– Chyba coś mamy – oznajmił. – Rozmawiałem już z Izraelczykami i Amerykanami. Proszę posłuchać, kilka dni temu z Granady wyjechała grupa pielgrzymów do Jordanii i Ziemi Świętej. Jedna z granadyjskich parafii zamówiła wycieczkę w biurze podróży Omara, człowieka, który zorganizował wykład Salima al-Bashira w Granadzie. Na razie nie mamy pełnej listy pasażerów, ale liczę, że zdobędziemy ją jeszcze dzisiaj rano. Tak czy owak, poinformowaliśmy o wszystkim Izraelczyków, przypuszczam, że bez trudu namierzą podejrzanych. Omar wysłał również dwa autokary z pielgrzymami do Santo Toribio. Z tego, co nam wiadomo, pielgrzymi zatrzymali się na noc w Potes, miasteczku położonym dwa kilometry od klasztoru, a dzisiaj wybierają się tam na wielkopiątkowe uroczystości. Nasi ludzie obstawili całą okolicę i mają wszystko na oku. Ostrzegliśmy mnichów, by ukryli lignum crucis w bezpiecznym miejscu. Dwaj zakonnicy pod eskortą żandarmerii opuścili właśnie klasztor, wywożąc najcenniejsze relikwie. Nie wiemy tylko, czy zablokować drogi do Santo Toribio, uniemożliwiając terrorystom dojazd do klasztoru, czy pozwolić pielgrzymom nadal przyjeżdżać po odpust i mieć nadzieję, że przyskrzynimy w porę tych sukinkotów.
– I co zamierzacie zrobić? – dopytywał się Panetta.
– To decyzja z gruntu polityczna. Trzeba liczyć się z tym, że zamachowcy nam się wymkną i dokonają prawdziwej rzezi. Wyobraża pan sobie, co się stanie, gdy opinia publiczna dowie się, że potraktowaliśmy pielgrzymów jak żywą przynętę?
– Ale w przeciwnym razie terroryści mogą uciec.
– Owszem, dlatego to trudna decyzja. Zadzwonię do pana z terenu.
– Jedzie pan do Santo Toribio?
– Właściwie już jestem w drodze, siedzę właśnie w helikopterze żandarmerii, za chwilę starujemy. Za godzinę będę na miejscu.
Skończywszy rozmowę z Hiszpanem, Panetta natychmiast zadzwonił do Matthew Lucasa.
– Wiem o wszystkim, Lorenzo, doniesiono nam już o ostatnich odkryciach – rzekł Lucas. – Ten Omar współpracuje ze Stowarzyszeniem, jego biuro podróży to doskonała przykrywka dla terrorystów. Hiszpanie wykonali kawał dobrej roboty, szkoda tylko, że trochę późno.
– No, Matthew, niech pan nie będzie niesprawiedliwy. Przecież wie pan dobrze, że niełatwo wpaść na trop tych ludzi. Od jak dawna się z tym męczymy?
– Racja. Chyba wyprowadza mnie z równowagi to, że prowadzimy wyścig z czasem. Izraelczycy postanowili wpuścić pielgrzymów do bazyliki Grobu Pańskiego. Może pan sobie wyobrazić, jak wygląda Jerozolima w czasie Wielkanocy: ściągają tu pielgrzymi z całego świata. Z tego, co mi wiadomo, rozmawiano już z władzami kościelnymi sprawującymi pieczę nas Grobem Pańskim i doszło do małego zamieszania, ponieważ bazyliką opiekują się wspólnie duchowni katoliccy i prawosławni. Nie można usunąć stamtąd relikwii, bo przecież miejsce samo w sobie jest jedną wielką relikwią. Zdecydowano ograniczyć dostęp pielgrzymów do bazyliki, tłumacząc, że kościół jest przepełniony. Nie zdziwi to nikogo, turyści stoją tu w kolejce nawet po sześć godzin. Rozstawiono barierki i punkty kontrolne, niby w celu zapowiedzenia porządku. Przypuszczam, że kolejka będzie się ciągnęła w nieskończoność. Tymczasem żołnierze i funkcjonariusze będą mogli przyjrzeć się dokładnie wszystkim pielgrzymom. Miejmy nadzieje, że terroryści przyjechali z wycieczką Omara!
– Wiadomo już, w którym hotelu się zatrzymali?
– Policja właśnie to sprawdza, nie sądzę, by zajęło im to dużo czasu.
– Życzę powodzenia.
– A jak wyglądają sprawy w Rzymie?
– Nie wiemy, od czego zacząć. Zamachowcy mogą równie dobrze zaatakować Bazylikę Świętego Piotra co każdy inny kościół. Błądzimy po omacku.
– Nie ma wiadomości od naszego człowieka z zamku d’Amis? Nie skontaktował się z panem od ostatniej rozmowy?
– Nie, od tamtej pory nic o nim nie wiem. Boję się o niego. Jeśli hrabia odkryje, że jest szpiegowany…
– Przykro mi, naprawdę.
– Wierzę panu, Matthew, wierzę. Proszę dzwonić, gdy dowie się pan czegoś nowego.
– Oczywiście, ma to pan jak w banku. Rozmawiałem z Hansem Weinem, jest kłębkiem nerwów.
– Jak my wszyscy.
– Nie rozumiem, dlaczego nikt nie śmie tknąć Salima al-Bashira.
– Ja też tego nie pojmuję. Dzięki Hiszpanom natrafiliśmy przynajmniej na cenny trop: ten cały Omar, znajomek al-Bashira, może być jednym z przywódców Stowarzyszenia.
– Będziemy w kontakcie. Proszę pozdrowić ode mnie ojca Aguirre, przypuszczam, że jest zdesperowany.
– Wszyscy jesteśmy zdesperowani. Tylko Turcy mogą mówić o szczęściu. Mają zamachowców w garści, wiedzą, gdzie, jak i kiedy zaatakują. Muszą ich tylko aresztować i po krzyku.
Stambuł, Wielki Piątek, ósma rano
Ilena kończyła właśnie zawiązywać chustę. Jej kuzynka również miała na głowie hidżab; brat i kuzyn Ileny także byli gotowi.
Zamówili śniadanie do pokoju. W rzeczywistości prawie nie wystawiali nosa z pokoju hotelowego, by nie zwracać na siebie uwagi.
– Jesteś gotowa? – zapytał Ilenę brat.
– Oczywiście.
– Jeśli chcesz…
– Milcz – rozkazała mu siostra. – Chcę tylko jednego: zemsty. Możesz mi wierzyć, kiedy przycisnę guzik detonatora, będę naprawdę szczęśliwa. A co z wami? Jesteście gotowi?
– Tak, jesteśmy gotowi.
– Postaraj się ujść z życiem, wystarczy, że ja zginę. Nie chciałabym też, byś dożył swych dni w tureckim więzieniu.
– Przecież wiesz, że nie damy się wziąć żywcem.
– To mnie właśnie martwi. Po tych wieprzach można się spodziewać wszystkiego.
Pułkownik Halman słyszał wyraźnie rozmowę Ileny z bratem. Przez chwilę kusiło go, by wtargnąć do ich pokoju i zapytać, kto jest większym wieprzem: ktoś, kto nigdy nie zabił z zimną krwią, czy oni, którzy chcą urządzić prawdziwą rzeź. Nie miał wątpliwości, że gdyby tylko mogli, zabiliby wielu niewinnych ludzi. Setki turystów z całego świata odwiedzało dzień w dzień pałac Topkapi, do tego należało doliczyć wycieczki szkolne chętnie przyjeżdżające do dawnego pałacu sułtańskiego.
Pułkownik postanowił zadzwonić do Panetty i poinformować go, że zaraz aresztuje zamachowców. Nie było sensu zostawiać ich nadal na wolności, skoro do tej pory nie porozumieli się z nikim, a i z nimi nikt się nie skontaktował. Dwaj ludzie Jugola pilnujący dziewczyny również nie spotkali się z nikim w Stambule.
Lorenzo Panetta wysłuchał argumentów pułkownika, po czym poprosił, by mimo wszystko wstrzymano się jeszcze z aresztowaniem.
– Proszę pozwolić im dotrzeć do Topkapi, może tam ktoś będzie na nich czekał. To nie wiąże się z aż tak wielkim ryzykiem.
– A ja myślę, że owszem, to bardzo ryzykowne posunięcie. Przez te dwa dni nie wspomnieli, gdzie ukryli materiały wybuchowe, i jeśli nerwy im puszczą, mogą się wysadzić w powietrze gdziekolwiek. Nie możemy brać na siebie takiej odpowiedzialności.
– Pułkowniku, materiały wybuchowe są w wózku, to oczywiste, przecież ta dziewczyna chodzi o własnych siłach. Skoro zamachowcy do tej pory nie odkryli, że ich obserwujemy, dlaczego mieliby się denerwować? Proszę wpuścić ich do pałacu Topkapi, a nawet do sali, gdzie przechowywane są relikwie. Jeśli mają w Stambule swojego człowieka, może będzie na nich czekał właśnie tam.
– Czyś pan oszalał? Myśli pan, że wpuszczę ich do sali z relikwiami? Za nic w świecie nie pozwolę, by te świnie zbliżyły się do przedmiotów, które stanowiły własność Proroka.
Читать дальше