Emma nie żałowała, że poszła do panny Bates, ale robiła sobie wyrzuty, że nie siedziała tam dziesięć minut krócej: byłoby tak przyjemnie porozmawiać z panem Knightleyem o nowej posadzie Jane Fairfax. Nie żałowała również, że jedzie on na Brunswick Square, wiedziała bowiem, jaką radość sprawi tam swoją wizytą, ale mogło się to stać w odpowiedniejszej chwili i byłoby przyjemniej dowiedzieć się o tym zawczasu. Mimo to rozstali się jak prawdziwi przyjaciele, nie dała się zwieść jego zachowaniem, nie dokończonym odruchem galanterii. Wszystko to dowodziło, że Emma odzyskała dobrą opinię w jego oczach. Okazało się, że spędził w Hartfield całe pół godziny. Szkoda, że nie wróciła wcześniej.
W nadziei, iż odwiedzie myśli ojca od niemiłego mu wyjazdu pana Knightleya do Londynu, i to wyjazdu tak nagłego, a w dodatku konno, co wszystko, jak wiedziała, było bardzo godne nagany w oczach pana Woodhouse'a, Emma oznajmiła mu nowinę o Jane Fairfax; rachuby jej były słuszne, temat ten okazał się nader ciekawy, a zarazem mniej niepokojący. Pan Woodhouse od dawna pogodził się z myślą, że Jane Fairfax obejmuje posadę guwernantki, i mógł o tym mówić pogodnie, natomiast wyjazd pana Knightleya do Londynu był dla niego niespodziewanym ciosem.
– Bardzo jestem rad, duszko, naprawdę rad, że Jane dostanie taką dobrą posadę. Pani Elton to taka zacna, miła osoba, sądzę więc, że jej znajomi są to ludzie istotnie na miejscu. Przypuszczam, że okolica jest sucha i że chlebodawcy będą dbali o zdrowie biednej panny Fairfax. Mnie napełniało ono zawsze wielką troską. Wiesz co, duszko, Jane z pewnością stanie się dla tej pani tym, kim panna Taylor była dla nas, tylko mam nadzieję, że będzie jej lepiej pod jednym względem, to znaczy, że nic jej nie zmusi do opuszczenia domu, który stanie się na długie lata jej ogniskiem domowym.
Tymczasem następny dzień przyniósł takie wiadomości z Richmond, że usunęły wszystko na dalszy plan. Umyślny posłaniec przybył do Randalls, donosząc o śmierci pani Churchill. Choć zdrowie jej zdawało się nie wymagać wezwania siostrzeńca, żyła nie dłużej niż półtorej doby po jego powrocie. Nagły atak, odmiennej zwykle natury, którego stan jej bynajmniej nie wróżył, pozbawił ją życia po krótkich cierpieniach. Wszechwładnej pani Churchill nie było już na świecie.
Wszyscy odczuli to tak, jak podobne rzeczy odczuwać należy. Każdy spoważniał i zmartwił się w różnym stopniu, w różnym także stopniu poczuł żal po tej, co odeszła, troskę o tych, co pozostali, wkrótce zaś obudziła się ciekawość, gdzie zostanie pochowana. Goldsmith powiada, że kiedy piękną kobietę ogarnia obłęd, nie pozostaje jej nic innego, jak tylko umrzeć; a kiedy zaczyna stawać się przykra dla otoczenia, jest to również wyjście, które ze wszech miar polecić można, zaciera bowiem wszelkie ujemne o niej sądy. O pani Churchill, która przez co najmniej dwadzieścia pięć lat była powszechnie nie lubiana, mówiono teraz z pełną współczucia wyrozumiałością. Pod pewnym względem oddano jej dopiero teraz całkowitą sprawiedliwość. Nigdy dotychczas nie wierzono, aby była poważnie chora. Taki koniec oczyścił ją z zarzutów egoizmu i choroby z urojenia.
– … Biedna pani Churchill… Niewątpliwie dużo się nacierpiała, więcej, niż ktokolwiek by przypuszczał, a nieustanne dolegliwości ujemnie wpływały na jej usposobienie… To bardzo wielkie nieszczęście, ciężki cios, pomimo jej wszystkich wad, co pan Churchill bez niej pocznie?… Strata, którą poniósł, jest istotnie straszliwa… Pan Churchill nigdy się nie pocieszy. – Nawet pan Weston kręcił głową z miną poważną i powiedział: – Biedna kobieta, kto by się tego spodziewał! – Postanowił, że oboje z żoną przywdzieją jak najbardziej ostentacyjną żałobę: toteż pani Weston wzdychała nad szerokimi plisami krepy ze szczerym ubolewaniem i właściwym jej zdrowym rozsądkiem. Niemal pierwszą ich myślą było, jak śmierć ta dotknie Franka. Emmie również przyszło to od razu do głowy. Charakter pani Churchill, żal jej męża… Myśl dziewczyny prześliznęła się po tym ze smutkiem i współczuciem, po czym z lżejszym sercem poczęła się zastanawiać, jak dalece Frank odczuje tę śmierć, jakie z niej wypłyną korzyści materialne, jakie to będzie dla niego wyzwolenie. W jednej chwili dostrzegła wszystkie związane z tym dobre strony. Teraz uczucie dla Harriet Smith nie natrafiłoby na żadne przeszkody. Pan Churchill, niezależny od żony, nie jest już postrachem dla nikogo; łatwo nim będzie kierować, siostrzeniec wyperswaduje mu, co tylko zechce. Pozostawało więc jedynie pragnąć, aby w sercu siostrzeńca istotnie zakwitło uczucie; pomimo najlepszej woli Emma nie była pewna, czy się to już stało.
Harriet zachowała się przy tej sposobności bez zarzutu, z największym opanowaniem. Jeśli nawet zbudziły się w niej jakieś żywsze nadzieje, nie zdradziła się niczym. Emma była uszczęśliwiona, widząc w tym dowód okrzepnięcia charakteru, i powstrzymała się od wszelkich aluzji mogących zagrażać trwałości tej zmiany. Mówiły zatem obie o śmierci pani Churchill bardzo oględnie.
Do Randalls nadchodziły krótkie listy od Franka donoszące o tym, co było na razie najważniejsze, o stanie zdrowia jego i wuja, o planach na najbliższą przyszłość. Pan Churchill czuł się lepiej, niż można było przypuszczać; pierwszą podróżą, jaką projektuje po powrocie z pogrzebu w Yorkshire, będzie wyprawa do starego przyjaciela zamieszkałego w Windsor, któremu pan Churchill od dziesięciu lat obiecywał wizytę. Na razie nie da się nic uczynić dla Harriet, Emma mogła więc tylko piastować w sercu nadzieję na przyszłość.
Pilniejszą sprawą było zajęcie się Jane Fairfax, dla której życie się zamykało, wówczas gdy przed Harriet leżało otworem; ktokolwiek w Highbury chciał okazać jej życzliwość, nie powinien zwlekać; stało się to obecnie najgorętszym pragnieniem Emmy. Niczego chyba tak nie żałowała jak swej dotychczasowej oziębłości, osoba zaś, którą przez tyle miesięcy zaniedbywała, była teraz właśnie tą, którą pragnęła obsypać dowodami troskliwej przyjaźni i sympatii. Chciała być jej pomocną, chciała dowieść, jak ceni sobie jej towarzystwo, okazać szacunek i uznanie. Postanowiła wymóc na niej, by spędziła cały dzień w Hartfield. Napisała bilecik usilnie o to prosząc. Odpowiedź nadeszła odmowna i w dodatku ustna: „Panna Fairfax jest zbyt słaba, aby pisać”, a gdy pan Perry wstąpił tego ranka do Hartfield, okazało się, że panna Fairfax czuje się tak niedobrze, iż go do niej wezwano, chociaż wbrew jej woli; Jane cierpi na dotkliwe bóle głowy i nerwową gorączkę i to w tak silnym stopniu, że pan Perry wątpi, aby wyjazd jej do pani Smallridge mógł się odbyć w przewidzianym terminie. Zdrowie jej szwankuje chwilowo na całej linii: dowodzi tego zupełny brak apetytu, a choć nie ma szczególnie zatrważających objawów, że stan płuc się pogorszył, czego obawia się nieustannie jej rodzina, pan Perry jest o nią niespokojny. Uważa, że podjęła zadanie nad siły, że sama widzi to już jasno, choć nie chce się do tego przyznać. Zdaje się, że całkiem upadła na duchu. Dom, w którym obecnie zamieszkuje, jak zauważył aptekarz, jest nieodpowiedni dla osoby cierpiącej na rozstrój nerwowy; zamknięta stale w jednym pokoju – pan Perry pragnąłby dla niej innych warunków – zaś jej zacna ciotka, z którą się od tylu lat przyjaźni, nie jest, przyznać trzeba, najlepszym towarzystwem dla osoby dotkniętej podobnym cierpieniem. Nikt nie wątpi o jej troskliwości i oddaniu, w istocie są one nawet nadmierne. Pan Perry bardzo się obawia, że przynoszą pannie Fairfax raczej szkodę niż pożytek. Emma słuchała z najwyższym zainteresowaniem, coraz bardziej zasmucona, gorliwie szukając sposobu, w jaki mogłaby dopomóc Jane. Gdyby tak oderwać ją choćby tylko na parę godzin od towarzystwa ciotki, umożliwić odetchnięcie inną atmosferą; niechby znalazła się w innym otoczeniu, porozmawiała spokojnie i rozsądnie. Nawet parę godzin mogłoby na nią dobrze podziałać. Nazajutrz rano napisała więc znowu w najcieplejszych słowach, na jakie potrafiła się zdobyć, proponując, że przyjedzie po Jane powozem o godzinie przez nią wskazanej, powołała się przy tym na zdanie pana Perry'ego, który bardzo głosował za podobnymi spacerami dla swojej pacjentki. W odpowiedzi na to otrzymała tylko krótki bilecik:
Читать дальше