M. Rawinis - Miłość i wróżby

Здесь есть возможность читать онлайн «M. Rawinis - Miłość i wróżby» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miłość i wróżby: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miłość i wróżby»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dramatyczne okoliczności zmuszają kowala Jurę do porzucenia rodzinnego domu. Z zawiniątkiem na ramieniu wyrusza w świat w poszukiwaniu lepszego miejsca na ziemi. Zmęczony długą wędrówką zasypia i wtedy zostaje obrabowany przez grasującego w okolicy zbója Maramę. Kiedy oddaliwszy się na bezpieczną odległość Marama ogląda swój łup, jego zdumienie nie ma granic: z zawiniątka wpatruje się w niego dwoje zapłakanych dziecięcych oczu – jedno niebieskie, drugie brązowe… Ufny we własną siłę i spryt rzezimieszek nie może wiedzieć, że właśnie spotkał swoje przeznaczenie…

Miłość i wróżby — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miłość i wróżby», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Będziesz tylko rozkazywać, a posłuszeństwo winnaś jedynie Bogu i mężowi Naprawdę, córko, nie mogłaś lepiej trafić.

W piątek wieczorem dano wreszcie znać, że zbliża się orszak pana Jakuba, i wszyscy rzucili się do ostatnich przygotowań. W sobotę, jeszcze przed świtem, wielki orszak domowników pana Tomasza w towarzystwie co znakomitszych krewnych i sąsiadów ruszył na spotkanie gościa.

Pochód uformowano tak, aby jak najbardziej podkreślić bogactwo i dostatek. Na przedzie jechali na paradnie przystrojonych koniach pan Tomasz z córką w otoczeniu godnych panów spośród spokrewnionej szlachty, dalej postępowali pachołkowie, przybrani świątecznie i pod bronią.

Do spotkania doszło nad rzeczką Okszą. Obie grupy zobaczyły się, dokładnie jak było zamierzone, po obu stronach wody, akurat przed nowym mostem ufundowanym przez pana Tomasza.

Pan z Białki skinął na córkę i tylko we dwoje ruszyli na kamienny most, na który z przeciwnej strony nadjechał pan Jakub, w świątecznym stroju, przy pasie i mieczu. Agnieszka w wiśniowej sukni, z siatką na włosach i srebrnym diademem na czole, zaróżowiona z emocji i oczekiwania, wyglądała wspaniale.

– Witajcie – powiedział Jakub z Lipowej, składając ukłon. – Bóg nie pozwolił spóźnić się, co przyjmuję za dobrą wróżbę.

– Witajcie, zięciu – odkłonił się pan Tomasz. – Oto moja córka, którą już teraz daję pod waszą opiekę.

Pan Jakub podjechał do narzeczonej i narzucił na jej ramiona wspaniały płaszcz z popielic, a na rękę włożył pierścień z wielkim czerwonym kamieniem. Ludzie po obu stronach rzeki wiwatowali głośno, pachołkowie podrzucali w górę kapelusze i przeraźliwie gwizdali na palcach.

Pan Tomasz, widząc, że narzeczony nie odrywa oczu od jego córki, uznał, że może on nie zauważyć czegoś, czym chciał się pochwalić. Podjechał więc do obojga, niby tylko dlatego, żeby ich zachęcić do ruszenia w drogę.

– Czas na nas – przypomniał. – A widzieliście mój nowy most, Jakubie? Ma całych czternaście kroków długości!

– Aż tyle? – zdziwił się uprzejmie pan z Lipowej, nie odwracając głowy od dziewczyny. Ta skromnie spuściła oczy, ale jej ręce, trzymające ozdobne wodze, drżały. – Jestem wam bardzo wdzięczny, teściu, żeście mnie odwiedli od ponurych zamiarów.

– Da Bóg na pożytek nam wszystkim – pan Tomasz przeżegnał się nabożnie.

W dalszą drogę pojechali jednym orszakiem – pan Jakub z narzeczoną i nie odstępujący ich ojciec panny młodej. Krewni obu stron witali się hałaśliwie, czynili nowe znajomości, żartowali. Myśl o bliskich uroczystościach, o dobrym posiłku, o odpoczynku i zabawie, rozwiązywała języki, nastrajała przyjaźnie i radośnie.

Na podwórzu przed dworem witano ich jeszcze raz oficjalnie, by po krótkim odpoczynku jechać zaraz do kościoła. Tu w obecności tłumów gości, szlachty oraz pospólstwa, pan Jakub z Lipowej zaślubił pannę Agnieszkę, córkę pana Tomasza z Białki Zaraz potem powrócono do dworu, gdzie stoły i ławy ustawiono pod drzewami i gdzie odbito już beczki z piwem. Dla najbardziej dostojnych gości przygotowano miejsca na podwyższeniu, tam poza małżonkami zmieścili się tylko najbliżsi krewni i przyjaciele.

Wspomnienie wesela jeszcze wiele lat później wywoływało na obliczu Agnieszki uśmiech pełen zadowolenia. Krewni, przyjaciele, sąsiedzi i ludzie zupełnie jej nie znani, przychodzili kolejno, składali upominki, zapewniali o swoim przywiązaniu, przyjaźni i wierności. Ona siedziała dumna obok swojego małżonka, któremu wszyscy okazywali tak wielki szacunek. Nawet jej siostry, których mężowie liczyli się do pierwszych w kraju, patrzyły na nią z podziwem. One, choć bogate, zadowolone i syte władzy, z wyraźną zazdrością oglądały suknie, cudownie lekkie a bogato zdobione tkaniny, pierścienie i zausznice.

Wesele trwało trzy dni, wszyscy najedli się do syta, zdążyli się upić i wytrzeźwieć po kilkakroć.

Zabawę pamiętano jeszcze wiele lat później, bo pan Tomasz rzeczywiście postarał się ugościć całą okolicę, prostych ludzi i służby nie wyłączając.

Potem były pokładziny i noc poślubna. Pannę młodą odprowadzono ze śpiewami do alkierza, gdzie miała czas przygotować się na nadejście małżonka. Pana Jakuba prowadzili przyjaciele ze śmiechem i żartobliwymi docinkami, a potem niby siłą wepchnęli do sypialni, zamykając drzwi i zostając przed nimi na straży.

Tej nocy zakończyło się krótkie szczęście pani Agnieszki. Z nocy poślubnej zapamiętała tylko niepewność i strach, a potem ból i pełne niezadowolenia sapanie małżonka. Rano mąż był nawet miły, ale Agnieszka pomyślała, że wszystko skończyło się nie tak, jak to sobie wyobrażała. Strach i ból miały jej odtąd towarzyszyć już zawsze.

Tłumaczyła sobie, że przecież to nic takiego, że się przyzwyczai, zapomni, nie będzie zwracać uwagi, ale trudno było jej radować się z czegokolwiek, kiedy po każdym dniu czekała ją noc z mężem u boku.

Jak to możliwe, myślała, żeby taki dobry, łagodny człowiek, stawał się w nocy takim zwierzęciem?

Jak to możliwe, żeby wszystkie kobiety wokoło znosiły bez szemrania ów wielki ból? Jak to możliwe, że niektóre z nich sprawiają wrażenie zadowolonych i szczęśliwych?

Piątego dnia orszak ruszył do Lipowej. Ojciec odprowadził córkę o cały dzień drogi, a potem żegnał ją, jak gdyby nie mieli się więcej zobaczyć, i Agnieszka rozpłakała się na to pożegnanie, uświadomiwszy sobie, że od tej chwili znajduje się całkowicie we władzy swojego męża i pana.

Ojciec obiecywał wprawdzie przyjechać już niedługo, może na święta Bożego Narodzenia, ale że stale czynił aluzje, iż w Lipowej będzie go wtedy czekała niespodzianka, cała radość Agnieszki z tego spotkania gasła. Agnieszka tylko domyślała się, o czym mówi ojciec. Pan Jakub zaś był milczący i chmurny, choć opiekuńczy i prawie serdeczny. Do żony odnosił się grzecznie, ale tak było tylko w dzień. Wieczorem ani jej nie słuchał, ani nie chciał się niczego od niej dowiedzieć. Prośby Agnieszki, aby dał jej odpocząć, wydobrzeć, przygotować się, miał za nic.

Każdej nocy przychodził do jej namiotu i bawił tam do rana, a potem długo spał i w drogę ruszali późno, więc dotarli do jego dóbr o dobre dwa dni później, niż się spodziewali. Ludzie z orszaku, którzy nocami słyszeli z namiotu krzyki, uśmiechali się potem porozumiewawczo i patrzyli na Agnieszkę z nieskrywanym zaciekawieniem. Nikt nie podejrzewał, że noce te mogły być dla niej przykre.

Jechali wolno, Agnieszka początkowo starała się dotrzymać kroku mężowi, jechała obok niego wierzchem. W drodze dawała baczenie, żeby jadące za nimi wozy z jej dobytkiem, które często zostawały w tyle, nie zaginęły i nie opóźniały się dalej niż na spojrzenie.

Pan Jakub śmiał się z tej ostrożności.

– Ależ nie musisz się martwić, moje dziecko – zapewniał. – To spokojna okolica, a moi ludzie dokładnie wiedzą, co i kiedy mają robić. Nic nie grozi ani nam, ani naszym wozom.

– Nie wątpię, że wasi ludzie dokładnie znają swoje obowiązki. Mało to jednak się słyszy o rozbójnikach napadających na podróżnych?

– To bajki – śmiał się pan Jakub. – Król Kazimierz dawno już zaprowadził prawo, żeby każdego złapanego na zbójowaniu gardłem karać, niezależnie od pochodzenia i stanu.

– Ale słyszałam, że w tej okolicy napady się ciągle zdarzają. Niedawno ojciec opowiadał, jak wy sami zasadzaliście się na takiego, którego nazywają Marama.

Jakub z Lipowej skrzywił się, bo słowa żony odebrał jako przytyk. Rzeczywiście, Marama nadal hasał swobodnie pod bokiem jego ludzi i ludzi króla. Napadał bezczelnie, mordował, a wyprawa pana Jakuba na zuchwałego rozbójnika zakończyła się niczym.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Отзывы о книге «Miłość i wróżby»

Обсуждение, отзывы о книге «Miłość i wróżby» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x