– Nie tak chciałam powiedzieć… – usiłowała się wytłumaczyć Agnieszka.
– Nieważne – w głosie Elżbiety nie było przygany. – To normalne, że młoda gospodyni myśli, że wszystko wie i nie potrzebuje porady starej kobiety. Ale z drugiej strony stare oczy widzą więcej…
Ktoś mógłby zapytać, czemu młoda żona, smutna i przygaszona, nagle odżywa i uśmiecha się. Czy dlatego, że jej mąż wyjeżdża?
Agnieszka rozpłakała się. Starsza pani przejrzała ją na wylot.
– Wiem, że nie tak powinnam się zachowywać – przyznała. – Ale chwilami nie mogę już tego wszystkiego znieść…
Elżbieta zatrzymała się i delikatnie pogłaskała plecy Agnieszki suchą, kościstą ręką.
– Popłacz, dziecko, popłacz – poradziła serdecznie. – Nikt tego nie zobaczy, a mnie nie musisz się wstydzić.
Pani z Lipowej płakała, choć starała się nad tym zapanować. Wreszcie udało się i popatrzyła na Elżbietę z wdzięcznością.
– Nie myślałam, że płacz może pomóc – przyznała się. – Nie miałam przed kim się wyżalić. To naprawdę straszne. Przecież ja staram się ze wszystkich sił. Staram się, mam najlepsze chęci, ale już nie mogę wytrzymać. Po prostu nie mogę. A kiedy pomyślę, że całe moje życie będzie takie, nie potrafię opanować żalu.
– Całe życie? Cóż ty opowiadasz, dziewczyno? Przecież wszystko zależy tylko od ciebie.
– Jak to, ode mnie? Przecież muszę słuchać męża, dokładnie i we wszystkim. Może to grzech, ale czasem chciałabym nie poddawać się jego woli…
Starsza pani roześmiała się cicho.
– Moje dziecko – powiedziała łagodnie. – Widzę, że rzeczywiście będziemy musiały dłużej porozmawiać, bo trzeba ci wyjaśnić pewne sprawy. Tak, oczywiście, wszystko zależy od ciebie, a w każdym razie bardzo dużo. Jestem już dość stara, a przecież nie zawsze taka byłam. I ja miałam kłopoty podobne do twoich. Dziwisz się? Zapewniam cię, że nie zawsze byłam taka brzydka i był czas, kiedy możni panowie uśmiechali się do mnie, a gotowi byli dać się porąbać za jedno moje słowo.
Pani Elżbieta podniosła laskę i zatoczyła nią koło w powietrzu.
– Widzisz to wszystko? Całe pokolenia pracowały i pokolenia gromadziły, żebyś mogła z tego korzystać. Nie tak dawne to czasy, kiedy nasza rodzina była wszędzie, i tu w okolicy, i w innych ziemiach. Potem przyszły te straszne lata zarazy, kiedy większość naszych krewnych musiała poddać się woli bożej. Pomarli jedni po drugich, młodzi i starzy, dzieci i silni mężczyźni, bogaci i biedni, niewiasty nowo poślubione i staruszki. Zostali nieliczni, ale tym bardziej winni oni dbać o wszystko – o rodowe majątki, o swoich mężów, żony, dzieci, krewnych i powinowatych. A żeby tak mogło być, trzeba, by również kobiety wykazały odrobinę rozsądku.
Agnieszka pomyślała, że pani Elżbieta naprawdę chce dla niej jak najlepiej. Ona sama usiłowała przecież swoje obowiązki wykonywać należycie. Ale dlaczego obowiązki te okazały się takie trudne, przykre i bolesne.
– Wiele młodych żon wydaje się na początku rozczarowanych swoimi mężami – mówiła Elżbieta. – Czy nie tu leży przyczyna twojego smutku? To przecież nie powinno być tak, że młoda żona cieszy się, kiedy jej mąż, dorodny i niestary, jedzie gdzieś w świat. Ale tak bywa. Ze mną też tak było.
Agnieszka spojrzała z nadzieją.
– I minęło?
– Pierwsze miesiące mojego małżeństwa nie należały do łatwych – przyznała się pani Elżbieta. – Nie wiedziałam, czego on chce ode mnie, nie umiałam go zadowolić. Prawdę mówię, moje dziecko?
– Prawdę – chlipała Agnieszka. – Słyszałam, że kobiety nie zawsze narzekają, ale nie wiem, jak to jest.
Co powinnam zrobić? Pewnie to grzech, ale kiedy zbliża się wieczór, drżę cała z trwogi. Jestem taka niewytrzymała na ból, a zawsze, od pierwszego razu, wszystko okropnie mnie boli. Czy nie ma sposobu na to, aby bolało mniej, czy nie ma sposobu, żeby wcale nie bolało?
– Na wszystko jest sposób – zapewniła Elżbieta. – Odczuwasz ból, boisz się, że tak już będzie?
Poradzimy sobie z tym. Wiesz co? Spakujemy się i pojedziemy do Potoka. Nie bój się, wrócisz do Lipowej przed swoim mężem. Znam ja tam babkę, która umie poradzić na takie kłopoty. I kiedy niewiasta odczuwa ból, i kiedy nie odczuwa nic albo chce uspokoić męża.
Ponownie pogłaskała Agnieszkę po ramieniu.
– No, uśmiechnij się – zachęciła. – Los kobiety bywa trudny. Zwykle najtrudniejszy jest pierwszy okres. Kiedy zajdziesz w ciążę, zawsze znajdziesz wymówkę, żeby odmówić mu odwiedzin w swoim alkierzu. Potem wydasz na świat syna, mąż będzie rad i ty będziesz rada. A z bólem sobie poradzimy.
Na razie trzeba zacisnąć zęby, trzeba żebyś zajęła się jaką robotą, trzeba żebyś odpowiednio dbała o dwór. A jutro lub pojutrze przyjedziesz do mnie, odpoczniesz. Babka, która zna sposoby na wszystko, poradzi, co i jak należy robić…
– Jeno! Jeno! Gdzie się podziewa ten chłopak!
Gościcha, utykając na lewą nogę i mamrocząc pod nosem, obeszła chatę wokoło. Była rozdrażniona i laską niecierpliwie roztrącała zagradzające jej drogę zwierzęta. Bociany, świnie, gęsi, drobne ptactwo odbiegało na kilka kroków, by zaraz powrócić na swoje miejsce, gdzie chwilę przedtem wystawiła im korytka z pokarmem.
– Jeno, okropny chłopaku! – krzyczała Gościcha, daremnie wytężając wzrok zwrócony w stronę lasu.
Przez chwilę wydało się jej, że widzi chłopca schowanego w pobliskich krzakach, więc nie bacząc na ból nogi, pokuśtykała w tym kierunku.
Chaszcze poruszyły się i pokazała się nad nimi głowa z długimi jasnymi warkoczami. Gościcha zatrzymała się i groźnie spojrzała na obcą.
– A ty tu czego?
Zza krzaka niepewnie wysunęła się dziewczyna w skromnym odzieniu służącej. Miała przestraszony wzrok.
– Przychodzę po pomoc dla mojej pani – powiedziała spłoszona, gotowa w każdej chwili odwrócić się i uciec.
Gościcha osłoniła czoło dłonią, żeby lepiej przyjrzeć się przybyłej.
– Byłaś już tu – przypomniała sobie. – Pamiętam.
– Moja pani potrzebuje waszej rady, bo znowu przyszło krwawienie.
– Nie mam czasu – fuknęła Gościcha nieprzyjaźnie. – Przychodzicie tu wszyscy, kiedy potrzebujecie mojej pomocy, a każdy ukrywa to przed innymi. A potem chcecie mnie stąd wygnać. Zobaczymy jeszcze, kto mocniejszy!
Zachichotała, aż dziewczynę przebiegł dreszcz. Przyszła, bo nie mogła odmówić swojej pani, ale tylko ona wiedziała, ile wysiłku ją to kosztuje. Stara Gościcha potrafi rzucić straszliwy urok ot tak, dla żartu.
A wtedy nie ma ratunku.
Dziewczyna stała niepewnie, nie wiedząc, czy ponowić prośbę, czy odejść. Postanowiła jednak poprosić" raz jeszcze.
– No dobrze – odpowiedziała stara. – Od dawna ma te kłopoty?
– Kilka dni. I ciągle nie czuje się najlepiej ze swoim mężem. Pani Elżbieta poradziła jej, żeby was poprosić o pomoc. Moja pani powiedziała: idź do babki Gościchy i proś o pomoc. Ona najlepiej wie, co trzeba zrobić.
– Może i wiem – mamrotała Gościcha, nadal rozglądając się za chłopakiem. – Gdzie się znowu podział ten smarkacz!
Potem kazała dziewczynie poczekać, a sama poszła do chaty. Dziewczyna stała w miejscu, odmawiając ciche modlitwy. Z chaty dobiegał gniewny głos staruchy, skrzeczenie ptaków, stukania, gulgot i inne dziwne odgłosy.
Wreszcie babka wyszła na zewnątrz, niosąc płócienny woreczek.
– Tu masz lekarstwo dla swojej pani – powiedziała. – To ziele tasznika. Weźmiesz pół garści do małego naczynia i zalejesz ukropem. Niech twoja pani pije często w ciągu całego dnia. Pod spodem są owoce kaliny. Z nich też zrobisz napar, ale ten niech pije rzadziej, najwyżej cztery razy na dzień.
Читать дальше