Wojna nie może być tylko sprawą armii, ponieważ ciężar wojny jest zbyt wielki i sama armia nie zdoła go udźwignąć. Arabowie myśleli, że jest inaczej i – przegrywali. Powiedziałem dowódcy z Hermonu, że w świecie arabskim uderzała mnie drastyczna luka, zupełna niestyczność między frontem i krajem, między życiem żołnierza a życiem sklepikarza w okresie wojny, obaj egzystowali w różnych światach, mieli inne kłopoty, jeden myślał, jak przeżyć jeszcze godzinę, drugi myślał, jak dobrze sprzedać towar, a są to przecież całkowicie różne zmartwienia.
Wyszliśmy na miasto. Nasz hotel stoi niedaleko poczty głównej i dworca kolejowego, w ruchliwym centrum Damaszku. Przed gmachem poczty siedzi długi rząd czyścibutów. W tym miejscu jest zielono od żołnierskich mundurów. Walki na wzgórzach Golan trwają od świtu do zmierzchu, a wieczorem wojsko przyjeżdża do Damaszku. Chodzą grupami po ulicach, coś kupują w sklepach, a najczęściej idą do kina. Ale przed tym zatrzymują się pod pocztą, żeby oczyścić buty. Wzgórza Golan to pył i pył, dlatego buty żołnierzy są zawsze szare, zawsze potrzebują szczotki. Chłopcy, którzy przydają elegancji żołnierskim butom, wiedzą o wojnie wszystko. Buty strasznie zakurzone – były ciężkie walki. Buty zakurzone ot, tak tylko – spokój na froncie. Buty mokre, jakby wyjęte z wody – fedaini walczą na Hermonie, gdzie jest śnieg. Buty cuchnące ropą, umazane w smarze – musiał być bój pancerny, czołgiści mieli ciężki dzień.
Buty – to komunikaty wojenne.
Dowódca z Hermonu zrobił uwagę, że tylu żołnierzy jednocześnie można zobaczyć tylko w Damaszku, a po drugiej stronie prawdopodobnie w Hajfie albo w Tel-Awiwie, bo na wzgórzach Golan nie widać wojska. Obie armie są zakopane w ziemi, w bunkrach i w schronach, albo zakute w czołgowych pancerzach. Nikt nie chodzi po wzgórzach, nikt nie biega, na drodze nie można spotkać człowieka, wioski zniszczone, pustka jak na księżycu. Kto chce zobaczyć żołnierza, który walczy jak za dawnych czasów, musi wdrapać się na górę Hermon.
Teraz czasy zmieniły się i wojna zmieniła swój wygląd. Na terenie walki człowiek został usunięty z pola widzenia. Przed sobą widzimy sprzęt. Widzimy czołgi, działa pancerne, rakiety i samoloty. W bunkrach oficerowie naciskają guziki, obserwują zielone linie skaczące po ekranie, manipulują suwakiem i znowu naciskają guziki: huk, gwizd, gdzieś daleko rozpada się czołg, gdzieś w niebie rozlatuje się samolot.
Z obrazu wojny zniknęła zwykła, ludzka twarz. – Hej, Dick – woła przez telefon szef biura „Camera Press” do swojego fotoreportera, który pracuje na wzgórzach Golan – przestań podrzucać mi ciągle rakiety. Przyślij zdjęcie jakiejś żywej gęby jednego z tych facetów, którzy tam się tłuką!
Ale żywe gęby są schowane za wziernikami czołgów.
Kiedy zobaczyłem cmentarzyska sprzętu na Bliskim Wschodzie, pomyślałem: „Boże, jakaż to niesamowita forsa!” Kilometry i kilometry strefy frontowej zawalone najdroższym sprzętem na świecie. Na każdym kilometrze kwadratowym leżą miliony dolarów.
Jedna godzina wojny w październiku 1973 kosztowała dwadzieścia milionów dolarów.
Pomyślałem, że jeżeli świat nie narzuci tam pokoju na zasadach ustalonych przez Narody Zjednoczone, ludzkość będzie płacić za Bliski Wschód miliardy i miliardy dolarów, będzie płacić głodem na Saharze i w Indiach, inflacją i drożyzną, ponieważ pieniądz jest tylko jeden i jeżeli zostanie wydany w jednym miejscu, nie będzie co wydać w innym.
Fedain zaprowadził mnie do domu swojego przyjaciela, Syryjczyka. Gościnność Arabów jest wielka i mimo późnej godziny gospodarz ucieszył się naszą wizytą, dał kawy i oliwek. Jest inżynierem i nazywa się Saleh Moutar.
Powiedział, że Syria jest dumna ze swojej wojny. Czasem piszą, że na Bliskim Wschodzie było cztery, a nawet pięć wojen, ale to nieporozumienie. To jest dopiero pierwsza wojna. Ta wojna podniosła Arabów na duchu, a w Izraelu zasiała niepokój nie dlatego, żeby Arabowie wygrali, a Izrael przegrał: zwycięstwo Arabów leży w tym, że nie zostali pobici, a porażka Izraela leży w tym, że nie zwyciężył. Została przerwana arabska czarna seria. Okazuje się, że do wojny trzeba dorosnąć i nabrać dojrzałości. Czasem trzeba próbować dziesiątki lat, żeby wreszcie dobrze wypaść na scenie wojennej. Po raz pierwszy Syria nawiązała równą walkę i to jest sukces.
Inżynier powiedział, że jest wielka różnica między Synajem a wzgórzami Golan. Synaj leży daleko od centrum Egiptu i daleko od centrum Izraela. Wojska mogą się tam przesuwać do przodu i do tyłu na dziesiątki kilometrów, a rdzeń Egiptu i rdzeń Izraela pozostaną nienaruszone. Strzał oddany na synajskiej pustyni nie ugodzi w serce żadnego z tych krajów. Na wzgórzach Golan jest inaczej. Centrum Izraela i centrum Syrii przylegają ciasno do siebie. Serce Izraela jest w zasięgu strzału syryjskiego, a serce Syrii jest w zasięgu strzału izraelskiego. Każdy metr ziemi na wzgórzach Golan ma życiowe znaczenie. Szerokość wzgórz Golan wynosi najwyżej dwadzieścia kilometrów. Po jednej stronie Golanu leży dolina Galilei, a po drugiej – dolina Damaszku. Nie ma Izraela bez Galilei i nie ma Syrii bez doliny Damaszku. Walka jest tutaj tak zażarta, ponieważ na wzgórzach Golan decydują się losy obu stron, samo ich istnienie.
Powiedział, że kiedyś Syria była wielka. Palestyna, Jordania i Liban to były po prostu syryjskie prowincje. Jeszcze na początku naszego wieku istniały trzy mocarstwa arabskie: Egipt, Irak i Syria. Egipt i Irak pozostały, natomiast Anglia i Francja zabrały Syrii Palestynę, Jordanię i Liban. Ale pamięć tamtej Syrii żyje wśród ludzi. Cały wschodni brzeg Morza Śródziemnego, piękna część świata, należał do nas, a teraz pozostał nam tylko kawałek. Dla nas Izrael nie jest po prostu obcym państwem, ale okupantem, który zajął syryjską ziemię – Palestynę. Izrael może szukać ugody z Jordanią, ale* to nie ma znaczenia, ponieważ jedynym krajem arabskim, który ma prawo decydować o przyszłości Palestyny, jest Syria. Ani Izrael, ani Jordania nie mogą rozstrzygać o losach syryjskiej ziemi. Oto dlaczego Izrael i Jordania zwalaczają fedainów, a Syria uważa ich za swoich braci i sojuszników: Arabowie palestyńscy są częścią wielkiego narodu syryjskiego. Palestyńczycy i Syryjczycy byli najbardziej pokrzywdzonymi przez imperializm Arabami. Imperializm zabrał nam Palestynę i najlepszą połowę Syrii. Dlatego Palestyńczycy i Syryjczycy są wśród Arabów najbardziej antyimperialistyczni. W ten sposób objawił mi się nowy – jeden z tysiąca – aspekt sprawy palestyńskiej. Tym razem – syryjski.
Wszyscy wiemy, że życie jest trudne i że nie ma narodu, który by nie uginał się pod brzemieniem niezliczonych kłopotów. Kiedyś wszystkie narody zwróciły się do Pana Boga: aby pozwolił im lepiej żyć, żeby ujął im trochę zmartwień, trochę konfliktów i trochę spraw, których nie potrafią rozwiązać. I Pan Bóg zgodził się i powiedział – dobrze, niech każdy naród złoży na mojej ziemi wybranej tę część swojego zła, którą ma w nadmiarze. To ziemia mojego proroka Mojżesza, mojego proroka Chrystusa i mojego proroka Mahometa. Oni są mądrzy i cierpliwi, oni sobie z tym wszystkim poradzą.
I narody uczyniły, jak było im powiedziane.
Ale ponieważ, uradowane dobrocią bożą, znosiły swoje kłopoty i konflikty na wyścigi i zrzucały je w pośpiechu byle jak i byle gdzie, nastąpiło wielkie pomieszanie, poplątanie i powikłanie, apokaliptyczny węzeł, monstrualny chaos i dlatego problem palestyński jest tak trudny do rozwiązania.
IV Chrystus z karabinem na ramieniu
Читать дальше