Chwila muzyki. Reklamy na płycie i taśmie: 60 sekund. Chwila muzyki.
A teraz nasz komentarz dnia. Przede wszystkiniJ kochani radiosłuchacze, w związku z tym, iż tema który jestem zmuszony poruszyć dzisiejszego czoru (z wielkim żalem, ale wymaga tego ode mnie mój obowiązek dziennikarza, loretańczyka, katolika i ojca rodziny), jest nader poważny i może urazić niektórych z was, proszę, by państwo oddalili od odbiorników swe niepełnoletnie córki i synów, albowiem kierując się szczerością, która mnie cechuje, a która uczyniła z Głosu Walecznego cytadelę prawdy bronioną przez wszystkie pięści amazońskie, nie będę miał innego wyjścia, jak tylko odwołać się do nagich faktów i nazwać rzeczy po imieniu, tak jak to zawsze czynię i” czynić będę. A uczynię to z całą energią i powagą człowieka, który świadom jest poparcia udzielanego mu przez społeczeństwo i jest wyrazicielem milczącej, ale uczciwie myślącej większości.
Chwila muzyki.
Wielokrotnie i delikatnie, tak aby nikogo nie obrazić, gdyż nie leży to w naszych zamiarach, napomykaliśmy w tym programie o sprawie będącej przyczyną skandalu i oburzenia wszystkich porządnych i uczciwych obywateli, żyjących zgodnie z nakazami moralnymi, a takich obywateli jest przygniatająca większość. I nie chcieliśmy tej wstydliwej sprawy atakować bezpośrednio i frontalnie, ufaliśmy bowiem naiwnie – szlachetnie to przyznajemy – iż osoba odpowiedzialna za skandal zastanowi się, pojmie w końcu cały ogrom strat moralnych i materialnych, jakie zadaj e~ naszemu miastu swą nieposkromioną żądzą zysku, swym kupieckim duchem, dla którego nie ma żadnych barier, który pcha go z całą bezwzględnością do osiągnięcia ich celów, a to: wzbogacenia się, napełnienia złotem kufrów, nie cofając się przed niczym i sięgając po zakazaną broń rozpusty, korupcji własnej i innych. Jakiś czas temu, stawiając czoło ignorancji wielu zacofanych ludzi, narażając się na niebezpieczeństwo fizyczne, przeprowadziliśmy na falach tejże rozgłośni kampanię cywilizacyjną, która położyłaby kres stosowanym w Loreto „oczyszczającym” praktykom biczowania dzieci po Wielkiej Sobocie. I chciałbym wierzyć, że naszym drobnym udziałem, przyczyniliśmy się w części do tego, iż ów gorszący obyczaj, który doprowadzał do spazmów nasze dzieci, a niekiedy powodował trwałe kalectwo psychiczne, został w Amazonii wytrzebiony. Przy innej okazji stawiliśmy czoło rakowi zabobonu, który pod przebraniem Bractwa Arki toczy Amazonię i bruka naszą puszczę niewinnymi, ukrzyżowanymi zwierzątkami, czemu sprzyja głupota i nieświadomość części naszego ludu, której nadużywają fałszywi Chrystusowie i pseudo-Mesjasze, chcący nabić swoje kabzy i zaspokoić swe chorobliwe żądze popularności, oswajania, manewrowania tłumami i antychrześcijańskiego sadyzmu. I czyniliśmy to nie ustępując przed groźbami ukrzyżowania nas na Placu Broni w Iquitos, co prorokowały nam tchórzliwe anonimy, codziennie przez nas otrzymywane, a pełne błędów ortograficznych, anonimy pisane przez tych odważnych, którzy rzucają kamieniem, ale chowają rękę i mają odwagę obrażać, ale nie ujawniać się. Nie dalej jak przedwczoraj w drzwiach naszego mieszkania, które właśnie opuszczaliśmy, by w godziwy sposób i w pocie czoła zarobić na kawałek naszego chleba powszedniego, natknęliśmy się na barbarzyńskie i krwawe ostrzeżenie – ukrzyżowanego kotka. Ale mylą się ci Herodowie naszych czasów, jeśli myślą, że straszakiem gróźb mogą zamknąć usta Walecznemu, Nadal na tych falach będziemy walczyć z oszalałym fanatyzmem i religijnymi zbrodniami tej sekty i wołać wielkim głosem, by władze schwytały tak zwanego Brata Francisco, tego Antychrysta Amazonii, którego mamy nadzieję ujrzeć szybko za kratkami jako duchowego, świadomego i bezlitosnego autora dzieciobójstwa w Moronacocha i wielu nieudanych prób morderstw na krzyżu, które w ciągu ostatnich miesięcy zanotowano w różnych osadach puszczy sfanatyzowanych przez Arkę, a także i odrażającej krucyfikacji, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w misjonarskiej osadzie Santa Maria de Nieva: krucyfikacji starca, Arevala Benzas, będącej dziełem zbrodniczego bractwa.
Chwila muzyki.
Dziś z tą samą stanowczością i nie bacząc na czekające nas niebezpieczeństwa, Waleczny pyta: Jak długo jeszcze będziemy tolerować w naszym kochanym mieście, szanowni radiosłuchacze, upokarzający spektakl, jakim jest istnienie tak zwanej – o zgrozo! – Służby Wizytantek, znanej raczej pod przydomkiem Pantilandu, nadanym przez lud w złośliwym hołdzie dla jej twórcy? Waleczny pyta: Jak długo jeszcze my, matki i ojcowie rodzin cywilizowanego Loreto, mamy cierpieć i mówić naszym dzieciom, by te niewinne, nieświadome niebezpieczeństwa istoty nie biegły, niczym do cyrku lub do jarmarcznych bud, przyglądać się temu handlowi heterami, bezwstydnymi damami z półświatka i – by już nie używać eufemizmów – prostytutkami, które bezczelnie przyjeżdżają i odjeżdżają z tej jaskini rozpusty wzniesionej przed bramami naszego miastfi przez pozbawione czci i wiary indywiduum, którego imię i nazwisko brzmi Pantaleon Pantoja? Waleczny pyta: Cóż za potężne i mętne interesy chronią tego osobnika, że w ciągu dwóch długich lat mógł on kierować, w całkowitej bezkarności, przedsiębiorstwem tyleż nielegalnym co intratnym, tyleż zniesławianym co złotodajnym, na oczach całego, zdrowego miasta? Nie zastraszają nas szantaże, nikt nie może nas przekupić, nic nie powstrzyma naszej krucjaty w imię postępu, moralności, kultury i patriotyzmu. Nadeszła chwila, by stawić czoło temu monstrum, tak jak uczynił to Apostoł, który za jednym zamachem odciął smoczą głowę. Nie chcemy tego wrzodu na ciele naszego miasta, nam wszystkim rumieńce wstydu palą policzki, nasze życie jest obecnie ciągłą udręką ł koszmarem, a przyczyniło się do tego istnienie owego przemysłowego imperium nierządnic, którym kieruje, niczym nowoczesny sułtan babiloński, okryty smutną sławą pan Pantoja, nie cofający się w swej żądzy wzbogacenia się i wyzysku przed bezczeszczeniem i znieważeniem tego, co najświętsze: rodziny, religii i koszar obrońców naszej terytorialnej integralności i niepodległości Ojczyzny.
Chwila muzyki. Reklamy handlowe na płycie i taśmie: 30 sekund. Chwila muzyki.
Sprawa ta nie datuje się ani od wczoraj, ani od przedwczoraj, ale trwa już półtora roku, bo osiemnaście miesięcy, w czasie których nie wierząc własnym oczom, coraz wprawiani w osłupienie, widzieliśmy, jak rozrasta się i potężnieje Pantiland zmysłów. Nie są to słowa bez pokrycia, wypytywaliśmy, wybadaliśmy, Sprawdziliśmy wszystko w trudzie i znoju, a teraz Waleczny jest w stanie ukazać wam, drodzy radiosłuchacze, po raz pierwszy ujawnioną, oszałamiającą prawdę. Prawdę, od której drżą mury, prawdę prowadzącą do utraty przytomności. Waleczny pyta: Jak się państwu wydaje, a ile kobiet – jeśli tym szlachetnym mianem można obdarzyć te, które gorsząco kupczą swoim ciałem – aktualnie pracuje w gigantycznym haremie!! pana Pantaleona Pantoja? Czterdzieści, ni mniejsi ni więcej jak czterdzieści! I jesteśmy nawet w posiadaniu ich imion. Czterdzieści metres stanowi żeńską ludność tego zmotoryzowanego lupanaru, który, oddając do dyspozycji haniebnych uciech całą technikę ery elektroniki, obwozi po Amazonii swój ludzki towar statkami i hydroplanami. Żadne przedsiębiorstwo naszego postępowego miasta, które zawsze wyróżniało się rozmachem swych przemysłowców, nie dysponuje takimi środkami technicznymi jak Pantiland. A oto, na użytek niedowiarków, / niezbite dowody, argumenty nie do odparcia: nikt nie może zaprzeczyć, że tak zwana Służba Wizytantek dysponuje własną linią telefoniczną, że posiada pick-up marki dodge, numer rejestracyjny Loreto 78-256, jak również: aparat nadawczo-odbiorczy z własną anteną, na którego widok zbladłaby z zazdrości każda rozgłośnia w Iquitos; hydroplan, dwupłatowiec nr 37, który oczywiście nosi imię biblijnej kurtyzany Dalili; okręt o wyporności 200 ton cynicznie nazwany „Ewa”; nikt nie zaneguje, że tak zwana Służba i Wizytantek korzysta w swym lokalu nad rzeką Itaya z najbardziej upragnionego i luksusowego komfortu, jak na przykład z klimatyzacji, której dobrodziejstwa zna w Iquitos niewiele uczciwych biur. Kim jest ów wybraniec fortuny, pan Pantoja, ów kreolski Faruk, który zaledwie w półtora roku zdołał zbudować tak wspaniałe imperium? Dla nikogo nie jest tajemnicą, że długie macki tej potężnej organizacji, której operacyjnym centrum jest Pantiland, sięgają wszystkich stron naszej Amazonii, poganiając swoje nierządne trzody: dokąd, szanowani radiosłuchacze? Dokąd, drodzy państwo? Do koszar żołnierzy naszej Ojczyzny. Tak, panie i panowie, oto właśnie kokosowy interes faraona Pantilandu: dzięki swym latającym i pływającym domom publicznym przekształcać amazońskie garnizony i obozy, placówki i posterunki graniczne w małe sodomy i gomory. Tak, właśnie tak, jak państwo słyszą. W moich słowach nie nią ani cienia przesady, a jeśli fałszuję prawdę, niech pan Pantoja przyjdzie tu i zada kłam mojemu świadectwu. Ja, zgodnie z moimi demokratycznymi zasadami, oddaję mu do dyspozycji cały potrzebny mu czas w moim jutrzejszym, następnym czy w jakimkolwiek innym programie, aby zaprzeczył Walecznemu, jeśli Waleczny kłamie. Ale nie przyjdzie, oczywiście, że nie przyjdzie, ponieważ on wie lepiej od kogokolwiek, że mówię prawdę i nic więcej jak tylko przytłaczającą prawdę. Ale wy, szanowni radiosłuchacze, nie wiecie wszystkiego. Są też inne sprawy, jeszcze groźniejsze, jeśli w tej sytuacji można w ogóle użyć takiego określenia. Ów osobnik, pozbawiony jakichkolwiek hamulców i skrupułów, ów Imperator występku, widocznie nie zadowala się seksualnym kupczeniem na terenie koszar żołnierzy naszej Ojczyzny, tych świątyń peruwiańskości, czy bowiem domyślacie się, państwo, w jakiego rodzaju sprzęcie rozwozi on swoje konkubiny? Jakiego rodzaju hydroplanem jest ów aparat niefortunnie nazwany „Dalilą”, pomalowany na zielono i czerwono, który tyle razy, ze ściśniętym i wypełnionym wściekłością sercem J widzieliśmy na przejrzystym niebie Iquitos? Wzywam pana Pantoja, aby przyszedł tutaj i powiedział! przed mikrofonami, że hydroplan „Dalila” jest tym samym wodnopłatowcem nr 37, na którym dnia 3 marca 1929 roku, owego dnia pełnego chwały dla Peruwiańskich Sił Powietrznych, porucznik Luis Pedraza Romero, tak wdzięcznie zapisał w pamięci naszego miasta, po raz pierwszy przeleciał bez lądowania trasę między Iquitos a Yurimaguas, a jego bohaterski wyczyn napełnił szczęściem i postępowym entuzjazmem serca wszystkich mieszkańców departamentu Loreto. Tak, panie i panowie, gorzka to prawda, ale jeszcze gorsze jest kłamstwo. Pan Pantoja depcze, bez odrobiny sumienia kala ojczysty pomnik historyczny, święty dla wszystkich Peruwiańczyków, używając go jako środka lokomocji dla swych plugawych ekip. Waleczny pyta: Czy o tym narodowym świętokradztwie wiedzą amazońskie i krajowe władze wojskowe? Czy zauważyli tę profanację narodowej świętości szanowni dowódcy Peruwiańskich Sił Powietrznych, a zwłaszcza dowództwo Zgrupowania Lotniczego nr 42 (Amazonia), szczególnie powołane do tego, by żarliwie stać na straży samolotu, na którym porucznik Pedraza dokonał swego pamiętnego wyczynu? Nie chcemy w to wierzyć. Znamy naszych wojskowych i lotniczych dowódców, wiemy, że zasługują na nasz szacunek, wiemy, z jakim poświęceniem spełniają swe zadania. Wierzymy i chcemy wierzyć, że pan Pantoja zmylił ich czujną uwagę, że uczynił ich ofiarami jakiegoś ordynarnego podstępu, by popełnić czyn wołający o pomstę do nieba, jakim jest przekształcenie, dzięki sztuce nie-rządniczej magii, historycznego monumentu w objazdowy dom schadzek. A gdyby okazało się, iż rzecz ma się inaczej i że władze nie zostały zwiedzione, wyprowadzone w pole przez Wielkiego Stręczyciela Amazonii, ale że być może został tu zawarty pewnego rodzaju sojusz, wówczas, drodzy radiosłuchacze, nie pozostałoby nam nic innego jak zalać się gorzkimi łzami, albowiem od tej pory nikomu już nie moglibyśmy ufać i nikogo szanować. Ale tak być nie może i nie powinno. Zaś ów ośrodek moralnej nikczemności powinien zamknąć swoje podwoje, a Kalif Pantilandu powinien być usunięty z Iquitos i z Amazonii z całą swoją wystawianą na licytację karawaną odalisek, ponieważ my, loretańczycy, ludzie zdrowi i prości, pracowici i porządni, ani ich tutaj nie chcemy, ani nie potrzebujemy.
Читать дальше