***
Weszłam do pokoju numer 315. Za biurkiem siedział niemłody już mężczyzna w cywilnym ubraniu. "Dlaczego on jest po cywilnemu? – myślałam. – Czy to dobrze, czy źle, że on jest po cywilnemu…"
Serce waliło mi jak oszalałe, w gardle miałam sucho. Mężczyzna zza biurka patrzył na mnie przenikliwie.
– Dzień dobry… – odpowiedział na moje powitanie.
– Pani dziś rano otrzymała wezwanie, prawda? Proszę bardzo, może pani usiądzie…
Usiadłam sztywno na krześle. Wyjął z szuflady jakieś papiery, przejrzał je pobieżnie.
– Może pani zechce podać mi swoje dane osobiste…
Powiedziałam. W zdenerwowaniu podałam mu bieżący rok jako rok swojego urodzenia.
– Pani jest bardzo przestraszona… niepotrzebnie! Chodzi mi tylko o kilka informacji…
Nie mogłam się opanować i czułam sama, jak dygocą mi usta.
– Proszę się uspokoić, doprawdy… w ten sposób nie będzie pani mogła zebrać myśli. Bardzo zależy mi na tym żeby odpowiadała mi pani rzeczowo i spokojnie.
– Chwileczkę, dobrze? – poprosiłam.
Kilka razy odetchnęłam głęboko.- Jeszcze sekundę… ja się zaraz pozbieram…- Proszę bardzo… może ja zacznę mówić, a pytania i odpowiedzi zostawimy na później? Przez ten czas pani się będzie zbierać! – uśmiechnął się. – Otóż, sprawa wygląda następująco… – urwał i znowu popatrzył na mnie badawczo. – Pani się mnie boi, tak? Obawia się pani, że ją tu zatrzymamy, założymy kajdanki, wytoczymy sprawę? A ja już mówiłem, że chodzi mi tylko o parę szczegółów. Zresztą… może pani poczuje się lepiej, jeżeli i ja podam swoje personalia. Nazywam się Ligota, pani zna mojego syna, prawda? Ja z kolei znam Marcina. Jestem jego kuratorem i zostałem nim na własną prośbę… Czy to wszystko chociaż w pewnym stopniu uspokaja panią?
– W pewnym stopniu… – przyznałam siląc się na uśmiech.
– Nie mam najmniejszego obowiązku mówić pani o tych rzeczach, ale za wszelką cenę chcę, aby doszła pani do jakiej takiej równowagi!
– Dziękuję panu…
– Czy pani wie o tym, że wczoraj po południu Marcin wyszedł z domu i do tej pory nie powrócił?
Po tych wszystkich informacjach, których mi udzielił cichym, spokojnym tonem, to pytanie rzucił nieoczekiwanie ostro.
W pierwszej chwili jego sens nie dotarł do mnie.
– Słucham?
Powtórzył. Zrozumiałam.- Nic nie wiem… – odparłam drętwo.- Wczoraj po południu wyszedł z domu nie zostawiając żadnej wiadomości. W tej chwili szukamy go i każda informacja, która mogłaby nam w tym pomóc, jest dla nas niezwykle istotna. Czy pani ma coś do powiedzenia?
– Nie.
– Nie? Więc pytam dalej. Kiedy widziała pani Marcina po raz ostatni?
– To było przed świętami… odprowadził mnie na dworzec, kiedy wyjeżdżałam do swojej babki.
– Czy mam to traktować jako pani przemyślaną odpowiedź?
– Oczywiście!
– Czy jest coś, co pani chce ukryć, że rozpoczyna pani rozmowę ze mną od kłamstwa? Każde kłamstwo nie tylko pogarsza sprawę Marcina, ale również i panią stawia w kręgu pewnych podejrzeń…
– Nie rozumiem pana… widziałam go ostatni raz na dworcu!
– Widziała go pani po raz ostatni na boisku szkolnym- sprostował.
– Tak, słusznie! – przyznałam. – Ja źle rozumiałam to pytanie! Ostatni raz rozmawiałam z nim na dworcu, a ostatni raz widziałam go na boisku!
– Teraz pani widzi, dlaczego zależy mi na rzeczowych odpowiedziach. Każda nie przemyślana może jedynie wprowadzić mnie w błąd. Czy pani ma jakieś osobiste przypuszczenia, czy pani domyśla się, gdzie obecnie przebywać może Marcin?
– Nie. Nie mam pojęcia…
– Proszę przedstawić mi w ogólnym zarysie przebieg waszej znajomości!
Przedstawiłam. Słuchał wszystkiego nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Tak… więc pani dowiedziała się prawdy od swojego przyjaciela i wtedy… co pani wtedy zrobiła?
Powiedziałam, co zrobiłam.- Czy pani żałuje tego? Czy chciałaby pani cofnąć swoje posunięcie?- Nie.- Rozumiem…- Proszę pana! Jest wielu innych chłopców, którzy nigdy nic złego nie zrobili – wyjaśniłam samorzutnie- nie potrzebują niczego ukrywać przed swoimi dziewczętami… ja mówię o tym, ponieważ… Wojtek, na przykład… on uważa, że postąpiłam bardzo źle…
– Stanowisko Wojtka w tej sprawie nie jest teraz istotne, jego stanowisko ja zresztą znam! Interesuje mnie podejście pani… czy zwrot łańcuszka mógł wywrzeć jakieś wrażenie na Marcinie? Jak pani sądzi? Jeżeli tak, to dlaczego?
– Mógł wywrzeć, owszem… Dlaczego? Bo myślę, że Marcin mnie kochał… chociaż… nie wiem! Być może wcale nie kochał… spotykał się przecież z tą Mariolą, okłamywał mnie…
– Okłamywał panią? Kiedy pani to stwierdziła? Jakiego rodzaju to były kłamstwa? Proszę dać przykład…
– No, proszę sobie przypomnieć!
– Ja się znowu źle wyraziłam… on mi nie mówił wszystkiego!- Aha… czy pani dopiero w tej chwili uprzytomniła sobie, że to jest pewna różnica?
– Być może…
– Ale nie żałuje pani odesłania łańcuszka?
– Nie żałuję.
– Uważa pani, że Marcin był złym człowiekiem? Że jest złym człowiekiem, tak?
Nie odpowiedziałam na to pytanie.
– Proszę mi powiedzieć, czy ma pani jakieś podejrzenie, czy przypuszcza pani, że Marcin mógł wplątać się w jakąś aferę, obcować z podejrzanymi ludźmi… czy jest coś, co według pani mogłoby go obciążyć w tej chwili? Co mogłoby stać się przyczyną jego odejścia z domu? Proszę sobie dokładnie przypomnieć…
– Nie wiem… nie przypominam sobie!
– Czy Marcin woził panią kiedyś na skuterze, motocyklu?
– Nigdy.
– Czy wspominał pani kiedyś o tym że chciałby mieć skuter?
– Chyba nie…
– W dniu, kiedy Marcin wyszedł z domu, skradziono skuter stojący przed sąsiednią bramą. Czy Marcin z całą pewnością nie zwierzał się pani z chęci posiadania motoru? Czy planując jakieś przyszłe wycieczki, spacery braliście pod uwagę możliwości wycieczek motocyklowych?
– Nie.
– Jeżeli założymy, że Marcin ukradł wspomniany skuter, to nasuną się pani jakieś powody, którymi mógł się kierować?
– Nic mi się nie nasuwa.
– Pani jest w tej chwili zupełnie spokojna, dlaczego? Czy pani nie zdziwił fakt, że skuter został skradziony i że być może łączy się to z Marcinem?
– Nie… nie dziwi mnie…
– Dlaczego? Jakie są przyczyny, dla których uważa pani ten fakt za prawdopodobny?
– Przecież już raz taka sprawa miała miejsce! Pan mnie dwa razy pytał, czy nie żałuję, że odesłałam łańcuch… dlaczego miałabym żałować? Sam pan widzi, jak jest… prawda? Jeden skuter, drugi skuter…
– Ja nie powiedziałem, że drugi skuter został skradziony przez niego! Powiedziałem, że być może te fakty się łączą! No, tak…
Oparł się o biurko i patrzył na mnie bez słowa.
– Czy pani zna matkę Marcina?
– Tak.
– Jest załamana… – powiedział odrzucając oficjalny ton – zupełnie załamana!
Rozmawiał ze mną jeszcze kilka minut, wreszcie pozwolił mi odejść.
W pierwszej chwili poszłam w stronę szkoły. Wezwanie przyniesiono rano, mamy nie było w domu, Alka spała. Nie miałam odwagi zadzwonić do biura, żeby powiedzieć mamie, dokąd idę. Wyszłam tak jak zwykle, z książkami, z drugim śniadaniem, które automatycznie wrzuciłam do torby. Teraz dochodziła dziesiąta. Za wcześnie było na powrót do domu bez tłumaczenia Alce, dlaczego do szkoły nie mogłam pójść. Błąkałam się po mieście.
Читать дальше