M. Rawinis - Miłość i wróżby

Здесь есть возможность читать онлайн «M. Rawinis - Miłość i wróżby» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miłość i wróżby: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miłość i wróżby»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dramatyczne okoliczności zmuszają kowala Jurę do porzucenia rodzinnego domu. Z zawiniątkiem na ramieniu wyrusza w świat w poszukiwaniu lepszego miejsca na ziemi. Zmęczony długą wędrówką zasypia i wtedy zostaje obrabowany przez grasującego w okolicy zbója Maramę. Kiedy oddaliwszy się na bezpieczną odległość Marama ogląda swój łup, jego zdumienie nie ma granic: z zawiniątka wpatruje się w niego dwoje zapłakanych dziecięcych oczu – jedno niebieskie, drugie brązowe… Ufny we własną siłę i spryt rzezimieszek nie może wiedzieć, że właśnie spotkał swoje przeznaczenie…

Miłość i wróżby — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miłość i wróżby», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Gościcha machnęła ręką zniecierpliwiona.

– Widzicie go! Wszystko chciałby wiedzieć! Nie powiem ci wszystkiego, bo jesteś za mały, a nawet i później nie powiedziałabym. Niech ci wystarczy, że masz się go wystrzegać jak ognia. Zawsze i wszędzie. Jeśli cię dopadnie, nikt cię nie zdoła uratować. To zawzięty zbój. On się boi ciebie… i zrobi wszystko, żebyś mu nie zagrażał.

– Mnie się boi? – dziwił się chłopak – Taki wielki, silny Marama mnie się boi?

– Wielki i silny jest – przyznała Gościcha. – Ale nie jest silniejszy od losu. A los tak się układa, że on ma się ciebie bać. On to wie, dlatego nie zrezygnuje. Już kilka razy przychodził, żeby cię wykupić, a raz, kiedy byłeś jeszcze całkiem mały, próbował cię wykraść. Nie udało mu się, ale na pewno będzie próbował swoich sztuczek. Dlatego musisz odejść i iść tam, gdzie ciebie nie dosięgnie.

– Ale ja nie chcę! Nie chcę nigdzie iść bez was! – Moje miejsce jest tutaj. Ty nie musisz tu siedzieć.

Możesz się przed nim schować. Podniosła się i wzięła Jeno za rękę.

– Nie możemy tego odkładać. Trzeba iść od razu.

– Dokąd, ciotko?

– Pójdziemy do ludzi, do osady. Marama tam nie przyjdzie, będziesz bezpieczny.

– Nie chcę iść – upierał się. – Może rzucicie urok na Maramę i już. Zamieni się w kij albo w wiewiórkę, a ja będę mógł zostać.

– To niemożliwe. Trzeba iść. Pójdziemy do osady. Mówiłam już z kowalem. Hanek nie chciał się zgodzić, ale w końcu uległ. Weźmie ciebie do terminu. Tam będziesz bezpieczny. Między ludźmi i pod okiem kowala. Tylko mi obiecaj, że będziesz go słuchał. Jest mi winny przysługę, a poza tym zapłacę tyle, żeby był zadowolony. A tobie będzie tam dobrze. Hanek to bogaty kowal, ma wielki dom i dużo srebra. Niczego ci tam nie zabraknie. Tylko trzymaj język za zębami i nie opowiadaj nikomu, co umiesz i czego cię nauczyłam. Pamiętaj. Ludzie nie lubią takich jak ja albo ty. Uważają nas za odmieńców. Pamiętaj, żebyś był ostrożny.

– A co będzie z wami, ciotko? – rozpłakał się Jeno.

– Ja tu zostanę i będę czuwała z daleka. Nie przychodź do chaty, czasem sama cię odwiedzę. Póki nie wyrośniesz na silnego mężczyznę, strzeż się Maramy. Powiedziałam mu kiedyś nieopatrznie coś, czego nie powinien wiedzieć, a co ma związek z tobą. Marama znalazł cię w lesie dawno, dawno temu i przyniósł do mojej chaty.

– A skąd się tam wziąłem, ciotko? Przecież każdy, i człowiek, i zwierzę, musi mieć rodziców. Co się stało z moimi?

– Widzicie go, jaki mądry! Też miał rodziców! A pewnie, że miałeś! Tylko co ci po tym? To ja ciebie wykarmiłam i wychowałam od niemowlęcia. Więc to mnie winieneś posłuszeństwo i może… trochę przywiązania.

– Nie mam nikogo droższego od was na całym świecie. A wy chcecie mnie oddać do obcych? – pytał ze łzami w oczach.

– Bo chcę, żebyś był bezpieczny. Im prędzej to się stanie, tym lepiej. Więc chodźmy od razu do kowala. I pamiętaj, bądź posłuszny.

Święto Leszczyny

Jesień 1356

Ciężkie były te pierwsze dni w kuźni. Nawet nie ze względu na samą pracę, ale głównie przez to, że musiał wciąż tkwić w jednym miejscu. Jeno, przyzwyczajony do biegania po polach, po lasach, po wzgórzach, nie mógł usiedzieć w kuźni i tylko patrzył, jakby z niej czmychnąć. Wcale nie myślał, że jego samowolne wyprawy mogą zakończyć się tragicznie, choć kilkakrotnie słyszał, jak ludzie z osady mówili, że podobno widziano w pobliżu Maramę. Był za mały na to, żeby przejmować się takimi ostrzeżeniami.

Tęsknił za Gościchą. Nie posłuchał jej przestróg, po kilku tygodniach udało mu się wymknąć z osady niepostrzeżenie i pobiegł do chaty opiekunki. Wszystko wyglądało jak dawniej, wokoło chodziły zwierzęta, które powitały go głośnym jazgotem, ale ciotki nie było w pobliżu. Długo błąkał się po okolicy, szukając Gościchy, i choć chata sprawiała wrażenie, jakby gospodyni dopiero co wyszła, nie odnalazł po niej ani śladu.

Wieczorem, kiedy rozżalony wrócił do kuźni, Hanek nie żałował pięści, aby nauczyć go posłuszeństwa. Jeno przepłakał na swoim posłaniu całą noc, za drzwiami podpartymi od zewnątrz kołkiem, aż rano przyszedł kowal i zabrał go znowu do roboty.

Po kilku miesiącach chata Gościchy zaczęła zarastać zielskiem. Zwierzęta rozproszyły się, ptaki odleciały w poszukiwaniu pożywienia. Ludzie różnie o tym mówili. Ktoś widział Gościchę na gościńcu krakowskim, inni powiadali, że poszła do lasu i tam zmarła.

Była czarownicą, więc nikt się nie martwił jej pogrzebem. Ciała zresztą nie odnaleziono, może odleciała na miotle na Łysą Górę. Ludzie odetchnęli z ulgą, że nie mieszka już w pobliżu osady, bo choć wielu korzystało z jej porad i ziół, nigdy nie byli wolni od lęku.

Jeno wkrótce zrozumiał, że Gościcha nie wróci. Nie wiedział, dlaczego go zostawiła, miał o to żal, czuł się skrzywdzony, ale szybko zrozumiał, że nic nie może na to poradzić. Zawziął się w sobie i przestał chodzić do starej chaty. Podejrzewał, że za zniknięciem opiekunki może się kryć groźny Marama, ale nie miał z kim podzielić się swoimi myślami i obawami.

To, że Jeno traktowano inaczej od innych chłopców z osady, długo mu nie przeszkadzało, wszystko wydawało się zwyczajne, takie jak być powinno. Tęsknił do tego samego, co i inni chłopcy. Nie tylko do mistrza, który by udzielał nauk bez krzyków i kuksańców, ale i do ojca – niektórzy chłopcy we wsi tęsknili do tego samego. Ojciec Radka utonął w rzece, ojca Tatarki przed laty śmiertelnie przywaliło drzewo.

Tamci jednak mieli rodziny: matki, siostry, braci, wujów, krewnych, pociotków. To właśnie ubiegłego roku, w samo Święto Leszczyny, Jeno zrozumiał, czym wyróżnia się spośród mieszkańców osady. On jeden, jedyny ze wszystkich, jest zupełnie samotny. Nie pamiętał, nie znał, nie słyszał o jakichkolwiek swoich krewnych. Jak gdyby ich nigdy nie było. Gościchy, dla której zachował w sercu wiele ciepłych uczuć, nie miał za bliską krewną, bo wiedział, że był u niej tylko na wychowaniu, podobnie jak teraz u Hanka.

W Święto Leszczyny wszyscy jego rówieśnicy dostawali drobne prezenty i upominki. Jeno był jedynym, o którym nikt nie pamiętał. To dlatego uciekł wtedy nad rzekę i płakał jak małe dziecko. To wtedy pomyślał o niesprawiedliwości, jaka go spotkała, i to wtedy zaczął się zastanawiać, dlaczego jego los jest odmienny od losu innych. Czemu ma więcej pracy, a mniej odpoczynku? Czemu musi chodzić gorzej ubrany, czemu musi jeść skromniej i czemu nie ma rodziny?

Nie, to było wcześniej. Pierwszy raz pomyślał o niesprawiedliwości, gdy wypędzono go z domu kowala, choć tak wspaniale pachniały tam świąteczne ciasta. Nie dali mu nawet okrucha, choć przecie przygotowano ich tyle, że w końcu nawet psy nie chciały ich jeść. Albo jeszcze wcześniej, kiedy…

Albo wtedy, gdy…

Święto Leszczyny w tym roku obchodzono szczególnie uroczyście. Przybyli goście ze wszystkich osad Doliny, a zapowiadana od tygodni zabawa trwała trzy dni. Jeno jak co roku brał udział w przygotowaniach, razem z innymi porządkował obejścia, zamiatał uliczki, bielił kamienie w ogródkach, znosił kłody drzewa na główny plac, gdzie pierwszego wieczora zapalono wielki ogień.

Świąteczne placki upieczono już w przeddzień. Było ich więcej niż zwykle, bo tego roku plony wypadły obficie. Od kilku dni w osadzie panował ruch, gwar, szum. Trudziły się nie tylko gospodynie, zaprzęgnięto do roboty wszystkich mieszkańców, nawet biedacy z chat po drugiej stronie strumienia starannie wyprzątali obejścia, pobielili wapnem ściany i ozdobili je zielonymi gałęziami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Отзывы о книге «Miłość i wróżby»

Обсуждение, отзывы о книге «Miłość i wróżby» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x