Tova, choć cierpiała przy każdym najmniejszym nawet poruszeniu nogą, odwróciła się do Ravna na tyle, by pogłaskać go po policzku.
– Pomożemy sobie nawzajem, Ravn – wyszeptała.
– Już idą – powiedział, kryjąc twarz w jej włosach i obejmując ramionami.
Pierwszy dobiegł do nich rycerz Gudmund, który z daleka dostrzegł ich pomiędzy drzewami w brzasku jaśniejącego dnia. Upadł na kolana przed córką.
– Dziecino, ile się nacierpiałaś! Zaraz przyjdzie kowal i wydostanie cię z tego okropnego żelastwa.
– Już dobrze, ojcze – uśmiechnęła się blado. – Ravn był przez cały czas przy mnie i pomógł mi przetrwać najgorsze.
Rycerz podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Ravna. Ku swemu ogromnemu zdumieniu na czarnych rzęsach wojownika dostrzegł łzy.
Żona rycerza wyszła przed dom i w blasku porannego słońca ujrzała grupkę ludzi nadchodzących od strony lasu. Zauważywszy córkę, zacisnęła pięści, żeby stłumić zalewającą ją falę histerii.
Tova, szlachcianka, córka rycerza! Może poślubić kogo tylko zechce, nawet samego księcia! Tymczasem niesie ją ten straszny człowiek, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do jego piersi. A Gudmund przyjmuje to ze spokojem! Czyżby nie widział, że ten z gruntu zły mężczyzna pochyla się nad ich córką i szepcze jej coś czule do ucha? O, roześmiali się oboje, a ich oczy wyrażają głębokie porozumienie. O Boże, co to wszystko ma znaczyć?
Wyszła im na spotkanie, blada ze zdenerwowania
– Matko, zarządź, by podano nam coś do jedzenia! – zawołał rycerz.
Nie obdarzywszy nawet jednym spojrzeniem męża, który jej zdaniem zachował się jak zdrajca, zwróciła się do służącej ze słowami:
– Borghild, zaprowadzisz Tovę natychmiast do jej alkierza. Wezwij też kogoś, kto opatrzy jej rany. A wy, panie – popatrzyła na Ravna – opuścicie natychmiast nasz dwór! Natychmiast!
– Chyba nie ma takiego pośpiechu – wtrącił się rycerz. – Najpierw muszę porozmawiać z naszym gościem, a także z Tovą i Borghild. Nie pojmujesz, że życie naszej córki wisiało na włosku? Także nasz dwór jest w niebezpieczeństwie, póki nie wyjaśnimy, co tu się właściwie dzieje.
– W takim razie chcę przy tym być! Nie dopuszczę, aby się stało coś niestosownego.
– Niestosownego! – powtórzył zdenerwowany rycerz. – Czy ty niczego nie rozumiesz?
Przypomniał sobie, jak Tova poprzedniego dnia mówiła, że musi pomóc Ravnowi, bo – jak twierdziła – strasznie mu ciężko. Podobno prosił ją o to, choć oczywiście nie wprost.
Ojciec doskonale rozumiał córkę. Zdawał sobie sprawę, że tylko ona, nikt inny, może odmienić złe serce wojownika. W głębi duszy jednak odczuwał narastający niepokój. Nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, jak wyglądają sprawy pomiędzy tymi dwojgiem. Świadomość, że jego jedyna córka zakochała się w takim okrutniku, była naprawdę trudna do zniesienia.
Posiłek podano w wielkiej sali. Przy stole zasiedli gospodarze z córką i Ravn, a Borghild im usługiwała.
Gdy już odtworzono wydarzenia minionej nocy, rycerz Gudmund zacisnął powieki, usiłując skupić myśli, i po chwili rzekł:
– Ravn ma rację, twierdząc, że powinniśmy się cofnąć pamięcią do nocy przesilenia wiosennego, kiedy Tova po raz pierwszy zobaczyła postaci za oknem. Odkryliśmy wtedy, że ktoś mieszka w opuszczonej zagrodzie, ale nie udało nam się wyjaśnić, kto.
– Czy to… – zaczaj Ravn, spoglądając pytająco na Tovę.
– Nie, chodzi o inną zagrodę, położoną znacznie bliżej dworu – odpowiedziała pośpiesznie.
– A pamiętasz to zamieszanie w kościele? – zwróciła się do rycerza jego żona.
– W kościele? – zdziwił się rycerz. – To było w tym samym czasie?
– Tak.
– O co chodzi? – zapytał Ravn.
– Ktoś przestawił figurę Madonny – wyjaśnił rycerz.
– Jaki kształt ma ta figura? – zapytał wojownik Grjota, prostując się.
– Och! – zawołała Tova. – Teraz rozumiem. Rzeczywiście, to musiała być Madonna z Dzieciątkiem, drewniana rzeźba. Wielkość także się zgadza. Widziałam tę figurę zawiniętą w płótno! Niósł ją na barkach jakiś mężczyzna i wyglądało to tak, jakby miał głowę z kamienia.
Ravn wodził spojrzeniem po twarzach zebranych, nic nie pojmując.
– Czy waszym zdaniem ci ludzie zakopali figurę w chacie?
– Figura wróciła na swoje miejsce – wyjaśniła Borghild.
– Ale w takim razie do czego im była potrzebna?
– Może chodziło o poświęcenie – rzuciła Tova.
– Zapewne chaty – mruknął rycerz.
– Dlaczego? – zaciekawił się Ravn.
Rycerz, pochyliwszy się do przodu, wyjaśnił:
– Umarł tam mój wuj, a także nieznany gość, który przywlókł do dworu dżumę, ale nikt nie odważył się wejść do środka z obawy przed zarazą. Ciała zmarłych nie zostały pogrzebane w poświęconej ziemi. Chata jest więc pogańskim grobem!
Borghild odruchowo uczyniła znak krzyża.
– Czy to znaczy, że ktoś miał przez cały czas klucz? – zastanawiała się Tova.
– Nie wiem, może przypadkowo dostał się w czyjeś ręce. Zastanawiam się… Twierdzisz, że widziałaś kobiety ciągnące trumnę. Może to wcale nie była trumna, lecz zbliżone trochę do niej kształtem czółno?
Tova nie mogła się skupić. Przeraziła ją wiadomość, że w sąsiadującej z jej alkierzem chacie przez cały czas spoczywali zmarli. Posłała Ravnowi błagalne spojrzenie, nade wszystko pragnąc schronić się w jego bezpiecznych objęciach. Ale oczywiście nie mogła tego uczynić.
– Tak, możliwe, że to było czółno – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – Ale po ciemku zdawało mi się…
Ravn oderwał wzrok od twarzy dziewczyny i zwrócił się do rycerza Gudmunda:
– A więc sądzisz, panie, że ci ludzie użyli czółna do wywiezienia szczątków zmarłych?
– Tak, ale intryguje mnie jeszcze coś. Powiedz, córko, jesteś pewna, że widziałaś kobiety?
Tova zmarszczyła czoło.
– Widziałam suknie, długie do samej ziemi – rzekła.
– Suknie? A może to były długie peleryny?
– Właściwie nie wiem.
– Ale nie wykluczasz, że mogli to być mężczyźni?
Jeszcze raz odtworzyła w pamięci obraz sprzed wielu tygodni
– Tak, rzeczywiście mogli to być mężczyźni w długich pelerynach.
Rycerz odchylił się.
– Świetnie, to oznacza, że jedną zagadkę rozwikłaliśmy. Zauważyłem bowiem, że w stajni wiszą zabłocone peleryny, pewnie te same. Wydaje mi się, że czółna użyto nie tylko do wywiezienia szczątków zmarłych, świeć, Panie, nad ich duszą, ale także do opróżnienia chaty z mebli i wyposażenia. Bo przecież twierdzicie, że w środku jest całkiem pusto.
– Tak, zdaje się, że zależało im na tym, by podłoga była całkiem pusta.
– A kto zaglądał przez szpary do wnętrza chaty i twierdził, że nie zauważył nic nadzwyczajnego? – spytała Tova. – Przecież powinien był dostrzec, że chata jest opróżniona z wszelkich sprzętów!
– Masz rację – wybuchnął rycerz. – Øystein! Będzie się musiał wytłumaczyć! Øystein… No cóż, wcale nie jestem tym zaskoczony. Borghild, czy mogłabyś go tu wezwać?
Służąca poderwała się i wyszła pośpiesznie. Zapadło milczenie, które przerwał Ravn:
– Wydaje mi się, że doszliśmy do sedna sprawy. Kim był ów nieznajomy, który przed trzydziestoma laty przywlókł do dworu „czarną śmierć”?
– Nie wiadomo. Mój wuj ulitował się nad tym nieszczęśnikiem i pozwolił mu się zatrzymać w swojej chacie, nie przypuszczając nawet, jakie będą tego następstwa. Przypominam sobie jedynie, że mówiono, iż nieznajomy przybywał z zachodu, a po drodze odwiedził Grindom.
Читать дальше