Mo Yan - Obfite piersi, pełne biodra

Здесь есть возможность читать онлайн «Mo Yan - Obfite piersi, pełne biodra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Obfite piersi, pełne biodra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Obfite piersi, pełne biodra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Obfitymi piersiami i pełnymi biodrami natura obdarza kobiety z rodziny Shangguan, mieszkającej w małej chińskiej wiosce, w prowincji Shandong. Od obfitych piersi i matczynego mleka uzależniony jest narrator powieści, długo wyczekiwany syn, brat ośmiu starszych sióstr. Losy rodziny ukazane są na tle wydarzeń historycznych, począwszy od Powstania Bokserów w 1900 roku, poprzez upadek dynastii Qing, inwazję japońską, walki Kuomintangu z komunistami, „rewolucję kulturalną”, aż do reform gospodarczych. Na prowincji życie toczy się jednak obok wielkich przemian, rządzą tam najprostsze instynkty, a podstawową wartością jest przetrwanie.
W powieści Obfite piersi, pełne biodra wszystko jest trochę oderwane od rzeczywistości, pełne makabrycznych zdarzeń i wynaturzonych postaci, ocierające się o magię – a jednocześnie opisane prostym, niezwykle obrazowym językiem, przesycone ironią i czarnym humorem. Zręczność stylistyczna i wybujała fantazja Mo Yana powodują, że lektura wciąga na długo – jest to jedna z tych książek, które czyta się zachłannie, mimo że ogłuszają, wyprowadzają z równowagi.

Obfite piersi, pełne biodra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Obfite piersi, pełne biodra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W opustoszałych ruinach ta jedyna dwuizbowa chatka ostała się w całości, jakby specjalnie dla nas. Odsunęliśmy blokujące wejście połamane krokwie i belki, otworzyliśmy drzwi i weszliśmy do środka. Na widok trumny zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że nasza kilkunastodniowa wędrówka doprowadziła nas z powrotem tam, gdzie byliśmy pierwszego dnia.

– Wola niebios! – skwitowała tę sytuację matka.

Gdy się rozwidniło, pośpiesznie załadowała dzieci i bagaże na wózek, nie zapominając oczywiście o strzelbie.

Na drodze roiło się od ludzi, przeważnie umundurowanych żołnierzy; ci, co nie mieli mundurów, przepasani byli wojskowymi pasami z cielęcej skóry, z których z tyłu zwisały granaty z drewnianymi rączkami. Wzdłuż drogi walały się łuski o zielonkawych zadkach, w rowie leżały martwe konie o rozszarpanych brzuchach i osłony pocisków artyleryjskich. Matka nagle złapała strzelbę i rzuciła ją do rowu, prosto do wody pokrywającej się białą warstewką lodu. Jakiś mężczyzna z dwiema ciężkimi drewnianymi skrzynkami na nosidle spojrzał na nas ze zdumieniem, postawił na ziemi swój ładunek i zszedł do rowu po broń.

Gdy zbliżaliśmy się do Wzgórza Wang, uderzyła nas fala gorącego powietrza, jakby wioska zamieniła się w wielki piec do wytopu stali. Unosiła się nad nią mgła i gęsty dym, drzewa u wejścia do wsi pokrywała warstwa sadzy. Z wioski wylatywały chmary much, które natychmiast obsiadały końskie wnętrzności, a następnie twarze ludzkich zwłok.

Żeby uniknąć kłopotów, matka poprowadziła nas ścieżką, która omijała wioskę. Była rozjeżdżona przez liczne koła, przez co nasz wózek posuwał się z dużym trudem. Matka zatrzymała się, zdjęła z dyszla naczynie z olejem, zmoczyła w nim piórko i posmarowała osie i piasty. Jej spuchnięte dłonie przypominały placki z sorga.

– Odpoczniemy w tamtym zagajniku – powiedziała, gdy skończyła oliwić wózek.

Trójka pasażerów: Lu Shengli, Starszy Niemowa i Młodszy Niemowa w czasie wielodniowej podróży przywykli do tego, że z matką nie ma dyskusji. Wiedzieli, że jazda na wózku jest niezasłużonym przywilejem, jako że nie wymaga od nich żadnego wysiłku, toteż nie śmieli protestować. Koła obracały się gładko na naoliwionych osiach. Minęliśmy spłachetek wyschniętego, połamanego sorga; poczerniałe kłosy z kiełkującym ziarnem sterczały dumnie w górę bądź zwieszały się, dotykając ziemi.

Gdy znaleźliśmy się wśród drzew, okazało się, że kryje się tam cały oddział artylerii. Kilkadziesiąt okazałych luf przypominało sterczące szyje żółwi. Działa zamaskowano gałęziami, ich wielkie koła zapadły się głęboko w ziemię. Za działami ustawiono drewniane skrzynki; w tych, które były otwarte, dało się zauważyć ciasno upakowane, miedzianej barwy pociski, sprawiające wrażenie starannie wypielęgnowanych. Artylerzyści w nakryciach głowy zamaskowanych sosnowymi gałązkami siedzieli w kucki pod drzewami, popijając wodę z blaszanych emaliowanych kubków, kilku z nich piło na stojąco. Za nimi znajdowało się usypane z ziemi palenisko, a na nim stojak z wielkim kotłem o stalowych uchwytach, w którym gotowała się konina. Skąd wiedzieliśmy, że to konina? Z kotła wystawała przekrzywiona końska noga, zakończona kopytem, celującym prosto w niebo; jego nasadę porastała długa, podobna do koziej bródki sierść, podkowa w kształcie półksiężyca lśniła w słońcu. Kucharz właśnie dokładał do ognia sosnową gałąź, dym strzelił wysoko w górę, ponad czubki drzew. Woda w kotle buzowała; biedna końska noga dygotała bez przerwy.

Podbiegł do nas żołnierz, wyglądający na wyższego rangą i poradził uprzejmie, żebyśmy zawrócili. Matka sprzeciwiła mu się z zimną stanowczością.

– Panie dowódco, jeśli pan nie pozwoli nam przejść, to pójdziemy naokoło i będziemy musieli nadłożyć drogi.

– Nie boicie się zginąć? – zdumiał się żołnierz. – Nie boicie się, że artyleria zetrze was na proch? W ogniu naszych dział walą się największe sosny!

– Doszliśmy aż tutaj nie dlatego, że boimy się śmierci, lecz dlatego, że to śmierć boi się nas!

– A, w takim razie niepotrzebnie wam przeszkadzam. Idźcie, dokąd chcecie – rzekł żołnierz i odsunął się na bok.

W końcu dotarliśmy na skraj alkalicznej równiny. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy iść naprzód, za naszą matką, a właściwie – za Shangguan Laidi. W trakcie tej ciężkiej, przygnębiającej wędrówki Shangguan Laidi ciągnęła wózek niczym niezmordowany osioł, ponadto strzelała w naszej obronie podczas nocnych postojów. Budziła mój wielki podziw i szacunek.

Wchodziliśmy coraz dalej w nieużytki. Droga była tak rozdeptana i błotnista, że szło się nią gorzej niż po alkalicznym bezdrożu, więc ją opuściliśmy. Spłachetki topniejącego śniegu upodabniały ziemię do skóry głowy człowieka cierpiącego na grzybicę; rzadkie skupiska zwiędłych traw przypominały kępki włosów. Mimo że niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu, skowronki ćwierkały jak zawsze na bezchmurnym niebie. Dzikie króliki o futerku barwy zwiędłej trawy zwarły szyki przeciwko białemu lisowi i okrążyły go, pohukując „Ua! Ua!". Wycierpiawszy wiele, króliki czuły do lisów nienawiść tak głęboką, że zdecydowały się na prawdziwie brawurowy atak. Stadko dzikich kóz o delikatnych rysach pyszczków dreptało i podskakiwało gdzieś za nimi – być może chciały stanąć po stronie królików, a może tylko się poprzyglądać.

Coś zalśniło w trawie. Sha Zaohua natychmiast podbiegła, podniosła przedmiot i wręczyła mi go, sięgając ponad wózkiem. Była to metalowa menażka, a w niej kilka usmażonych na złoto rybek. Oddałem ją z powrotem Zaohua, która wyjęła jedną rybkę i podała matce.

– Ja nie, ty zjedz – powiedziała matka.

Zaohua zjadła rybkę, wyciągając usta w dzióbek; przypominała przy tym kota. Starszy Niemowa, który siedział w koszyku, wyciągnął brudną rączkę w kierunku ryby. „Ao!" – zwrócił się do Zaohua, a jego brat uczynił to samo. Obaj mieli identyczne, kwadratowe głowy, podobne do tykw; ich oczy były wysoko osadzone, przez co czoła wydawały się bardzo niskie. Mieli płaskie nosy i szerokie usta o krótkich, wywiniętych górnych wargach, które odsłaniały żółte siekacze. Sha Zaohua najpierw spojrzała na matkę, jakby chciała zapytać ją o zdanie, lecz jej wzrok był utkwiony gdzieś daleko. Zaohua wzięła więc dwie rybki i wręczyła Niemowom po jednej. W menażce zostały tylko drobne resztki i kilka kropel złotego oleju. Dziewczynka wylizała go do czysta długim językiem.

– Odpocznijmy chwilę – powiedziała matka – jeszcze trochę, i zobaczymy nasz kościół.

Położyłem się na wznak na alkalicznej ziemi. Matka i Najstarsza Siostra zdjęły buty i tłukły nimi w dyszle i ramy wózka, by wytrzepać pokrywający je z zewnątrz i od wewnątrz osad. Ich pięty przypominały nadgniłe słodkie ziemniaki. Stado spłoszonych ptaków nagle zniżyło lot – czyżby uciekały przed sokołem? Okazało się, że przyczyną były dwa aeroplany o podwójnych czarnych skrzydłach, które nadleciały z warkotem z południowego wschodu. Dźwięk, który wydawały, przypominał turkot tysiąca kołowrotków. Z początku posuwały się bardzo wolno, lecąc na dużej wysokości, lecz gdy znalazły się nad naszymi głowami, gwałtownie przyśpieszyły i zniżyły się. Poruszały się niezgrabnie i ciężko jak cielęta, którym doczepiono skrzydła. Zanurkowały z maksymalną prędkością, z warkotem śmigieł, niczym gzy bzyczące wokół krowiego łba. W momencie gdy ich wielkie brzuchy niemal otarły się o nasz wózek, mężczyzna w goglach siedzący za szybą uśmiechnął się do nas, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Jego twarz wydała mi się doskonale znajoma, lecz nie zdążyłem przyjrzeć mu się dokładnie – przemknął obok nas z prędkością błyskawicy, razem ze swoim uśmiechem. Gwałtowny podmuch, niosący tuman białego pyłu, sypnął w nas źdźbłami traw, piachem i króliczymi bobkami, jakby ostrzeliwał nas gradem pocisków. Menażka wyrwała się z rączek Sha Zaohua i odfrunęła. Wyplułem piach i zaalarmowany skoczyłem na równe nogi. Następny powietrzny statek jeszcze agresywniej runął w naszą stronę po śladach poprzedniego; spod brzucha buchały mu dwa jęzory ognia. Pociski z głuchymi tąpnięciami biły dokoła nas, wzbijając fontanny błota. Ciągnąc za sobą trzy smugi czarnego dymu, z wibrującymi skrzydłami, samoloty wzniosły się wyżej ponad piaszczystym nasypem. Ogniste jęzory buchały im spod skrzydeł, wydając przerywany odgłos, podobny do szczekania psa; w powietrzu nad nasypem zebrało się mnóstwo żółtego dymu. Naśladując akrobacje jaskółek polatujących tuż nad powierzchnią wody, samoloty to nurkowały gwałtownie w dół, to znów wzlatywały w górę; szyby migotały w słońcu, skrzydła lśniły stalowobłękitnym blaskiem. Na nasypie zapanował popłoch – żołnierze w mundurach w kolorze khaki biegali bezładnie w kłębach dymu. Żółte płomienie buchały w powietrze wypełnione hukiem wystrzałów jak wyciem wichru. Dwa samoloty niczym dwa ogromne, spłoszone ptaki ruszyły w niebo, przechylone, wydając dźwięk podobny do śpiewu wariata. Jeden z nich nagle przestał kręcić śmigłami, z brzucha buchnął mu kłąb czarnego, gęstego dymu. Zatoczył się, Zakrztusił, zatrząsł, zakręcił wokół własnej osi i runął. Jego dziób rył ziemię jak pług, skrzydła dygotały. Po chwili z brzucha samolotu wybuchł płomień i zmienił się w ognistą kulę, jednocześnie rozległ się ogłuszający grzmot, który poprzewracał wszystkie dzikie króliki w okolicy. Drugi aeroplan zatoczył koło wysoko w powietrzu, zaskrzeczał i odleciał.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Obfite piersi, pełne biodra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Obfite piersi, pełne biodra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Yan Lianke - Marrow
Yan Lianke
Mo Yan - Radish
Mo Yan
Yan Lianke - The Four Books
Yan Lianke
Mo Yan - Frog
Mo Yan
Mo Yan - Red Sorghum
Mo Yan
Abdulla Divanbəyoğlu - Can yanğısı
Abdulla Divanbəyoğlu
Frank Rudolph - Yan Chi Gong
Frank Rudolph
Owen Jones - Yanılım
Owen Jones
Отзывы о книге «Obfite piersi, pełne biodra»

Обсуждение, отзывы о книге «Obfite piersi, pełne biodra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x