– Oczywiście w tym wszystkim jest sporo fantazji – ciągnął Szymon Cyrenejczyk. – Na przykład ten człowiek twierdził, iż w jego kraju jedwab przędą gąsienice, a ludzie tylko zwijają nici i tkają z nich materiał. Dużo myślałem o tym synu nieba i o wymyślonym przez niego idiotycznym porządku. Taka sama zmiana mogłaby mieć miejsce w cesarstwie rzymskim, gdyby za dużo ziemi skupiło się w niewielu rękach, a wszyscy pozostali byliby niewolnikami i płatnymi najemnikami. Wówczas dla dużej grupy ludzi byłoby obojętne, czy ziemia jest wspólna i uprawia się ją na rachunek państwa, czy też jest własnością kilku osób. Dlatego kiedy myślałem o Jezusie Nazarejskim, rodziła się we mnie przerażająca myśl, że on jako król zamierza zrealizować na ziemi taki sam system: nikt niczego nie będzie posiadał, tylko wszystko będzie wspólne. Absurdalność tego może zrozumieć tylko dawny niewolnik. Żeby żyć, każdy musi mieć coś własnego, choćby niewiele. Zdarzało się, że niewolnik z Cyreny chełpił się własnymi kajdanami, jeśli były większe i cięższe od innych! W każdym razie odetchnąłem zrozumiawszy, że Królestwo Jezusa nie jest z tego świata. Gdyby dążył do takiego systemu, narodziłby się jako cesarz rzymski, a nie król żydowski.
– Czy rozsądnie jest mówić o polityce w zajeździe? – ostrzegłem.
– A Królestwo Jezusa Nazarejskiego, jak myślę, zstąpiło na ziemię w momencie jego narodzenia i wciąż tu trwa. To Królestwo niewidzialne, więc żaden obcy najeźdźca nie może nim zawładnąć. Jego zwolenników będzie można torturować, ale Królestwa nikt nie może obalić, ponieważ ono jest w nas, jeśli rozumiesz, co mam na myśli, bo ja sam tego dobrze nie pojmuję.
– Och, jakże jesteś niedoświadczony i jak mało znasz ludzi! – jęknął Szymon Cyrenejczyk, smutno potrząsając głową. – Królestwo syna nieba rozpadło się w dwudziestym roku jego panowania, chociaż to był system zupełnie zrozumiały. W jaki sposób ma się utrzymać Królestwo niewidzialne, skoro Jezus jest nieobecny? Wierz mi, kiedy wymrzemy my, którzyśmy go widzieli, niewiele lat przetrwa pamięć o nim na ziemi. Jak można zmusić kogoś, by wierzył w niewidzialne Królestwo, jeśli na własne oczy nie widział syna Bożego? Być może coś o nim zachowałoby się, no, powiedzmy, przez sto lat, gdy jego nauki były rozsądne i zgodne z naturą ludzką. Ale one są sprzeczne ze wszystkim, co było dotychczas.
– Więc nie wierzysz, że świat zmieni się dzięki niemu i jego imieniu?
– Nie wierzę – odparł szczerze Szymon Cyrenejczyk. – Nie, tego świata ani natury ludzkiej nawet sam Bóg nie jest w stanie odmienić. Słuchaj! Przecież wtedy, kiedy nakarmił pięć tysięcy ludzi, Galilejczycy chcieli przemocą zrobić z niego króla! Jeśli oni, którzy jedli i go słuchali, tak opacznie rozumieli jego słowa, to jak będą je rozumieć ci, co go nawet nie widzieli? Weź pod uwagę i to, że jego nauczanie jest podejrzane i niebezpieczne. Zapraszał grzeszników. Jeszcze na krzyżu obiecywał swoje Królestwo łotrowi, którego obok niego ukrzyżowali. Innymi słowy, tylko śmieciarze, którzy nie mają żadnej nadziei, mogą słuchać jego nauk. Ci, co mają władzę, na pewno postarają się, aby taka nauka zbytnio się nie rozprzestrzeniła.
– Czemu jesteś taki niespokojny i martwisz się o szerzenie jego nauki? – spytała Myrina. Uśmiechając się podniosła rękę i pogładziła jego zarośniętą twarz. – To chyba nie twoja sprawa ani mego brata Marka, ani moja. Lepiej radujmy się, że mogliśmy go zobaczyć na górze. On jest dobrym światłem i od kiedy go ujrzałam, już nigdy nie będę bezbronna. A ty mówisz tylko o złej ciemności.
Myrina cały czas tak pokornie milczała, że gdy podniosła głos, obydwaj byliśmy zaskoczeni, jakby nagle przemówił martwy stół. Ucieszyliśmy się i wpatrując się w jej jasne oblicze zawstydziliśmy naszego pustosłowia. Królestwo znowu się w nas objawiło i serce zapłonęło mi prawdziwą miłością do Myriny i do Szymona Cyrenejczyka. Długo milczeliśmy, patrząc tylko na siebie. Wcale nam nie przeszkadzał zgiełk i hałas panujący w zajeździe. Szymon Cyrenejczyk zapłacił z nawiązką rachunek i odprowadził nas aż do greckiego zajazdu u gorących źródeł. Tam rozstaliśmy się.
Oboje, Myrina i ja, spaliśmy w naszym pokoju aż do południa, tak byliśmy znużeni wędrówką i wszystkim, czego doświadczyliśmy. Nasza radość nie zniknęła, trwała po obudzeniu i cieszyliśmy się na nowy dzień.
Nagle przypomniałem sobie Klaudię Prokulę i to, że muszę jej opowiedzieć, co widziałem na górze. Spochmurniałem. Myrina zaraz zapytała, co mi jest. Opowiedziałem jej o Klaudii Prokuli i jej chorobie, a ona ufnie zaproponowała, że może oboje udamy się do niej i razem przekażemy radosną nowinę.
Wpierw musiałem doprowadzić się do porządku po trudach wędrówki. Czułem się tak, jakby ta podróż zaczęła się już w Jeruzalem. Mój żydowski płaszcz śmierdział potem, a ciało było brudne. Zapragnąłem nałożyć czyste szaty i nie miałem już ochoty na noszenie długiej brody ani na ukrywanie, że jestem Rzymianinem. Dlatego poszedłem do łaźni, pozwoliłem się ogolić, ułożyć włosy i usunąć owłosienie z całego ciała, aby czuć się zupełnie czystym. Kazałem się wymasować i natrzeć wonnościami, potem włożyłem nowe szaty. Stare podarowałem służbie. Teraz wyglądałem jak dawniej, zacząłem też w duchu się wstydzić, że przez noszenie brody i frędzelków w rogach płaszcza usiłowałem wkraść się w łaski Żydów. Po powrocie do pokoju wyciągnąłem z sakiewki i wsunąłem na duży palec złoty pierścień rycerski.
Myrina wróciła z łaźni z pięknie uczesanymi włosami i makijażem na twarzy, ubrana w białą szatę haftowaną złotymi nićmi. Długo patrzyliśmy na siebie, bo nie mogliśmy się poznać. Powinienem się cieszyć, że nie muszę się jej wstydzić przed bogatymi gośćmi kąpieliska ani przed Klaudią Prokulą, ale ta jej elegancja nie uradowała mnie. Strój i makijaż – to nie jest moja Myrina. Wolałem dziewczynę z zabiedzoną twarzą i wychudłym ciałem, która spała w mych ramionach na zboczu góry, okryta wybrudzonym płaszczem.
Zdawałem sobie sprawę, że z pewnością zrobiła to wszystko, żeby mnie ucieszyć. Dlatego nie mogłem jej ganić ani przyznać się, że bliższe mi są jej zniszczone sandały aktorskie niż barwne pantofle i złote hafty na szacie. Myrina dziwnie na mnie spojrzała i rzekła:
– Takiego zobaczyłam cię po raz pierwszy na statku płynącym do Joppy. Taki byłeś, kiedy dałeś mi ciężką srebrną monetę. Właściwie dobrze się stało, że mi chcesz przypomnieć, kim jesteś ty, a kim ja. Byłam lekkomyślna proponując, abyś mnie wziął ze sobą przed oblicze żony prokuratora Rzymu.
Przypomniałem jej, jaką radość oboje czuliśmy po obudzeniu, i powiedziałem:
– Zrozum, zmęczył mnie już ten przepocony płaszcz i zarośnięta twarz, chcę być po prostu czysty. Jeśli posłuszni Zakonowi Żydzi nadal będą unikali nawet mego cienia, to może kiedyś doświadczą tego samego: inni będą spluwać na ziemię, gdy tylko zobaczą Żyda. Sądziłem, że się ucieszysz widząc mnie takiego jak dawniej.
Ale już się wkradł między nas chłód. Zacząłem się zastanawiać, że może rzeczywiście nie wypada prowadzić jej do Klaudii Prokuli.
W głębi serca uznałem tę myśl za zdradę, a tego za żadną cenę nie chciałem. Długo musiałem nalegać, aż zgodziła się mi towarzyszyć. Równocześnie przyszedł służący z oznajmieniem, że Klaudia Prokula może mnie przyjąć. Kiedy zbliżaliśmy się do letniego pałacu Heroda, stwierdziłem, że goście kąpieliska już nie tłoczą się wokoło i nie zaglądają do ogrodu; nie było też widać honorowej warty żołnierzy księcia Galilei, odzianych w czerwone płaszcze. Była tylko osobista eskorta Klaudii. Syryjski legionista poruszył leniwie ręką na znak, że mogę wejść do środka.
Читать дальше