Początkowe pół minuty milczenia nie było więc wywołane za kłopotaniem; było to raczej niedbalstwo, wynikające ze zbytniej profesjonalnej rutyny, albo ze złego zgrania, ponieważ w takim składzie poeci razem nigdy nie występowali i dawali teraz jeden drugiemu pierwszeństwo w zagrywce. W końcu zabrał głos sześćdziesięcioletni poeta, mówił wzniośle i pięknie i po dziesięciu minutach improwizacji zachęcił przeciwległy rząd, aby nie wstydził się zadawać jakichkolwiek pytań. Poeci mogli więc nareszcie wykazać erudycję i umiejętność zaimprowizowanego zgrania, które od tej pory było bezbłędne: potrafili się wszyscy wymieniać, jeden drugiego dowcipnie uzupełniać: poważną odpowiedź przeplatać zręczną anegdotą. Padły, oczywiście, wszystkie podstawowe pytania i nastąpiły po nich wszystkie podstawowe odpowiedzi; (kogóż nie zainteresowałoby opowiadanie sześćdziesięciolatka, który na pytanie, jak i kiedy napisał swój pierwszy wiersz odpowiadał że gdyby nie kotka Micatue nie byłby nigdy poetą bowiem swój pierwszy wiersz napisał o niej, mając pięć lat; potem ten wiersz zacytował, a ponieważ przeciwległy rząd nie wiedział czy traktować go poważnie, czy jako żart, natychmiast sam się zaczął śmiać, tak że później wszyscy, poeci i pytający śmiali się długo i wesoło).
Naturalnie doszło również do sugestii. Tym, który w pewnej chwili wstał i zaczął rezolutnie mówić, był sam kolega szkolny Jaromila. Tak, wieczór poetycki był znakomity: wszystkie wiersze były pierwszorzędne. Czy ktoś sobie jednak uświadomił, że wierszy zostało zarecytowanych co najmniej trzydzieści trzy (licząc, że każdy poeta recytował mniej więcej trzy wiersze),ale przy tym nie wygłoszono tu ani jednego wiersza, który by jakoś, choćby w drobnej mierze, dotyczył Służby Bezpieczeństwa? A czyż moglibyśmy stwierdzić, że Służba Bezpieczeństwa zajmuje właściwie w naszym życiu mniej miejsca niż Jedna trzydziesta trzecia? Potem wstała pięćdziesięciolatka i oświadczyła, że całkowicie zgadza się z tym, co po wiedział kolega Jaromila, ale ma ona zupełnie inne pytanie: dlaczego tak mało pisze się dziś o miłości? W rzędzie pytających rozległ się tłumiony śmiech, a pięćdziesięciolatka kontynuowała: przecież i w socjaliźmie ludzie się kochają i chętnie przeczytają sobie coś o miłości.
Sześdziesięcioletni poeta wstał, odchylił do tyłu głowę i rzekł, iż towarzyszka ma absolutną rację. Dlaczego człowiek w socjaliźmie miałby się wstydzić miłości? Czy jest w niej może coś złego? On jest starym mężczyzną, a przecież nie boi się przyznać, że kiedy widzi kobiety w lekkich letnich sukienkach, pod którymi widać ich młode, powabne ciała nie może się oprzeć pokusie, by się za nimi nie obejrzeć. Rząd jedenastu pytających wybuchnął zgodnym śmiechem grzeszników, a poeta, zachęcony, ciągnął dalej:
– Co ma ofiarować tym pięknym, młodym kobietom? Ma im może dać młot ozdobiony asparagusem? A gdy zaprosi je do mieszkania, czy może ma włożyć do wazonu sierp? Bynajmniej, musi im ofiarować róże; poezja miłosna podobna jest do ' róż, które ofiarujemy kobietom.
– Tak, tak, gorliwie przytakiwała pięćdziesięciolatka, toteż zachęcony tym poeta wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i zarecytował długi wiersz miłosny.
– Tak, tak, to jest wspaniałe, rozpływała się pięćdziesięciolatka, lecz zaraz po tym wstał jeden z organizatorów i powiedział, że wiersz był wprawdzie ładny ale i w miłosnej poezji musi być widoczne, że pisze ją socjalistyczny poeta. Ale w czym to może być widoczne? pytała się pięćdziesięciolatka, wciąż jeszcze upojona widokiem patetycznie odchylonej głowy poety oraz jego wierszem.
Jaromil przez cały czas milczał, chociaż przemawiali już wszyscy, przy czym wiedział, że odezwać się musi; miał wrażenie, iż teraz nadeszła jego chwila; to pytanie miał już przecież od dawna przemyślane; od dawna, jeszcze w czasach, gdy chodził do malarza i z oddaniem słuchał jego wypowiedzi na temat nowej sztuki i nowego świata. O zgrozo, to znowu malarz, to znów jego słowa i jego głos wypływają z ust Jaromila! Co mówił? Że miłość była w dawnym społeczeństwie do tego stopnia zdeformowana przez pieniądze, względy społeczne, przesądy. Nigdy nie mogła być sobą, że była jedynie cieniem samej siebie. I dopiero nowe czasy, kładące kres władzy pieniądza i wpływom przesądów, pozwolą człowiekowi być w pełni człowiekiem i miłość będzie większa niż kiedykolwiek przedtem. Socjalistyczna poezja miłosna jest głosem tego wyzwolonego i wielkiego uczucia.
Jaromil był zadowolony z tego, co mówił, i czuł na sobie spojrzenie dwojga nieruchomo utkwionych w nim dużych czarnych oczu; wydawało mu się, że słowa "wielka miłość", "wyzwolone uczucie" płyną z jego ust jak oflagowany żaglowiec do portu tych wielkich oczu.
Ale gdy skończył mówić, jeden z poetów zgryźliwie się uśmiechnął i rzekł:
– Czyżbyś naprawdę myślał, że w twoich wierszach jest więcej miłosnych uczuć niż w wierszach Heinricha Heinego? Albo miłości Victora Hugo są dla ciebie zbyt małe? Czy miłość Machy i Nerudy była może okaleczona pieniędzmi i przesądami?
To nie powinno było się stać; Jaromil nie wiedział, co ma odpowiedzieć; poczerwieniał i widział przed sobą dwoje dużych czarnych oczu, świadków jego zniewagi. Pięćdziesięciolatka przyjęła owe sarkastyczne pytania z satysfakcją i powiedziała:
– Co chcecie zmieniać w miłości, towarzysze? Do końca wieków będzie ona zawsze taka sama.
Organizator znowu zabrał głos:
– Nie, towarzyszko, co to, to nie!
– Nie, naprawdę nie to chciałem powiedzieć rzekł pospiesznie poeta – ale różnica pomiędzy poezją miłosną dnia wczorajszego i dzisiejszego tkwi w czym innym niż wielkość uczucia.
– Więc w czym? – dopytywała się pięćdziesięciolatka.
W tym, że miłość w minionych czasach, nawet ta największa, była zawsze jakąś ucieczką człowieka od życia społecznego, które było zniechęcające. Natomiast miłość dzisiejszego człowieka jest związana z naszymi obywatelskimi obowiązkami, z naszą pracą, z naszą walką w jedną całość; i na tym polega jej nowe piękno.
Przeciwległy rząd wyraził aprobatę dla tej opinii, natomiast Jaromil wybuchnął złośliwym śmiechem:
– To piękno, przyjacielu, nie jest znów takie nowe. Czyżby w życiu klasyków miłość nie szła w parze z ich walką społeczną? Kochankowie ze słynnego wiersza Shelleya oboje byli rewolucjonistami i razem zginęli na stosie. Czy to jest, według ciebie, miłość odizolowana od życia społecznego?
Najgorsze było to, że tak jak przed chwilą Jaromil nie wiedział, co odpowiedzieć na zarzuty kolegi, również jego kolega był teraz zupełnie w kropce, tak że naprawdę mogło powstać wrażenie (niedopuszczalne wrażenie), że między dniem wczorajszym i dzisiejszym nie ma różnicy i żaden nowy świat nie istnieje. Tu jednakże wstała ponownie pięćdziesięciolatka i z uśmiechem zaciekawienia spytała:
– Powiedzcie mi więc, w czym tkwi różnica pomiędzy dzisiejszą i wczorajszą miłością?
W tej decydującej chwili, gdy wszyscy wpadli w zakłopotanie, wtrącił się mężczyzna z drewnianą nogą i z laską, który cały czas uważnie, lecz z wyraźnym zniecierpliwieniem śledził dyskusję; teraz wstał i mocno oparł się o krzesło:
Pozwólcie, towarzysze i towarzyszki, że się wam przedstawię
– powiedział, a ludzie w jego rzędzie zaczęli na niego pokrzykiwać, że nie musi tego robić, bo go przecież dobrze znają.
– Nie przedstawiam się wam, ale towarzyszom, których zaprosiliśmy na spotkanie odciął się, a ponieważ wiedział, że jego nazwisko poetom nic nie powie, opowiedział im w skrócie całą historię swego życia; pracuje w tej willi już prawie trzydzieści lat; był tu jeszcze za czasów fabrykanta Koćvary, który miał tutaj letnią posiadłość; był tu również w czasie wojny, gdy fabrykanta aresztowano, a jego willę używało gestapo jako letnisko; po wojnie zabrali narodowi socjaliści, a teraz jest tu milicja.
Читать дальше