Eliza Orzeszkowa - Marta
Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Marta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Marta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Umarła!
Umarła? A jednak Marta wiedziała o tym, iż liczyła sobie dwadzieścia sześć lat zaledwie i że kędyś, na poddaszu lub w suterenie, żyło i każdodziennie powrotu jej oczekiwało dwoje małych dzieci…
— Co stało się z jej dziećmi? — z gorączkową ciekawością pytała towarzyszek młoda matka ślicznej czarnookiej dziewczynki.
Odpowiedź, jaką otrzymała, zabrzmiała w jej uchu ostro, dziko:
— Dziewczynkę przyjęto do ochronki, chłopiec kędyś zginął.
Do ochronki? a więc na bary dobroczynności publicznej, w ręce ludzi obcych, na przyszłość niepewną. Zginął? gdzież się mógł podziać? W dziecięcej naiwności szukał może matki, którą zniesiono z wysokiego poddasza, i śród ośnieżonych ulic w mroźną noc zimową umarł kędyś po cichu, przykryty całunem białej zamieci, lub, o zgrozo! połączywszy się z rówiennymi sobie wyrzutkami społeczeństwa…
Dłużej Marta myśleć nie mogła o posępnej tej historii, w której odzwierciedlała się może własna jej przyszłość. Własna? O, mniejsza o to. Ukochane przez nią istoty były już poza światem, czuła się znużoną, śmiertelnie smutną, i z rozkoszą może zamknęłaby oczy do snu wiekuistego, w którym wiara przyrzekała jej połączenie się z tymi, za którymi tęskniło zranione serce. Ale przyszłość jej dziecka… jakąż będzie, jakąż być może, jeżeli jej zabraknie na ziemi, jeżeli kiedy na policzkach jej osiądą takie krwiste, płomienne rumieńce, czoło obleje się taką grobową bladością, oddechu piersiom zabraknie, jak owej biednej wyrobnicy, która przed niewielą dniami opuszczała chwiejnym krokiem szwalnię Szwejcowej, aby nigdy już nie powrócić więcej…
Postać Marty, w zamyśleniu podana nieco naprzód, wyprostowała się.
— Nie! — z cicha, lecz z mocą wyrzekła młoda kobieta — tak być nie może! tak być nie powinno!
Mówiąc tak czuła znać każdemu człowiekowi wrodzoną chęć dźwigania się z niedoli i każdemu człowiekowi przysługujące prawo polepszenia, podnoszenia swego bytu.
Marta powiodła dokoła oczami, w których na miejscu przedchwilowego frasunku i znużenia ukazały się znowu energia i badawczość. Mnóstwo przedmiotów otaczało ją zewsząd, na jednym z nich zatrzymało się jej spojrzenie.
Przedmiotem, który przykuł do siebie wzrok Marty, było szerokie i wysokie okno z bogatą wystawą jednej z najzasobniejszych księgami miasta.
Na widok kilkudziesięciu tomów, których różnobarwne okładki mieściły się za przezroczystymi szybami, młoda kobieta doświadczyła trzech różnych uczuć, a były nimi: wspomnienia, tęsknota i nadzieja. Przypomniała sobie owe dni szczęśliwe, w których wsparta na ramieniu młodego i wykształconego męża przybywała nieraz w to miejsce. Stęskniona do wyższych uciech umysłowych, których od czasu do czasu kosztowała niegdyś, których od dawna pozbawioną była najzupełniej, a które na ciemnym tle obecnego jej życia zaświeciły przed nią niewymownym czarem, zobaczyła na koniec parę imion kobiecych wydrukowanych poniżej tytułów książek. Z imion tych jedno należało do osoby, którą znała kiedyś, w której nikt nie podejrzewał talentu póty, póki nie objawiła go, a i to ze stopniowym, bardzo powoli wzrastającym powodzeniem. A jednak teraz imię jej figurowało zaszczytnie pomiędzy wielu głośnymi, świetnymi imionami krajowych pisarzy, teraz kobieta ta, o której Marta wiedziała, że była samotną jak ona i jak ona ubogą, posiadała miejsce pod słońcem, szacunek ludzki i własny…
— Kto wie? — drżącymi usty szepnęła kobieta i blada twarz jej zapłonęła rumieńcem śród czarnych fałd wełnianych, które obejmowały ją posępną ramą.
Postąpiła parę kroków i stanęła przed drzwiami księgarni.
Zapuściła wzrok za szyby i zobaczyła w głębi wielkiej sali jej właściciela.
Była to twarz dobrze jej niegdyś znana, często w dniach pomyślności przez nią widywana, myśląca, uczciwa i łagodna…
U drzwi oszklonych zadźwięczał dzwonek, Marta weszła do księgarni. Zatrzymała się chwilę w bliskości progu i bystre, niespokojne nieco spojrzenie rzuciła wokoło. Obawiała się zapewne znaleźć w księgarni kupujące osoby, wobec których nie mogłaby wypowiedzieć tego, z czym przychodziła.
Księgarz sam jeden stał za kontuarem, zajęty kreśleniem rachunków w wielkiej księdze na małym podniesieniu roztwartej. Przy otworzeniu się drzwi podniósł głowę i na widok wchodzącej kobiety przybrał postawę na wpół witającą, na wpół oczekującą. Marta postąpiła zwolna i stanęła przed człowiekiem, który widocznie oczekiwał pierwszego od niej słowa.
Przez parę sekund powieki jej pozostały spuszczonymi i blade wargi drżały lekko. Szybko jednak podniosła na twarz księgarza wzrok, w którym skupiły się w tej chwili wszystkie władze woli i cała przytomność jej umysłu.
— Pan mię nie poznajesz? — rzekła głosem cichym, lecz pewnym.
Od samego już jej wejścia księgarz przypatrywał się jej z wielką bacznością.
— W istocie! — zawołał — wszakże to panią Świcką mam przyjemność widzieć!
Zdawało mi się od razu, że panią poznaję, ale… nie byłem pewny.
Mówiąc to szybkim spojrzeniem orzucił ubogie ubranie młodej kobiety.
— Co pani rozkaże? — wymówił uprzejmie i z lekkim odcieniem smutku w głosie.
Marta milczała chwilę. Twarz jej była bardzo blada, a wzrok głęboki i nieruchomy, gdy mówić zaczęła:
— Przyszłam do pana z prośbą, która wyda się mu zapewne szczególną, dziwną…
Głos jej urwał się nagle. Podniosła obie dłonie i powiodła nimi po bladym czole. Księgarz szybko wyszedł zza kontuaru i przysunął ku młodej kobiecie aksamitem wybity taboret, po czym wrócił na uprzednie swe miejsce.
Wydawał się zasmuconym, a więcej jeszcze zmieszanym.
— Chciej pani usiąść — rzekł. — Słucham panią z uwagą…
Marta nie usiadła. Splecione dłonie oparła na kontuarze i patrzała znowu w twarz stojącego przed nią człowieka głębokim, lecz coraz jaśniejszym wzrokiem.
— Prośba, z którą przyszłam, jest w istocie szczególną, dziwną — mówiła — ale… przypomniałam sobie, że zostawałeś pan kiedyś w przyjaznych stosunkach z mężem moim…
Księgarz skłonił się.
— Tak — przerwał — pan Świcki pozostawił przyjazne i pełne szacunku wspomnienie u wszystkich, którzy znali go bliżej.
— Przypomniałam sobie — ciągnęła Marta — że kilka razy przyjmowałam pana w domu moim jako miłego gościa…
Księgarz skłonił się znowu z uszanowaniem.
— Wiem o tym, ze jesteś pan nie tylko księgarzem, ale i wydawcą… że zatem…
Głos jej słabł i cichł stopniowo, umilkła na chwilę. Nagle podniosła znowu głowę, splecione dłonie wyciągnęła nieco przed siebie i odetchnęła głęboko parę razy.
— Daj mi pan pracę jaką… wskaż drogę… naucz mię, co mam czynić! …
Księgarz wydawał się w istocie nieco zdziwionym. Patrzał przez chwilę na stojącą przed nim kobietę wzrokiem uważnym, niemal badawczym. Ale piękna i młoda twarz Marty nie przedstawiała bynajmniej trudnej do odczytania zagadki. Bieda, niepokój, daremne pragnienia i gorące błaganie zakreśliły ją bardzo czytelnymi znakami. Rozumne, siwe oczy księgarza, badawczo zrazu, a nawet nieco surowo patrzące spod szlachetnego czoła, miękły zwolna, aż w smutnym zamyśleniu okryły się powiekami. Przez chwilę pomiędzy dwojgiem tych ludzi panowało milczenie. Księgarz przerwał je pierwszy.
— A więc — rzekł z lekkim wahaniem w głosie — pan Świcki umierając nie zostawił po sobie żadnego majątku?
— Żadnego! — z cicha odpowiedziała Marta.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Marta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.