Lisa Jackson - W afekcie

Здесь есть возможность читать онлайн «Lisa Jackson - W afekcie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W afekcie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W afekcie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nowy Orlean. Seria morderstw młodych kobiet. Znana psycholog Samantha Leeds, gospodyni radiowego talk show, z przerażeniem odkrywa, że będzie następną ofiarą. I że nieuchwytnym zbrodniarzem może być ktoś, kogo zna. Ktoś, kogo obdarzyła zaufaniem i uczuciem…

W afekcie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W afekcie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kto wie, może to jakaś znana osoba i nie chce, żeby odgadła jego tożsa¬mość. A może po prostu jest żonaty. Bardziej prawdopodobne…

– Po prostu… nie ruszaj. – Miał stalowy uścisk.

– Dóbra, dobra… wszystkojedno. – Pocałowała go w policzek i pogłaskała po mocno zarysowanych muskułach. Położył się na niej, a ona starała sięjak umiała, dotykając wszystkich erogennych miejsc. Na próż¬no. Bez względu na to, jak moono go całowała, lizała i pomrukiwała, facet tylko poruszał się, ale nie był ani trochę podniecony.

Dawaj, no już, pomyślała. Nie mam całej nocy. Nie zwracała więk¬szej uwagi na radio. Psycholog, doktor Sam, kończyła program, powta¬rzając znaną formułkę o miłości i pożądaniu w mieście nad Deltą, a oj¬ciec John odwrócił się i słuchał jej głosu.

Może nie mógł się skupić i dlatego miał problemy? Sięgnęła w stro¬nę radia…

– Nie ruszaj – warknął i poczuła, jak napiął wszystkie mięśnie.

– Ale…

Trzask!

Ogłuszający ból z lewej strony twarzy. Uderzył ją pięścią• Jęknęła, w ustach poczuła smak krwi. Niedobrze.

– Poczekaj, ty sukinsynu…

Ponownie uniósł pięść.

– Nie baw się radiem ani moimi okularami – warknął. Chciała się uwolnić. Oko zaczęło jej puchnąć.

– Wynocha! Spadaj stąd, do cholery!

Spróbował ją pocałować.

Ugryzła go.

Nawet nie drgnął.

– Wynoś się, ty draniu! Nikt nie ma prawa mnie bić! Nie dociera do ciebie? Koniec zabawy!

– Jeszcze nie, dopiero za chwilę. – Przycisnął ją do łóżka i znowu pocałował z całej siły, zupełnie jakby podniecał go jej ból. Policzek pul¬sował, Cherie chciała wyrwać się spod niego, ale mocno ją trzymał.

Była uwięziona.

Wściekła, starała się go uderzyć, podrapać i zepchnąć z siebie.

– O tak, ty grzesznico, ty dziwko – wycharczał. – Walcz ze mną. ¬Miał szorstkie dłonie. Chwycił zajeden sutek, a potem szarpnął za dru¬gI.

Wrzasnęła, a on stłumił jej krzyk, przyciskając usta do jej warg. Chcia¬ła go ugryźć, zaczęła go okładać pięściami, ale był silniejszy, wściekły i podniecony. O Boże, jak się to wszystko skończy?

Ogarnął ją strach. Co będzie, jeśli facet nie przestanie? A jeżeli za¬cznie ją torturować?

Ból przeszył jej ciało, kiedy ugryzł ją w pierś.

Wijąc się, spojrzała na radio. Blask z wyświetlacza oświetlał studo¬larówkę. Głos doktor Sam był spokojny, opanowany i pełen zrozumie¬ma.

Pomocy, pomyślała Cherie i starała się dosięgnąć szuflady. Zrzuciła 'lampę, zaczęła go kopać jak szalona i nagle poczuła jego erekcję.

A więc to gwałt.

Facet chciał ją zgwałcić. Gdyby powiedział coś wcześniej, poszłaby na ten numer, ale teraz bała się jak diabli.

No, dalej rób swoje, tylko nie zrób mi krzywdy!

Złapał ją za głowę i Cherie jęknęła, gdy zacisnął różaniec na jej szyi, a ostro zakończone paciorki, złowrogo migocąc, zaczęły kaleczyć skórę.

o Boże, on mnie zabije. Zdrętwiała ze strachu. Spojrzała w szkła ciemnych okularów i już wiedziała.

Zacisnął różaniec i wszedł w nią głęboko. Oczy Cherie wyszły na wierzch. Nie mogła oddychać. Chciała go podrapać, ale na próżno, nie miała już siły unieść rąk. Ciemność… ogarnęła ją ciemność… Płuca paliły ją… serce pękało… Boże, proszę, pomóż mi!

Zacisnął mocniej pętlę. Chwyciła głośno powietrze, na próżno. Coś zabulgotało jej w gardle. Krew. Boże, poczułlil w ustach krew… Zno¬wu…

Pociemniało jej w oczach i ostatkiem sił pomyślała o córce… słod¬kie kochanie.

Mężczyzna pocił się, ocierał o nią, jego oddech był coraz szybszy i kiedy przestała się szamotać, poczuła, jak zesztywniał i głośno ryknął. Z oddali, przez odgłos jego ciężkiego oddechu i łomotu w jej głowie, dobiegł ją inny głos:.

– Tu doktor Sam, pora się żegnać. Wszystkiego dobrego Nowy Or¬leanie. Dobranoc wszystkim, niech Bóg was błogosławi. Bez względu na to jakie macie dziś problemy, jutro nadejdzie nowy dzień… Słodkich snów…

Rozdział l

Czerwiec

Cambrai, Luizjana

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wszędzie dobrze, ale w do¬mu najlepiej. Dobrze się bawić przez jakiś czas, ale…

– Trzydzieści siedem dolarów – mruknął taksówkarz, wyrywając Sarnantę z zamyślenia. Objechał podjazd i stanął blisko drzwi wejścio¬wych, a ona sięgnęła do kieszeni marynarki po portmonetkę.

– Czy mógłby pan wnieść mi torby do środka? – zapytała. Kierowca odwrócił głowę i rzucił jej zaciekawione spojrzenie. Miał ciemne oczy i patrzył podejrzliwie, jakby się bał, że będzie chciała cze¬goś jesz~ze. W końcu wzruszył ramionami.

– Jak pani sobie życzy.

– Bardzo proszę. – Opierając się na jednej kuli, wydostała się z taksówki. Była parna noc, typowa dla Luizjany. Gęsta mgła otulała dęby rosnące wokół jej zbudowanego bez ładu i składu starego domu, który stał w niezwykłej okolicy nad południowym brzegiem jeziora Pontchar¬tain, kilka kilometrów na zachód od Nowego Orleanu. Boże, jak dobrze wrócić do domu.

Czasami wakacje były udane, ale bywało, że stawały się koszmarem.

Te były gorsze niż koszmar. Katastrofa na całej linii.

Przynajmniej zrozumiała, że nigdy nie zostanie panią Davidową Ross.

Popełniłaby błąd.

Kolejny błąd w życiu.

Silny powiew wiatru poruszył frędzle hiszpańskiego mchu, zwisają¬ce ze starych, sękatych gałęzi. Kamienne płyty na ścieżce do domu, mokre od deszczu, błyszczały w słabym świetle lampy na ganku. Mokre chwa¬sty, które wyrosły w szczelinach, gdzie popękała zaprawa, łaskotały bosy palec jej zranionej nogi, kiedy z trudem szła po nierównych płytach. Pot spływał jej po plecach. Był dopiero lipiec, a upał w Luizjanie dawał się już we znaki. Zacisnęła zęby i pokuśtykała po schodach na szeroką we¬randę, która osłaniała wejście i okalała cały, stojący frontem do jeziora dom. Małe wiszące dzwoneczki zadźwięczały smutno. Oparła kulę o huś¬tawkę, znalazła zapasowy klucz schowany w pajęczynach za jedną z okiennic. Szybko otworzyła drzwi. Kiedy taksówkarz wniósł torby, zapaliła światło.

Mężczyzna postawił trzy torby obok słupa i sięgnął po jej kulę.

– Dzięki. – Podała mu czterdzieści pięć dolarów i w nagrodę usły¬szała zadowolone mruknięcie.

– Witamy w domu. – Spod czapki z logo drużyny Saints błysnęły czarne oczy. – Wszystkiego dobrego.

– tak. – Zamknęła za nim drzwi, włożyła klucz do kieszeni i zawo¬łała przez ramię: – Kochanie, wróciłam!

Cisza. Powietrze w domu było lepkie i ciepłe.

Słychać było jedynie ciche tykanie zegara na komodzie i pomruki¬wanie lodówki w kuchni. Włączyła górny wiatrak, którego używała za¬miast klimatyzatora.

– No, chodź! -zawołała w stronę pogrążonych w ciemności pokoi.¬Chyba nie jesteś zły, że zostawiłam cię tu zupełnie samego? Wiesz, to typowo męskie zachowanie.

Znalazła w spiżarni zapasowe klucze i czekała na dźwięk plakietki identyfikacyjnej zawieszonej na obroży albo lekkie stąpanie po podło¬dze. Zamiast tego usłyszała delikatne miauknięcie i po chwili Charon wyszedł z ciemności. Miał rozszerzone źrenice, oczy czarne jak futerko i widać było tylko maleńke złote obwódki.

– Tylko nie udawaj teraz obrażonego – powiedziała, kiedy kot za¬czął kręcić się po korytarzu, nie okazując jej najmniejszego zaintereso¬wania i ruszając nerwowo ogonem. – Jasne, jesteś naprawdę świetnym facetem – roześmiała się, a on podszedł bliżej, kilka razy przeszedł jej koło nóg i otarł się o gips na lewej łydce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W afekcie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W afekcie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «W afekcie»

Обсуждение, отзывы о книге «W afekcie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x