– Prawda! – wykrzyknął pan Jerzy Knightley skwapliwie. – Święta prawda. To istotnie ważny powód. Ale wiesz co, Janie, wracając do tego, co ci mówiłem, że chciałbym przeprowadzić ścieżkę do Longham bardziej na prawo, tak aby nie przecinała naszych łąk, nie widzę żadnych trudności. Nie próbowałbym tego robić, gdyby to miało narazić mieszkańców Highbury na jakiekolwiek niewygody, ale jeśli sobie uprzytomnisz dokładnie linię, po której obecnie biegnie ścieżka… co prawda jedynym sposobem, żeby tego dowieść, będzie wskazanie ci jej na planach. Mam nadzieję, że zobaczę cię w Abbey jutro rano, obejrzymy plany wspólnie i powiesz mi wówczas, co o tym myślisz.
Pan Woodhouse był nieco poruszony szorstkimi uwagami zięcia pod adresem jego przyjaciela, pana Perry'ego, któremu, co prawda, przypisywał, acz nieświadomie, wiele własnych poglądów i zdań, jednakże troskliwość okazywana mu przez obie córki podziałała na niego kojąco, a zarazem nieustanna czujność ze strony jednego z braci, no i lepsze opanowanie ze strony drugiego zapobiegły podjęciu na nowo niemiłej dyskusji.
Nie było chyba na świecie kobiety szczęśliwszej od pani Janowej Knightley podczas tej krótkiej wizyty w Hartfield, gdy tak chodziła co rano odwiedzać starych przyjaciół, otoczona gromadką dzieci, opowiadając, jak spędza wieczory w towarzystwie ojca i siostry. Pragnęła jedynie, aby dni nie mijały tak szybko. Wizyta była wprost rozkoszna, idealna, dlatego właśnie, że o wiele za krótka.
Na ogół mieszkańcy Hartfield poświęcali znajomym raczej poranki niż wieczory; jednakże nie sposób było uniknąć jednego zaproszenia na obiad poza domem, nawet w okresie świątecznym. Pan Weston nie chciał słyszeć
o odmowie: cała rodzina musi któregoś dnia przyjechać do Randalls; nawet pan Woodhouse dał się przekonać, że to jest możliwe rozwiązanie, lepsze niż rozbicie towarzystwa.
W jaki sposób się tam dostaną? – gdyby mógł, byłby zaczął piętrzyć trudności. Ponieważ jednak powóz i konie córki znajdowały się w Hartfield, musiał poprzestać tylko na zapytaniu w tej materii, było to zbyt oczywiste – nietrudno też przyszło Emmie przekonać go, że w jednym z powozów znajdzie się miejsce i dla Harriet.
Państwo Weston zaprosili tylko ją, pana Eltona i pana Jerzego Knightleya – najbliższe kółko, godzina przyjęcia miała być wczesna, zaś towarzystwo nieliczne; stosowano się we wszystkim do nawyków i upodobań pana Woodhouse.
W przeddzień tego wielkiego ewenementu (gdyż to, że pan Woodhouse weźmie udział w obiedzie proszonym, i to w dodatku 24 grudnia, było wielkim ewenementem) Harriet spędziła wieczór w Hartfield, po czym wróciła do domu tak silnie przeziębiona, że gdyby nie stanowczo wyrażone przez nią życzenie, by ją pielęgnowała pani Goddard, Emma nigdy by jej od siebie nie puściła. Odwiedziwszy nazajutrz przyjaciółkę, przekonała się, że sprawa jest przesądzona, jeżeli chodzi o wieczór spędzony wspólnie w Randalls, Harriet miała wysoką gorączkę i silny ból gardła; pani Goddard otaczała ją serdeczną
i troskliwą opieką, wspominano nawet o wezwaniu pana Perry'ego, sama zaś Harriet była zbyt chora i osłabiona, aby stawiać opór autorytetowi, który nie pozwalał jej skorzystać z tak miłego zaproszenia, choć mówiąc o straconej przyjemności zalewała się rzewnymi łzami.
Emma siedziała przy niej, jak mogła najdłużej, dotrzymując towarzystwa, gdy pani Goddard musiała się oddalać, krzepiąc ją na duchu zapewnieniem, że pan Elton bardzo się zmartwi tą nowiną; toteż odchodząc pozostawiła ją o tyle, o ile pocieszoną słodką myślą, że młodego pastora spotka srogi zawód, wszyscy zaś odczują dotkliwie jej brak. Zaledwie Emma oddaliła się od domu pani Goddard kilka kroków, a już spotkała pana Eltona we własnej osobie, który najwidoczniej tam zmierzał, a gdy tak towarzysząc Emmie rozmawiał z nią o chorej – doszły go bowiem słuchy o poważnym niedomaganiu Harriet i właśnie szedł dowiedzieć się o jej zdrowie, by móc przekazać mieszkańcom Hartfield zdobyte wieści – przyłączył się do nich pan Jan Knightley. Wracał z codziennej wizyty w Donwell z dwoma najstarszymi synami, których zdrowe, zarumienione policzki świadczyły o zbawiennym wpływie gonitwy po polach i zdawały się zwiastować szybko zagładę pieczeni baraniej i puddingowi z ryżu, na które spieszyli do domu. Obie grupki się połączyły, ruszono razem w dalszą drogę. Emma opowiadała właśnie, na czym polega choroba przyjaciółki; silnie zaczerwienione gardło, wysoka gorączka, przyspieszony słaby puls itd.; dowiedziała się z przykrością od pani Goddard, że Harriet często zapada ciężko na gardło, czym jej nieraz przysparza wiele troski. Pan Elton wielce tym zaniepokojony wykrzyknął:
– Na gardło! Mam nadzieję, że to nic zaraźliwego? Nie jakaś sprawa ropna, infekcyjna? Czy wezwano lekarza? Powinna pani być ostrożna, dbać
o siebie nie mniej niż o przyjaciółkę. Błagam, niech pani się nie naraża! Dlaczego nie wezwano Perry'ego?
Emma, która osobiście nie była bynajmniej wystraszona, uspokajała nadmierne obawy pastora, zapewniając go o doświadczeniu i troskliwości pani Goddard, ponieważ jednak zależało jej na tym, by nie rozpraszać całkowicie jego niepokoju, lecz raczej pragnęła ożywić go w nim i podsycać, dodała po chwili, przechodząc pozornie na inny temat:
– Jest tak zimno, tak strasznie zimno, wszystko zdaje się zapowiadać śnieg, że gdybyśmy się wybierali gdziekolwiek indziej, gdyby chodziło o jakiekolwiek inne zaproszenie, starałabym się dzisiaj nie oddalać z domu i odradziłabym ojcu takie ryzyko; jednakże skoro się już zdecydował i zdaje się jakoś nie odczuwać zimna, nie chcę się w to wtrącać, gdyż wiem, że byłby to wielki zawód dla obojga gospodarzy. Ale, mówiąc szczerze, na pańskim miejscu wymówiłabym się od tego przyjęcia. Zdaje mi się, że pan już ma chrypkę, a przecież jutro czeka pana takie zmęczenie i taki wysiłek głosu. Wydaje mi się, że elementarna przezorność nakazuje, aby pan został w domu i oszczędzał się dziś wieczorem.
Pan Elton, jak się zdawało, zaniemówił na to dictum; całkowicie odpowiadało to prawdzie, bo chociaż szczerze wdzięczny za troskliwość okazywaną mu przez tak uroczą osobę i gotów przyjąć każdą jej radę, nie miał wcale ochoty wyrzec się dzisiejszego zaproszenia. Jednakże Emma, zbyt niecierpliwa i pochłonięta własnymi planami i myślami, by wysłuchać go bezstronnie lub jasno spojrzeć na sprawy, zadowoliła się, iż mruknął coś, „że jest zimno, rzeczywiście, bardzo zimno”, i szła dalej rada, że ułatwiła mu wykręcenie się z bytności w Randalls i zapewniła możność dowiadywania się przez kogoś o zdrowie Harriet choćby co godzina.
– Bardzo słusznie pan robi – pochwaliła – wytłumaczymy pana przed państwem Weston.
Ledwo zdążyła dokończyć, kiedy szwagier jej nader grzecznie zaproponował pastorowi miejsce w swojej karecie -jeżeli jedyną przeszkodą jest niepogoda – zaś pan Elton skwapliwie przyjął propozycję. Rzecz została postanowiona, pan Elton pojedzie do Randalls; nigdy jeszcze jego szeroka, przystojna twarz nie wyrażała większego zadowolenia niż teraz; nigdy jeszcze nie uśmiechał się tak szeroko ani oczy jego nie jaśniały tak promiennie jak w chwili, gdy na nią spojrzał.
„Jakie to dziwne! – pomyślała w duchu. – Wyplątałam go tak zręcznie, a on woli towarzystwo i zostawia chorą Harriet samą! Bardzo dziwne, doprawdy. Widzę jednak, że wielu mężczyzn, zwłaszcza mężczyzn samotnych, tak lubi obiady proszone, taką żywi do nich pasję; obiad proszony zajmuje tak wysokie miejsce w hierarchii ich przyjemności oraz obowiązków, jakie nakładają na nich piastowane stanowisko i pozycja towarzyska, że wszystko przed nim ustępuje. Tym samym jest widać obiad proszony dla pana Eltona, choć to niewątpliwie taki wartościowy, uprzejmy, miły młody człowiek i bardzo zakochany w Harriet, a jednak nie potrafi zrezygnować z tego obiadu, przyjmie zawsze każde zaproszenie. Jakaż to dziwna rzecz, miłość! Zdołał się dopatrzeć w Harriet lotnego umysłu, ale przez wzgląd na nią nie chce zjeść obiadu samotnie”.
Читать дальше