Mary Balogh - Garść Złota
Здесь есть возможность читать онлайн «Mary Balogh - Garść Złota» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Garść Złota
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Garść Złota: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Garść Złota»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Garść Złota — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Garść Złota», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Cóż, on nie był mędrcem, choć wybrał się w podróż z nędzną garścią złota. Miał nadzieję u celu podróży nasycić swe zmysły. I tylko tego pragnął: paru sympatycznych dni spędzonych w towarzystwie Bertiego i kilku pełnych szaleństwa nocy spędzonych w łóżku z Blanche. Do diabła z mądrością i sensem życia! Wiedział, jak po upływie tego tygodnia potoczą się dalsze jego losy. Poślubi lady Sarah Plunkett i będzie mieć z nią gromadkę dzieci – jak mawia stare porzekadło. I zacznie prowadzić ustatkowane życie.
Nadchodzi śnieżyca, pomyślał, spoglądając na zasnute szarymi chmurami niebo. Czekają nas zatem białe święta. Perspektywa ta, która w innych okolicznościach bardzo by go radowała, teraz budziła w nim wręcz niechęć. W Conway zbierze się cała rodzina, od dzieci po starców, będą urządzać kuligi, bitwy na śnieżki, konkursy na najładniejszego bałwana i zawody łyżwiarskie.
Nieoczekiwanie ogarnęła go nostalgia za bliskimi.
Gdy dotarli do celu, okazało się, że domek myśliwski Bertiego bardziej przypomina okazałą rezydencję niż skromny pawilon, jakiego spodziewał się Julian. Okna rozświetlał zapraszająco blask świec, a z kominów biły w niebo pióropusze dymu. Julian, któremu od konnej jazdy kompletnie zdrętwiały mięśnie, krzywiąc się z bólu, niezgrabnie zsunął się z siodła. Niedbałym ruchem ręki odprawił służącego, który wyszedł im na spotkanie, i osobiście otworzył drzwi powozu. Wysunął stopnie, wyciągnął rękę i pomógł wysiąść pasażerce.
Gdy ujął zakrytą rękawiczką dłoń Blanche, naszła go kolejna refleksja, że dziewczyna wcale nie przypomina rajskiego ptaka, jak to sobie wyobrażał, zapraszając ją na wieś. Ubrana była w skromną, szarą, wełnianą suknię i długi, bury płaszcz. Na dłoniach miała czarne rękawiczki i tej samej barwy wysokie buciki na stopach. Jej włosy, owe olśniewające tycjanowskie pukle, zostały bezlitośnie zaczesane do tyłu i zakryte skromnym, praktycznym damskim czepkiem. Twarz nie nosiła śladu kosmetyków, ale i bez nich pałała nieziemską wprost urodą. Nie miała w sobie nic z ladacznicy.
– Dziękuję, mój panie – powiedziała, spoglądając w stronę domu.
– Mam nadzieję, że pod kocami było pani wystarczająco ciepło – odrzekł Julian.
– Oczywiście – odparła z uśmiechem.
Julian odwrócił się w stronę Bertiego. Jego przyjaciel stał w otwartych drzwiach, zacierał ręce i serdecznie się uśmiechał. Julian poczuł przebiegający mu po plecach rozkoszny dreszcz. Nadchodzącej nocy oczekiwał z ogromną niecierpliwością. W pannie Blanche Heyward, tancerce z opery i znawczyni Gwiazdy Betlejemskiej, było coś niebywale intrygującego.
Verity nigdy jeszcze w życiu nie była tak skrępowana jak podczas pierwszej godziny pobytu w domku myśliwskim Bertranda Hollandera. Domostwo to w niczym nie przypomina pawilonu myśliwskiego, myślała, rozglądając się po wielkim, wygodnym i pięknie urządzonym domu, którego właściciel używał jedynie w sezonie łowieckim. No i wykorzystywał do potajemnych schadzek z kochankami.
To właśnie stanowiło główną przyczynę zakłopotania Verity. Pan Hollander okazał się niezwykle miłym dżentelmenem. Miał przystojną, sympatyczną twarz i, najwyraźniej, przykładał wielką wagę do ubioru. Gospodarz serdecznie powitał gości, zapewnił, iż w jego domu znajdą wszelkie wygody, po czym poprosił, by nie robili sobie żadnych ceregieli.
Ukłonił się Verity z wielką galanterią, ujął jej dłoń, podniósł ją do ust, po czym zaprowadził dziewczynę w głąb domu. Idąc, usilnie prosił, by bez skrępowania zwracała się do niego z wszelkimi prośbami.
Całym jednak zachowaniem dawał wyraźnie do zrozumienia, że Verity należy do całkiem innej sfery. Na wstępie otaksował ją wzrokiem od stóp do głów, po czym przesłał wicehrabiemu Folingsby znaczący uśmiech. Choć nie był to do końca butny, bezczelny uśmieszek i kryło się w nim wiele uznania, to jednak w obecności prawdziwej damy nigdy by sobie na takie zachowanie nie pozwolił. Nie zwróciłby się również do niej po imieniu.
– Blanche, przejdź, proszę, do salonu i ogrzej się przy kominku – rzekł. – Za chwilę przedstawię ci Debbie.
Jego kochanka miała jasnoblond włosy, była ładna i trochę pulchna. Mówiła z wyraźnym akcentem z Yorkshire. Na powitanie nie wstała wprawdzie z krzesła, na którym siedziała przed kominkiem, lecz przesłała nowo przybyłym wesoły uśmiech.
– Siadaj, Blanche – powiedziała, wskazując na stojące po drugiej stronie kominka krzesło. – Bertie posłał już po herbatę. Julianie, sprawiasz wrażenie przemarzniętego. Przysuń sobie krzesło do ognia, chyba że chcesz wziąć Blanche na kolana.
– Cudownie – odparł Julian i zwrócił się do Bertiego: – Mam nadzieję, że dla mnie herbaty nie zaordynowałeś? Hollander parsknął śmiechem i ruszył w stronę kredensu, na którym stała bateria karafek i szklanek. Wicehrabia przyniósł sobie krzesło, co Verity przyjęła z wyraźną ulgą, lecz gospodarz, gdy wrócił ze szklankami z trunkiem, popatrzył na Debbie i znacząco uniósł brwi. Dziewczyna westchnęła i wstała z krzesła. Gdy gospodarz zajął na nim miejsce, usiadła mu na kolanach.
Verity stłumiła gniew. Nie zamierzała jednak okazywać oburzenia. Ostatecznie Julian i Bertie przebywali jedynie w towarzystwie swoich kochanek. A ona, z własnego wyboru, była jedną z nich. W biurku w swoim pokoju zostawiła dwieście funtów. Reszta zaliczki poszła na kolejną wizytę u doktora, nowe lekarstwa dla Chastity i inne, drobne bieżące wydatki. Zatem gdyby nawet chciała, na odwrót było za późno.
Musiała pogodzić się z tym, co nieuchronnie miało nadejść. Ale przecież decyzję podjęła w dniu, w którym przyjęła propozycję wicehrabiego Folingsby. Starannie przygotowała się do odegrania swej roli. Mówiła z osobliwym akcentem, który miał ukryć fakt, że jest kobietą dobrze urodzoną. Wymyśliła sobie rodzinę kowala z Somersetshire. Dalej jednak nie zamierzała się posuwać. Nie próbowała udawać głupiej czy ordynarnej, jaką w jej mniemaniu powinna być płatna kochanka.
Zabrała ze sobą swe codzienne ubrania. Włosy upięła tak, jak zwykle upinała je w domu. Zamierzała dotrzymać układu zawartego z Julianem. Musiała pozostać tu przez całe Boże Narodzenie i pozwalać mu na wszystko, czego sobie tylko zażyczy. Wciąż starała się nie myśleć o tym, co ją czeka. Niepokojem napawał ją fakt, że o wielu rzeczach nie ma zielonego pojęcia. Nie śmiała o nie pytać matki, która wprowadziłaby ją we wszelkie arkana tylko w przypadku, gdyby Verity wychodziła za mąż i czekała ją noc poślubna.
Matce i Chastity oświadczyła, że lady Coleman zamierza spędzić święta w wiejskiej posiadłości i domaga się, aby towarzyszyła jej Verity. Wyjaśniła, że za tę usługę ma dostać wyjątkowo wysokie wynagrodzenie, lecz nie wspomniała nic o magicznej sumie pięciuset funtów. Zarówno matka, jak i siostra bardzo żałowały, że Verity nie spędzi z nimi Bożego Narodzenia. Trzy kobiety uroniły przy pożegnaniu kilka łez, lecz pani Ewing i Chastity czerpały pociechę z tego, że Verity, jako najbliższa towarzyszka wielkiej damy, spędzi wesoło i dostatnio święta.
– Czy jest już pani cieplej? – wdarł się w jej rozmyślania głos wicehrabiego Folingsby. Sprowadzona nieoczekiwanie do rzeczywistości Verity zobaczyła, że lokaj wnosi właśnie do salonu tacę z filiżankami z parującą herbatą. Julian pochylił się i ujął w obie dłonie jej rękę. – Chyba jednak powinienem wziąć cię na kolana.
– Myślę, że ciepło ognia i gorąca herbata wystarczą, mój panie – odparła Verity i popatrzyła na uśmiechającego się pogodnie Hollandera. – Nigdy jeszcze nie byłam w tych stronach. Proszę mi coś o nich opowiedzieć. Jakie cuda natury można tu spotkać? Jaka jest historia tej posiadłości?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Garść Złota»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Garść Złota» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Garść Złota» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.