A mężczyźni? Mężczyźni są różni!
Zaglądam do łazienki, taka nowość się u mnie pojawiła, płyn po goleniu i maszynka do golenia oraz końcówka od szczoteczki do zębów oral z czerwonym paseczkiem, aż przyjemnie sobie popatrzeć.
Zadzwonił dzwonek. O, proszę! Feministka do mnie wpadła. Feministka jest pełna jadu, mocno podlanego intelektualizmem. Ona dużo czyta, dużo wie, w racjonalizowaniu bije na głowę znanych mi mężczyzn (oraz niektóre kobiety). A mimo to popołudnie byłoby udane i miłe. Tematy feministyczne, w których feministka wiedzie na ogół prym, nam nie groziły, herbatka zaparzona czekała, napaliłam w kominku, bo coś chłodno zrobiło się, brzoza trzaskała wesoluchno, ale…
Na nieszczęście moje koty pojawiły się na horyzoncie. Intelektualistka się ożywiła, otworzyła okno, wpuściła wszystkie trzy i zapytała, czy kastrowane. Błysk w jej oku świadczył, że temat kastracji nie jest jej obcy i że oto otwierają się przed nami niezmierzone możliwości dyskusji – że tak się wyrażę – jądrowej.
Na trzy koty, bo tydzień temu dowędrował do nas Znajda, którego Tosia dokarmiała przez ostatni rok w komórce, więc na trzy moje koty przypadają dwa jaja – Znajdy, bo Zaraz i Potem ze względów bezpieczeństwa musiały być wykastrowane. Dwa domy dalej mieszka tak zwany gołębiarz, a koty jajeczne często się wypuszczały w jego okolice i niektóre już nie wracały, bo gołębiarz przedkłada nade wszystko mordowanie kotów w obronie gołębi.
Chyba zrobię o nim reportaż.
Wzięłam głęboki oddech i wytłumaczyłam intelektualistce feministce, dlaczego moje dorosłe koty są umniejszone o insygnia męskości. Temat jaj niezmiernie jej się spodobał i był punktem wyjścia długiego monologu o mężczyznach, potrzebie władzy i dominacji, upodleniu kobiet i braku elementarnego dla nas, kobiet, szacunku.
– Oni są zawsze lepsi, bo za takich się uważają! Zarabiają więcej! Nic nie muszą! A i tak cały świat opiera się na kobietach. To one rodzą. A mężczyźni to trutnie! – grzmiała. Musimy coś z tym zrobić. Nie możemy pozwolić tak się traktować! Oni myślą, że włożą nas w jakiś schemat, nie pozwólmy na to!
Niespecjalnie miałam ochotę na niepozwalanie mężczyznom na coś – nawet powiedziałabym, że doświadczenia ostatnich paru tygodni zraniły mnie na tyle, że raczej bym teraz pozwalała, ach, i pozwalała… Nie widziałam bezpośredniego niebezpieczeństwa związanego z upychaniem mnie w jakiś nieznany, a groźny schemat.
Koty moje spokojnie oddaliły się w stronę kuchni, strąciły pokrywkę z garnka z krupnikiem, poszeleściły w torebkach foliowych, przeprosiłam feministkę, podniosłam pokrywkę, nasypałam im czegoś, co moje koty by kupowały. Może by i kupowały, ale teraz tego nie jadły, miauczały w dalszym ciągu w kierunku krupnika – i wróciłam przed kominek.
Feministka była w swoim żywiole. Postanowiłam dać się jej wygadać, ale zaatakowała mnie ze zdwojoną siłą.
– Oni myślą, że są lepsi od nas! A nie są! Nie widzisz tego?
Nie widziałam. Niby generalnie widziałam, ale teraz to nie. Adam był lepszy na pewno, szczególnie rano, bo robił śniadania. Powiedział, że lubi. Ja robiłam kolacje. A ostatnio szczególnie byłam za różnicami między kobietami i mężczyznami, nawet, powiedziałabym, stałam się fanką tych różnic.
Feministka była wstrząśnięta.
– Gdyby kazać im rodzić dzieci… – zaczęła.
O, co to, to nie! Nie będę marnować popołudnia na rozważania, co by było, gdyby… Przypomniałam jej w dużym skrócie, że mężczyźni nie mogą rodzić dzieci, i chwała Bogu, i ja akurat nie jestem za tak radykalną zmianą w przyrodzie.
– Ale kotom wyrżnęłaś jaja! – krzyknęła z triumfem. – I na pewno lepiej się czułaś! Odreagowałaś swoją podświadomą chęć niepodporządkowywania się mężczyznom! I słusznie! Gdyby każda kobieta kastrowała sobie codziennie przynajmniej jednego kota, miałaby świadomość własnej siły, świat wyglądałby inaczej! A tak to jesteśmy tylko na posługi!
Moje koty wróciły z kuchni. Jeden położył się przy psie, pies lekko warknął, ale nawet się nie ruszył, jeden wszedł mi na kolana i wygodnie odwrócony tyłem do świata, z mordką pod moim łokciem – mruczał, trzeci wskoczył na stół, zapolował na długopis, zrzucił go na podłogę i walczył z nim zawzięcie.
Ja przełykałam ostatnie zdania. Czyżby mówiła prawdę? Czyżby moje ukochane koty płaciły za różnice między nami a wstrętnymi mężczyznami, którzy mnie wykorzystują, są gorsi, wpychają mnie w schematy, o których nie mam pojęcia, i że tak naprawdę to ja cierpię, tylko o tym nie wiem? Może walka z nimi była koniecznością, tylko o tym zapomniałam?
Zawarczał samochód. Adam! Już-już byłam o krok od poderwania się, ale spojrzałam na intelektualistkę feministkę. Triumfalny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Opadłam. Szczęknęła brama – nie podniosłam się. Nie będą mieli mężczyźni nade mną władzy! Nie muszę biec do drzwi i z zachwytem pytać, jak mu minął dzień. Niech sobie sam otworzy. Ma klucze. Niech nie myśli, że jest lepszy!
Mężczyzna wszedł. Pies się poderwał i radośnie witał go w przedpokoju. Zaraz przytulony do niego ruszył za nim. Znajda, który leżał na moich kolanach, zgrabnie zeskoczył i z podniesionym ogonem udał się dostojnie do kuchni. Potem porzucił długopis i skoczył za Znajdą, po drodze próbując złapać go za ogon.
A ja siedziałam. Przez uchylone drzwi widziałam, jak Adam odkłada gazety i torbę, a zakupy niesie do kuchni. Wita się z psem. Głaszcze koty. Wraca do przedpokoju. Zdejmuje kurtkę. Wchodzi do nas.
– O, masz gościa – powiedział, po czym się przywitał z feministką, a mnie pocałował w czoło. – Ale chodź na chwilę do kuchni.
A nie mówiłam – feministka patrzyła na mnie z wyższością. Ale podniosłam się. Żadnych schematów!
– Głodny jesteś? – zapytałam grzecznościowo.
Adam zajrzał do garnka, koty również.
– O, krupnik – ucieszył się.
Koty też wyglądały na ucieszone.
– Odgrzeję, masz gościa. Tylko zobacz, takie chciałaś?
I wyjął z torby krewetki. Takie właśnie. Jak lubię. Królewskie. Duże. Soczyste. Zamrożone. Za jakimi przepadam. Które kupił, ot tak sobie, bez okazji, mimo że ich nie je. Bo krewetki w tym domu lubię tylko ja. Poczułam ciepło w brzuchu. Schemat – niech ją diabli wezmą! I tak się głupio dałam podpuścić! Weszłam do pokoju i przeprosiłam feministkę. Zajęłam się odgrzewaniem krupniku. Postawiłam trzy talerze na stole. Feministka patrzyła na mnie z politowaniem. Ale krupnik zjadła.
Kiedy odprowadzałam ją do bramy, powiedziała:
– Właśnie w obronie takich kobiet jak ty występujemy.
A potem już sami siedzieliśmy przy kominku. A może feministka miała rację? Zapytałam Adama, czy uważa się za lepszego od nas, kobiet. Popatrzył na mnie zdziwiony:
– Widzę, że szukasz zaczepki. Od których i pod jakim względem? – zapytał. A potem jeszcze mieliśmy czterdzieści minut do przyjścia Tosi ze szkoły.
I to było strasznie fajne czterdzieści minut. I koty w ogóle, ale to w ogóle nie były przykładem na moją podświadomość.
***
Adam dzisiaj przyjechał z synem. Bo ma. Jego była żona jest w szpitalu na operacji woreczka żółciowego. Nie wiem, jak można się przyjaźnić z byłą żoną, lecz Adam się przyjaźni. Szlag mnie trafia na tę przyjaźń, ale trudno. Syn długi, Tosia go od razu zaanektowała, a mnie ręce latały ze zdenerwowania przy pierogach ruskich. Taki syn to przecież gorzej niż teściowie. A poza tym on musi być wściekły, że go ojciec zabrał do jakiejś obcej baby. Czyli mnie. Syn co prawda w maturalnej, ale to najgorszy wiek.
Читать дальше