– Czy nie powinniśmy zgasić światła? – Ale dziewczyna odparła: – Nie, nie, proszę cię, nie.
Jaromil nie wiedział, czy to ma znaczyć, że dziewczyna nie chce ciemności, a więc nie chce się również kochać, czy też, że dziewczyna chce się kochać, ale nie po ciemku. Mógł ją o to zapytać, lecz wstydził się powiedzieć na głos to, o czym myślał.
Potem znowu sobie uświadomił, że musi być o jedenastej w domu i zmusił się, by przemóc nieśmiałość; rozpiął pierwszy kobiecy guziczek w swoim życiu. Był to guziczek białej bluzeczki i odpinał go w lękliwym oczekiwaniu, co dziewczyna powie. Nie powiedziała nic. Rozpinał więc dalej, wyciągnął dolny koniec bluzki ze spódnicy, a potem jej bluzeczkę zdjął. Leżała teraz na poduszkach w samej spódnicy i w staniczku i – rzecz ciekawa: o ile jeszcze przed chwilą namiętnie Jaromila całowała, o tyle teraz, po zdjęciu bluzki, była jakby lekko oszołomiona; leżała bez ruchu, wypiąwszy leciutko piersi, niczym człowiek skazany na śmierć dumnie wypinający pierś przed lufami karabinów.
Jaromilowi nie pozostawało nic innego niż rozbierać ją dalej; z boku spódnicy namacał zamek i rozpiął go; głuptas, nie wiedział nic o haftce, którą spódnica była spięta w pasie i przez chwilę usilnie i bezskutecznie starał się ściągnąć ją dziewczynie przez biodra; dziewczyna, wypinając pierś wobec niewidzialnego plutonu egzekucyjnego, nie pomagała mu, gdyż jego kłopotów prawdopodobnie nie zauważyła.
Ach, przeskoczmy jakiś, powiedzmy, kwadrans udręki Jaromila! Wreszcie udało mu się rozebrać studentkę całą. Kiedy widział z jakim oddaniem spoczywa na poduszkach, oczekując chwili tak dawno zaplanowanej, zrozumiał, że teraz nie pozostaje nic innego, jak rozebrać się samemu. Ale lampa jasno świeciła i Jaromil wstydził się rozebrać. Wtedy przyszła mu do głowy zbawienna myśl: obok pokoju stołowego dostrzegł sypialnię (starodawną sypialnię z małżeńskimi łożami); światło nie było tam zapalone: tam będzie można po ciemku się rozebrać i do tego jeszcze przykryć kocem.
– Nie poszlibyśmy do sypialni? – spytał nieśmiało.
– Czemu do sypialni? Do czego potrzebna ci sypialnia? – zaśmiała się dziewczyna.
Nie wiemy, dlaczego się śmiała. Był to śmiech niepotrzebny, przypadkowy, nieśmiały. Zranił jednak Jaromila; przestraszył się, że palnął jakieś głupstwo, że propozycja pójścia do sypialni zdradziła jego śmieszną niedojrzałość. Naraz poczuł się zupełnie opuszczony; był w obcym pokoju pod badawczym światłem żyrandola, którego nie wolno było zgasić, z obcą kobietą, która się z niego śmieje. W tej chwili już wiedział, że się tego dnia kochać nie będą; czuł się dotknięty i siedział w milczeniu na kanapie; było mu z tego powodu przykro, ale jednocześnie poczuł ulgę; nie musiał już rozmyślać nad tym, czy światło zgaśnie, czy nie zgaśnie, i jak się będzie rozbierać; i był zadowolony, że to nie jego wina; nie powinna się była tak głupio śmiać. – Co ci jest? – zapytała.
– Nic – odparł Jaromil i uświadomił sobie, że gdyby wyjaśnił dziewczynie powód urazy, jeszcze bardziej by się ośmieszył. Opanował się więc, podniósł ją z tapczanu i zaczął się jej ostentacyjnie przyglądać (chciał się stać panem sytuacji, a wydawało mu się, że ten, kto się przygląda, jest panem tego, komu się przygląda), potem powiedział: – Jesteś ładna.
Dziewczyna podniesiona z kanapy, na której aż do tej pory spoczywała w zdrętwiałym oczekiwaniu, jakby nagle została oswobodzona; stała się znowu rozmowna i pewna siebie. Wcale jej nie przeszkadzało, że się jej chłopiec przygląda (może jej się zdawało, że ten, komu się przygląda jest panem tego, kto się przygląda), a w końcu zapytała:
– Jestem ładniejsza naga czy ubrana?
Jest kilka klasycznych kobiecych pytań, z którymi każdy mężczyzna się spotka w życiu i na które szkoły powinny młodych mężczyzn przygotowywać. Ale Jaromil chodził tak jak my wszyscy do złych szkół i nie wiedział, co ma odpowiedzieć; usiłował odgadnąć, co dziewczyna chciałaby usłyszeć; był jednak w kłopocie: dziewczyna zazwyczaj ukazuje się ludziom ubrana, w związku z tym powinno jej sprawić przyjemność, że ładniejsza jest w ubraniu; z drugiej strony nagość jest jakimś stanem cielesnej prawdy, wobec tego bardziej powinno ją ucieszyć, jeśli powie się jej, że ładniejsza jest naga.
– Jesteś ładna naga i ubrana – powiedział, lecz studentka nie była z tej odpowiedzi zadowolona. Skakała po pokoju, pokazywała się chłopcu i zmuszała go, żeby odparł bez wykrętów.
– Chcę wiedzieć, jaka ci się bardziej podobam.
Na pytanie w ten sposób sprecyzowane odpowiedź była już łatwiejsza: ponieważ inni ludzie znają ją tylko ubraną, wydawało mu się nietaktem przed chwilą powiedzieć, że w ubraniu jest brzydsza niż naga; skoro jednak zapytała o jego subiektywne zdanie, śmiało może oświadczyć, że jemu osobiście bardziej podoba się naga, bowiem w ten sposób da jej do zrozumienia, że kocha ją taką, jaka jest, ją samą, i nie zależy mu na niczym, co jest dodatkiem do niej.
Wszystko wskazywało na to, że nieźle wybrnął z sytuacji, ponieważ studentka, kiedy usłyszała, że naga jest ładniejsza, zareagowała na to bardzo życzliwie, nie ubrała się już wcale aż do jego wyjścia, wiele razy go pocałowała, a na odchodnym (było za kwadrans jedenasta, mama będzie zadowolona) szepnęła mu w drzwiach do ucha:
– Dzisiaj się przekonałam, że mnie kochasz. Jesteś bardzo dobry, naprawdę mnie kochasz. Tak, lepiej, że się tak stało. Będziemy to jeszcze przez chwilę oszczędzać, będziemy się na to jeszcze chwilę cieszyć.
W tych dniach zaczął pisać długi wiersz. Był to wierszzdarzenie i mówił o mężczyźnie, który nagle zrozumiał, że jest stary; że znalazł się tam, gdzie los nie buduje swoich dworców; że jest opuszczony i zapomniany; że wokół niego pokoje bieli się wapnem i wynoszą sprzęty i wszystko wymieniają w jego pokoju.
Wybiega więc z domu (myśl o pośpiechu ma we wszystkich szwach) i kieruje się tam, gdzie kiedyś żył najbardziej intensywnie: oficyna trzecie piętro drzwi w głębi na lewo w kącie z nazwiskiem na wizytówce nieczytelnym w mroku dwadzieścia lat minionej chwili przyjmijcie mnie!
Otworzyła mu stara kobieta, wyrwana ze zobojętniałej niedbałości, w którą wpędziła ją długoletnia już samotność. Prędko, prędko przygryza wargi, którym na kolorze po latach już nie zależało; prędko rozczochruje sobie starczym ruchem rzadkie niemyte włosy i macha nieśmiało rękami, by zakryć przed nim fotografie dawnych kochanków na ścianach. Potem jednak czuje nagle, że w pokoju jest słodko i że powierzchowność nie ma znaczenia:
Dwadzieścia lat I wróciłeś Jako ostatnia ważna rzecz którą spotkam I nie mam niczego co mogłabym zobaczyć gdybym ci zajrzała przez ramię w przyszłość.
Tak, w pokoju jest słodko; nic nie ma znaczenia; ani zmarszczki, ani niedbałe ubranie, ani pożółkłe zęby, ani rzadkie włosy, ani blade wargi, ani obwisły brzuch.
Pewności pewności Już się nie ruszam i przygotowana jestem Pewności Piękno wobec ciebie jest niczym Młodość wobec ciebie jest niczym
A on, zmęczony, przechodzi przez jej pokój (ściera rękawiczką odciski cudzych palców na stole) i wie, że miała kochanków, zastępy kochanków, którzy wyszachrowali całą jasność jej podskórka już nawet po ciemku nie jest ładna A wytarte miejsca tak te nic nie znaczą
A duszę rwie mu jakaś pieśń, zapomniana pieśń, Boże, jak brzmi ta pieśń?
Odpływasz odpływasz przez piaski pościeli i zamazujesz swe wnętrze Odpływasz odpływasz aż zostanie z ciebie tylko środek tylko sam twój środek
Читать дальше