– Teraz? – szepnęła. – Dokąd? Chyba nie na dwór?
– Nie, skąd.
– Oczywiście, że chcę, ale jestem tak lekko ubrana.
– Pójdę z tobą do twojego pokoju.
Przemknęli się bezgłośnie do niej, gdzie szybko założyła coś cieplejszego. Nie śmieli zapalić światła, bo Rikard wyjaśnił szeptem, że muszą zachować absolutną tajemnicę.
Następnie przekradli się do kuchni, gdzie Rikard, ku zaskoczeniu Jennifer, chwycił kilka paczek herbatników. Czy nagle zgłodniał w środku nocy? Czy może mieli iść aż tak daleko?
Właściwie czy była jeszcze noc? Chociaż panowały ciemności, musiał się zbliżać brzask. Ich dziesiąty dzień w znienawidzonym Trollstølen.
Tej właśnie nocy szczególnie nienawidzili tego domu!
Kiedy przechodzili przez lodowaty korytarz za kuchnią, prowadzący do pomieszczeń gospodarczych i pokoi dla obsługi, Jennifer zadrżała. Przyszło jej na myśl coś naprawdę przerażającego. Tak ją to zaszokowało, że mimowolnie przystanęła.
– Co się stało? – zapytał cicho Rikard.
Wpatrywała się w niego w ciemnościach. A jeśli… jeśli to właśnie Rikard jest sprawcą całego zła? Jest policjantem i nie potrafi rozwikłać zagadki Trollstølen? Właściwie nie wie, co się z nim działo przez pięć minionych lat. Wtedy był taki miły i łagodny dla dziecka, którym była. Teraz popisał się cynizmem i wyrachowaniem. Bez wątpienia stał się też twardszym człowiekiem.
A tymczasem ona idzie za nim potulnie jak owieczka prowadzona na rzeź!
Kiedy Jennifer się nie poruszyła, Rikard powtórzył pytanie z nutką niecierpliwości w głosie:
– Co się stało? Dlaczego się zatrzymałaś?
Otrząsnęła się.
– Nic takiego – rzuciła beztrosko. – Pozwól, że ja poniosę świecznik!
Wyczuła jego zdziwienie, ale ujęła w dłoń solidny świecznik z nie zapaloną świecą. Broń…
Jakie straszne myśli przychodzą jej do głowy na temat przyjaciela z dzieciństwa, który, jak właśnie odkryła, sporo dla niej znaczy…
Nie mogła jednak odpędzić ponurych podejrzeń.
Rikard się zatrzymał. Rozległ się trzask zapałki. Zapalił niesioną przez nią świecę. Dostrzegła wtedy, ze znaleźli się przed jakimiś drzwiami.
Wyjął pęk kluczy, wybrał jeden z nich i otworzył.
– Nie przestrasz się – mruknął.
Jennifer uważała, żeby mieć go przed sobą, tak by nie mógł się wymknąć i zatrzasnąć za sobą drzwi.
Co za podłe myśli! Nie mogła ich jednak powstrzymać.
Płomień świecy zamigotał w małym pokoiku. Na jedynym łóżku spoczywała jakaś postać.
Jęknęła tylko i odruchowo złapała Rikarda za rękę. Był to Jarl Fretne, blady, z zamkniętymi oczami.
– Chcę stąd wyjść – powiedziała, podchodząc do drzwi. Rikard ją powstrzymał.
– Przyjrzyj mu się trochę uważniej – poprosił.
Jennifer rzuciła ostrożne spojrzenie w stronę zmarłego. Odczuwała ten rodzaj strachu przed nieboszczykami, jaki cechuje ludzi, którzy nigdy wcześniej nie widzieli żadnego zmarłego.
Serce zaczęło jej mocniej bić ze strachu.
– Ale… on…?
– Właśnie – uśmiechnął się Rikard. – On oddycha. Gdybym mógł mu dać coś mocniejszego, ale w tym hotelu nie ma nawet kropelki alkoholu. Możesz namoczyć tę chusteczkę? Spróbujemy go docucić.
Jennifer spełniła jego prośbę.
– Powiedziałeś przecież, że nie żyje.
– Tak, rzeczywiście, ale od razu widziałem, że żyje. Nie chciałem po prostu, żeby ktoś się o tym dowiedział. Nie ufam nikomu oprócz ciebie.
Jego słowa sprawiły, że zaczerwieniła się ze wstydu. Rikard zwilżał chusteczką czoło Jarla Fretne, kiedy Jennifer położyła mu rękę na ramieniu.
– Przepraszam cię, Rikardzie!
Nie pytał dlaczego. Odwrócił się tylko do niej i pogłaskał ją po policzku ze smutnym uśmiechem.
– Właśnie przed chwilą zauważyłem twój niepokój i zrozumiałem jego przyczynę. Zrobiło mi się przykro, Jennifer.
– Nie chciałam, ale to było silniejsze ode mnie. Jestem okropna!
– Nie, zareagowałaś odpowiednio do wydarzeń dzisiejszej nocy. – Jego uśmiech był łagodny i pełen czułości. – Czy teraz jesteśmy kwita?
Skinęła głową, śmiertelnie zażenowana.
– Wydaje mi się, że odzyskuje świadomość – zauważył cicho Rikard.
Wkrótce zapomnieli o swoich kłopotach.
Jarl Fretne spoglądał na nich ze zdziwieniem.
Rikard wyjaśnił mu, co się stało.
– Zostałeś ogłuszony, ale teraz jesteś bezpieczny. Czy wiesz, kto cię uderzył?
Lektor poruszył głową, wykrzywił twarz w grymasie bólu.
– Nie, nic nie widziałem. Wyszedłem z łazienki, usłyszałem z tyłu jakiś szelest i obudziłem się tutaj.
– Powiedziałem wszystkim, że zostałeś uderzony w tył głowy i że nie żyjesz. To było najlepsze wyjście, bo dzięki temu będziesz bezpieczny. Wiem, że cios trafił w bark. Dość mocno krwawiłeś, więc nikt się nie zorientował, gdzie jest rana. Nie wie tego nawet Ivar, chociaż pomagał mi cię nieść. Teraz powinieneś tu leżeć. Będziemy udawać, że nie żyjesz. Rozumiesz, chodzi o to, żeby napastnik nie zaatakował cię po raz drugi. Przyniosłem ci trochę wody i jedzenia, żebyś jakoś przetrwał. O ile dobrze poznałem ten dom, wkrótce będziemy mieli prąd, więc nie zmarzniesz. Czy się na to zgadzasz?
Fretne skinął głową.
– Naturalnie!
– Ale chcielibyśmy się dowiedzieć kilku rzeczy…
– Oczywiście! Chodzi o list, prawda? Jennifer, masz go jeszcze?
– Tak. Nie rozumiem tylko, skąd mogłeś wiedzieć, że to mnie go dałeś tam na górze. Przecież osoba, która się pojawiła po tobie, chciała mnie udusić, prawdopodobnie sądząc, że to ty?
Lektor próbował się uśmiechnąć, ale najwyraźniej ból mu na to nie pozwolił.
– Nietrudno zgadnąć. Szłaś nawołując Rikarda, a nikt tak nie przepada za Rikardem, jak ty.
Jennifer zarumieniła się, starając się nie patrzeć na Rikarda, który powiedział:
– Domyśliliśmy się, że to ty dałeś jej ten list, ale nie mieliśmy odwagi spytać cię o to wprost, bo sam mogłeś zaaranżować włamanie do pokoju, chcąc się uwolnić od podejrzeń i sprowokować innych, żeby się zdradzili. Ale nie mieliśmy racji. Opowiedz teraz o tym liście!
– Nikt nas nie podsłuchuje?
Rikard na palcach podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz. Nikogo nie było.
– Nie. Możesz mówić!
– Mój przyjaciel, dyrektor banku Gotthard Kruse z Trondheim, poprosił mnie, żebym go własnoręcznie dostarczył jego ojcu, konsulowi generalnemu Øysteinowi Kruse, mieszkającemu w Vindeid. Gotthard ma niezwykle rozwinięte poczucie sprawiedliwości i jest wstrząśnięty tym, że jego siostra popełniła straszną malwersację…
– Jego siostra?
– Tak, ma bardzo podejrzaną siostrę, czarną owcę w rodzinie.
– Znasz ją?
– Nie, ona nie mieszka w Trondheim. W ogóle nie wiem, gdzie mieszka. Wiem tylko tyle, że mówią na nią Vesla. Nigdy nie słyszałem jej prawdziwego imienia. W każdym razie mój przyjaciel kilkakrotnie wybawiał ją z różnych tarapatów, ale tym razem się zbuntował. Ona jest pozbawiona wszelkich zasad moralnych i prawie udało się jej przekonać ojca, że to jej należy się większa część spadku. Bardzo jej zależy na tych pieniądzach, dzięki nim mogłaby ukryć malwersację, Podobno spadek jest dość znaczny. Gottharda oburzyły manipulacje siostry i zagroził jej, że opowie wszystko śmiertelnie choremu ojcu, co właśnie uczynił w tym liście.
– A więc siostra o nim wiedziała?
– Tak, mój przyjaciel uprzedził ją o tym przez telefon.
Читать дальше