Gilbert Chesterton - Krótka historia Anglii
Здесь есть возможность читать онлайн «Gilbert Chesterton - Krótka historia Anglii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Fronda, Жанр: История, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Krótka historia Anglii
- Автор:
- Издательство:Fronda
- Жанр:
- Год:2009
- Город:Warszawa
- ISBN:978-83-88747-22-9
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Krótka historia Anglii: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krótka historia Anglii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Krótka historia Anglii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krótka historia Anglii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W skład ogromnej spuścizny naszej religii wchodzą pewne ideały, które wydają się groźni ej r ze od bezbożnictwa. Dały one później bodziec do powstania skrajnych sekt, głoszących prawie nadludzką doskonałość natury człowieczej w pewnych sprawach, jak np. sekta kwakrów, wyrzekających się prawa do samoobrony, czy też komunistów, odmawiających sobie wszelkiej własności osobistej. Słusznie czy niesłusznie — Kościół chrześcijański od samego początku odnosił się do tych wizji jako do szczególnych przygód duchowych, przytrafiających się ludziom awanturniczym. Kościół pogodził je z naturalnym biegiem życia, nazywając je szczególnie dobrymi, nie przyznając jednak, że obojętność w stosunku do nich musi być rzeczą złą. Kościół stanął na stanowisku, że trzeba przeróżnych rodzajów gliny dla ulepienia świata, nawet jeśli to ma być świat religii, i dlatego z człowieka, który wolał chodzić bez broni, nie mieć rodziny czy własności, zrobił wyjątek potwierdzający regułę. Co zaś najciekawsze, człowiek ten rzeczywiście dowiódł słuszności owej reguły. Ów obłąkaniec, który nie chciał dbać o własne interesy, stał się właśnie człowiekiem interesu owej epoki. Już samo słowo „zakonnik” nosi w sobie zarodek rewolucji, oznacza bowiem początkowo samotność, a w końcu nabiera znaczenia społeczności — dziś można by powiedzieć: „usposobienia społecznego”. To, co zaszło, polegało na tym, iż życie w gromadzie stało się pewnego rodzaju rezerwatem i jakby schronieniem od życia indywidualnego. Stało się schroniskiem udzielającym wszelkiego rodzaju gościny. Zobaczymy później, jak tę samą funkcję wspólnego życia przydzielono gromadzkiej ziemi. Trudno znaleźć dla tej funkcji odpowiednie porównanie w naszych indywidualistycznych czasach, w życiu prywatnym większość z nas zna jednak instytucję przyj aciela rodziny, który pomaga jej przez to, że pozostaje poza nią, jak matka chrzestna z bajki. Jest coś więcej niż żart w twierdzeniu, że mnisi i mniszki odgrywali w stosunku do ludzkości rolę jakby świątobliwej ligi ciotek i wujów. Komunałem stało się już twierdzenie, że robili oni wszystko, czego nikt inny nie chciał robić: że opactwa prowadziły kronikę świata, stawiały czoło plagom trapiącym ciało człowiecze, uczyły zasad techniki, przechowywały literaturę pogańską, a przede wszystkim stałymi dawkami miłosierdzia trzymały ubogich jak najdalej od ogarniającej ich w dzisiejszych czasach rozpaczy. I my również uważamy dziś za konieczne posiadanie pewnej liczby filantropów, powierzamy jednak tę funkcję ludziom, którzy się wzbogacili, a nie ludziom, którzy się zubożyli. Zapominamy wreszcie o tym, że opatów i przeoryrze wybierano. Zakony wprowadziły pojęcie rządu reprezentującego rządzonych, nieznane starożytnej demokracji i będące samo w sobie ideą na pół sakramentalną. Gdybyśmy potrafili spojrzeć z zewnątrz na nasze własne instytucje, zobaczylibyśmy, że sam pomysł obrócenia tysięcy ludzi w jednego olbrzymiego człowieka, idącego do westminsterskiego parlamentu, jest nie tylko aktem wiary, ale również opowieścią z bajki. Sensownie napisane dzieje anglosaskiej Anglii byłyby prawie w zupełności dziejami jej klasztorów. Kształciły one i bogaciły kraj, każdą jego piędź i nieledwie każdego człowieka. Aż wreszcie, około początku dziewiątego wieku, przyszedł nagły zwrot i, wydawało się, w mgnieniu oka cała ich praca poszła na marne.
Zewnętrzny świat powszechnej anarchii, leżący poza obrębem chrześcijaństwa, wezbrał jeszcze jedną ze swych olbrzymich, nieledwie kosmi cznych fal i zalał wszystko. Przez wschodnie bramy, otwarte przez pierwsze barbarzyńskie wojska zaciężne, wdarła się szarańcza dzikich żeglarzy z Danii i Skandynawii. Świeżo ochrzczonych barbarzyńców zalali barbarzyńcy niechrzczeni. Nie zapominajmy również, że przez cały ten czas mechanizm centralny rzymskiego ustroju rozkręcał się stopniowo, jak sprężyna w zegarze. Doprawdy, był to wyścig między energią misjonarzy działających na krańcach cesarstwa a galopującym paraliżem jego stolicy. W dziewiątym wieku serce zatrzymało się w biegu, zanim ręce potrafiły temu zapobiec. Cała zakonna cywilizacja, która wyrosła w Brytanii, pod słabą opieką Rzymu, zginęła z braku ochrony. Dziecięce królestwa skłóconych Sasów rozleciały się w drzazgi. Guthrum, wódz piratów, zabił św. Edmunda, przybrał koronę Wschodniej Anglii, przyjął haracz od przerażonej Tercji i groźbą zawisł nad Wessex, ostatnim z krajów chrześcijańskich. Dalsza historia tej wojny to, strona za stroną, historia rozpaczy i zniszczenia, to długi szereg klęsk chrześcij an, przeplatanych zwycięstwami tak jałowymi, że były one jeszcze żałośniejsze od klęsk. Dopiero w jednym z tych pięknych, lecz bezowocnych zwycięstw pod Ashdown, ukazuje się nam po raz pierwszy na tle zamglonych zarysów tej walki, w roli tragicznej i drugoplanowej, postać, która miała związać swe imię z ostatecznym odwróceniem tej fali.
Zwycięski Alfred nie był jeszcze wówczas królem, lecz tylko młodszym bratem króla. Od samego początku z jego imieniem wiąże się pewna prostota, a nawet przypadkowość. Był wielkim nieukiem. Wczesny okres jego życia charakteryzuje się tym, że łączył wulgarną prawie trzeźwość i gotowość do nieustannych małych targów i zmiennych kombinacji, cechujących cały ten okres, z płomienną cierpliwością świętych z czasów prześladowań. Dla wiary zaryzykowałby on wszystko, gotów był handlować wszystkim, z wyj ątkiem wiary. Był zdobywcą bez ambicji, autorem, któremu wystarczało być tłumaczem, prostym, skupionym, ostrożnym człowiekiem, czuwaj ącym nad losem tej jednej rzeczy, którą pilotował śmiało a zarazem ostrożnie i którą udało mu się w końcu ocalić.
W chwili ostatecznego, zdawało się, triumfu i ustalenia się pogaństwa, Alfred zniknął. Istnieje przypuszczenie, że ukrywał się jak złoczyńca na samotnej wysepce w nieprzebytych mokradłach Parret, od strony tych dzikich krajów zachodnich, do których los zepchnął prymitywne szczepy. Jednakże Alfred, jak to sam napisał w słowach, które są wyzwaniem epoki, twierdził, że chrześcijanin nie powinien się troszczyć o swój los. Jeszcze raz zaczął ściągać ku sobie łuki i dzidy pobitych zaciężników z hrabstw zachodnich, a w szczególności mężów z Somerset i na wiosnę 878 roku rzucił się do natarcia na linie obronne przed obozem warownym Duńczyków w Ethandune. Jego nagłe natarcie uwieńczone zostało powodzeniem, jak pod Ashdown. Po nim nastąpiło oblężenie, które uwieńczone zostało powodzeniem w innym, szczególnym sensie. Oto Guthrum, zdobywca Anglii, i wszyscy jego znaczniejsi poplecznicy znaleźli się tu w potrzasku, toteż kiedy wreszcie poddali się, podbój duński się skończył. Guthrum przyjął chrzest, a traktat zawarty w Wedmore zapewnił uwolnienie Wessexu. Czytelnik dzisiejszy uśmiechnie się, czytając o chrzcie i zwróci swe zainteresowanie na postanowienia traktatu. I tu dzisiejszy czytelnik gruntownie się pomyli. Musi bowiem się pogodzić z częstym odwoływaniem się w tym rozdziale dziejów Anglii do czynnika religijnego, gdyż bez tego czynnika nie byłoby w ogóle żadnych dziejów Anglii. Świadczy o tym najlepiej sprawa Duńczyków. Jeżeli idzie o następstwa, chrzest Guthruma odgrywa rzeczywiście rolę ważniejszą niż traktat z Wedmore. Sam ten traktat był kompromisem, toteż nie utrzymał się i w sto lat później król duński Kanut rządził faktycznie całą Anglią. Choć jednak Duńczyk otrzymał koronę, nie pozbył się krzyża. Religijny szantaż Alfreda okazał się niemożliwy do obalenia. Sam zaś Kanut żyje dziś w pamięci ludzkiej tylko jako żywy dowód znikomości władzy czysto pogańskiej, jako król, który nałożył własną koronę na wizerunek Chrystusa i uroczyście poddał niebu skandynawskie imperium morza.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Krótka historia Anglii»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krótka historia Anglii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Krótka historia Anglii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.