Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dla Torresa Gwadelupa była bazą, z której ruszaliśmy na rajdy po całych Antylach, od Zatoki Meksykańskiej do Wysp Bahama, a nawet do ujścia Amazonki. “L’homme libre” wymykał się fregatom brytyjskim i hiszpańskim, a później, gdy zaczepiliśmy kilku nowojorskich marszandów, także amerykańskim. Mając pełne ożaglowanie szkunera goleta w pełni zasługiwała na miano “jaskółki oceanu”, nadane jej przez armatorów z Tampico. Złupieni handlarze z Vera Cruz, z Jamajki, z Caracas i z Puerto Rico zaciskali pięści, miliony razy posyłając do piekła “krwawą murenę” – tak nazywali Torresa.

A ja? Chciałem wyzwalać Polskę i zostałem złodziejem, bo czymże innym jest rzezimieszek morski szumnie korsarzem zwany. Łupiłem, pełzałem po rejach, wyżywałem się w abordażach, traciłem pieniądze z czarnymi gamratkami, piłem w portowych spelunkach, ryzykowałem konanie na angielskich pontonach, stawałem się bydlęciem. Uciekłem z domu z miłości do ojczyzny, a za objęcia Murzynek sprzedałem tamtą miłość, ohydniałem we własnych oczach. I znowu topiłem się w rozkoszy morskiego pościgu i ucieczki, w odkrywaniu perłowych archipelagów. Czas płynął za szybko, bym mógł się wyrwać z tego szaleństwa.

Pomogła mi jedna, potem druga i trzecia krwawa rysa na gładkiej powierzchni tej bajki.

W drodze z Nowego Orleanu na Kubę zatrzymaliśmy mały bryg hiszpański, naładowany kawą. Przyciśnięta przez Torresa załoga wyznała, że wracają z Jeremie, dokąd zawieźli proch dla murzyńskiego powstania przeciw Francji. Andre nie namyślał się długo. Kapitana, bezrękiego łysielca, Hawańczyka jak i on, przywiązał do masztu i kazał wysmagać. Żonę nieszczęśnika, drobną, niemłodą już blondynkę, wywleczono spod pokładu i rzucono na zwoje lin i mokrego płótna żaglowego. Nim zdążyłem zeskoczyć, drugi już kładł się na nią. Ześlizgiwałem się z masztu “L’homme libre” szybciej niż kiedykolwiek przedtem, nie bacząc, że liny tną mi dłonie jak noże. Skoczyłem przez burtę Hiszpana, rwałem ku rechoczącej gromadzie, byłem tuż, gdy dłoń Torresa pchnęła mnie w bok.

– Andre!

– Nie twój zasrany interes!

– Andre!!!

Już nie słuchał, odwrócony tyłem, oparty o maszt, grodzący drogę. Zatkałem uszy rękami, by nie słyszeć zawodzeń gwałconej, przerywanych co chwila głośniejszym jęknięciem, widać serce nie stwardniało mi do ostatka na krzywdę ludzką. Z rozdartych dłoni krew kapała mi na barki i plamiła chustę owiniętą wokół karku. Moja pierwsza krew na Antylach.

Trzeba było tej kobiety, bym zobaczył Torresa. Inny był niż w Genui. Zawsze przyjacielski i ochotny do wspólnego picia, czuł do mnie słabość. Ale też zawiódł się na mnie. I ja nie byłem taki, jakiego chciał widzieć w przyjacielu. W interesach był Torres jak Żyd. Łupu część oddawał mi, choć majtkiem nie byłem, a tylko… Właśnie, czym? Ni to zastępcą, ni pomagierem, trochę skrybą, który mu księgi prowadził, w oczach załogi faworytem, “amigo” zwanym: znaczy “przyjaciel”, przyjaciel kapitana, nietykalny na pokładzie i w kubryku, gdzie jak inni hamak dostałem. W portach dopiero zaczynała się moja rola, gdy przychodziło towar sprzedawać. Rozmowy z marszandami i właścicielami składów – to ja!

Owego dnia Torres zaciągnął mnie do swojej kajuty i spił. Nie oponowałem, nie robiłem mu wyrzutów, znałem Torresa. Tafia, którą polubiłem wreszcie, uspokajała najskuteczniej. Ale nawet pijany, nie pozbyłem się przekonania, że rozlewa ją nie ten Torres, którego kiedyś kochałem.

Wtedy był moment. Rzucić wszystko w diabły i próbować zabrać się z kimś do Europy. I zrobiłbym to, gdyby nie Flora.

To było w Pointe-a-Pitre. Poprzedni, wylany przez obecnego, komisarz Dyrektoriatu, Hugues, przemianował miasto na Port de la Liberte, ale nikt nie szanował nazwy urzędowej, wszyscy mówili: Pointe-a-Pitre. Torres ochotnie cumował tu, a nie w Basse-Terre, które było stolicą wyspy, może dlatego, że tutejsze składy wokół bulwarów mieściły więcej towarów, a może dla dziewczyn, lepkich i chętnych do wszystkiego.

Kafehauz Morne-a-Cail. Siedzieliśmy razem z Torresem nad słodkim ciastem, cudownym po tygodniach solonej wołowiny i nad ponczem, a może rumem, nie pamiętam, który roznosiły kelnerki, piękne Mulatki o posągowych kształtach, starannie dobrane przez patrona. Z okien, a raczej przez pasmo szkła, z którego zbudowane były ściany budynku, rozpościerał się widok na nadbrzeżny plac Sartines, próg do portu. Daleko kłuły niebo maszty golety. Od strony górującego nad miastem masywu Morne du Gouvernement napływały zapachy, rozsiewane przez drzewa cytrynowe i muszkatołowe, przez obrastające brzegi strumieni krzewy mangrosy, czuło się niesione podmuchem stężenie soku ściekającego po łuskach mango. Widok na wzgórza przesłaniały pnie palm i monstrualne kolumny serowców. Upał rozleniwiał, zwalniał ruchy, wyciskał pot.

Chciałem powiedzieć Torresowi, że odchodzę, wyklarować mu, że wszystko, co tu czynię, jest beznadziejnie głupie, bezsensowne, niepotrzebne. Sączyłem poncz i czekałem na chwilę, na przypływ odwagi.

I wówczas ukazała się dziewka. Była podobna do kelnerek, Mulatka, tylko trochę ciemniejsza. Gdyby nie długie, proste włosy, można by było wziąć ją za Murzynkę.

– Flora! Flora! Flora! – skandowało kawiarniane bractwo, złożone z oficerów, żołnierzy, kupców, marynarzy, plantatorów, Metysów i czarnych eks-niewolników, wyzwolonych przez Robespierre’a dekretem z 16 pluviose roku II. Ci ostatni, pogardzani i potrącani, ale przecież wolni i mający prawo rozpierać się po knajpach, jeśli tylko nie brakło im pieniędzy, ci przeważali. Porzucili swoich panów i ich plantacje i zachłystywali się podarkiem, który Rewolucja włożyła im do rąk, przepijali codzienny zarobek uzyskany w porcie, szczerzyli białe zęby, pozbawieni kajdan, wolni do syta, do rozpusty i szaleństwa.

Dziewczyna, stojąca na niewielkiej estradzie, podniosła w górę nagie ramiona, szarpnęła biodrami i wpadła w spazm przedziwnego tańca, którego muzyką był stukot twardych, czernionych obcasów, rytm uderzeń dłoni o dłonie i dźwięk nie znanego mi instrumentu strunowego miękki i ostry na przemian, śpiewny jak harfa.

“Hrajte meni!” – przez chwilę tak krótką, żem ledwie sobie uzmysłowić zdołał, przypomniały mi się tamte oczy i taniec zupełnie inny i zupełnie identyczny, ruch tamtego ciała, wir kolorowy, tłum wokół, wszystko inaczej i wszystko tak samo. Nie wiem, boskim czy diabelskim zrządzeniem nigdy mi ona z myśli nie uleciała, po nocach czasami nachodząc jak zjawa. Aleć to przecież już i lat tyle i mil tyle od krakowskiego rynku. Otrząsnąłem się.

Potem był pijany Metys sadzający ją przemocą na kolanach, moja pięść na twarzy mieszańca, Torres masakrujący drewnianym stołkiem wyciągające się łapy, tumult okrutny i nasz bieg ku plaży i plażą wzdłuż morza, dalej i dalej.

Stopy parzone ogniem piasku i obmywane przez łagodną falę odpływu, kaleczone ostrymi strzępami korali i dywanem muszelek, bryzgi białej piany wyrzucane gwałtownie w górę, wodorosty owijające kostki naszych nóg i ciężkie oddechy, aż stanęliśmy w miejscu, bez tchu, bez sił. Osuwałem się, nie puszczając jej ręki, na kolana, powoli, sennie, w płyciznę przychodzącej i odchodzącej fali, leżałem, czując jej ciało obok swego, głaskany oceanem, który przelewał się przez nas oboje słabnącymi uderzeniami.

Dwie kolejne wyprawy Torres odbył beze mnie. Zostałem w Pointe-a-Pitre, wśród białych domków, spośród których wystrzelała dzwonnica misyjnego kościoła, wśród różnojęzycznego tłumu, w mrowisku targowisk. Flora była jak dziecko, duże i piękne, nieśmiałe i swawolne zarazem, otaczające szyję ramionami i tulące się z beztroską małego zwierzątka. Nie potrafiłem nic uczynić, by była szczęśliwa. Odurzony klimatem wyspy, nie kochałem, pełen pożądania, nie umiałem oddać się bez reszty… Raz żywiej zabiło mi serce, raz jeden tylko, dawno, tak dawno, że już nie pamiętałem dobrze, jak się to stało i teraz nie potrafiłem go przymusić, by uczyniło to raz jeszcze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x