– Mogę ją przejąć, jeśli będę chciała. W pewnym sensie ją odziedziczyłam – wyjaśniła Jennifer odrobinę drżącym głosem. – Pomyślałam więc, że rzucę na nią okiem. Czy jest w strasznej… ruinie?
– No, nie – uspokoił ją pełen skruchy Ivar, wiercąc się na siedzeniu. – Przez jakiś czas latem hotel był czynny… Ale nie mógłbym cię wypuścić teraz samej, w żadnym wypadku!
– Nie, też tak myślałam – przyznała Jennifer.
Ach, jak dobrze Rikard znał to niezdecydowanie brzmiące w jej głosie!
– Jeśli można, pojechałabym z wami do Vindeid.
– Tak będzie najlepiej – zapewnił Ivar. – Zaraz zawracamy.
W ten sposób Rikard dowiedział się, dlaczego się tu znalazła. To było podobne do niej – pod wpływem impulsu wyruszyć w drogę. Przypuszczalnie nie pomyślała nawet o tym, że będzie tam musiała sama przenocować.
Jennifer zawsze była sama, a jednak nienawidziła tego.
Naturalnie powinien się natychmiast ujawnić. Wymagała tego przyzwoitość. Ale nie mógł się z nią znowu spotkać.
Czas nie zdołał jeszcze zatrzeć szoku i rozgoryczenia spowodowanego jej ostatnim wyczynem. To, co się wydarzyło po śmierci jej ukochanego dziadka…
Nie zdążył rozwinąć tej myśli, bo kierowany instynktem musiał się chwycić oparcia przed sobą. Z ust pasażerów wyrwał się zgodny okrzyk przerażenia.
Trzeszcząc złowróżbnie, pojazd zsunął się na prawą stronę, lądując w głębokim, wypełnionym śniegiem rowie. Kiedy gwar trochę przycichł, Ivar zawołał:
– Czy ktoś jest ranny?
Okazało się, że nikomu nic się nie stało. Lądowanie przebiegło bez zarzutu.
Wtedy nastąpiło to nieuniknione, to, co prędzej czy później musiało nastąpić. Jeszcze przestraszony, ale równocześnie przepojony radością głos zawołał:
– Rikard!
Trochę trudno było Rikardowi udawać zaskoczenie, kiedy walczył o powrót do normalnej pozycji w przewróconym autobusie.
– Nie, Jennifer? To naprawdę ty? Nie poznałem cię.
Z łatwością dała się oszukać. Odwróciła się do pozostałych.
– Nie ma się czego obawiać. Jest z nami Rikard, a on poradzi sobie ze wszystkim!
Rikard zrobił taką minę, jakby przełknął coś gorzkiego.
– Jennifer przesadza – powiedział z wymuszonym uśmiechem. – Ale jeśli tylko będę mógł pomóc, chętnie to zrobię.
– No cóż! – odezwał się Ivar. – Nawet dźwig będzie miał kłopoty z tym autobusem. Wydaje mi się, że możemy zrobić tylko jedno. Musimy dotrzeć pieszo do Trollstølen i czekać, aż nas ktoś stamtąd zabierze. To chyba nie potrwa długo.
– Czy to daleko stąd? – zapytała elegancka dama, a Rikard dostrzegł, że ma mnóstwo zmarszczek pod oczami. Zwiodły go kruczoczarne włosy, chyba się znacznie pomylił co do jej wieku.
– Nie tak daleko, jakieś dwieście-trzysta metrów – oszacował Ivar. – Nie możemy, w każdym razie, zostać w autobusie, bo zaraz skostniejemy z zimna. – Potrząsnął niecierpliwie dużą latarką. – Do diabła, że też musiała się zepsuć akurat teraz. Przydałaby nam się.
– Naprawdę musimy tam iść? – dopytywała się nerwowo elegancka dama. – Mam dość lekkie obuwie, może zaczekam w autobusie?
– Im prędzej się znajdziemy pod dachem, tym lepiej – odparł Ivar. – Powinniśmy iść szybkim krokiem.
– I w zwartej grupie – dodał Rikard. – Zrobiło się prawie zupełnie ciemno, a w tej burzy śnieżnej łatwo stracić kontakt wzrokowy.
– Złożę skargę w przedsiębiorstwie przewozowym – groził mężczyzna o byczym karku. – To przecież skan…
– Chodźmy – przerwał mu Rikard.
Zauważył, że Jennifer jako jedyna z nich była ciepło ubrana. Miała ocieplane kalosze i długie spodnie, a na dodatek wełniane rękawice. Poczuł się znacznie spokojniejszy. Najwyraźniej nie mógł się uwolnić od odpowiedzialności za nią.
Był zdenerwowany całą tą sytuacją, w której się znalazł. Marnował swój czas, podczas gdy powinien spotkać się z Marit i nakłonić ją, żeby skończyła z tymi wszystkimi fanaberiami, zanim będzie za późno. Obecność Jennifer na pewno nie ułatwiała sprawy! Natychmiast rzuciło mu się w oczy, jak niezmiernie się ucieszyła na jego widok.
Głupia dziewczyna!
Nie on jeden w tym towarzystwie miał powody, by się wściekać. Mężczyzna o byczym karku cały czas wrzeszczał na Ivara, a jego korpulentna żona wykrzykiwała słowa przeprosin. Elegancka, prawie bliska płaczu dama wydawała się szczególnie zdenerwowana opóźnieniem, ale była zbyt kulturalna, żeby pokazać swoje rozdrażnienie.
Nagle na siedzenia obok Rikarda wspiął się szybko jakiś cień i sięgnął do małej szafki z narzędziami.
Policjant cały czas wiedział, że ktoś za nim siedzi. Teraz dopiero zobaczył, że był to niezwykle wysoki i chudy mężczyzna o bladej i wymizerowanej twarzy, z podkrążonymi oczami.
Przypuszczalnie wkraczał w wiek średni, ale wydawał się starszy.
Rikard natychmiast podszedł do szczupłego mężczyzny, pomógł mu wybić okienko i wyjąć kawałki szkła. Autobus, którym jechali, był bardzo starego typu i nie posiadał specjalnych wyjść bezpieczeństwa, a ponieważ leżał na prawym boku, drzwi zostały zablokowane. Kierowca zdołał już odsunąć swoje niewielkie okienko, którym właśnie wychodził Svein, Mogły się przez nie wydostać tylko szczupłe osoby.
Ivar zadecydował:
– Pójdziemy dopiero wtedy, kiedy wszyscy wyjdą z autobusu. Niech nikt nie wyrusza sam! Jest nas ośmioro, pamiętajmy o tym! Musimy się często przeliczać, żeby nikogo nie zgubić!
Tylko Jennifer była zadowolona.
Czuła ogromną radość. Od wielu lat nie widziała swojego najlepszego, swojego jedynego prawdziwego przyjaciela, Rikarda Mohra, a tak bardzo tęskniła za oparciem i bezpieczeństwem, jakie jej zapewniał.
O wiele bardziej niż on sam mógł przypuszczać.
Pomyśleć tylko, że jej nie poznał! Czy naprawdę aż tak bardzo się zmieniła?
Powód jego nagłego wyjazdu do Oslo pozostał zagadką. Jennifer nie wiedziała, że zrobiła coś złego. Strasznie za nim tęskniła i opłakiwała jego stratę.
I oto był znowu z nią! Nie mogła w to uwierzyć!
Wpatrywała się w niego rozpłomienionym wzrokiem, kiedy pomagał wyjść eleganckiej damie.
– Ojej, ale ma pani cienkie buty! – zwróciła się do kobiety. – Jeśli pani chce, mogę pani pożyczyć moje.
Kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem piwnymi, zmęczonymi z niewyspania oczami, najwyraźniej nie przyzwyczajona do takiej wspaniałomyślności.
– Ale przecież tak nie można!
– Ależ tak! Mam jeszcze skarpety, więc dam sobie radę.
Przerwał jej Ivar:
– Zatrzymaj swoje buty, dziewczyno. Dopilnujemy, żeby ta pani nie zamoczyła nóg. Jest niewysoka i szczupła, a my mamy tu przecież kilku krzepkich mężczyzn.
– Twoja kolej, Jennifer – powiedział Rikard.
– Nie, poczekam na ciebie. Najpierw pomóżmy pozostałym.
Nic się nie zmieniła! Na pierwszym miejscu troska o innych.
Kilkoro z podróżujących miało ze sobą bagaże. Wywiązała się krótka dyskusja, czy mają je ze sobą zabrać. Po rozważeniu sytuacji Rikard z Ivarem stwierdzili, że mogą czekać nawet kilka godzin na nadejście pomocy, więc dobrze będzie mieć przy sobie rzeczy osobiste.
W końcu wszyscy znaleźli się na zewnątrz w rozszalałej burzy śnieżnej, stawiając wspólnie czoło gwałtownej zawiei. Wiatr hulał i zawodził w brzozowym zagajniku, śnieg przewalał się z wyciem po ziemi, zbijając się w twarde zaspy. Ubrania nie stanowiły dostatecznej osłony, zimno wdzierało się wszędzie.
Читать дальше