Opadła na wyściełaną sofę. W głowie szumiało jej od wrażeń. Była szczęśliwa, że być może Travis i Rosemary nareszcie zaczną czerpać radość ze swej miłości.
Wkrótce Leith zapomniała o szczęśliwej parze. Znowu stanęła jej przed oczami wściekła mina Naylora. Było w niej coś groźnego. Naylor nie należał do ludzi, którzy zwlekają z wyciąganiem wniosków i Leith wiedziała, że chwila pokuty jest bliska.
Usłyszała kroki. Poderwała głowę, gdy cień padł na oszklone drzwi, i zamarła. Rozpoznała wysokiego mężczyznę, stojącego z dłonią na klamce i pojęła, że nadszedł czas wyjaśnień…
Nie odrywała od niego oczu, gdy z bezlitosną miną wszedł do domku.
Stanął przed nią i przez długą chwilę po prostu patrzył z góry.
– No – odezwał się twardym, ostrym głosem. -Mów.
– O… czym? – zapytała. Ta odpowiedź nie została przyjęta zbyt dobrze.
– Ostrzegam cię – rzekł lodowato. – Nie mam nastroju do zabawy.
Wskazał głową na dom.
– Możesz zacząć od wyjaśnienia mi, o co do cholery tam chodzi!
Leith starała się zachować spokój.
– To chyba mówi samo za siebie – odparła oschle. Oczy Naylora zwęziły się, ręce zacisnęły w pięści.
Przyciągnął do siebie fotel i usiadł naprzeciw niej. Zablokował jej w ten sposób drogę do drzwi. Przechylił się i wycedził gniewnie:
– Dobra, zaczynamy od początku. Kim u diabła jest Sebastian?
Treść pytania tak zaskoczyła Leith, że o mały włos nie wyparła się własnego brata.
– On… mm… jest w… mm… Indiach, na… -zaczęła.
– Do jasnej cho… – Naylor zmełł w ustach przekleństwo. Zachowywał się jak człowiek, którego oszukano, i teraz nie pozwoli na dalsze kłamstwa. Chce mieć zatem wszystkie kropki nad I, wszystkie kreseczki nad T i nic, zupełnie nic nie pozostawiać domysłom. – Sebastian to twój brat, tak? Jedyny brat?
– Sebastian jest moim jedynym bratem – przyznała.
– Jak długo jest w Indiach? – rzucił Naylor, a Leith klęła swe zmieszanie. Teraz, kiedy chciała odpowiadać jak najszybciej, nie mogła sobie przypomnieć.
– Niezbyt długo – odpowiedziała.
– Rok? Kilka miesięcy? – dopytywał się. Skinęła głową. – Zanim wyjechał, mieszkaliście razem?
– Zgadza się – odparła ostro, zirytowana lekko jego dociekliwością. Wtedy pochwyciła błysk zrozumienia w jego oczach.
– Hipotekę także spłacaliście razem? – nie zawahał się wleźć z butami także w jej finanse.
– Jeżeli musisz wiedzieć – wybuchnęła – chcieliśmy kupić razem to mieszkanie. Żeby oszczędzić ci pytań – dodała – złożyliśmy depozyt w postaci pewnej sumy, którą zapisał nam dziadek.
Naylor nie wydawał się ani trochę zainteresowany sumą, jaką złożyli, ani dziadkiem.
– A potem twój brat wyjechał i zostawił cię z całym długiem, nie dając żadnego zlecenia płatności pod jego nieobecność?
– Chyba zapomniał, że są… – Leith zaczęła bronić Sebastiana, ale urwała. – To ciebie nie dotyczy!
– palnęła bez namysłu. Kiedy spojrzała na wyraz jego twarzy domyśliła się, że to nie był dobry argument.
– To mnie cholernie dotyczy, kobieto! – ryknął.
– Zrobiłaś ze mnie kompletnego durnia. Nikt nie robi takich rzeczy bez powodu, nawet ty!
– Miałam doskonały powód – podniosła głos.
– Jaki?
– Sam się o to prosiłeś!
– W jaki sposób?
– Masz kiepską pamięć! Od pierwszej chwili, od tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, zacząłeś…
– Do Travisa wrócimy za chwilę – uciął. – Przedtem jednak powiesz mi, dlaczego raczyłaś wprawdzie poinformować mnie, że masz brata, ale umyślnie nie powiedziałaś, że ma na imię Sebastian! To natychmiast rozwiązałoby sprawę innego mężczyzny w twoim życiu.
– Dawałeś mi jasno do zrozumienia, jaką masz o mnie opinię, powinnam chyba robić wszystko, żeby ją poprawić! – wybuchnęła.
– I, oczywiście, dlatego nigdy nie wspomniałaś, że do niedawna twój brat mieszkał z tobą i płacił połowę długu hipotecznego, dzięki czemu mogłaś sobie pozwolić na takie mieszkanie. I również dlatego pozwoliłaś mi myśleć, że to mieszkanie ma tylko jedną sypialnię, podczas gdy najwyraźniej są dwie. Co znaczy…
– O ile pamiętam – przerwała mu ostro Leith – tamtej nocy, kiedy przyszedłeś po Travisa, nie byłeś w nastroju do wycieczki po moich nieruchomościach!
– Mogłaś mi wszystko wyjaśnić!
– Rzeczywiście, jak diabli! Bo ty miałeś ochotę słuchać wyjaśnień!
– Jakaś kobieta unieszczęśliwiała Travisa… był w twoim mieszkaniu, więc, na mój rozum, to musiałaś być ty!
– No więc dowiedziałeś się właśnie, że to nie ja.
– A ty czekałaś na ten dzień, co? – przerwał jej szorstko.
– Czekałam?
– Niech mnie piekło…! – wybuchnął. – Założę się, że nieraz miałaś ochotę roześmiać mi się w twarz!
– Jestem tylko człowiekiem! – odparła, pomijając milczeniem fakt, że częściej z jego powodu była bliska łez niż śmiechu.
Okazało się, że śledztwo dopiero się rozkręca.
– Dlaczego pozwoliłaś mi sądzić, że jesteś kochanką mojego kuzyna? – zapytał. – Dlaczego…?
– Z tego, co sobie przypominam – ucięła wrogo -chyba nie uwierzyłbyś mi, gdybym powiedziała ci coś innego! Byłeś zdecydowany myśleć o mnie jak o jakiejś… jakiejś harpii, która czyha wyłącznie na portfel Travisa!
– Nawet nie próbowałaś przekonać mnie, że jest inaczej! – rzekł oskarżająco. – Nawet nie wspomniałaś o istnieniu tej dziewczyny.
– Rosemary nie chciała, aby ktokolwiek wiedział o jej związku z Travisem – stanęła w obronie przyjaciółki – a poza tym byłam święcie przekonana, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.
– Hmmm – mruknął. Potarł dłonią podbródek w zamyśleniu. Wydawało się, że coś sobie przypomniał… i nagle rozluźnił się.
– To… dla mnie także była niespodzianka – wyznał dziwnym, tęsknym tonem. – Przechodząc, zajrzałem do pokoju i zobaczyłem twoją kasztanową głowę…
– Rozpoznałeś mnie?
– Byłaś odwrócona plecami, uczesana inaczej, ale… -powiódł spojrzeniem po jej długich, lśniących lokach ten fantastyczny kolor przyciągnął moją uwagę.
Leith nie była pewna, czy przypadkiem nie woli, kiedy jest bezczelny, wściekły i agresywny. Jego łagodność wytrącała jej broń z ręki.
– Ja… też nie wiedziałam, że jesteś… Naylorem Massinghamem, moim… szefem – wyjaśniła.
– A ja nie byłem pewny, że kobieta, którą nazywają Panną Lodowatą, jest tą samą brązowowłosą pięknością, z którą kłóciłem się w sobotę rano – odparł.
Och, Naylor, nie rób tego – myślała rozdygotana Leith. Teraz jeszcze cięższą walkę musiała stoczyć w poszukiwaniu odpowiedzi.
– Cóż, kiedy już się dowiedziałeś, nie miałeś żadnych skrupułów.
– Dużo mi to pomogło! – parsknął. Miękki ton znów gdzieś się zapodział. – Tego samego wieczoru, kiedy byłem na kolacji z przyjaciółką, kogóż to ja widzę w tej samej restauracji? Mego kuzyna, otaczającego władczym ramieniem właśnie ciebie!
– Jeśli dobrze pamiętam, Travis jedynie prowadził mnie do twojego stolika.
– Ale skoro nie byłaś jego dziewczyną, dlaczego zgodziłaś się iść na kolację? – dopytywał się.
– Jeśli już chcesz wiedzieć – odparła – dlatego, że Rosemary pojechała do rodziców tydzień wcześniej i wtedy jeszcze nie wróciła. Jej rodzice są przeciwni rozwodowi, więc bała się powiedzieć im o Travisie.
Читать дальше