Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Dalej… dalej Borek nas zwołał i prawił, że jak kto mundur królewski praska, winien jest utraty gardła, a Maryśka Kacprowa u nóg mu leżała, rycząc. Łaski… dostąpiła. Przerwał Borek bicie. Maryśkę do chałupy zawlókł… długo siedział. Kiedy wylozł, wzięli Kacpra, na wóz cisnęli, boć kulasami ruchać nie zdołał i powieźli.

– Prusackie ścierwo! Naszych chłopów sieką! Na pohybel! – ryknęła konna gromada.

Karśnicki odwrócił się gwałtownie, a twarz mu gniewem pałała, ale starzec, nad podziw żywy, uprzedził go i przed pyskami końskimi stanął pierwszy. Inny teraz był, oczy mu błyszczały, zęby wyszczerzył, jakby gryźć chciał. Już nie wielmożniepaniący.

– Prusacy… biją. Panowie nie gorzej biją i… krzywdę czynią. Ot, pan Korwid, połowa dziecisków w Stasiakach jego jest… wszystkie dziewki do dworu ciągał, wola czy nie wola. Bata nie żałował, takoż pan – głos starca chrypieć zaczął. – Pan… wszyscyście! Wszyscyście! – wzniósł do góry zaciśnięty kułak, gdy już go dwaj młodzi rwali za ramiona do tyłu:

– Cichaj, ojciec, co godosz… jaśnie wielmożny panie, zmiłuj się, on stary i bez rozumu plecie, jaśnie…

Nim jeszcze do starego dopadli, wyprzedził ich ryk szlachty:

– Milcz, chamie! – kilka identycznych okrzyków zlało się w jeden i uderzyło gromem, ale nie chłopa, który w tył siłą szarpany pięści jeszcze nie opuszczał, ale w Karśnickiego. Ten, jak smagnięty, skulił się przed tym słowem, a nim rezon odzyskał, szlachta już szable z pochew rwała. Chłopi zwarli się ciaśniej, kosy i widły błysnęły nad głowami.

– Staaać! – Karśnicki ręce rozłożył. – Dość zwady! Nie po to tu przybyliśmy!

– A po co?! – drwił stary szlachciura, Biernacki, który innych już koło siebie gromadził.

– Pójdą chłopi z nami na Prusaków, czy nie…

– Jeśli pójdą, to z tobą może, panie Karśnicki, ale nie z nami! Popatrz na nich! Drzewo ci rąbią bez zezwolenia i to czym! ha, ha, ha… popatrz! Pomylili się znać biedaki, bo kosy i widły z domu pobrali. Ot, buntowniki!

Nim Janek odrzekł, z gromady wychylił się młody chłop z kosą osadzoną na sztorc.

– Kosy ku obronie dzierżym! A za wami pójść nam nie trza. Sami się z Prusakiem wadźcie! Wyście bili i on bił, tedy teraz wzajem się bijcie, bitego nie ciągając! Napolion przyjdzie czy nie, jedna niedola. Woli i on nam nie da.

– Jeśli nie da, to ja dam! Jam tu dziedzic, po ojcu i ojczymie. I brat mój! – Karśnicki wskoczył na wóz i przekrzykiwał wycie wiatru. – Ziemię dam i na pańszczyznę ciągać nie będę. Za robotę zapłacę, drzewo też dam, jeno nie to zdrowe, co ze złości tniecie, a uschłe, do ścinania zdatne! Słyszycie! Cesarz wam taką wolę daruje, że się udławicie, nie jego to moc… choćby i chciał, panowie bracia murem przeciw staną takim, że i on łeb rozbije, choć mocarz, a ja… ja… – zeskoczył z pni i ku starej chłopce się rzucił, krzyżyk drewniany z piersi jej zerwał, do góry wyciągnął: – Na rany Boga Wszechmogącego przysięgam, doli waszej ulżę!

Mróz przeszedł obie gromady, ciszę zasiał, oczy wybałuszył i chłopom, i szlachcie. Zamarli bez ruchu, konie nawet zastygły, a Karśnicki stał pośród gminu, z ręką i z krzyżem w górę uniesionymi, jak prorok… Czapkę o ziemię cisnął, włosy mu wiatr rozwiewał, twarz paliła się ogniem niezwyczajnym. Chłopi pojąć nie potrafili i stali zgaszeni, osłupiali, zniewoleni wybuchem.

Biernacki oprzytomniał pierwszy.

– Więc to taak! Jakobin! Rozum postradał! Z torbami pójdziesz Karśnicki! Bracia! Nic tu po nas, precz uchodźmy!

Niektórzy konie zaczęli zawracać, tumult się uczynił, wrzaski, przepychanie. Znowu zgody nie było. Targowali się, przekrzykiwali, tłumaczyli wymachując rękami. Chłopi trwali bez ruchu.

Dominik miał już dość. Janek i o nim wspomniał, lecz jego dziedzictwo nad chłopstwem było mu obojętne, nie zamierzał tu rządzić i osiadać. Wolni czy niewolni, niech się brat martwi, jeśli mu to w smak. Pognał konia ku gościńcowi, sam chciał być, ojciec mu jeszcze raz przed oczami stanął…

Pędził traktem przed siebie, zostawiając wrzawę za plecami. Obce mu to było, wpadł w ów dziki wir zbyt nagle, zakręciło nim, zakołysało, nie wszystko rozumiał, choć wszystko to na pozór było proste… I ojciec! Był i nie ma człowieka!

Wpłynął w szum lasu i w śnieg, który rozpadał się na dobre. Docierał już do zakrętu, gdy zza drzew doleciał go gwar daleki, tłumiony wichurą. Wstrzymał konia. Nasłuchiwał długą chwilę. Mógł wreszcie rozróżnić słowa wojskowej komendy, znanej pruskiej komendy. Zawrócił.

Gdy dopadł polany, zastał porządek. Biernacki swoich skupił, reszta – niewielka grupa szlachty i mieszczanie – uradzali wokół Karśnickiego. Wieśniacy milcząc poganiali konie i zabierali się do odjazdu. Krzyk: “Prusacy!” poderwał wszystkich.

– Gdzie?! Gdzie?!

Wskazał ręką i Biernacki na czele swoich poszedł w las, ku gościńcowi. Próżno Janek krzyczał za nimi, że nie można od czoła, że zasadzić się trzeba. Nie słuchali… Cóż było robić? Karśnicki swoich bokiem poprowadził, tak szybko jak tylko było można, ale nim do zakrętu dotarli, tam już wrzała bitwa.

Spory oddziałek pruski, z jednym działkiem, stał w zwartym szeregu i pluł ogniem przeciw atakującym chaotycznie jeźdźcom. Dominik, który otrzymał od brata szablę, wyjrzał zza drzewa i włos mu się zjeżył. Między żołnierzami a konnymi, którzy odparci ciskali się na obie strony gościńca jak pijani, paląc z pistoletów i dwururek, bez żadnej myśli i porządku, leżało kilka ciał. Postrzelone konie unosiły ciężko łby, nie mogąc powstać i kwiczały przeraźliwie. Krew topiła biały śnieg i rozlewała się brudną czerwienią. Wśród trupów leżał Biernacki, przywalony wierzchowcem, z rozrzuconymi rękami i skrwawioną głową.

Nowa salwa pierwszego szeregu zwaliła dwóch ze szlachty, choć ci już dość daleko tańczyli na podenerwowanych rumakach.

Dominik znał tę tajemnicę, wyniósł ją z ćwiczeń berlińskiej szkoły. Pierwszy szereg, dwudziestu fizylierów, to specjalnie szkoleni strzelcy wyborowi, otrzymujący na każde wprawianie się po sześćdziesiąt ostrych ładunków, podczas gdy reszta kompanii wprawiała się ślepakami dla “oswojenia z hukiem”. Ci drudzy w boju nie trafiliby byka z odległości dwudziestu metrów. Rachunek tej głupoty płacono pod Jeną i Auerstadt. Trzeba wyeliminować tych pierwszych!

Lufy oparte na gałęziach, pistolety w wyciągniętych rękach, staranne mierzenie. Karśnicki miał wypalić pierwszy, za nim inni i skok z szablami, w dół, na flankę Prusaków. Dominik dotknął ramienia brata i szepnął kilka słów. Tamten zmienił rozkaz i lufy przesunęły się w jeden cel, za nimi oczy, linie strzału wyrównano, uspokojono… Karśnicki strzelił i zaraz grzmotnął huk z myśliwskiej broni.

Starzy myśliwi, bijący jelenia w biegu na sto metrów z podrzutu, nie chybili. Gorzej z miastowymi, ale i tak pierwszy szereg pruski zmiotło w nicość. Kilka ciał rzucało się jeszcze w konwulsjach, ktoś wył zakrywając oczy przestrzelone kaczym śrutem, a oni już spadali po stoku w dół, ku drodze. Wyhamowało ich przed rowem, Prusacy plunęli ogniem, ktoś runął z jękiem w tył, konie wspięły się i trzy kroki na rozpęd… W nich!

Ludzie Biernackiego, widząc pomoc, już szarżowali z takim impetem, że gdy wpadli na skołtunionych, zmieszanych, kłębiących się Prusaków, w mig rozjechali kilkunastu, sięgając środka, gdzie Karśnicki ze swoimi ciął ostrzami po łbach, po karabinach, po zamkach, po palcach na kolbie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x