– Słusznie stawia pani na równi przyjemność, spokój i zadowolenie, jakie zapewniłaby mi dobra posada – powiedziała Jane. – Byłyby prawdopodobnie jednakie, ale (mówię to całkiem serio) nie życzę sobie, aby teraz czyniono cokolwiek w tym celu. Jestem pani niezmiernie wdzięczna, jestem wdzięczna każdemu, kto mi współczuje, ale jak już powiedziałam, całkiem poważnie, nie życzę sobie wszczynać jakichkolwiek kroków w tym względzie przed latem. Jeszcze przez dwa czy trzy miesiące pozostanę tu, gdzie jestem, i tym, kim jestem.
– Ja zaś zapewniam cię, a mówię całkiem serio – odpowiedziała pani Elton wesoło – postanowiłam, że będę stale na straży i zobliguję moich przyjaciół, aby również czuwali, by jakaś wyjątkowa okazja się nam nie wymknęła.
I ciągnęła dalej w tym samym tonie, nie dając nikomu dojść do słowa, póki nie wszedł do pokoju pan Woodhouse. Wówczas próżność podsunęła jej zmianę przedmiotu zainteresowania i Emma usłyszała, jak mówi do Jane tym samym półszeptem:
– Ach, idzie mój drogi stary wielbiciel. Patrzcie państwo! Pomyśleć tylko, jakiż on jest pełen galanterii, przychodzi do nas przed wszystkimi panami!… Jakiż on przemiły! Zapewniam panią, że mi się strasznie podoba. Podziwiam tę osobliwą, staroświecką uprzejmość; znacznie bardziej mi przypada do gustu niż nowoczesna swoboda, ta bowiem często budzi we mnie wstręt. Ale ten zacny stary pan Woodhouse, szkoda, że nie słyszała pani, z jaką galanterią przemawiał do mnie przy obiedzie. Proszę mi wierzyć, zaczynałam się obawiać, że mój caro sposo będzie zazdrosny. Zdaje mi się, że ma do mnie słabość, pochwalił moją suknię. Jak pani się podoba? To wybór Seliny… Ładna, moim zdaniem, ale nie jestem pewna, czy trochę nie za strojna, nie lubię być ubrana zbyt strojnie, nie znoszę przesadnej elegancji. Muszę teraz nosić te świecidełka, moja sytuacja tego wymaga. Młoda mężatka musi wyglądać jak młoda mężatka, właściwie jednak lubię prostotę, skromna suknia jest o tyle ładniejsza od strojnej. Ale wiem, że jestem w mniejszości; mało osób ceni prostotę w ubraniu, wszystko musi być na pokaz, na efekt. Przychodzi mi na myśl, czyby nie przybrać podobnie mojej sukni z białej i srebrzystej popeliny? Czy sądzi pani, że to by dobrze wyglądało?
Całe towarzystwo zebrało się właśnie w salonie, gdy ukazał się tam pan Weston. Wrócił do domu na nieco spóźniony obiad i zaraz potem udał się piechotą do Hartfield. Pojawienie się jego było zbyt oczekiwane, aby miało być niespodzianką, ale zostało powitane z wielką radością. Pan Woodhouse ucieszył się na jego widok prawie tak samo, jak niechętnie byłby go poprzednio zobaczył. Jedynie Jan Knightley dziwił się w milczeniu. Zdumiewało go w głębi duszy, że człowiek, który mógł spędzić wieczór spokojnie w domu, po pracowitym dniu w Londynie, wyrusza znowu, maszeruje pół mili po to tylko, by znaleźć się w towarzystwie pań i panów i dokończyć dnia, siląc się na grzeczności wśród gwaru licznego grona, zanim wreszcie uda się na spoczynek. Rzecz niepojęta! Człowiek, który był w ruchu od godziny ósmej rano i mógł teraz zażywać zasłużonego wytchnienia, który wygłasza długie tyrady, a mógł milczeć, który obraca się wśród ludzi, a mógł rozkoszować się samotnością! I ten człowiek porzuca zacisze domowego ogniska i w zimny, słotny wieczór kwietniowy spieszy rzucić się w wir życia światowego! Gdyby chociaż mógł natychmiast zabrać żonę i czym prędzej się wycofać, byłby w tym jakiś cel, lecz jego przybycie prawdopodobnie raczej przedłuży wieczór, niż zachęci do szybszego rozstania. Jan Knightley przyjrzał mu się ze zdumieniem, po czym wzruszył ramionami i powiedział w duchu: „Nie spodziewałem się tego nawet po nim”.
Pan Weston tymczasem, nie podejrzewając oburzenia, które wzbudzał, był ożywiony, wesół i pogodny jak zwykle; korzystał ponadto z prawa częstego zabierania głosu, jakie nadaje dzień spędzony poza domem, miał uprzejme słowo dla każdego, a uspokoiwszy żonę dopytującą się, czy zjadł obiad, zapewnieniem, że ani jedna z jej troskliwych dyrektyw danych służbie nie została zapomniana, i podzieliwszy się z obecnymi wiadomościami de publicis, zakomunikował pewną nowinę, wprawdzie skierowaną głównie do pani Weston, ale mogącą niewątpliwie zainteresować żywo wszystkich zebranych. Wręczył żonie list od Franka Churchilla, adresowany do niej; spotkał niosącego list posłańca i pozwolił sobie otworzyć kopertę.
– Przeczytaj, przeczytaj – powiedział – ucieszysz się, nie zajmie ci dużo czasu, zaledwie kilka wierszy, przeczytaj go pannie Emmie.
Obie panie przebiegły list oczami, on zaś siedział uśmiechnięty, nie przestając mówić głosem nieco przytłumionym, wszyscy go jednak słyszeli:
– No, więc przyjeżdża, widzisz, to, moim zdaniem, dobra wiadomość. No i co ty na to? Zawsze mówiłem, że niedługo do nas wróci, prawda? Anno droga, powiedz, czy ci zawsze tego nie mówiłem, a ty nie chciałaś mi wierzyć. Będą w Londynie najpóźniej w przyszłym tygodniu, bo ona jest w gorącej wodzie kąpana i jeśli coś ma się stać, chciałaby, żeby się stało od razu; prawdopodobnie nastąpi to już jutro albo w sobotę. A ta jej choroba, to oczywiście była przesada. To wspaniale mieć Franka tak blisko! Churchillowie zabawią w mieście bardzo długo, a gdy już raz tam zjadą, Frank będzie spędzał u nas wszystkie wolne chwile. Tego właśnie chciałem. No co, dobre wiadomości, prawda? Czy panna Emma przeczytała cały list? Schowaj go, schowaj, pomówimy o nim dłużej innym razem, teraz nie pora na to. Oznajmię tę wiadomość wszystkim po prostu, najnaturalniej w świecie.
Pani Weston była bardzo zadowolona. Uśmiech na jej twarzy i słowa świadczyły o tym wyraźnie. Czuła się szczęśliwa, wiedziała, że jest szczęśliwa, wiedziała, że powinna być szczęśliwa. Dała temu wyraz gorąco i szczerze; Emma natomiast nie potrafiła mówić z taką swadą. Była zbyt pochłonięta rozważaniem własnych uczuć, usiłowała zbadać, jak bardzo poruszyła ją ta wiadomość, i doszła do wniosku, że niemało.
Pan Weston wszakże, zbyt przejęty, by móc bacznie obserwować, zbyt wylewny, by chętnie słuchać, co mówią inni, był bardzo rad z jej słów i wkrótce oddalił się, chcąc podzielić się radosną nowiną z resztą przyjaciół, choć niemal wszyscy w pokoju już ją usłyszeli.
Na szczęście był tak przekonany o powszechnym zadowoleniu, że nie dostrzegł, iż zarówno pan Woodhouse, jak pan Jerzy Knightley, przyjęli wiadomość raczej obojętnie. Ich pierwszych, po pani Weston i Emmie, należało, w jego mniemaniu, ucieszyć tą radosną nowiną. Byłby się zwrócił z kolei do panny Fairfax, ta jednak była tak pogrążona w rozmowie z panem Janem Rnightleyem, że trudno im było przerywać, toteż znalazłszy się tuż przy pani Elton, której uwagi nic nie absorbowało w tej chwili, z nią to z konieczności poruszył miły sercu temat.
– Spodziewam się, że będę miał wkrótce przyjemność przedstawić pani mego syna – powiedział pan Weston.
Pani Elton, skłonna przypuszczać, że tak wyrażona nadzieja stanowi szczególny hołd dla niej, uśmiechnęła się bardzo łaskawie.
– Słyszała pani zapewne o Franku Churchillu, jak sądzę – ciągnął dalej – i wie pani, że to mój syn, choć nie nosi mego nazwiska.
– O tak, i będę niezmiernie rada go poznać. Jestem pewna, że mój mąż odwiedzi go nie zwlekając i że będziemy mieli przyjemność zobaczenia go na probostwie.
– Bardzo pani uprzejma. Nie wątpię, że Frank niezmiernie się ucieszy. Będzie w Londynie w przyszłym tygodniu, jeżeli nie wcześniej. Zawiadomił nas o tym w dzisiejszym liście. Spotkałem listonosza po drodze dziś rano i, widząc charakter pisma mego syna, pozwoliłem sobie otworzyć kopertę, chociaż była adresowana nie do mnie, ale do mojej żony. Syn mój najczęściej do niej pisuje, ja prawie nigdy nie dostaję listów od niego.
Читать дальше