„Panna Fairfax przesyła ukłony i podziękowania, ale nie jest zdolna zażywać jakiegokolwiek ruchu”.
Emma uczuła, że jej list zasługiwał na lepsze przyjęcie, ale nie sposób było czepiać się słów skreślonych nierówno i najwidoczniej drżącą ręką, świadczącą wyraźnie o chorobie tej, co je pisała; zastanawiała się więc tylko, jak by tu najskuteczniej przeciwdziałać niechęci do widywania się z nią i przyjęcia pomocy. Pomimo tak suchej odpowiedzi kazała zaprzęgać i pojechała do pani Bates w nadziei, że wspólnie zdołają nakłonić Jane, nic jednak nie wskórała; panna Bates wyszła aż do drzwiczek powozu, rozpływając się w podziękowaniach i zgadzając się najpoważniej w świecie z Emmą, że taka przejażdżka mogłaby być bardzo pożądana; próbowano jeszcze załatwić sprawę przez posłów – na próżno. Panna Bates powróciła z niczym; Jane była nieprzejednana, sama propozycja spaceru zdawała się wywołać pogorszenie. Emma pragnęłaby sama się z nią zobaczyć i spróbować własnych sił, jednakże gdy napomknęła o tym nieśmiało, panna Bates przyznała się, że obiecała solennie siostrzenicy, iż pod żadnym pozorem nie wprowadzi do niej panny Woodhouse. „Biedna, droga Jane naprawdę nie znosi niczyjego widoku, niczyjego, wprawdzie pani Elton nie można było odmówić wstępu do niej, a pani Cole tak dalece postawiła to sobie za punkt honoru, i pani Perry tak nalegała… ale poza tymi paniami Jane rzeczywiście nie widuje nikogo”.
Emma nie chciała być podobna do pani Elton, pani Perry i pani Cole, które siłą wcisną się wszędzie, nie czuła też, by miała prawo do jakichkolwiek wyróżnień, poddała się więc i tylko wypytywała nadal pannę Bates, jaką dietę przepisano siostrzenicy i na co miałaby apetyt, tak aby móc okazać w tym względzie swoją pomoc. Panna Bates rozwodziła się szeroko na ten temat. Pan Perry doradzał posilne odżywianie, ale wszystko, co podawano (a nikt nie miał chyba tak uczynnych sąsiadów), nie smakowało chorej.
Emma powróciwszy do domu wezwała niezwłocznie gospodynię i dokonała z nią przeglądu apteczki; wysłała pod adresem panny Bates ararutu, w najwyższym gatunku, z niezmiernie uprzejmym bilecikiem. W pół godziny potem ararut został odesłany z tysiącznymi podziękowaniami od panny Bates, ale „droga Jane nie dała się uspokoić, póki nie zwrócono przesyłki – nie może tego zażywać, ponadto nalegała, aby ciotka zapewniła pannę Woodhouse, że w ogóle nie zbywa jej na niczym”.
Gdy zaś Emma wkrótce potem dowiedziała się, że widziano Jane Fairfax błądzącą po łąkach dość odległych od Highbury po południu tego samego dnia, kiedy pod pozorem, że jest zbyt osłabiona, by zażywać jakiegokolwiek ruchu, tak kategorycznie odmówiła przejażdżki z nią powozem, reasumując to wszystko, nie miała już złudzeń: Jane postanowiła nie przyjmować od niej żadnej grzeczności. Było jej przykro. Martwił ją głęboko ten stan rzeczy, tym bardziej godny pożałowania, gdy się wzięło pod uwagę wzburzenie umysłu panny Fairfax, niekonsekwencję jej postępowania i stan nerwów. Emmę zraniło to, że tak mało ufano jej dobremu sercu, że uznano ją za niegodną przyjaźni; pocieszała ją tylko świadomość, iż kierowały nią najlepsze intencje, oraz przekonanie, że gdyby pan Knightley był wtajemniczony we wszystkie jej próby okazania pomocy Jane Fairfax, gdyby mógł zajrzeć w jej serce, nie miałby jej tym razem nic do zarzucenia.
Pewnego ranka, mniej więcej w dziesięć dni po śmierci pani Churchill, wezwano Emmę na dół donosząc, że przyszedł pan Weston, „który nie może zostać dłużej niż pięć minut, a chce z nią koniecznie pomówić”. Czekał na nią u progu salonu i zaledwie zapytał, jak się miewa, normalnym głosem, zniżył go natychmiast do szeptu, by nie słyszał pan Woodhouse:
– Czy może pani przyjść do Randalls dziś przed południem, o jakiejkolwiek godzinie? Bardzo proszę, jeżeli to możliwe. Moja żona chciałaby z panią pomówić, musi z panią pomówić.
– Może chora?
– Nie, co znowu, tylko trochę zdenerwowana. Byłaby kazała zaprzęgać i przyjechała tutaj, ale musi się z panią zobaczyć w cztery oczy, a to jak pani wie… – skinął głową w stronę jej ojca. – Hm! Czy będzie pani mogła przyjść?
– Oczywiście. W tej chwili, jeśli to panu dogadza. Niepodobna odmówić, skoro pan w ten sposób prosi, ale co się mogło stać? Czy pani Weston naprawdę nie chora?
– Proszę mi zaufać i nie pytać o nic więcej. Dowie się pani o wszystkim we właściwym czasie. Niesłychana historia! Ale cicho, cicho!
Emma nie mogła odgadnąć, co to wszystko znaczy. Mina jego zdradzała, że zaszło coś naprawdę ważnego, ale upewniwszy się, że pani Weston jest w dobrym zdrowiu, starała się brać to spokojnie i po uzgodnieniu z ojcem, że pójdzie teraz na spacer, wyszła wkrótce w towarzystwie pana Westona; skierowali się szybkim krokiem do Randalls.
– A teraz – rzekła Emma, ledwie minęli bramę – teraz niech mi pan powie, co się stało?
– Nie, nie – odparł poważnie. – Niech mnie pani nie pyta. Obiecałem żonie, że jej to pozostawię. Ona oznajmi to pani delikatniej, niż ja bym potrafił. Cierpliwości, panno Emmo, i tak dowie się pani zbyt prędko.
– Ona mi coś oznajmi! – wykrzyknęła Emma i aż przystanęła z przerażenia. – Boże wielki, niech mi pan powie od razu. Coś się stało na Brunswick Square! Jestem tego pewna. Niech mi pan powie, błagam pana, niech mi pan powie w tej chwili, co to takiego!
– Nie, doprawdy, pani się myli.
– Proszę, niech pan ze mnie nie żartuje. Niech pan weźmie pod uwagę, ile najdroższych mi osób znajduje się w tej chwili na Brunswick Square. Komu z nich stało się coś złego? Zaklinam pana na wszystkie świętości, niech pan nic przede mną nie ukrywa.
– Słowo pani daję, panno Emmo…
– Słowo? Dlaczego nie mówi pan „na honor”? Dlaczego nie ręczy pan honorem, że nie chodzi o nikogo z nich. Boże wielki! Cóż można mi oznajmić, co nie dotyczy jednego z członków tej rodziny?
– Ręczę honorem, że tak nie jest – odrzekł z powagą.-Nie jest to związane nawet w najmniejszym stopniu z nikim noszącym nazwisko Knightley.
Emmie wróciła odwaga, ruszyła w drogę.
– Źle się wyraziłem – ciągnął dalej – mówiąc, że moja żona oznajmi pani tę wiadomość. Nie powinienem był się tak wyrazić. Rzeczywiście nie dotyczy to pani, lecz wyłącznie mnie… to znaczy, mamy nadzieję. Hm! Krótko mówiąc, droga panno Emmo, nie ma racji tak się niepokoić. Nie powiem, żeby to nie była przykra sprawa, ale mogłoby być znacznie gorzej. Jeżeli przyspieszymy kroku, wkrótce będziemy w Randalls.
Emma zrozumiała, że musi czekać, a nie wymagało to już teraz wielkiego wysiłku. Nie pytała zatem dalej, tylko puściła wodze fantazji, ta zaś wkrótce wskazała jej, że według wszelkiego prawdopodobieństwa chodzi o jakąś sprawę pieniężną, coś, co wyszło niedawno na jaw, jakieś rodzinne komplikacje przykrej natury; coś, co ostatnie wypadki w Richmond wydobyły na światło dzienne. Fantazja Emmy była niezmiernie bujna. Może znalazło się pół tuzina dzieci z lewej ręki, a Frank został pozbawiony spadku! To, choć niepożądane, nie wydawałoby się jeszcze Emmie tragedią. Wzbudziło w niej tylko dość żywą ciekawość.
– Kto to jest ten pan jadący konno? – zapytała po drodze, podtrzymując rozmowę tylko po to, aby pan Weston mógł dochować sekretu.
– Nie wiem. To któryś z Otwayów. Nie Frank, zapewniam panią, że to nie Frank. Nie zobaczy go pani teraz. Jest w tej chwili na pół drogi do Windsoru.
Читать дальше