Automatycznie wysunął język, jakby chciał coś polizać. Po raz pierwszy od dwóch tygodni Christy roześmiała się.
– Och, Matthew. Są śliczne. – Podniosła kręcący się puszysty kłębuszek i przytuliła do policzka.
– Ale bezużyteczne przy owcach – powiedział markotnie. – Tym niemniej żonie się podobają.
– Będą świetnymi towarzyszami – stwierdziła z przekonaniem i nagle wpadła na pomysł. – Matthew, chcesz oddać jednego?
– Jasne – odpowiedział natychmiast. – Jeśli żona się do nich przyzwyczai, będzie chciała zatrzymać oba.
– Amy Haddon z przyjemnością wzięłaby jednego z nich – powiedziała miękko Christy. Spojrzała na farmera. – Dzisiaj wychodzi ze szpitala.
– Amy Haddon? – Twarz mu się wyciągnęła. – Ma kłopoty z glinami.
– Znasz ją? – spytała, obserwując jego twarz.
– Chodziłem z nią do szkoły. – Westchnął. – Była w porządku, dopóki nie wyszła za Billa Haddona.
– Ona jest nadal w porządku, Matthew – powiedziała łagodnie. – Jest po prostu tak strasznie samotna i przygnębiona, że nie jest w stanie się z tego wydźwignąć. – Umieściła wiercący się kłębuszek na szalce i dokładnie zważyła. – Ten mały – wskazała ręką – mógłby nieco zmniejszyć jej samotność.
Farmer zastanawiał się przez chwilę. Pociągał nosem i spoglądał w niebo, jakby tam szukał odpowiedzi. W końcu skinął głową.
– Dobrze, panno Blair – oświadczył. – Szczeniak jest jej, choć nie wiem, co powie żona. Ona wyraża się o Amy Haddon dość ozięble.
Jak większość kobiet z Corrook, pomyślała ze smutkiem Christy.
– Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością. – Oczywiście, zapłacę ci za niego. Ile chcesz?
– Nic. – Twarz mu poczerwieniała. – Jest za darmo.
– Roześmiał się. – Amy Haddon była moją pierwszą sympatią. Nauczyła mnie, jak rzucać kamieniem, żeby zrobić na wodzie pięć kaczek. Coś się jej za to należy. No, dobra, to ile syropu mam dać szczeniakowi?
O wpół do szóstej Christy zamknęła aptekę, wzięła mały, ciepły kłębuszek i pomaszerowała do Amy. Po drodze minął ją samochód Adama. Nie mogła się wycofać. Zobaczył ją.
Podchodząc widziała, jak Adam wyjmuje walizkę i pomaga wysiąść Amy. Tak więc przyjechali prosto ze szpitala. Czekali na nią, aż się zbliży. Amy uśmiechnęła się na przywitanie, ale twarz Adama była nieporuszona.
– Witaj w domu, Amy. – Christy szukała słów.
– Sądziłam… – Skupiła wzrok na twarzy Amy. – Sądziłam, że wrócisz do domu wcześniej.
– Doktor McCormack obiecał, że po pracy podrzuci mnie do domu, skoro jesteśmy teraz prawie sąsiadami – wyjaśniła. Spojrzała na mały domek po lewej stronie, za trawnikiem.
– Później przyniosę zapiekankę – obiecała Christy, ignorując obecność Adama. – Ten mały wszedł dzisiaj do mojej apteki i powiedział, że potrzebuje dobrego domu. – Podniosła wiercącą się kuleczkę.
– Nazywa się Kaczka i twierdzi, że jest świetnym stróżem.
Twarz Amy zastygła. Przez chwilę Christy podejrzewała, że Amy się rozpłacze. O, rany, ma alergię na psy albo ich nie znosi, pomyślała zła na siebie, że zrobiła coś niewłaściwego…
I wtedy Amy wyciągnęła zdrową rękę po małe stworzenie i przytuliła je do siebie.
– Och, Christy… – szepnęła patrząc na szczeniaczka i łzy spłynęły na jego główkę. – Nigdy nie miałam psa – wyznała cicho. – Bill nie pozwoliłby…
– Teraz możesz mieć – przerwała Christy. – Jeśli go chcesz.
– Kaczka… – Amy spojrzała z uśmiechem na małego wiercipiętę. – Dlaczego nazywa się Kaczka?
– Jest zapłatą za pięć kaczek. – Christy roześmiała się. – Pochodzi od Matthew Hearna. Nauczyłaś go, jak puścić na wodzie pięć kaczek. Teraz spłaca dług wdzięczności.
– Ale Edith Hearn… – zaczęła Amy pełnym niedowierzania głosem.
– Nie słuchaj plotek – przerwała jej Christy bez ogródek. – Jeśli nie będziesz się odsuwać, okaże się, że wiele osób cię lubi. – Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Adama, a wyraz jego oczu zaparł jej dech.
Zarumieniona zwróciła się znów do Amy.
– Teraz lepiej już pójdę – powiedziała niepewnym głosem. – Wrócę później z zapiekanką. – Nachyliła się i serdecznie pocałowała Amy w policzek. – Moja mama powtarzała mi, że kiedy jest mi źle, nie powinnam podejmować żadnych ważnych decyzji i powinnam słuchać tylko tych ludzi, którzy mnie lubią. To dobra rada.
– Christy, zaczekaj – zawołał Adam, kiedy odwróciła się od nich.
Nie zatrzymując się, pokręciła głową.
Po dwóch godzinach wróciła z obiecaną potrawą. Amy powitała ją serdecznie i dokładnie zamknęła za nią drzwi.
– Nie powinnaś robić sobie tyle kłopotu, moja droga. – Była wdzięczna i jednocześnie onieśmielona. – Już tyle zrobiliście dla mnie z doktorem. A teraz dałaś mi towarzysza, a doktor McCormack… – urwała w pół zdania i dokończyła nieprzekonująco – też był bardzo miły.
– Kiedy wprowadziłam się tutaj przyniosłaś mi zapiekankę. Teraz rachunek jest wyrównany.
– Nie będzie, dopóki nie dam ci psa. – Christy z przyjemnością słuchała głośnego, szczęśliwego śmiechu Amy. Nie przypuszczała, że Amy potrafi się tak śmiać. A znała ją od dwóch lat. Spojrzała na nią ze zdumieniem. Co się stało? Czy sprawił to ten szczeniak?
– Mam nadzieję, że doktor McCormack pomógł ci się ulokować?
– O, tak. – Uśmiech Amy nieco zbladł. – Chciał porozmawiać ze mną o Tomie.
– Twoim synu?
– Tak. – Podniosła czajnik. – Herbaty? – Nie czekając na odpowiedź postawiła go na kuchence i pod tym pretekstem odwróciła się do Christy plecami. – Odnalazł go i poinformował o śmierci Billa. Tom wiedział o tym i nie ma to dla niego znaczenia. Nie chce mieć ze mną nic wspólnego – powiedziała łamiącym się głosem.
Przez chwilę Christy milczała.
– I jak się czujesz, wiedząc o tym? – spytała.
– Okropnie. – Rozprostowała ramiona i odwróciła się twarzą do Christy. – Ale nie gorzej niż dotąd. Chyba wiedziałam o tym od dawna. Przecież gdyby chciał, mógł się ze mną skontaktować wcześniej. – Westchnęła. – Powinnam odejść od Billa, kiedy Tom był jeszcze dzieckiem. Bill był agresywnym pijakiem. Bił mnie i Toma. Ale to były inne czasy. Wcześnie wyszłam za mąż. Skończyłam tylko trzy klasy szkoły podstawowej i nie mogłabym zarobić na siebie i dziecko. A Bill jeszcze mnie straszył, że jeśli odejdę, znajdzie mnie i zabierze Toma. – Wzruszyła ramionami. – Nie miałam dokąd pójść.
– A Tom wini ciebie – posumowała Christy. – To takie niesprawiedliwe, Amy.
– Cóż, życie nie jest sprawiedliwe – stwierdziła Amy bez emocji. Westchnęła i na jej twarz powrócił uśmiech. – Ale zawsze coś się może w nim dobrego wydarzyć. – Była tak podekscytowana, że słowa cisnęły się jej na usta. – Doktor McCormack chce, żebym była jego gospodynią.
– To wspaniale – powiedziała Christy. – W takim małym domku nie będzie to chyba zbyt ciężka praca.
– Nie wiadomo. – Amy pieczołowicie odmierzała wsypywaną do czajniczka herbatę, jakby starała się ukryć podniecenie. – Może być więcej pracy, niż się przypuszcza. – Uśmiechnęła się. – W każdym razie przez kilka najbliższych dni będę bardzo zajęta. Doktor wyjeżdża i prosił, żebym podczas jego nieobecności wprowadziła tu różne zmiany. – Zaśmiała się z radości. – Zostawił mi pieniądze na meble. Zapłacił nawet Pete’owi za zawiezienie mnie taksówką na zakupy do Tynong.
Читать дальше