpiła do fryzjera i miała teraz głowę uczesaną w uderzająco młodzieńczy sposób; mówiła głośniej niż zwykle, ciągle się śmiała, posługiwała się wszystkimi dowcipnymi zwrotami, jakich się w życiu nauczyła i z wielkim upodobaniem grała rolę gospodyni roznoszącej filiżanki z kawą mężczyznom przy urządzeniach oświetlających. Do czarnowłosej dziewczyny zwracała się z ostentacyjną zażyłością przyjaciółki (tak, że zacierała w ten sposób różnicę wieku), a jednocześnie obejmowała Jaromila pobłażliwie za ramiona, nazywając go małym malkontentem (tak, że w ten sposób wtrącała go z powrotem do jego dziewictwa, do jego dzieciństwa, do jego pieluszek). Ach, jakiż wspaniały widok stanowi tych dwoje stojących na przeciw siebie i przepychających się nawzajem: ona go pcha do pieluszek, a on ją pcha do grobu, ach, jakiż wspaniały widok stanowi tych dwoje…).
Jaromil skapitulował; widział, że obie kobiety są rozpędzone jak lokomotywy i że nie jest w stanie stawić czoła ich potokowi wielosłowia; widział trzech mężczyzn koło lamp i kamery i wydawało mu się, że jest to szydercza publiczność, która zaczęłaby gwizdać przy każdym jego błędnym ruchu; dlatego mówił niemal szeptem, one natomiast odpowiadały mu głośno, aby je publiczność słyszała, bowiem obecność publiczności była dla nich korzystna, dla niego zaś niekorzystna. Powiedział więc, że się poddaje i zamierzał odejść; sprzeciwiły się jednak (i to znów kokieteryjnie), mówiąc, że powinien zostać; rzekomo będzie im przyjemnie, gdy będzie śledził ich pracę. Chwilami więc przyglądał się, jak kamerzysta rejestruje poszczególne fotografie z albumu, chwila mi zaś wychodził do swego pokoju i udawał, że czyta albo pracuje; w głowie kłębiły mu się splątane myśli; usiłował znaleźć jakieś dobre strony tej zgoła niedobrej sytuacji i przyszło mu do głowy, że instruktorka wymyśliła, być może, całe to filmowanie po to, by znowu się z nim spotkać; mówił sobie, że jego matka jest tu jedynie przeszkodą, którą trzeba cierpliwie obejść; starał się prędko uspokoić i zastanowić się, w jaki sposób mógłby teraz wykorzystać bzdurne filmowanie na swoją korzyść, czyli na to, by naprawić niepowodzenie, które dręczyło go od owej nocy, gdy nierozważnie opuścił mieszkanie instruktorki; usiłował przemóc wstyd i podpatrywał od czasu do czasu, jak idzie filmowanie, pragnąc, żeby choć raz powtórzyło się to ich zapatrzenie się w siebie, to nieruchome długie spojrzenie, które go w jej mieszkaniu tak oczarowało; ale instruktorka była tego dnia bardzo rzeczowa i zajęta pracą, tak że ich spojrzenia spotykały się rzadko i przelotnie; zaniechał więc tych prób, zdecydowany zaproponować instruktorce, że odprowadzi ją do domu po skończonej pracy.
Читать дальше