Przybrała dzielny wyraz twarzy, powstrzymując się od łez do momentu, aż wyszedł z hangaru i skierował się do czekającego na pasie startowym odrzutowca. Zobaczyła wspinającego się po schodach Zane'a. Jeff szedł tuż za nim z pochyloną głową, jakby z ociąganiem. Dopiero wtedy poddała się smutkowi, który ogarnął jej serce.
– Mamusiu, dlaczego płaczesz? – spytała Maggie.
– Bo będę bardzo tęsknić za Jeffem. Z oczu małej trysnęły łzy.
– Ja też. Będę się za niego modlić co wieczór.
Ashley zamierzała robić to samo. Modlić się i czekać, i kochać go, bo tylko przy nim czuła się szczęśliwa.
Wzięła na ręce Maggie i przytuliła ją mocno do siebie. Mocno objęte, wróciły do samochodu.
– Zobacz, jak my wyglądamy – powiedziała Ashley, próbując powstrzymać łzy. – Jak półtora nieszczęścia.
Zdobyła się na słaby uśmiech. Maggie też próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło. Ashley postawiła córeczkę na ziemi i usiłowała trafić kluczykiem do zamka. Nic jednak nie widziała, gdyż oczy miała zamglone od łez. Z tyłu za nimi rozległ się ryk odrzutowych silników, pracujących na coraz to większych obrotach. Samolot szykował się do startu, zabierając ze sobą Jeffa, a ona mu na to pozwoliła.
Kolejny raz próbowała wsunąć kluczyk do zamka, ale znowu jej się nie udało. Poczuła raptem na swojej dłoni ciepłą, mocną dłoń, która wprawnym ruchem naprowadziła jej rękę, tak że klucz przekręcił się gładko w dziurce.
Ashley odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią Jeffa.
– Jak to…? Czy ty…? Och, dziękuję ci.
Rzuciła mu się w objęcia, przywierając do niego tak kurczowo, jakby nie zamierzała go już nigdy puścić.
– Zane powiedział mi, że jestem skończonym idiotą, skoro opuszczam ciebie i Maggie – szepnął jej do ucha. – Doszedłem do wniosku, że ma rację. Zresztą, Zane nigdy nie lubił dzielić się sukcesem.
– Naprawdę jesteś tutaj? Nie wyjeżdżasz? – wyjąkała Ashley, nadal nie wierząc własnym oczom.
Pochylił się i wziął Maggie na ręce.
– Nie będę już więcej brał udziału w żadnych niebezpiecznych akcjach – obiecał. – Mam dosyć roli nieustraszonego bohatera. Ostatecznie mam teraz w życiu coś, czego nie chciałbym stracić.
– Tatusiu, skoro nigdzie nie wyjeżdżasz, czy mogę mieć kotki? – zapytała Maggie z nadzieją.
– Pewnie.
Ashley roześmiała się i pocałowała Jeffa. Przytulił je obie.
– Nareszcie zrozumiałem – szepnął, zaglądając jej głęboko w oczy. – W końcu dotarło do mnie, przed czym się tak długo broniłem. Wiem, co czuję. Dlatego nie byłem w stanie wyjechać. Kocham cię, Ashley. I Maggie też i… – zerknął na jej brzuch. – Wiesz, co mam na myśli.
– Naprawdę?
– Ponad wszystko na świecie. Zawsze będę was kochać. Przy was będę mógł się w końcu odnaleźć.
Letnie słońce, ciepłe i jaskrawe, stało wysoko na niebie. Jeff spojrzał znad książki na Maggie i jej najlepszą przyjaciółkę, Julie, biegające po ogrodzie. W ślad za nimi ganiały dwa psy myśliwskie – suczki z jednego miotu. Uśmiechnął się, słysząc głośny śmiech.
W cieniu na kocu leżała Ashley i przytulony do niej osiemnastomiesięczny blondynek. Przyglądał się kobiecie, którą kochał oraz swojemu pierworodnemu synowi, z uczuciem szczęścia i zadowolenia. Nie wyobrażał sobie, że jego życie może się aż tak zmienić.
David Jeffrey Ritter urodził się w wyznaczonym terminie, absorbując uwagę całej rodziny. W maju Ashley obroniła dyplom z wyróżnieniem. Zatrudniła się w firmie zajmującej się rachunkowością, której właścicielki zapewniały na miejscu całodzienną opiekę nad dziećmi.
Ashley jest znowu w ciąży, choć jeszcze tego nie widać. Mieli nadzieję, że tym razem to dziewczynka. Jeśli okaże się choć w połowie tak wspaniała jak Maggie, Jeff będzie najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem.
– O czym myślisz? – zapytała Ashley sennym głosem. Jeff zerknął na zegarek.
– Że niedługo zjawią się moi rodzice.
– Powinnam się w takim razie zabrać za przygotowanie lunchu.
– Ja to zrobię. W końcu to moi rodzice.
Ashley przymknęła oczy i uśmiechnęła się.
– Nie. Powiedzieli, że są również moimi rodzicami. Pamiętasz?
Za namową żony Jeff skontaktował się ze matką i ojcem. Okazało się, że mają szczerą ochotę uczestniczyć w życiu syna. Uczył się powoli nawiązywać kontakty z ludźmi. Sen o stojącej w ogniu wsi nawiedzał go coraz rzadziej, a kiedy Jeff się budził, zamiast przechadzać się samotnie w ciemnościach, przytulał się do żony, której czułe objęcia dawały mu odczuć, że nigdy od niego nie odejdzie.
Śnieżynka, biała kotka, otarła mu się o nogę, mrucząc. Pochylił się i pogłaskał ją czule.
Wszyscy i wszystko, co kocham na świecie, będzie wkrótce w tym domu. Zycie jest piękne, pomyślał szczęśliwy. Zycie jest naprawdę piękne.
***