Błękitny Pokój rzeczywiście był przygnębiająco błękitny, ale duży i wygodny. Alexander nie mógł się pozbyć zwlekającej z wyjściem Matyldy, więc w końcu obszedł ją i poszedł zająć się koniem. Dziewczyna wyraźnie liczyła, że nowy klient zechce skorzystać z nieco szerszego zakresu usług.
W głębi korytarza, w pobliżu Błękitnego Pokoju, była łazienka, wystarczająco dobra jak na Hill End. Ubikacja znajdowała się w drewnianej budce na tyłach domu – w Hill End nie było muszli spłukiwanych wodą! Bez wątpienia woda stanowiła najpoważniejszy problem tego miasta.
Alexander wykąpał się i ogolił, po czym położył się w błękitnym łóżku i zasnął.
Obudził go hałas: hotel ożył, co oznaczało, że większość górników skończyła pracę. Zapalił lampę naftową, włożył świeże skóry i poszedł na kolację. Niezależnie od tego, gdzie prostytutki świadczyły swoje usługi, z pewnością nie robiły tego w skrzydle zajmowanym przez pięciu gości, którzy płacili Ruby za pokoje. Odprowadzając konia do stajni, Alexander zauważył, że kuchnia znajduje się w osobnym budynku, dzięki czemu ewentualny pożar od paleniska nie zagrażał samemu hotelowi. Po jego drugiej stronie było jeszcze jedno skrzydło. Ruby najwyraźniej ma dobry zmysł organizacyjny, szkoda tylko, że jest taka bezwzględna. Biedny chłopiec!
Saloon był wypełniony po brzegi. Mężczyźni tłoczyli się przy barze i przy wszystkich stolikach z wyjątkiem służbowego. Matylda i Dora przechadzały się wśród gości, a wraz z nimi trzy inne dziewczęta. Kiedy Alexander usiadł przy stoliku służbowym, w jego stronę pobiegły liczne spojrzenia, zwłaszcza tych klientów, którzy wciąż byli stosunkowo trzeźwi.
– Jestem Maureen – powiedziała rudowłosa dziewczyna w zielonych koronkach.
Miała więcej piegów, niż Alexander kiedykolwiek widział, i wyglądała, jakby próbowała przyciemnić cerę, łącząc ze sobą poszczególne piegi.
– Mamy pieczony udziec prosiaka z przyrumienioną skórką pieczone kartofle i gotowaną kapustę. Jeśli to panu nie odpowiada, Sam może zrobić coś innego.
– Nie, nie, chętnie zjem to, co jest. Dziękuję, Maureen – powiedział. – Znam Matyldę i Dorę, natomiast nie widziałem wcześniej pozostałych dwóch dziewczyn.
– Tamtą można poznać po brązowych włosach i zezie, z kolei Agnes ma na ramionach tatuaże. – Maureen zachichotała. – Kiedyś pracowała w tawernach w Rocks w Sydney.
To znaczy, że dziewczęta Ruby nie są wcale tak czyste, na jakie wyglądają, ponieważ jednak nie miał zamiaru korzystać z ich usług – ciekawe, ile biorą prostytutki w Hill End – skoncentrował się na wspaniałym posiłku. Ruby mogła naprawdę przepłacać Sama Wonga, ale bez wątpienia był on doskonałym kucharzem. Może przed wyjazdem – pomyślał Alexander – uda mi się namówić Sama, żeby przyrządził mi jakąś prawdziwą chińską potrawę?
Ruby sama stała za barem. Była tak zajęta, że tylko machnęła Alexandrowi ręką. Zastanawiał się, czy każdy saloon w Hill End ma taką dobrą szefową jak „Costevan's”, i doszedł do wniosku, że nie.
Pięć dziewcząt robiło sporo zamieszania; każda z nich znikała z klientem, by po krótkiej chwili ponownie się pojawić i wyruszyć na poszukiwanie następnej ofiary. Oczywiście, w mieście musiała być policja; przypuszczalnie Ruby płaciła gliniarzom, żeby pilnowali własnego nosa.
Alexander z pełnym żołądkiem rozparł się na krześle, z prawdziwą przyjemnością palił cygaro, sączył filiżankę herbaty i obserwował gorączkową krzątaninę. Zauważył, że Ruby osobiście pobiera wynagrodzenie za usługi dziewcząt.
Gdy tłum pijących nieco się przerzedził, właścicielka hotelu podeszła do pianina. Stało ono we wnęce przy drzwiach wejściowych i było ustawione pod takim kątem, żeby wszyscy goście mogli widzieć grającego. Ruby poprawiła fałdy sukni, by odsłonić stopy, położyła palce na klawiaturze i zaczęła grać. Alexander zamarł w bezruchu: nagle ogarnęła go przemożna chęć, żeby krzykiem uciszyć zbyt głośnych pijaków, zmusić ich do słuchania. Ruby była naprawdę dobra! Grała zwyczajne, powszechnie znane melodie, ale ozdabiała je skomplikowanymi pasażami, które sugerowały, że poradziłaby sobie również z Beethovenem czy Brahmsem.
Przed wyjazdem do Ameryki Alexander nigdy nie zwracał zbytniej uwagi na muzykę – może dlatego, że nigdy jej nie słyszał. Pewnego razu w San Francisco poszedł na koncert Chopina. Zrobił to tylko dlatego, że przechodził obok sali koncertowej. Odkrył wówczas w sobie pasję do muzyki. Od tego czasu słuchał muzyki wszędzie, gdzie mógł – obojętne, czy było to w St. Louis, Nowym Jorku, Londynie, Paryżu, Wenecji, Mediolanie czy Konstantynopolu. W Kairze wziął nawet udział w premierze Aidy, którą Verdi upamiętnił otwarcie Kanału Sueskiego. Alexandra interesował każdy rodzaj muzyki: operowa, symfoniczna, solowy występ jakiegoś instrumentalisty czy popularne piosenki, które śpiewał każdy w miejscach takich jak „Costevan's”. Liczyła się muzyka i tylko muzyka.
Tymczasem tutaj, w Hill End, mistrzyni fortepianu grała Lorenę i śpiewała ten sam tęskny, melancholijny tekst, który Alexander podczas swojej amerykańskiej odysei słyszał w wykonaniu różnych ludzi, przeważnie bez akompaniamentu lub przy słabiutkim, żałosnym wtórze harmonijki ustnej.
We loved each other then, Lorena,
More than we ever dared to tell;
And what we might have been, Lorena,
Had but our loving prosper 'd well.
But then, 'tis past – the years are gone.
I 'II not cali up their shadowy forms;
I'll say to them, „ Lost years, sleep on!
Sleep on! Nor heed life 's pelting storm”
I'll say to them,” Los t years, sleep on!
Sleep on! Nor heed life 's pelting storm”.
Kiedy Ruby skończyła śpiewać ostatni wiersz słodkim, mocnym kontraltem, szlochający górnicy zaczęli histerycznie bić jej brawa, błagać o więcej, nie chcieli jej puścić.
Mógłbym ją pokochać, choćby tylko za samą muzykę – pomyślał Alexander i szybko czmychnął do Błękitnego Pokoju, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego później mógłby żałować.
Ktoś napalił w piecu; w maju w Hill End po zapadnięciu zmroku szybko robiło się chłodno, w końcu zbliżała się zima. Dzięki Bogu, że w pokoju jest ciepło! Nie będzie musiał spać w bieliźnie. Wrzucił do ognia więcej węgla… no proszę, węgla, a to ciekawe! Skąd on się tu wziął? W tej okolicy raczej nie ma węgla, a tory kolejowe docierają tylko do Rydalu, potwornie daleko stąd.
Prawdopodobnie dzięki przespaniu całego popołudnia Alexander nie był zbyt zmęczony. Wygrzebał z jednej z sakw podróżnych Plutarcha, podkręcił lampę naftową, żeby jaśniej świeciła, i wszedł nagi do łóżka, w którym jeszcze całkiem niedawno był garnek rozgrzewający.
Alexander oderwał wzrok od książki dopiero wtedy, gdy otworzyły się drzwi. Był zaskoczony, ponieważ wiedział, że je zamknął. No cóż, to chyba oczywiste, że właścicielka hotelu ma klucze do wszystkich pokojów. Ruby miała na sobie koronkowy, obszyty falbankami szlafrok. Kiedy szła w stronę łóżka, poły szlafroka rozchylały się, odsłaniając parę długich, zgrabnych nóg i stopy w zdobionych piórkami pantofelkach na wysokich obcasach. Na plecy opadała wspaniała kaskada długich włosów, których nie powstydziłaby się lady Godiva.
Ruby zerknęła Alexandrowi przez ramię, by sprawdzić, co czyta, i pisnęła:
– Chińszczyzna!
– Nie, greka. Plutarch, życie Peryklesa.
Читать дальше