– Czy ja dobrze widzę, że się denerwujesz?
To jest chyba jakaś socjologiczna przypadłość, żeby mnie tak bez przerwy śledzić.
– Przecież on musi być wściekły, że go tu przywiozłeś!
– Chciałem, żeby cię poznał. I Tosię. Mówiłem mu o was. A jeśli myślisz, że on jest wściekły, to taki mechanizm w psychologii nazywamy projekcją.
Skądś to znam. Ktoś już kiedyś zwrócił mi uwagę… Ale kto? Nie pamiętam… I jestem zła. Ale chciałabym, żeby Szymon mnie zaakceptował. I w życiu się do tego nie przyznam.
– Najwyższy czas, żebyśmy się wszyscy poznali. Więc przystąp do tłumienia złości albo niepewności, nie zje cię. On wie, że ja cię kocham.
Rozpuszczam się jak masło na patelni. Do wieczora gramy w scrabble, wszyscy czworo. Potem Adam odwozi Szymona. Tosia pomaga mi zmywać naczynia i mimochodem rzuca:
– On jest fajny. Akceptuję.
Na wszelki wypadek nie pytam, kto jest fajny. Udaję, że nie słyszę.
– Czy ty głucha jesteś? – pyta moja córka. – Jest nieźle. Szymon dobrze o nim mówi. Facet, który jest dobry dla syna, będzie też dobry dla ciebie.
Więc wychodzę z kuchni i przystępuję do tłumienia radości.
***
Adam pojechał na jakieś sympozjum pod Poznań. Zapraszam Elę, starą znajomą, której od półtora roku nie widziałam. Bo najpierw rozwód, potem dom itd.
Wyglądała ślicznie. Od razu jej to powiedziałam. A ona na to:
– Daj spokój, jestem wykończona, zobacz, jakie mam wory pod oczami.
Worów nie zauważyłam, ale przecież ona wie lepiej.
Wszystko, co żywe, zabierało się do przekwitania, to pewno ostatnie ciepłe dni, więc najpierw poszłyśmy na długi spacer. Kiedy wychodziłyśmy, brama skrzypnęła. Ula wychyliła głowę i krzyknęła:
– Cześć, Jutka!
Tylko Ula może do mnie tak mówić. I Adam.
Ela wydęła usta i powiedziała:
– No cóż, mieszkanie na wsi ma złe strony, wszyscy cię śledzą.
Jakoś nie wpadło mi do głowy, że jestem śledzona, raczej był to dowód uprzejmości. Ale milczałam.
Las buchał wszystkimi zapachami nadchodzącej jesieni, byłam zachwycona. Wysłuchiwałam jej zwierzeń, bo taki jest los kobiet, idąc przez las brzozowy, sosnowy, łąki i piasek, mówią – co tu gadać – o chłopach. W miarę upływu czasu jej mąż okazywał się człowiekiem pozbawionym skrupułów, czci, wiary, pieniędzy, zaradności, a nade wszystko odrobiny zrozumienia. Nie to co Adam! Od czasu do czasu rzucałam zdania w rodzaju: na lewo, bo łąka podmokła, lub: teraz na prawo, bo dojdziemy do szosy.
Byłam pełna współczucia. Wróciłyśmy do domu, zjadłyśmy obiad, słońce zachodziło za brzozami. Zaplątana w trawie żaba myknęła do wody, kot z olbrzymim rozczarowaniem w oku łapał motyle, a Ela, siedząc w ogródku, popatrzyła w dal i powiedziała:
– Tak, mimo tych wad, o których mówisz, to miejsce ma urok.
Zatkało mnie. To mało, zamurowało mnie całkiem na czas jakiś. Potem wykrztusiłam:
– Ja coś podobnego mówiłam?
I dowiedziałam się, że ona wie, jak mi ciężko mieszkać w miejscu, gdzie się wszyscy znają i śledzą nawzajem. I wszyscy naokoło wiedzą, kto wchodzi i kto wychodzi z mojego domu, że laski może i ładne, ale przecież sama mówiłam, że podmokłe – znaczy niezdrowe – można nawet powiedzieć: malaryczne, że zresztą jaki to las, jak szosa niedaleko, że tu musi być mnóstwo komarów, skoro woda, bo ta żaba to do wody. I ogólnie zgadza się ze mną, że nie jest dobrze.
Zabrakło mi cierpliwości i powiedziałam, że słuch ma wybiórczy. A potem pomyślałam ze współczuciem o jej mężu. Zapytałam, czy rzeczywiście taki on niedorajda i ciamajda. Jakże się oburzyła! Że nic podobnego nie mówiła. Potem wspomniałam o jej worach pod oczyma. Powiedziała, że jestem nieuprzejma, i prawie się obraziła. Zapytałam, czy pamięta, że jej powiedziałam, że ślicznie wygląda. Nie pamiętała. Bo nie usłyszała. A jej mąż jest wspaniały, po prostu wspaniały!
Ale zamiast się pokłócić doszłyśmy wreszcie do wniosku, że mamy uszy długie, wyczulone na każdą zmianę tonu głosu, a nade wszystko ucho, któremu łatwiej przyswajać rzeczy niemiłe niż miłe. Do dobrego tonu należy wychwycić w rozmowie z kimś rzecz złą, kompromitującą, pominąć komplementy, uprzeć się przy tym jednym fakcie i na nim budować swoją niechęć do świata.
Tosia, jak była malutka, tak się ucieszyła, jak powiedziałam kiedyś: „Co na środku kuchni robi ta kupa klocków?” Ogłosiła to przy stole świątecznym, zanosząc się śmiechem, nie muszę dodawać, że u teściów:
– Myśmy miały na środku kuchni kupę i mama weszła i powiedziała: co robi ta kupa na środku?
W ten sposób mój przepiękny las będzie tylko podmokły i malaryczny, żaba, która wskoczy do wody, nie będzie oddechem wszechświata, tylko śliskim stworzeniem wskakującym do wylęgarni komarów, a każdy mąż będzie fatalny. Ale jeśli jej tak słucham, to może słucham tak wszystkich? Ten biedny Adam może ma ze mną krzyż pański? Czyżbym ja się w ogóle nie cieszyła? Tylko szukała dziury w całym?
Kiedy odprowadzałam ją na stację, znad pól wstawała lekka mgła. Skrzypnęła furtka. Ela pomachała w stronę Uli i krzyknęła:
– Do widzenia! – A potem powiedziała: – Ty to masz fajnie, wszyscy się znają. – A potem powiedziała: – Jak tu pięknie.
Wieczorem zadzwonił Adam. Powiedział, że tęskni. Powiedziałam, że ja też. Zapytał, czy zaglądałam do e-maila. Dobra, zrobię mu przyjemność. Mówię, że tak. No, owszem, troszkę skłamałam, ale czy to takie ważne? Co on się tak uparł, żebym się głupotami zajmowała? Próbowałam się połączyć z Telekomunikacją Polską SA, ale to nie jest możliwe, niestety.
***
Przyjechał Adam. Tak mnie mocno przytulił, że mało mi żebra nie weszły w moją nadwagę.
– No i co? – zapytał głupio.
– W porządku – odpowiedziałam i marzyłam o tym, żeby mnie trochę odstawił od piersi.
Ależ te chłopy są nienormalne.
– Boże, jak się cieszę! – i zaczął mnie tak całować, jak nigdy przedtem.
To fascynujące, że tak mało – okazuje się – wiem o takich różnych rzeczach związanych z całowaniem itd. Szczególnie z tak dalej.
– Chcesz o tym pogadać?
No głupi, przecież widzę, że się cieszy, on widzi, że się cieszę, to o czym tu gadać! Spędziliśmy bardzo przyjemną noc. Spaliśmy dwie i pół godziny.
Oj, mamo, żebyś ty wiedziała… O ojcu nie wspomnę…
***
Moje urodziny! Przyjechali wszyscy. Mańka wniebowzięta z nim, Grzesiek z Agnieszką, Krzysztof, matematyk, przyjaciółka z dzieciństwa i trzydzieści osiem innych osób. A na dodatek przejechała ta dziewczyna na białym koniu, co tu jeździ przez całe lato, i pomachała mi. Od razu pomyślałam życzenie. Nie powiem – jakie.
Adam był ujmująco miły dla wszystkich, robił drinki, rozmawiał normalnie z ludźmi i przyznał mi rację, że Ewa jest rzeczywiście śliczna! Doprawdy, tego już było za wiele. A właśnie że będę przez resztę wieczoru wredną, złośliwą suką. Przecież mógł zaprzeczyć. Ale Adam, zamiast się denerwować moimi cudownymi bon motami rzucanymi ot, tak sobie tu i ówdzie na temat mężczyzn jako brakującego ogniwa nieudanej ewolucji nieudanego faceta, co właśnie możemy naocznie sprawdzić, śmiał się najgłośniej i bezczelnie chwalił moje poczucie humoru. Doprawdy, bardzo dobrze, że się nie zgodziłam, żebyśmy moje urodziny spędzili tylko sami, we dwójkę.
Zasunęłam więc z grubej rury. Przypomniałam sobie, że Eksio się na mnie strasznie obraził, jak kiedyś powiedziałam w towarzystwie dowcip. Przychodzi baba z facetem do lekarza i mówi, że mąż z nią nie sypia. Lekarz każe jej zaczekać na korytarzu i mówi do faceta: „Wie pan, nie jest dobrze, jeśli pan nie zacznie sypiać z żoną – ona umrze”. Facet wychodzi do żony, ona doskakuje do niego i pyta: „No, co ci powiedział?” A on macha ręką i mówi: „No, że umrzesz!”
Читать дальше