Eric-Emmanuel Schmitt - Dziecko Noego

Здесь есть возможность читать онлайн «Eric-Emmanuel Schmitt - Dziecko Noego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dziecko Noego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dziecko Noego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W okupowanej Belgii katolicki ksiądz ukrywa żydowskiego chłopca Josepha. Chłopcu udaje się przeżyć, odnajduje rodziców i po latach opowiada swoją historię. Cała ta opowieść nie różniłaby się niczym od wielu innych, które znamy, gdyby nie to, że ojciec Pons ocala nie tylko życie Josepha, ale coś znacznie więcej.
Eric-Emmanuel Schmitt znowu nas zaskakuje, wzrusza i skłania do refleksji. Ta oparta na autentycznych wydarzeniach opowieść o różnorodności, tolerancji i poszukiwaniu tożsamości ma wymiar uniwersalny. Łączy humor z powagą i udowadnia, że o dobru można mówić w sposób prosty, piękny, a zarazem pozbawiony sentymentalizmu.

Dziecko Noego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dziecko Noego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Może właśnie z tego powodu? Dlatego, że stanowicie przeszkodę dla jego barbarzyństwa.

To misja, jaką obarczył was Bóg, jest szczególna.

Nie wasz naród. Czy wiesz, że Hitler chciałby się pozbyć także chrześcijan?

– Nie może, jest ich za dużo!

– Na razie mu się to nie udaje. Próbował w Austrii, ale szybko przestał. Jednak taki jest jego plan. Żydzi, a potem chrześcijanie. Zaczyna od was. Skończy na nas.

Zrozumiałem, że działanie ojca wypływa z solidarności, nie tylko z samej dobroci. To mnie trochę podbudowało. Pomyślałem znowu o hrabim i hrabinie de Sully.

– Niech ojciec powie, jeśli wywodzę się z rasy liczącej kilka tysięcy lat, godnej szacunku i w ogóle, to znaczy, że jestem szlachetnie urodzony?

Ze zdziwienia przez chwilę nic nie mówił, potem powiedział cicho:

– Tak, oczywiście, jesteś szlachetnie urodzony.

– Tak mi się wydawało.

Uspokoiłem się, że moje przypuszczenie się potwierdza. Ojciec Pons mówił dalej:

– Dla mnie wszyscy ludzie są szlachetnie urodzeni.

Puściłem jego wyjaśnienie mimo uszu, żeby zatrzymać tylko to, co mi odpowiadało.

Przed odejściem poklepał mnie po ramieniu.

– Może cię zdziwię, ale nie chcę, żebyś za dużo zajmował się katechizmem i obrzędami. Ogranicz się do minimum, dobrze?

Oddalił się, pozostawiając mnie wściekłego.

A więc, dlatego że jestem Żydem, nie mam prawa do normalnego świata! Udziela mi się go tylko od niechcenia. Nie powinienem uważać go za swój! Katolicy chcą pozostać w swoim gronie, banda hipokrytów i kłamców!

Rozjuszony, dołączyłem do Rudiego i wylałem przed nim swoją złość na ojca. Nie próbował mnie uspokoić, lecz zachęcił do zachowania dystansu.

– Masz rację, że jesteś nieufny. Ten facet jest podejrzany. Odkryłem, że ma swój sekret.

– Jaki sekret?

– Drugie życie. Ukryte życie. Haniebne życie, to pewne.

– Co?

– Nie, nie mogę nic powiedzieć.

Musiałem męczyć Rudiego aż do wieczora, żeby wreszcie, znużony, wyznał mi, co odkrył.

Każdego wieczora, po zgaszeniu świateł, kiedy sypialnie były zamknięte, ojciec Pons bezszelestnie schodził na dół, z ostrożnością włamywacza odryglowywał tylne drzwi i wymykał się do szkolnego parku. Wracał dopiero po dwóch czy trzech godzinach. Na czas swojej nieobecności zostawiał w mieszkaniu zapaloną lampkę, żeby myślano, że tam przebywa.

Rudi podpatrzył te wędrówki, kiedy sam urywał się z sypialni do ubikacji na papierosa.

– Dokąd chodzi?

– Nie mam pojęcia. Nie wolno nam opuszczać Willi.

– Pójdę za nim.

– Ty! Masz zaledwie sześć lat!

– Tak naprawdę to siedem. Prawie osiem.

– Wyrzucą cię!

– Tak myślisz? Odeślą mnie do rodziny?

Chociaż Rudi głośno zarzekał się, że nie będzie moim wspólnikiem, wyłudziłem od niego zegarek i tak niecierpliwie czekałem na wieczór, że nie musiałem nawet walczyć z sennością.

O wpół do dziesiątej prześliznąłem się między łóżkami do korytarza, skąd, schowany za dużym piecem, zobaczyłem ojca Ponsa, jak schodzi, sunąc wzdłuż ścian cicho jak cień.

Diaboliczny i szybki, otworzył brzuchate zasuwy w tylnych drzwiach i wyszedł na dwór.

Spóźniony o minutę, której potrzebowałem, żeby pchnąć drzwi tak, by nie zaskrzypiały, omal nie straciłem z oczu jego szczupłej sylwetki migającej między drzewami. Czy na pewno był to ten sam człowiek, szacowny kapłan, wybawiciel dzieci, który szedł żwawym krokiem w słabym świetle księżyca, zwinniejszy od wilka, omijając krzaki i pnie, na które ja nadziewałem się co chwila gołymi stopami? Drżałem, żeby mnie nie zostawił za sobą. Gorzej, bałem się, że zniknie, tak bardzo jawił mi się tego wieczoru jako złowrogi stwór skumany z najdziwniejszymi czarami.

Zwolnił na polance, gdzie kończył się park.

Wznosił się tam mur ogrodzenia. Było tylko jedno wyjście, niska żelazna, furtka wychodząca na drogę, obok nieużywanej kaplicy. Dla mnie pogoń kończyła się tutaj: nie odważyłbym się nigdy gonić go dalej w piżamie, ze zmarzniętymi nogami w ciemnej nieznanej okolicy. On jednak podszedł do wąskiego kościoła, wyjął z sutanny przeogromny klucz, otworzył drzwi i szybko zamknął je za sobą na dwa spusty.

A więc to była tajemnica ojca Ponsa? Wieczorami chodził modlić się samotnie, po kryjomu, w głębi ogrodu? Byłem rozczarowany. Cóż to za banał! Co za brak romantyzmu! Trząsłem się z zimna, miałem wilgotne stopy, pozostawało mi tylko wrócić.

Nagle zardzewiała furtka uchyliła się i jakiś intruz, przybyły z zewnątrz, wszedł na nasz teren z workiem na plecach. Bez wahania skierował się w stronę kaplicy, gdzie zastukał dyskretnie, rytmicznie, kilka razy, zapewne zgodnie z ustalonym kodem.

Ojciec otworzył, zamienił po cichu z nieznajomym kilka słów, odebrał worek, a potem czym prędzej się zamknął. Mężczyzna odszedł, nie czekając.

Stałem ukryty za pniem drzewa, zakłopotany. Jakiemu to handlowi oddawał się ojciec? Co dostał w tym worku? Usiadłem na mchu, plecami oparty o dąb, zdecydowany czekać na kolejne dostawy.

Cisza nocy trzaskała ze wszystkich stron, jakby spalał ją płomień lęku. Hurkotały tajemnicze odgłosy, pojedyncze, dziwne chroboty, krótkie skrzypnięcia, skargi tak samo niezrozumiałe jak niemy ból, który po nich następował. Moje serce biło za szybko. Jakieś imadło ściskało mi czaszkę. Strach przeradzał się w gorączkę.

Jedno mnie tylko uspokajało: tykanie zegarka. Na moim nadgarstku, nieporuszona, przyjazna cebula Rudiego nie dawała się zastraszyć ciemnościom i nadal odmierzała czas.

O północy ojciec wyszedł z kościoła, zamknął go starannie i ruszył z powrotem w stronę Willi.

Byłem tak wycieńczony, że omal nie zatrzymałem go w przejściu, ale przemknął szybko między drzewami i nie zdążyłem.

Wracając, nie przejawiałem tyle ostrożności, co w tamtą stronę. Kilka razy stąpnąłem na gałązkę. Przy każdym trzasku ojciec zatrzymywał się, zaniepokojony, i badał wzrokiem ciemności. Gdy dotarł do Żółtej Willi, od razu wszedł do środka i zasunął za sobą rygle.

Tego, że znajdę się zamknięty na zewnątrz internatu, zupełnie nie przewidziałem! Budynek wznosił się przede mną prosty, zwarty, ciemny i wrogi. Zimno i brak snu nadszarpnęły moje siły.

Co robić? Nie dość, że jutro wyda się, że spędziłem noc na dworze, to gdzie teraz będę spał? Czy w ogóle doczekam jutra?

Usiadłem na schodach i rozpłakałem się. Przynajmniej to mnie rozgrzewało. Smutek dyktował mi, co należy zrobić: umrzeć! Tak, najgodniej będzie umrzeć, tutaj, natychmiast.

Czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia.

– Chodź, szybko!

Wzdrygnąłem się odruchowo. Rudi spoglądał na mnie smutno.

– Zobaczyłem, że nie wróciłeś, i zrozumiałem, że masz problem.

Mimo że był moim opiekunem, że miał dwa metry wzrostu i że jeśli chciałem zachować autorytet, powinienem utrudniać mu życie, rzuciłem mu się w ramiona i na czas kilku łez zgodziłem się na to, że mam tylko siedem lat.

Następnego dnia na przerwie opowiedziałem Rudiemu o swoim odkryciu. Z miną znawcy od razu postawił diagnozę.

– Czarny rynek! Handluje jak wszyscy. To musi być to.

– Co odbierał w tym worku?

– Jedzenie, no przecież!

– To dlaczego nie przyniósł go tutaj?

Rudiego zamurowało. Mówiłem dalej:

– I dlaczego siedzi dwie godziny w kaplicy, bez światła? Co robi?

Rudi zaczął szukać odpowiedzi, grzebiąc palcami w czuprynie.

– Nie wiem… Może zjada, to, co jest w worku!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dziecko Noego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dziecko Noego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dziecko Noego»

Обсуждение, отзывы о книге «Dziecko Noego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x