,.A więc to był on! To jego widziałem! – chciałbym powiedzieć, ale jestem zbyt wzburzony, aby wymówić choćby słowo.
Indianie z pochodniami zbliżyli się w milczeniu i teraz ustawiają się wokół otwartego grobu.
Pomiędzy nimi toruje sobie drogę młodzieniec o długiej szyi, w wystrzępionym, słomianym kapeluszu, o rysach twarzy podobnych do twarzy ludzi z Oquedal, mam na myśli wykrój oczu, linię nosa, rysunek ust, które przypominają moje oczy, mój nos, moje usta.
– Jakim prawem, Nacho Zamora, dotknąłeś mojej siostry? – mówi, a w jego prawej ręce błyska ostrze. Lewe przedramię spowija poncho, którego poła opada na ziemię.
Z ust Indian wydobywa się dźwięk, który nie jest szeptem, jest raczej stłumionym westchnieniem. – Kim jesteś? Jestem Faustino Higueras. Broń się.
Staję po drugiej stronie grobu, na lewe ramię zarzucam poncho, w dłoni ściskam nóż.
Pijesz herbatę z Arkadianem Porfiryczem, jednym z najbardziej wyrafinowanych mieszkańców Hyrkanii, który zasłużenie pełni funkcję dyrektora generalnego Państwowych Archiwów Policyjnych. To on jest pierwszą osobą, z którą polecono ci się skontaktować zaraz po przybyciu do Hyrkanii, w ramach misji powierzonej ci przez zwierzchnie władze Ataguitanii. Arkadian Porfirycz przyjął cię w przytulnych pokojach biblioteki w swoim urzędzie, biblioteki „na bieżąco uzupełnianej i najlepiej wyposażonej w całej Hyrkanii – o czym natychmiast cię powiadomił – gdzie skonfiskowane książki zostają poddane klasyfikacji, zakatalogowaniu, konserwacji oraz przeniesieniu na mikrofilmy, niezależnie od tego, czy są to dzieła wydrukowane, czy odbite na powielaczu, czy są to maszynopisy, czy rękopisy”.
Kiedy władze Ataguitanii, które cię uwięziły, obiecały ci wolność pod warunkiem, że podejmiesz się pewnej misji w dalekim kraju („misji dyplomatycznej o pewnych aspektach związanych z tajną służbą, a także tajnej misji o pewnych oficjalnych aspektach związanych ze służbą dyplomatyczną”), w pierwszej chwili odmówiłeś. Niewielkie zamiłowanie do wypełniania zadań rangi państwowej, brak zawodowego powołania do odegrania roli tajnego agenta, niejasny i pokrętny sposób, w jaki przedstawiono ci zakres obowiązków, którym musiałbyś podołać, były wystarczającym powodem, abyś wybrał celę we wzorowym więzieniu, a odrzucił trudy podróży w północne tundry Hyrkanii. Lecz myśl, że pozostając nadal w ich rękach, możesz spodziewać się wszystkiego co najgorsze, oraz ciekawość rozbudzona tym zadaniem „które, naszym zdaniem, może pana zainteresować jako czytelnika”, a także kalkulacja, że możesz udawać ich sprzymierzeńca, aby potem udaremnić ich plany, nakłoniły cię do wyrażenia zgody.
Dyrektor generalny, Arkadian Porfirycz, który wydaje się doskonale poinformowany o twojej sytuacji, także psychologicznej, zwraca się do ciebie tonem pouczającym i pełnym otuchy: – Po pierwsze, nigdy nie wolno nam zapominać o prawdzie podstawowej: policja jest potężną jednoczącą siłą w świecie, który pozbawiony tej siły, poddałby się rozpadowi. Jest rzeczą naturalną, że policje odmiennych, a nawet wrogich ustrojów potrafią w pewnym zakresie z sobą współpracować. W dziedzinie rozpowszechniania książek…
– Doprowadzi się wkrótce do ujednolicenia metod cenzury w różnych ustrojach?
– Nie do ujednolicenia, lecz do opracowania systemu, w którym te metody będą się uzupełniać i wzajemnie wspierać…
Dyrektor generalny zachęca cię, abyś spojrzał na mapę świata, zawieszoną na ścianie. Rozmaite kolory wyróżniają:
kraje, w których wszystkie książki podlegają systematycznej konfiskacie;
kraje, w których można rozpowszechniać tylko książki opublikowane i zatwierdzone przez Państwo;
kraje, w których cenzura jest prymitywna, o bliżej nieokreślonych kryteriach, nieobliczalna;
kraje, w których cenzura jest wyrafinowana, uczona, wyczulona na rozmaite powiązania i aluzje, sprawowana przez intelektualistów skrupulatnych i przewrotnych;
kraje, w których istnieje podwójna sieć obiegu: legalna i podziemna;
kraje, w których nie ma cenzury, bo nie ma i książek, za to jest wielu potencjalnych czytelników;
kraje, w których nie ma książek i nikt nie uskarża się na ich brak;
i wreszcie kraje, w których codziennie produkuje się książki zaspokajające wszelkie upodobania i wyrażające wszelkie poglądy, w atmosferze powszechnej obojętności.
– Nikt dzisiaj nie ceni wartości słowa pisanego równie wysoko, jak cenią ją państwa policyjne – mówi Arkadian Porfirycz. – Jakież inne dane pozwolą lepiej wyodrębnić te narody, w których literatura cieszy się prawdziwym poważaniem, jeśli nie sumy przeznaczane na jej kontrolowanie i zniewalanie? Tam gdzie literatura staje się przedmiotem takich względów, zyskuje niezwykłe znaczenie, wprost niewyobrażalne w krajach, w których literaturze pozwala się wegetować w charakterze rozrywki nieszkodliwej i pozbawionej ryzyka. Oczywiście, aparat przymusu, przy pewnej nieobliczalności swoich wyroków, musi także pozwalać na chwile wytchnienia, przymykać co pewien czas oczy, przemiennie stosować akty nadużycia i akty łaski, bo w przeciwnym razie, jeśli nie znajdzie się już nic do zniewolenia, cały mechanizm pokryje się rdzą i zniszczeje. Powiedzmy to sobie szczerze: każda władza, nawet najbardziej despotyczna, utrzymuje się przy rządach w warunkach chwiejnej równowagi, i dlatego nieustannie musi dowodzić konieczności istnienia własnego aparatu przemocy, a zatem musi mieć coś, co tę przemoc usprawiedliwi. Wola pisania rzeczy kłopotliwych dla ukonstytuowanej władzy jest jednym z elementów niezbędnych do utrzymania tej równowagi. Dlatego też, w wyniku tajnego porozumienia z krajami o wrogim nam ustroju społecznym, utworzyliśmy wspólną organizację, z którą pan rozsądnie zgodził się współpracować, organizację powołaną do eksportowania zakazanych książek tutaj i importowania zakazanych książek tam.
– Co oznaczałoby, że książki tutaj zakazane, są tam dozwolone, i na odwrót…
– Nic podobnego. Książki tutaj zakazane, tam są po dwakroć zakazane, a książki zakazane tam, są po trzykroć zakazane tutaj. Lecz z eksportowania własnych zakazanych książek do wrogiego ustroju i z importowania ich książek każdy z ustrojów czerpie przynajmniej dwie istotne korzyści: przekonuje opozycjonistów do zasad wrogiego ustroju oraz przynosi pożyteczną wymianę doświadczeń obu służbom policyjnym.
– Zadanie, które mi powierzono – wyjaśniasz pospiesznie – ogranicza się do nawiązania kontaktu z funkcjonariuszami policji hyrkańskiej, ponieważ tylko za waszym pośrednictwem pisma opozycji mogą trafić w nasze ręce. – (Mam się na baczności, aby mu nie powiedzieć, że w zakres mojej misji wchodzą także bezpośrednie kontakty z konspiracyjną siatką opozycji, i zależnie od okoliczności mogę rozegrać tę partię na korzyść jednych przeciwko drugim lub odwrotnie.)
– Nasze archiwum jest do pana dyspozycji – mówi dyrektor generalny. – Mógłbym panu pokazać bardzo rzadkie rękopisy, oryginalne wersje dzieł, które dotarły do rąk publiczności dopiero po przejściu przez filtry czterech lub pięciu komisji cenzorskich, i za każdym razem poddawane były cięciom, modyfikacjom, rozwodnieniu, a wreszcie publikowano je w wersji okaleczonej, zneutralizowanej, nie rozpoznawalnej. Aby czytać naprawdę, trzeba przyjść tutaj, drogi panie.
– A czy pan czyta?
– Chce pan zapytać, czy ja czytam nie tylko z zawodowego obowiązku? Tak, rzekłbym, że każdą książkę, każdy dokument, każdy dowód rzeczowy z tego archiwum czytuję dwukrotnie, i są to dwie całkowicie odmienne lektury. Pierwsza, pospieszna, na użytek najwyższych władz, pozwala mi ustalić, w jakiej szafie mam przechowywać mikrofilm, pod jaką literą mam go zakatalogować. Potem, wieczorem (wieczory spędzam tutaj, po godzinach urzędowania; sam pan widzi, wnętrze jest spokojne, można się odprężyć), wyciągam się na tej kanapie, wkładam do mikroczytnika taśmę jakiegoś wyjątkowego dzieła z podziemnej edycji i pozwalam sobie na luksus powolnego smakowania utworu, dla mojej wyłącznej przyjemności.
Читать дальше