J.T. dalej popychał Arię ku tylnemu siedzeniu taksówki, ale Bill ich rozdzielił.
– Powóz zajechał, wasza wysokość – zaanonsował.
Aria przesłała mu oszałamiający uśmiech i z wdziękiem wsiadła do samochodu. Bill wsiadł drugimi drzwiami, a J.T. za nim.
– Bardzo bym chciał móc opowiedzieć o tym wszystkim żonie – odezwał się Bill, gdy taksówka gnała przez ulice Miami. – Pewnie mi nie uwierzy, że poznałem prawdziwą księżniczkę.
– Może kiedyś będziecie mogli odwiedzić Lankonię. Mój dom stoi dla was otworem.
– Dom? Pani nie mieszka w pałacu? – Bill wydawał się rozczarowany jak mały chłopiec.
– Zbudowano go z kamienia trzysta lat temu. Ma dwieście sześć komnat.
– To właśnie jest pałac – powiedział Bill, uśmiechając się z satysfakcją.
Aria ukryła uśmiech. Była zadowolona, że nie sprawiła mu zawodu. Obiecała powitać Billa z żoną w koronie z rubinem wielkości kurzego jaja.
– Jeśli skończyliście pogawędki, to mamy ważne sprawy do załatwienia – wtrącił się J.T. – Masz, księżniczko. – Wyciągnął do niej dłoń z plikiem zielonych papierków.
– Co to jest? – spytała, oglądając papierki w przyćmionym świetle.
– Pieniądze – odburknął J.T.
Aria odwróciła się w drugą stronę.
– Nie dotykam pieniędzy.
– Najprawdziwsza księżniczka – syknął Bill, najwyraźniej pod wrażeniem tej sceny.
J.T. przechylił się nad nogami przyjaciela i chwycił z kolan Arii elegancką skórzaną torebkę. W środku znajdowała się koronkowa chusteczka do nosa i nic więcej.
– Popatrz, wsadzam ci pieniądze tutaj. Jak dojedziesz do Waszyngtonu, zawołaj tragarza, żeby przeniósł ci bagaże do taksówki i daj mu ten banknot, z jedynką. Żadnych zer, rozumiesz? Każ mu sprowadzić taksówkę, która zawiezie cię do hotelu Waverly. Taksówkarzowi daj piątkę. W hotelu spytaj o Leona Cattona. Jeśli go nie będzie, każ do niego zatelefonować. Powiedz mu, że jesteś przyjaciółką Amandy Montgomery.
– Nie znam takiej osoby.
– Znasz mnie, a to jest moja matka. Jeśli nie wspomnisz jej nazwiska, nie dostaniesz pokoju. Leon zawsze chowa apartament na wszelki wypadek, ale żeby go dostać, musisz wspomnieć o mojej matce. Nie zaszkodzi, jeśli przy okazji pomachasz czymś małym, zielonym.
– Zielonym?
– Pokaż im studolarówkę, to zwróci uwagę. Zresztą zdaje mi się, że twój bagaż i zachowanie też cię wyróżnia. Aha, masz. – Wyciągnął z kieszeni pudełeczko i podał Arii.
Otworzyła je i znalazła kolczyki – w każdym z nich zobaczyła pięć diamencików. Podniosła je do światła reflektora przejeżdżającego samochodu. Kolczyki wcale nie były w najlepszym gatunku, ale mimo to je włożyła.
– Czy ty nigdy za nic nie dziękujesz?
– Dam Stanom Zjednoczonym wanad – powiedziała, patrząc przed siebie.
– Tego nie przebijesz, J.T. – stwierdził Bill.
– Pod warunkiem, że ona wróci do swojego kraju. I najpierw musi jej się udać przekonać nasz rząd, że doszło do podstawienia fałszywej osoby. I do tego…
Bill poklepał Arię po dłoni – wzdrygnęła się.
– Nie martw się, słoneczko. Każdy widzi, że jesteś prawdziwą księżniczką.
– Nie dotykaj jej i nie nazywaj słoneczkiem. To jest jej królewska wysokość – oświadczył sarkastycznie J.T.
– Odczep się, dobra? – burknął Bill.
Przez resztę podróży wszyscy milczeli.
Aria siedziała nieruchomo w apartamencie hotelu Waverly. W uszach wciąż dzwonił jej śmiech personelu. Nigdy dotąd nikt się z niej nie śmiał. Nie chciała czegoś takiego więcej przeżyć.
Pociąg był brudny, zatłoczony, a co gorsza jechały nim setki żołnierzy, którzy bez przerwy jej dotykali. Kiedy powiedziała im, że nie wolno tego robić, ryknęli gromkim śmiechem.
Zanim dotarła do Waszyngtonu, była już tak oszołomiona, że pomyliły jej się pieniądze. Tragarz prawie obcałował ją po rękach po otrzymaniu zapłaty, za to taksówkarz był ordynarny i nawrzeszczał na nią z powodu bagażu.
Przy kontuarze recepcji była kolejka, a kiedy kazała ludziom zejść z drogi, zachowali się bardzo nieprzyjemnie. Usłyszała też mnóstwo komentarzy na temat sterty bagażu.
Aria nie miała pojęcia, jak czeka się w kolejce, szybko jednak się nauczyła. Gdy doszła do kontuaru, była już bardzo zmęczona i zniecierpliwiona. Na nieszczęście recepcjonista znajdował się w podobnym stanie. Gdy zażądała apartamentu, roześmiał się jej w twarz, a potem jeszcze bardziej ją zakłopotał, powtarzając to życzenie ludziom w kolejce. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać.
Przypomniawszy sobie radę porucznika Montgomery’ego, żeby pomachać zielonym, wcisnęła temu ohydnemu człowieczkowi swoją torebkę. Z nie wyjaśnionej przyczyny to rozbawiło go jeszcze bardziej.
Po nie przespanej nocy Aria i bez tego czuła się fatalnie. Nienawidziła Ameryki i Amerykanów, a poza tym nie była w stanie przypomnieć sobie nawet polowy z tego, co powiedział jej porucznik Montgomery. No i zawodziła ją znajomość angielskiego. Im bardziej była zmęczona i zdezorientowana, tym silniejszy stawał się jej lankoński akcent.
– Amanda Montgomery – zdołała wybąkać.
– Nie rozumiem – powiedział recepcjonista. – Czy pani jest Niemką?
Tłum dookoła nagle zamilkł i wlepił w nią wrogie spojrzenia. Aria powtórzyła nazwisko właśnie w chwili, gdy zza jej pleców wyszedł mężczyzna. Okazał się dyrektorem hotelu, a nazwisko Amandy Montgomery sprawiło cud. Dyrektor zrugał recepcjonistę, strzelił palcami na chłopców hotelowych i po chwili zaprosił Arię do windy. Bardzo gorąco przepraszał za urzędnika i tłumaczył, że podczas wojny nie można znaleźć fachowca.
Gdy Aria wreszcie została sama w pokoju, poczuła się zagubiona. Jak przygotowuje się kąpiel? Dyrektor, pan Catton, powiedział, żeby dzwonić, gdyby czegoś potrzebowała, ale nigdzie nie było sznura od dzwonka.
Rozległo się pukanie do drzwi, a gdy nie odpowiedziała, do pokoju wszedł mężczyzna, toczący na wózku jej bagaż. Umieściwszy walizki w szafie, stanął wyczekująco.
– Jesteś wolny – powiedziała Aria. Mężczyzna prychnął pod nosem i ruszył do drzwi. – Poczekaj! – zawołała, chwytając za torebkę. Z jej doświadczeń wynikało, że zielone banknoty są w stanie skłonić Amerykanów do wszystkiego, a najbardziej ich uszczęśliwia, jeśli na banknotach są zera. Wyciągnęła więc jeden. – Potrzebuję pokojówki. Czy znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc w ubieraniu się, przygotowaniu kąpieli i rozpakowaniu rzeczy? Na widok studolarowego banknotu mężczyźnie oczy wyszły z orbit.
– Na jak długo? Moja siostra mogłaby trochę popracować, ale wiecznie czyjąś służącą nie będzie.
Tym razem osłupiała Aria. W jej kraju bycie w służbie wcale nie stanowiło dyshonoru. Jej damy dworu były arystokratkami.
– Na kilka dni – zdołała wybąkać.
– Zadzwonię do niej – odparł mężczyzna i podszedł do czarnego aparatu telefonicznego przy oknie.
Arii zdarzało się dawniej używać telefonu, ale zawsze ktoś wybierał za nią numer. Z zainteresowaniem przyjrzała się mężczyźnie kręcącemu tarczą. Gdy zaczął rozmowę z siostrą, odwrócił się do niej tyłem. Aria przeszła do sypialni.
Kobieta przyjechała dwie godziny później. Była naburmuszona i jasno dała Arii do zrozumienia, że w rzeczywistości nie jest niczyją służącą i tylko ze względu na wojnę zgodziła się komukolwiek usługiwać. Zrobiła to, co Aria jej poleciła, ale bardzo niechętnie.
O czwartej po południu Aria się położyła. Przedtem wzięła kąpiel i umyła włosy oraz zjadła bardzo przeciętny obiad. Zamierzała kilka godzin pospać.
Читать дальше