Ksiądz Ralph bezszelestnie przemierzył dywan z Aubusson i ucałował jej ręce. Gest ten pasował do tak wysokiego i pełnego wdzięku mężczyzny, zwłaszcza że czarna gładka sutanna, którą miał na sobie, przydawała mu dworskiego szyku. Pozbawione wyrazu oczy błysnęły zalotnie, niewiele brakowało, a Mary Carson uśmiechnęłaby się jak gąska.
– Czy zechce ksiądz zjeść podwieczorek?
– To zależy od tego, czy życzysz sobie pani wysłuchać mszy – odparł siadając naprzeciw niej na krześle i zakładając nogę na nogę tak, że spod sutanny ukazały się spodnie do konnej jazdy i wysokie buty, ustępstwo na rzecz lokalizacji parafii. – Przywiozłem dla pani komunię świętą, ale jeśli zechciałaby pani wysłuchać mszy, będę gotów za kilka minut, żeby ją odprawić. Chętnie przedłużę jeszcze trochę mój post.
– Ksiądz jest dla mnie zbyt łaskaw – powiedziała z satysfakcją, wiedząc doskonale, że podobnie jak wszyscy inni składa hołd nie jej samej, lecz jej pieniądzom. – Ależ proszę, niechże ksiądz zje podwieczorek – ciągnęła. – Komunia wystarczy mim w zupełności.
Postarał się nie okazać po sobie urazy; ta parafia nadawała się wyśmienicie do ćwiczeń w panowaniu nad sobą. Gdyby tylko dano mu szansę wyrwać się z zapomnienia, gdzie zepchnął go nieposkromiony temperament, nie popełniłby po raz drugi tego samego błędu. Przewidywał też, że jeśli dobrze rozegra partię, ta leciwa dama może urzeczywistnić to, o co się modlił.
– Muszę księdzu wyznać, że zeszły rok był bardzo nieprzyjemny – powiedziała. – Ksiądz jest nieporównanie lepszym pasterzem niż ksiądz Kelly, oby nie spoczywał w spokoju. – Przy ostatnich słowach jej głos zabrzmiał raptem ostro, mściwie.
Podniósł na nią roziskrzone spojrzenie.
– Ależ droga pani Carson! To nie po chrześcijańsku tak komuś życzyć.
– Ale ja mówię prawdę. Był z niego wielki pijanica i jestem pewna, że Bóg nie pozwoli mu spoczywać w pokoju i zatraci jego duszę, tak jak alkohol zniszczył mu ciało. – Pochyliła się do przodu. – Zdążyłam już księdza dość dobrze poznać. Wydaje mi się, że mam prawo zadać parę pytań, zgodzi się ksiądz ze mną? W końcu może ksiądz traktować Droghedę jak prywatny teren wypoczynkowy, uczyć się hodowli, doskonalić w jeździe konnej, szukać wytchnienia od blasków i cieni życia w Gilly. Wszystko to oczywiście na moje zaproszenie, ale uważam, że mam prawo usłyszeć odpowiedzi, prawda?
Nie lubił, kiedy przypominano mu, że powinien być za coś wdzięczny, niemniej od dość dawna czekał, kiedy pani Carson uzna, iż dostatecznie dużo dla niego zrobiła, żeby zacząć domagać się czegoś w zamian.
– Ma pani pełne prawo, pani Carson. Nie wiem, jak mam pani dziękować za to, że mogę korzystać do woli z Droghedy, i za wszystkie dary – konie i samochód.
– Ile ksiądz ma lat? – spytała prosto z mostu.
– Dwadzieścia osiem – odparł.
– To mniej, niż myślałam. Ale takiego kapłana nie wysyła się do takiego miejsca jak Gilly. Co ksiądz przeskrobał, że trafił na to odludzie?
– Obraziłem biskupa – odparł spokojnie, z uśmiechem.
– Na to wygląda! Ale nie wyobrażam sobie, żeby ksiądz obdarzony tak wyjątkowymi zdolnościami mógł czuć się szczęśliwy w Gillanbone.
– Wola boża.
– Brednie! Znalazł się ksiądz tutaj z powodu innych ułomności, własnych i biskupa. Tylko papież jest nieomylny. W Gill przypomina ksiądz rybę wrzuconą na piasek, wszyscy to widzą, co nie znaczy, że nie jesteśmy wdzięczni mając dla odmiany takiego kapłana zamiast wyświęconych wydrwigroszy, jakich nam tu zwykle przysyłają. Właściwym otoczeniem dla księdza byłby jakiś korytarz kościelnej władzy, a nie tutejsze konie i owce. Wyglądałby ksiądz wspaniale w kardynalskim kapturze.
– Na to, niestety, nie mam szans. Przypuszczam, że Gillanbone nie stanowi epicentrum na mapie legata papieskiego. Poza tym mogło być gorzej. A tak mam panią i mam Droghedę.
Przyjęła umyślnie wyzywające pochlebstwo w duchu, w jakim było zamierzone, zachwycając się urodą księdza, jego uprzejmością, wyostrzonym i subtelnym umysłem. Doprawdy – pomyślała – byłby z niego wspaniały kardynał. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek w życiu widziała równie przystojnego mężczyznę, albo takiego, który by w podobny sposób eksponował swoją urodę. Musiał być przecież świadom swojego wyglądu, na który składały się: wzrost, idealne proporcje ciała, piękne arystokratyczne rysy, sposób, w jaki wszystkie fizyczne elementy zostały ze sobą skomponowane z taką troską o końcowy rezultat, jaką Bóg poświęca niewielu swoim dziełom. Począwszy od czarnych kędziorów na głowie i uderzającym błękitnych oczu aż po drobne szczupłe dłonie i stopy – stanowił idealną całość. Tak, musiał sobie z tego zdawać sprawę. A mimo to wyczuwała w nim jakąś rezerwę, jakby dawał do zrozumienia, że nigdy nie był ani nie będzie niewolnikiem swojej urody. Gotów był ją wykorzystać bez skrupułów dla osiągnięcia upragnionego celu, jeśli miała mu w tym pomóc, ale to wcale nie znaczyło, że był w sobie rozkochany; uważał raczej za godnych najwyższej pogardy ludzi, którzy pozwalali się nią oczarowywać. Dałaby wiele za to, żeby się dowiedzieć, co w jego minionym życiu o tym zadecydowało.
Dziwne – myślała – ilu księży jest przystojnych jak Adonis i emanuje magnetyzmem Don Juana. Czyżby ślubowali celibat żeby uciec przed konsekwencjami?
– Dlaczego godzi się ksiądz na Gillanbone? – spytała. – Czy nie lepiej zdjąć sutannę, niż godzić się na takie życie? Ze swoimi zdolnościami mógłby ksiądz być bogaty i zajść wysoko w którejś z wielu dziedzin. Nie zaprzeczy ksiądz, że myśl o posiadaniu władzy nie jest księdzu niemiła.
Ksiądz de Bricassart uniósł lewą brew.
– Droga pani Carson, jest pani katoliczką. Wie pani, że moje śluby są święte. Do samej śmierci pozostanę księdzem. Nie mogę się tego wyprzeć.
Pani Carson prychnęła śmiechem.
– Ależ da ksiądz spokój! Naprawdę wierzy ksiądz, że gdy wyrzekł się ślubów, ktoś rzuci się w pogoń za księdzem z psami, błyskawicami i czym tam jeszcze?
– Skądże znowu. Nie wierzę też, że jest pani na tyle naiwna, by przypuszczać, że to lęk przed karą nie pozwala mi opuścić stanu duchownego.
– Oho! Ksiądz de Bricassart zły jak osa! Co zatem księdza trzyma? Co zmusza do tego, żeby znosić ten pył, ten upał i muchy w Gilly? Nie wiadomo przecież, czy to przypadkiem nie dożywocie.
Przelotny cień zasunął błękitne oczy, ale po chwili ksiądz Bricassart uśmiechnął się litując się nad nią w duchu.
– Prawdziwa z pani pocieszycielka, nie ma co. – Z półotwartymi ustami spojrzał w sufit i westchnął. – Od kołyski wychowywano mnie na księdza, ale to coś więcej. Jak mógłbym to wytłumaczyć kobiecie? Jestem naczyniem, pani Carson, i czasami jestem pełen Boga. Gdybym był lepszym księdzem, nie zdarzałyby się wcale okresy pustki. A to napełnienie, zjednoczenie z Bogiem, nie ma związku z miejscem. Zdarza się niezależnie od tego, czy jestem w Gillanbone czy w pałacu biskupim. Trudno to jednak bliżej określić, bo nawet dla księży to wielka tajemnica. Posiadanie Boga to stan, którego inni ludzie nigdy nie doświadczą. Może właśnie w tym mieści się odpowiedź. Porzucić coś takiego? Nie mógłbym tego zrobić.
– Więc jednak to jakaś moc. Ale dlaczego udzielana kapłanom? Co każe księdzu przypuszczać, że namaszczenie krzyżem podczas wyczerpującą długiej uroczystości może nią obdarzyć jakiegoś człowieka?
Ksiądz de Bricassart potrząsnął głową.
Читать дальше