Obie panie się na to nie zgodziły. Stanęły w obronie Franka przed niecną obmową. „Nie, temu pismu bynajmniej nie brak energii, litery nie są duże, ale bardzo czytelne i nakreślone pewną ręką. Czy pani Weston nie ma listu, który by mogła pokazać? Nie, pisał do niej bardzo niedawno, ale odpowiedziała już na list i schowała go”.
– Gdybyśmy byli w sąsiednim pokoju – rzekła Emma – gdybym mogła się dostać do biurka, przedstawiłabym państwu próbkę jego pisma. Dostałam od niego krótki bilecik. Pani Weston prosiła go kiedyś, by ją zastąpił i napisał do mnie, pamięta pani?
– To on twierdził, że mu kazałam.
– Mniejsza o to, mam ten bilecik i mogę go pokazać po obiedzie, żeby przekonać pana Knightleya.
– Ach, kiedy młodzieniec taki pełen galanterii jak pan Frank Churchill pisze do takiej pięknej damy jak panna Woodhouse, będzie się oczywiście starał zaprezentować w najlepszym świetle.
Poproszono do stołu. Pani Elton była gotowa, zanim ktokolwiek podał jej ramię, i zanim pan Woodhouse podszedł do niej prosząc, aby pozwoliła się poprowadzić do jadalni, zdążyła już zapytać:
– Czy muszę znowu iść pierwsza? Wstyd mi trochę, że zawsze kroczę na czele.
Dbałość Jane, by sama odbierała listy z poczty, nie uszła uwagi Emmy. Słyszała i widziała wszystko: była ciekawa, czy pokropiony deszczem poranny spacer przyniósł oczekiwane rezultaty. Podejrzewała, że tak; Jane nie stawiłaby tak odważnie czoła niepogodzie, gdyby nie oczekiwała niecierpliwie wiadomości od kogoś bardzo drogiego i nie była pewna, że wysiłki te nie okażą się daremne. Emmie wydawało się, że twarz panny Fairfax miała wyraz bardziej radosny niż zazwyczaj, promieniała zarówno blaskiem cery, jak ożywieniem.
Pannę Woodhouse korciło, aby rzucić parę pytań, jak długo idzie poczta z Irlandii, ile kosztują znaczki… Miała to na końcu języka, ale się pohamowała. Postanowiła nie powiedzieć słowa, które mogłoby zranić Jane Fairfax: wyszły w ślad za innymi paniami ręka w rękę, pełne wzajemnej uprzejmości, co podniosło jeszcze piękność i grację ich obu.
Kiedy panie po obiedzie wróciły do salonu, Emma nie potrafiła zapobiec utworzeniu się dwóch oddzielnych grup, pani Elton bowiem z konsekwentnym uporem i brakiem wychowania zajęła się wyłącznie Jane Fairfax, zaś ignorowała ją samą. Ona i pani Weston były zmuszone stale bądź rozmawiać z sobą, bądź zgodnie milczeć. Pani Elton nie dawała im wyboru. Jeżeli Jane udało się ją chwilowo poskromić, niebawem zaczynała na nowo, a choć znaczna część ich rozmowy prowadzona była półszeptem, pani Elton zwłaszcza starała się mówić jak najciszej, nie sposób było nie uchwycić, na jakie przeważnie toczyła się tematy: poczta, zaziębienie, odbiór listów, przyjaźń, wszystko to było długo dyskutowane; z kolei nastąpiły co najmniej równie przykre dla Jane zapytania, czy nie słyszała o jakiejś odpowiedniej posadzie, oraz zapewnienia o głęboko przemyślanej działalności pani Elton w tym kierunku.
– Mamy już kwiecień – powiedziała – zaczynam się o ciebie niepokoić, tylko patrzeć, a będzie czerwiec.
– Ależ ja nie wyznaczyłam sobie jeszcze ścisłego terminu, po prostu projektowałam, że to nastąpi kiedyś w lecie.
– I naprawdę o niczym nie słyszałaś?
– Nie pytałam się nawet, nie chcę jeszcze pytać.
– Ach, moja droga, nie można dość wcześnie zacząć szukać. Nie zdajesz sobie sprawy, jak trudno jest znaleźć coś odpowiedniego.
– Nie zdaję sobie sprawy, ja! – powiedziała Jane kręcąc głową. – Droga pani, a któż mógł więcej o tym myśleć ode mnie?
– Ale nie znasz tak dobrze świata jak ja. Nie wiesz, ile jest zawsze kandydatek na te najlepsze posady. Napatrzyłam się niemało w sąsiedztwie Maple Grove. Kuzynka mego szwagra, pana Sucklinga, pani Bragge, gdy szukała osoby do dzieci, otrzymała tak nieskończoną ilość ofert; wszystkie chciały się do niej dostać, gdyż obraca się w najwytworniejszych kołach. Woskowe świece
w szkolnym pokoju! Możesz sobie wyobrazić, jaka to atrakcja. Ze wszystkich domów w całym kraju dom pani Bragge jest tym, w którym najbardziej pragnęłabym cię widzieć.
– Państwo Campbell będą w Londynie mniej więcej w drugiej połowie czerwca – powiedziała Jane. – Muszę spędzić u nich pewien czas, jestem pewna, że będą sobie tego życzyli… A potem może nawet będę rada jakoś się ulokować. Nie chciałabym jednak, żeby pani trudziła się już obecnie poszukiwaniami.
– Trudziła się! Ach, rozumiem twoje skrupuły. Chcesz mi oszczędzić ambarasu, ale zapewniam cię, moja droga Jane, że nawet państwo Campbell nie mogą się bardziej ode mnie interesować twoim losem. Napiszę za parę dni do pani Partridge i zobowiążę ją, aby miała baczenie, czy nie znajdzie się coś odpowiedniego.
– Dziękuję pani, wolałabym jednak, żeby pani nic jej o tym nie wspominała, póki właściwy termin się nie zbliży. Nie chciałabym nikomu sprawiać kłopotu.
– Ależ, moje drogie dziecko, termin już się zbliża, mamy kwiecień, czerwiec, powiedzmy nawet lipiec za pasem, a czeka nas tak poważna decyzja. Bawi mnie doprawdy twój brak doświadczenia. Posada taka, na jaką zasługujesz, a której przyjaciele dla ciebie żądać będą, nie trafia się co dzień, nie zdobywa się jej na zawołanie; doprawdy, doprawdy musimy nie zwlekając zacząć się rozglądać.
– Bardzo panią przepraszam, ale nie leży to bynajmniej w moich zamiarach; sama nie robię żadnych poszukiwań i przykro by mi było, gdyby czynili to moi znajomi. Z chwilą gdy postawię sobie już termin, nie obawiam się, abym miała być długo bez zajęcia. W Londynie istnieją biura, w których po złożeniu oferty wkrótce się coś znajdzie… Biura sprzedaży, jeśli nie istot ludzkich, to ludzkich intelektów.
– Ach, moja droga, co też ty mówisz? Jestem po prostu zgorszona; jeżeli to aluzja do handlu niewolnikami, zapewniam cię, że mój szwagier był zawsze raczej zwolennikiem zniesienia niewolnictwa.
– To nie była żadna aluzja, nie myślałam wcale o handlu niewolnikami – odparła Jane – miałam na myśli tylko handel guwernantkami, zapewniam panią; oczywiście jest to sprawa całkiem odmienna. Przynajmniej jeśli chodzi o winę tych, którzy się tym trudnią. Ale jeżeli wziąć pod uwagę niedolę ofiar tych obu procederów, to nie wiem, doprawdy, na czym polega różnica. Chciałam tylko powiedzieć, że istnieją biura pośrednictwa i że zwracając się do nich z pewnością znajdę wkrótce coś odpowiedniego.
– Coś odpowiedniego! – powtórzyła pani Elton. – Coś, co by odpowiadało niewysokiemu pojęciu, jakie masz o sobie. Wiem, jakie skromne z ciebie stworzenie; ale twoi przyjaciele nie zadowolą się pierwszą lepszą, nie godną ciebie, podrzędną posadą u ludzi nie obracających się w pewnym kręgu towarzyskim ani zdolnych nadawać ton w eleganckim świecie.
– Pani jest bardzo uprzejma, ale to wszystko jest mi zupełnie obojętne, nie pragnę bynajmniej obcować z ludźmi bogatymi, cierpiałabym tylko jeszcze dotkliwiej przez porównanie. Jedynym warunkiem, który stawiam, to znaleźć się w rodzinie ludzi kulturalnych i dobrze wychowanych.
– Znam cię, znam cię, przyjęłabyś każdą posadę, ale ja będę trochę bardziej wybredna i sądzę, że państwo Campbell wezmą całkowicie moją stronę, osoba obdarzona takimi talentami ma prawo obracać się w najwyższych sferach. Samo twoje wykształcenie muzyczne upoważnia cię do stawiania warunków, do zajmowania tylu pokoi, ilu zażądasz, i do spędzania w rodzinie chlebodawców tyle czasu, ile ci się podoba; to znaczy nie jestem pewna… gdybyś grała na harfie, to by nie ulegało wątpliwości… ale przecież śpiewasz, nie tylko grasz na fortepianie; tak, jestem prawie pewna, że nawet bez gry na harfie możesz pretendować do wszystkiego, o czym zamarzysz, więc zarówno państwo Campbell, jak i ja, nie spoczniemy, póki nie znajdziesz się w przyjemnych, godnych ciebie warunkach, zapewniających ci spokój i zadowolenie.
Читать дальше